— Sroczy Lot. Na zgromadzeniu. I zrobiła mi to — Pokazał na zabliźnioną już ranę na swojej prawej łapie. - Rzuciła się na mnie w szale, wariatka. - Owinął swój ogon wokół kończyn.
— Jakoś się nie dziwię, skoro zarywasz do kotek całując je bez pytania... — Pokręciła z rozczarowaniem łbem.
— Ale to był tylko żart! — rzucił na swoje usprawiedliwienie. — Nic jej się nie stało! A zresztą... — Machnął ogonem. — Nieważne. Pewnie jeszcze im przyklaśniesz, bo na to "zasłużyłem". — prychnął.
— N-nie o to chodzi! Myślisz, że jakaś kotka tak po prostu pozwoli sobie z siebie żartować? Błąd! Nie zamierzam ich usprawiedliwiać, nic z tych rzeczy, ale lepiej żebyś nie miał na pieńku z żadną z nich.
— Za późno. Mam z nimi już bardzo na pieńku — uświadomił ją ponownie, ponieważ jego konflikt z płcią przeciwną trwał już od bardzo dawna. — Nic z tym nie zrobię. Nie zamierzam przed nimi się płaszczyć — Uniósł wyżej łeb, pokazując tym, że było to poniżej jego godności.
— Nikt nie każe ci się płaszczyć. Masz kilka opcji do wyboru. Albo pokażesz im jakimś cudem kto tu rządzi albo będziesz zmuszony do zignorowania sytuacji dopóki te sobie nie odpuszczą.
— Pokazywałem im kto tu rządzi, to Sroczy Lot naskarżyła do lidera i mam z nią chodzić na patrole, aż się nie dogadamy. No i poszedłem, a ona wraz z Zajęczą Troską na mnie napadły! A nawet nie otworzyłem do nich pyska! Ugh — wydał z siebie odgłos pełen frustracji. — Nie wiem czy mi odpuszczą. Są na to za głupie
Westchnęła cierpiętniczo. Nastroszony nie zmienił się zbyt wiele od kociaka, problemy uwielbiały znajdywać go same.
— Może jednak powinnam znowu z nimi porozmawiać... Nie chcę żebyś miał problemy i nie chcę mieć sama przez to problemów. Chyba pora wziąć to we własne łapy.
— Nie wiem czy to podziała. — przyznał szczerze, wzdychając. — Ja naprawdę już nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Robię to co do mnie należy i nawet ich nie zaczepiam... Też nie chcę kolejnych problemów.
— Nie da się pójść z nimi jakoś na ugodę? Może chcą coś w zamian?
Kocur spojrzał na nią zmarnowanym wzrokiem.
— Chcą mojego cierpienia i upokorzenia — odparł. — Zajęcza Troska prawie mnie wykastrowała. One są nienormalne. Nie powinnaś się z nimi zadawać. Nie chcę by zrobiły ci pranie mózgu. Już do swojej paczki zrekrutowały połowę kotek w klanie!
Wojowniczka znów westchnęła po czym położyła łapę na ramieniu brata.
— O mnie się nie martw braciszku, ja nie dam się tak łatwo owinąć im wokół pazura. Wiem jakie są i jak sobie z nimi odpowiednio radzić. — Puściła oczko w jego stronę.
— Na pewno? Nie chcę cię stracić przez ich chore ideologie — Skrzywił pysk. — Jesteś od nich o wiele lepsza. Nie pozwól się tak stoczyć.
— Dobrze wiesz, że dla mnie najbardziej liczy się rodzina i Klan Gwiazdy. Nic innego nie jest w stanie zmienić mojej percepcji.
— To dobrze... Chciałabyś się wybrać na wspólne polowanie? Albo możemy potrenować razem swoich uczniów. Podszkolą się nieco w walce. Zobaczymy kto jest lepszym mentorem — Uśmiechnął się cwaniakowato.
No to szybko zmienił temat, ale to nawet lepiej dla nich. Po co mieli zawracać sobie ciągle głowy Zając i Sroką.
— Jeśli chciałbyś ich potrenować to jutro jest na to idealny dzień. A poza tym, nie muszę sprawdzać kto jest lepszym mentorem, oczywistym jest że to ja. — Rzuciła mu zawadiacki uśmieszek.
Prychnął, strzepując uchem.
Prychnął, strzepując uchem.
— Nie zapominaj kto jako pierwszy został wojownikiem, siostrzyczko. — Napuszył się z dumy. O tak, będzie jej to wypominał do końca życia. — No ale dobra. Zobaczymy.
— Pamiętam, pamiętam. O to się nie musisz martwić braciszku. — zapewniła.
Ten trącił ją łapą w ramię, wstając i rozciągając kończyny. — To widzimy się z samego rana. Nie spóźnij się. — powiedział, odchodząc.
Nie zamierzała się spóźniać, razem z Wodnikową Łapą zawsze wyruszali praktycznie o tej samej porze, punktualnie.
Nie zamierzała się spóźniać, razem z Wodnikową Łapą zawsze wyruszali praktycznie o tej samej porze, punktualnie.
<Nastroszony?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz