Spojrzał na kotkę, rozdziawiając pysk w szoku. Nie spodziewał się tu nikogo zastać. W zasadzie... Gdzie był? A! To legowisko medyka. Nie zorientował się w tym, bo wszedł w pierwsze lepsze miejsce, byle uciec od tych natarczywych spojrzeń wojowniczek. Od początku dnia nie dawały mu spokoju. Czuł się tak, jakby krążyły nad nim sępy, głodne jego mięsa. Jak nic nasłała je na niego Zajęcza Troska. Kochana córeczka... Dlaczego jego życie musiało być takie okropne?
Rozejrzał się na boki, po czym wszedł do środka, chowając się za medykiem i jego pacjentką.
— One mnie śledzą. Nie dają mi spokoju. Zając nasłała je na mnie. Pomóż, błagam — Wskazał nosem na Makowe Pole, Pszczelą Dumę i Cedrową Rozwagę, które udawały, że wcale go nie obserwowały.
Młoda wojowniczka pokręciła rozczarowana łbem w stronę kotek i westchnęła cicho.
— Ehh... Nie wiem co na to poradzić — odparła.
A on wiedział? Nie potrafił się od nich odgonić! Rozumiał, że Bażancie Futro wraz z jego córką mieli go pilnować, ale mieszać w to kolejne koty? Przecież... Tak nie można było! Może powinien to zgłosić? Ale czy Rudzik by mu uwierzył? Przecież już w ogóle nie chciał go słuchać, gdy mówił szczerą prawdę.
— Ja tym bardziej! — pisnął. — Nie wiem czemu to mnie spotyka. Najpierw Zajęcza Gwiazda, a teraz one. To chyba jakiś znak od Klanu Gwiazdy... Muszę coś z tym zrobić. — miauczał do siebie niczym w transie.
— Może jakieś ziółka na uspokojenie? — uśmiechnęła się krzywo Mglista Zatoka.
Pokręcił szybko głową. Co mu dadzą ziółka prócz tego, że będzie jeszcze bardziej podatny na zranienie? Po tym jak córka dusiła go mchem, gdy smacznie spał, wolał nie ryzykować, że to będzie jego ostatni oddech. Nie zaśnie! Nie zaśnie już nigdy! Coraz więcej kotów pragnęło jego śmierci. Widział to! Były po stronie Zajęczej Gwiazdy. To on! On to wszystko zaplanował!
— O nie, nie, nie. Nie dam się truć. Oni tylko na to czekają. Jak raz zasnąłem przy córce, to chciała mnie udusić mchem. A teraz jest w tym samym legowisku co ja. Muszę być czujny. — odpowiedział srebrnej, mając nadzieję przeczekać zainteresowanie tych trzech. Może odpuszczą jak się znudzą.
— Co ty opowiadasz? I nie jesteś w stanie nic z tym zrobić? Musisz zacząć jakoś się bronić!
— Bronić? Powiedzą, że zwariowałem i je zaatakowałem, a Rudzik zamknie mnie w starszyźnie jak Lepkie Łapki! — Pokręcił łbem. — Nie chcę być wariatem! Jestem normalny.
Tak! Był pewien, że lider nie był obiektywny. Faworyzował te potwory. Karmił je i zezwalał na to, aby go krzywdziły. Kiedyś cieszył się, że to właśnie rudzielec zostanie ich nowym przywódcą. A teraz? Jak bardzo się co do niego mylił! Miał położyć kres temu barbarzyństwu, a nic nie robił!
— Słuchaj — zaczęła kocica, kładąc łapę mu na ramieniu. — W razie co, masz mnie. Poza tym myślę, że Rudzik nic takiego nie zrobi. Lepkie Łapki zasłużyła, znęcała się nad swoim uczniem, moim bratem.
Brał spazmatycznie oddech, powoli jednak się uspokajając. Czy miała rację? Rudzik mu tego nie zrobi? Jak miał temu zaufać, skoro wiele razy pokazał mu, że nie był godny jego zaufania?
Zwiesił smętnie łeb.
— Dziękuję. Jesteś... miła. — mruknął pod nosem. Mało kto już w tym klanie zwracał na niego uwagę, a tym bardziej, że był ofiarą prześladowań i przemocy, a jak już to szeptali obrzydzeni za jego plecami, pewnie popierając to wszystko. — Jakby jednak zmienił zdanie i mnie chciał przymknąć, to wstawisz się za mnie?
<Mgiełko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz