I jego plany lisy wzięły. Jak zwykle zresztą…
Wracał przez las, trzymając zdobycze w pysku. Pokrywa śnieżna była tutaj dużo niższa niż w obozie, pod większymi z drzew było nawet widać ściółkę. Odetchnął głębiej, czując swędzące zimno w nosie. Pora Nagich Drzew pozwalała odpocząć od nadmiaru zapachów, chłód skutecznie pozbywał się większości. Odetchnął raz jeszcze, zostawiając za sobą obłoczek pary. Lubił chłód.
Gdy dotarł do obozu, pierwsze co zrobił to pozbycie się zdobyczy. Rzucił je na stos, lustrując go wzrokiem. Był mniejszy niż zwykle, co było niezawodnym znakiem, że któraś z kocic miała młode. I faktycznie. Jedno z nich było powodem, dla którego dopiero teraz wrócił z polowania. Kocur uśmiechnął się na wspomnienie rudej kulki, dumnie kroczącej po śnieżnych zaspach. Skoro już tu był… Zabrał jedną z własnołapnie upolowanych piszczek i skierował kroki do kociarni.
Gdy tylko się zbliżył, usłyszał triumfalny śmiech. No tak, szczeniaki i ta ich niespożyta energia… Wszedł, witając się z karmicielką. Dał jej zdobycz, wzrokiem szukając rudzielca. Spał, ukryty pod ciepłym brzuchem matki.
- Tak się kończą szaleństwa poza żłobkiem - parsknął w myślach.
Poczuł na sobie czyjś wzrok. Szybko zauważył ciemnozielone oczy, wpatrujące się w niego znad ogona matki.
- Ty musisz być Stonoga - stwierdził, niekoniecznie oczekując odpowiedzi. - Brat o tobie mówił. No, raczej narzekał, że akurat śpisz - kocur uśmiechnął się krzywo. Poczuł pieczenie w zdeformowanej wardze. No tak... Nie zdziwiłby się, gdyby młoda postanowiła uciec na widok takiej mordy.
<Stonogo? :>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz