Gałęzie brzóz były już niemalże w całości ogołocone.
Czapli Potok lubił polować w Czterech Siostrach, mimo, że o tej porze roku ciężko było uświadczyć tutaj zbyt obfitą zwierzynę. Miejsce to napełniało go spokojem i poczuciem bezpieczeństwa, ale także wspomnieniami.
Niedaleki szum strumienia przypominał mu o czasach, gdy był jeszcze uczniem. Chyba nigdy nie zapomni pierwszego dnia treningu, podczas którego wrzucił do strumienia Żmijową Łuskę. Dostał za to szlaban na parę księżyców, ale teraz gdy o tym myślał, chciało mu się śmiać. Naprawdę był idiotą jako dziecko.
Wodny szmer przypominał mu także o spotkaniach z Dziczą Łapą. Na samą myśl o pręgowanym kocurze uśmiechnął się smutno. Ogromnie za nim tęsknił i dawno dotarło do niego, że jego przyjaciel najpewniej nie żyje już od długiego czasu i spotkają się ponownie zapewne dopiero w Gwiezdnym Klanie.
Suchy, brązowy liść opadł mu na nos, wyrywając z zamyślenia. Czapli Potok, mrugnąwszy parę razy, strzepnął go na ziemię. Powinien chyba w końcu zabrać się za polowanie, po to tutaj przyszedł.
Nie minęło zbyt dużo czasu, nim złapał jakąś małą myszkę. Z pewnością nie był to najlepszy łup, jednak nie miał co narzekać. Dni były tylko chłodniejsze, a pierwszy śnieg mógł spaść w każdej chwili.
Czapli Potok wziął głęboki oddech, a zimne powietrze wypełniło mu płuca. Na pewno nie wróci do obozu z takim marnym łupem...
Otworzył szerzej oczy, gdy wyczuł podejrzany zapach. Niewątpliwie należał do kociaka, mieszał się też ze smrodem strachu. Zaniepokojony wojownik zaczął węszyć dokładniej i podążać za wonią, która doprowadziła go do krzaków. Ostrożnie wtarabanił się w zarośla, rozglądając się.
— Proszę, nie zabijaj mnie — usłyszał przerażony jęk, dzięki któremu natychmiast zlokalizował kocię.
Poczuł, że serce mu się ściska na widok leżącego na ziemi, mizernego kocurka. Najszybciej jak tylko potrafił podszedł do niego, po czym przykucnął obok i owinął go ogonem.
— Spokojnie, nie bój się. Nic ci nie zrobię. Jak się nazywasz, gdzie jest twoja mama? — Pośpiesznie zaczął wylizywać futro kociaka, aby go uspokoić
— Je-jestem Orzech. Mama poszła na polowanie jakiś czas temu... — wymamrotał.
— Dawno poszła?
Kocurek kiwnął głową niepewnie. Czapli Potok przycisnął go do ciała, aby jak najbardziej go ogrzać. Leżał tak z nim parę minut, w ciągu których zaprzestał już wylizywania. Teraz przyglądał Orzechowi, próbując na oko ocenić stan kociaka. Był wychudzony, wyglądał też na zmęczonego, na szczęście jego klatka piersiowa cały czas unosiła się i opadała równomiernie.
— Jestem głodny... — pisnął nagle.
— Oj, zaczekaj chwilkę — powiedział Czapli Potok, po czym podniósł się delikatnie. Oddalił się od kociaka, szukając myszy, którą wcześniej złapał. Znalazł ją zakopaną w liściach, tam, gdzie ją zostawił. Wygrzebawszy ją, chwycił w zęby i poszedł z powrotem w krzaki.
Orzech nie ruszył się z miejsca nawet trochę, jedynie leżał dalej plackiem na przerzedzonej trawie. Czapli Potok położył przed nim mysz. Kociak zamrugał zaskoczony.
— Mogę...? — spytał, obwąchując ją.
— Oczywiście, jedz. Jest dla ciebie — wojownik lekko trącił kocię łapą.
Orzech po krótkiej chwili wahania rzucił się na jedzenie, a Czapli Potok obserwował go. Zabierze go do klanu, to oczywiste. Miał przeczucie, że matka kociaka nie zamierza już po niego wracać.
Czapli Potok wziął głęboki oddech, a zimne powietrze wypełniło mu płuca. Na pewno nie wróci do obozu z takim marnym łupem...
Otworzył szerzej oczy, gdy wyczuł podejrzany zapach. Niewątpliwie należał do kociaka, mieszał się też ze smrodem strachu. Zaniepokojony wojownik zaczął węszyć dokładniej i podążać za wonią, która doprowadziła go do krzaków. Ostrożnie wtarabanił się w zarośla, rozglądając się.
— Proszę, nie zabijaj mnie — usłyszał przerażony jęk, dzięki któremu natychmiast zlokalizował kocię.
Poczuł, że serce mu się ściska na widok leżącego na ziemi, mizernego kocurka. Najszybciej jak tylko potrafił podszedł do niego, po czym przykucnął obok i owinął go ogonem.
— Spokojnie, nie bój się. Nic ci nie zrobię. Jak się nazywasz, gdzie jest twoja mama? — Pośpiesznie zaczął wylizywać futro kociaka, aby go uspokoić
— Je-jestem Orzech. Mama poszła na polowanie jakiś czas temu... — wymamrotał.
— Dawno poszła?
Kocurek kiwnął głową niepewnie. Czapli Potok przycisnął go do ciała, aby jak najbardziej go ogrzać. Leżał tak z nim parę minut, w ciągu których zaprzestał już wylizywania. Teraz przyglądał Orzechowi, próbując na oko ocenić stan kociaka. Był wychudzony, wyglądał też na zmęczonego, na szczęście jego klatka piersiowa cały czas unosiła się i opadała równomiernie.
— Jestem głodny... — pisnął nagle.
— Oj, zaczekaj chwilkę — powiedział Czapli Potok, po czym podniósł się delikatnie. Oddalił się od kociaka, szukając myszy, którą wcześniej złapał. Znalazł ją zakopaną w liściach, tam, gdzie ją zostawił. Wygrzebawszy ją, chwycił w zęby i poszedł z powrotem w krzaki.
Orzech nie ruszył się z miejsca nawet trochę, jedynie leżał dalej plackiem na przerzedzonej trawie. Czapli Potok położył przed nim mysz. Kociak zamrugał zaskoczony.
— Mogę...? — spytał, obwąchując ją.
— Oczywiście, jedz. Jest dla ciebie — wojownik lekko trącił kocię łapą.
Orzech po krótkiej chwili wahania rzucił się na jedzenie, a Czapli Potok obserwował go. Zabierze go do klanu, to oczywiste. Miał przeczucie, że matka kociaka nie zamierza już po niego wracać.
<Orzech?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz