Wzdrygnął się lekko, gdy razem z bicolorem wręcz zdusili się w ciasnej "kryjówce". Pointowi przypominało to dwie sytuacje - pierwsze, zgromadzenie, a oprócz chowania się przed gradem razem z Poranną Łapą, znaczącym - oczywiście oczami syna Marzenki - elementem był też atak tegoż jegomościa, z którym teraz siedział w krzakach, jakby byli najlepszymi kumplami i ukrywali się przed natrętnym, szukającym ich wojownikiem. Drugie, sam fakt, w jakim krzewie byli - w podobny zaplątał się przy ponownym odnalezieniu go przez Klifiaczkę i nabawił się zadrapań na nodze. Część z nich, choć absolutnie nie utrudniająca mu poruszania się, wciąż szpeciła udo. Młodzik co i rusz wysyłał bezgłośne modły do Klanu Gwiazdy, aby cętkowana ich nie odnalazła. Nie rozumiał wprawdzie tej całej wiary, ale "pradawni, mądrzy przodkowie" wydawali się być idealną ostoją i wsparciem w takich momentach, jak ten.
No cóż, jak się jednak okazuje, nie zawsze byli tacy pomocni, jak chciałoby się wymagać.
Nie minęło sporo czasu, prawdopodobnie ledwie koło minuty, a przed jeżyną stała Sroczy Żar i z otwartym pyszczkiem gapiła się na skulonych uczniów. Pręgowany czuł, że jego towarzysz najeżył się i stał się dwa razy większy. Spojrzał na niego, oczekując jakiegoś komunikatu, co powinni teraz zrobić, ale nic. Żadnej odpowiedzi. Ta mała chwila wydawała się ciągnąć w ponurą nieskończoność. Nagle, Aroniowa Łapa bez słowa po prostu wyprysł, niezdarnie potykając się o własne łapy. Ku przerażeniu Łabędziej Łapy, jego mentorka rzuciła się za terminatorem i nie trzeba chyba tłumaczyć, że dogoniła go bez problemu. Byłego samotnika przeszedł dreszcz. Co teraz, co teraz, co teraz? Prawie spanikował. "Nie, muszę wyjść. Nie będę się ukrywał. Bo po co?" Z wolna opuścił schronienie, bardzo niepewnie podchodząc do dwójki kotów. Sroka przytrzymywała pomarańczowookiego, na szczęście jednak nie wyrządziła mu żadnej krzywdy. Uczeń, zadziwiająco dla samego siebie, odetchnął cicho z ulgą. Podszedł jeszcze bliżej, aż kocica odwróciła się do niego. Podniosła się, wypluwając drobne kłaki członka Klanu Nocy, jednakże dalej go nie puściła.
— Nigdy bym nie sądziła, że mój uczeń jest gejem, a w dodatku zabawia się z parszywym Nocniakiem, podczas gdy powinien trenować! — parsknęła.
Syjam zamrugał ślepiami i przechylił głowę na bok. Co? Cóż, należy pamiętać, że wychowywała go kotka, która nigdy nie poruszała "takich" tematów, to też nie miał skąd wiedzieć o w ogóle istnieniu innych orientacji.
— K-kim? — wydukał, otwierając przy tym szeroko buzię w wielkim zdziwieniu.
Czarno-biały skrzywił się jeszcze bardziej, a na pyszczku nauczycielki starszego z tej dwójki malowało się zaskoczenie popędzane rozbawieniem.
— Nie wiesz? Matka nie nauczyła cię takich rzeczy? Skoro, z tego co mówiłeś, już od początków polowaliście i poznawaliście podstawowe ruchy walki, to nie opowiadała wam niektórych rzeczy w teorii? — Teraz widział u niej czystą ciekawość, lecz oczy były zmrużone.
— N-nie — odparł, czując, że wychodzi na skończonego idiotę. A powinien wiedzieć? Przecież nie jest żadnym gejem, cokolwiek to znaczyło. Półdługowłosa chrząknęła.
— Po prostu kocur, któremu podobają się również kocury, a nie kotki — mruknęła, jakby powiedziała właśnie najbardziej oczywistą rzecz na świecie.
Takie coś było w ogóle możliwe? Łabędziej Łapie do tej pory zdawało się, że jedyna w ogóle istniejąca para to osobniki dwóch różnych płci i nigdy nawet nie przeszło mu przez myśl, że może być inaczej. Ale, on na pewno taki nie był! Przecież był jak wszyscy inni przedstawiciele jego gatunku, prawda? Nie mogły mu się podobać kocury! Przecież nie czuł nic do Aroniowej Łapy, ani do żadnego innego chłopaka. Ten pierwszy był tylko straszną i niemiłą kupą futra, w dodatku z innego klanu!
— N-nie, p-przecież t-taki n-nie je-jestem! Je-jestem n-normalny, p-prawda? — zapytał, czując, że nerwy wręcz go wysadzają. Przenosił swój wzrok, to na nią, to na niego.
<Aroniowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz