Pora Nagich Drzew rozpoczęła się na dobre. Dzień zapowiadał się wspaniale - na niebie nie było ani jednej chmurki, więc promienie Złotego Wilka tańczyły na śniegu, ozdabiając go wielobarwnymi refleksami. Na szczęście było na tyle chłodno, że biała pokrywa nie topniała, zamieniając się w szarą breję, której tak nie lubił (nie ze względu na wilgoć, nie przeszkadzała mu. Po prostu dużo przyjemniej patrzyło się na śnieg niż brudne błoto, które po nim zostawało). Było spokojnie, koron drzew nie targał lodowaty wiatr, odbierający całą przyjemność ze spacerów. Dzień idealny na polowanie.
Na całe szczęście nie został wyznaczony do patrolu, więc nie zatrzymywany przez nikogo wędrował przez obóz. Szczęście mu sprzyjało - było jeszcze wcześnie, patrole już wyruszyły, więc w zasięgu wzroku nie było nikogo.
No prawie. Już chwilę temu zauważył niecodzienne ślady na śniegu. Podążył nimi, by zauważyć małą rudą plamę wśród bieli. Uśmiechnął się sam do siebie.
- Hej mały! Nie jesteś przypadkiem trochę za młody, żeby paradować sobie zupełnie sam po obozie, w dodatku w Porę Nagich Drzew?
Kocurek drgnął i na niego spojrzał. Ledwo wystawał ze śniegu, zapadnięty po sam pyszczek.
- Bo ja po prostu chciałem się pobawić, a w żłobku nie ma miejsca. - Zielone oczy zrobiły się smutne.
- Jak to mawiają, kłopoty chodzą parami - parsknął kocur. - Gdzie masz rodzeństwo?
Oj, już on znał te kluskowate pierdoły, biegające najpierw po kociarni, później całym obozie, napełniając go piskiem, a nierzadko i płaczem w stylu ,,mamooo, on mnie bije”.
- Stonoga śpi i nie chciałem jej budzić…
Stonoga? Czyli to musiał być Nagietek, jedno z kociąt Złocistej Rzeki… Wilcze Serce słyszał, że niedawno urodziła ale nie spodziewał się zobaczyć któregokolwiek z jej dzieci. A już na pewno nie tak szybko i daleko od żłobka.
- Siostra spała, więc nie chciałeś jej budzić? Niemożliwe, a ja myślałem, że wy nigdy nie zasypiacie - zakpił. Nie żeby miał coś do stojącego przed nim malca, po prostu niespecjalnie przepadał za szczeniakami.
- Mama nam każe - odparł rudzielec ze smutkiem w głosie. Chwilę przyglądał się kocurowi, aż uśmiech rozjaśnił jego pyszczek.
- A może ty się ze mną pobawisz?
Wilcze Serce nie mógł powstrzymać się przed parsknięciem śmiechem. Szczeniak coraz bardziej mu się podobał.
- W co?
- W patrol! Jestem wielkim wojownikiem i pilnuję swojego klanu, żeby wszyscy byli bezpieczni! - Oho, kociak chyba odzyskał pewność siebie, bo pyszczek przestał mu się zamykać na dobrą chwilę. Kocur słuchał tego radosnego szczebiotu tylko jednym uchem (tym, które urwała mu Pstrąg - zaśmiał się w duchu) - ...odkrywam nowe miejsca!
- A co powiesz na to, żeby odkryć tamten kawałek? - Wilcze Serce wskazał nosem w stronę kociarni.
- Pewnie! To ja jestem wielkim wojownikiem, a pan jest moim kolegą. - Kocurek radośnie ruszył we wskazanym kierunku, nie przejmując się, że jego głowa ledwo wystaje ponad śnieg.
- Jestem Wilcze Serce - odparł rozbawiony tym ,,panem", idąc za Nagietkiem.
- A ja Nagietek. - Rudy nawet nie spojrzał w jego stronę, zajęty zabawą.
Widząc jego beztroskę, czarnego kocura ogarnął smutek. Ta ruda kulka jeszcze nie wiedziała, na czym polega prawdziwe życie… Ale szybko się dowie. Straci kogoś bliskiego, pozna smak samotności, zobaczy jak dwulicowe i fałszywe potrafią być inne koty… Westchnął. Szybko straci radość i wrażliwość, stanie się zgorzkniały, obojętny.
Zupełnie jak ja.
Przyspieszył kroku, zrównując się z maluchem.
- Myślę, że twoja mama się o ciebie martwi. Spała kiedy wychodziłeś, prawda?
Kocurek skinął głową.
- Nie chcę, żeby się martwiła… Chodźmy do niej!
- Nie tak szybko - Czarny złapał kocurka za kark i wyciągnął z zaspy. W końcu szkoda by było, żeby się rozchorował, prawda?
- Łał, stąd widać dużo więcej! - emocjonował się Nagietek.
Czując dziwne ciepło wewnątrz, Wilcze Serce odniósł małego gadułę do kociarni.
<Nagietku? :> Mam nadzieję, że nie zepsułam xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz