— Och, widzę, że poznałeś Zlepioną Łapę, Żywico? — zapytał z uśmiechem, podchodząc do kociaka.
Żywica podbiegł do kocura, wtulając się w niebieskie futerko. Medyk pachniał przyjemnie kwiatami i ziołami, liliowy uwielbiał ten zapach.
— Musisz mu wybaczyć tą gderliwość. Swego czasu bywał prawie tak uroczy, jak ty — dopowiedział kocur i pogłaskał malucha po łebku.
Kociak nie ukrywał zadowolenia z powodu darmowego miziania i zamruczał radośnie, wtulając się mocniej w łapę medyka. Ten wyciągnął żartobliwie łapę w stronę Zlepionej Łapy, jednak widząc ostre spojrzenie kocura, zabrał ją.
— W-wolnego — syknął Zgredzia Łapa.
Odwrócił pysk od nich i wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia, jakim było patrzenie w przestrzeń. Żywica nie rozumiał do końca zachowania kocura. Czemu był taki smutny i niemiły dla wszystkich? Czy kociak lub Sokole Skrzydło coś mu zrobili albo w czymś przeszkodzili? A może tak po prostu nikogo nie lubił?
— Ja już pójdę Sokole Skrzydło — mruknął i wyszedł pośpiesznie z legowiska, zastanawiając się nad powodem smutku liliowego.
Czując spojrzenie Zlepionej Łapy uciekł pośpiesznie w stronę kociarni. Liliowy wydawał się przerażający kocięciu, a brak łapy tylko potwierdzał domysły kociaka o krwawej przeszłości kocura. W końcu jakże inaczej mógłby ją stracić jak nie w brutalnej walce na śmierć i życie? Widząc mamę siedzącą we żłobku i rozmawiającą o czymś z babcią, podbiegł do kotki i wlazł pośpiesznie pod niebieski ogon karmicielki.
Tylko tam czuł wystarczająco bezpiecznie.
— A tobie co, mały? — spytała Sroczy Żar, unosząc ogon do góry i pozbywając przy tym kociaka kryjówki. — Znów przestraszyłeś się liścia?
Żywica spuścił łebek, słysząc jak ta znów wypomina mu to niefortunne wydarzenie. Nie jego wina, że ów liść wyglądał wtedy naprawdę przerażająco.
— Nie — odparł zmieszany, nie wiedząc czy zwierzać się z tego mamie.
Czy równie za to go ochrzani?
Spojrzał niepewnie na rodzicielkę i zaczął grzebać łapką w ziemi, nie mogąc się zdecydować, czy opowiedzieć niebieskiej tą historię. Jednak widząc jej zmartwione spojrzenie, przełamał się i otworzył pysk.
— W legowisku medyków sp-potkałem b-bardzo niemiłego liliowego kocurka — wyjaśnił mamie i spojrzał na kotkę z lekką obawą co do jej reakcji.
Sroczy Żar, ku zdziwieniu młodzika, podniosła brew do góry zdziwiona. Poplamione Piórko również spojrzała zaciekawiona na Żywicę. W końcu mało kto był niemiły dla szkrabów Sroki.
— Że w sensie Lśniący Słońce? — spytała karmicielka niepewnie, nie wiedząc o kogo mogłoby chodzić kociakowi.
— Nie! — zaprzeczył pośpiesznie kociak, zaskoczony tym jak mama mogła o tym pomyśleć. — Przecież wujek Lśniący jest super fajny! On nie mógłby być takim zgredem — zaczął bronić ulubionego członka rodziny.
— Może chodzi ci o Zlepioną Łapę? — zapytała Poplamione Piórko.
Żywica kiwnął łebkiem i już chciał otworzyć pyszczek, by naskarżyć mamie jaki to tamten był głupi i niedobry dla niego, gdy zobaczył zjeżone futro rodzicielki. Przestraszony jej reakcją położył uszy po sobie i spojrzał na kotkę niepewnie.
— Nigdy więcej nie zbliżaj się do tego kocura — wysyczała, widząc spojrzenie kociaka. — Nigdy — podkreśliła, wychodząc z legowiska.
Żywica spojrzał pytająco na babcie, nie rozumiejąc reakcji mamy.
Czyżby znów jakoś nabroił i nawet nie zdał sobie z tego sprawy? A może Zlepiona Łapa był jakimś ważnym kocurem w klanie i nie wolno mu było przeszkadzać w gapieniu się w przestrzeń. Stara kocica widząc zagubiony wzrok kociaka, westchnęła i usiadła obok niego.
— Widzisz — zaczęła nieco niepewnie, nie wiedząc jak to wytłumaczyć kociakowi. — Twoja mama i ten kocur byli kiedyś razem, ale los pokrzyżował im plany i teraz już nie są — wytłumaczyła kociakowi najprościej wojowniczka, pomijając niektóre szczegóły tej historii.
Żywica kiwnął łebkiem i spojrzał w stronę odchodzącej mamy.
Czy właśnie przez tego kocura była tak często smutna i zła?
Kociak pomimo że mało wiedział o świecie, stwierdził, że nie może tego tak zostawić. W końcu nie chciał, by Sroczy Żar chodziła do końca życia smutna. Dlatego też pod pretekstem popołudniowej drzemki położył się w legowisku i zaczął obmyślać plan pogodzenia kotów.
Widząc, że Pora Szczytowania Słońca powoli się kończy, podniósł się leniwie i skierował swe łapy w stronę legowiska medyków, gdzie miał do pogadania z pewnym kocurem. Wszedł pewnie do środka i rozejrzał się za Zgredzią Łapą. Liliowy leżał tam gdzie wcześniej, wpatrując się nadal w przestrzeń. Żywica nie rozumiał do końca co tak fajnego mogło w tym być, że kocur na okrągło to robił, jednak przekonał się już, że dorosłych czasem nie da się zrozumieć.
— P-przepraszam — mruknął niepewnie do kocura.
Zauważywszy, że tamten go ignoruje, podszedł do niego i trącił go łapą.
Czując spojrzenie Zlepionej Łapy uciekł pośpiesznie w stronę kociarni. Liliowy wydawał się przerażający kocięciu, a brak łapy tylko potwierdzał domysły kociaka o krwawej przeszłości kocura. W końcu jakże inaczej mógłby ją stracić jak nie w brutalnej walce na śmierć i życie? Widząc mamę siedzącą we żłobku i rozmawiającą o czymś z babcią, podbiegł do kotki i wlazł pośpiesznie pod niebieski ogon karmicielki.
Tylko tam czuł wystarczająco bezpiecznie.
— A tobie co, mały? — spytała Sroczy Żar, unosząc ogon do góry i pozbywając przy tym kociaka kryjówki. — Znów przestraszyłeś się liścia?
Żywica spuścił łebek, słysząc jak ta znów wypomina mu to niefortunne wydarzenie. Nie jego wina, że ów liść wyglądał wtedy naprawdę przerażająco.
— Nie — odparł zmieszany, nie wiedząc czy zwierzać się z tego mamie.
Czy równie za to go ochrzani?
Spojrzał niepewnie na rodzicielkę i zaczął grzebać łapką w ziemi, nie mogąc się zdecydować, czy opowiedzieć niebieskiej tą historię. Jednak widząc jej zmartwione spojrzenie, przełamał się i otworzył pysk.
— W legowisku medyków sp-potkałem b-bardzo niemiłego liliowego kocurka — wyjaśnił mamie i spojrzał na kotkę z lekką obawą co do jej reakcji.
Sroczy Żar, ku zdziwieniu młodzika, podniosła brew do góry zdziwiona. Poplamione Piórko również spojrzała zaciekawiona na Żywicę. W końcu mało kto był niemiły dla szkrabów Sroki.
— Że w sensie Lśniący Słońce? — spytała karmicielka niepewnie, nie wiedząc o kogo mogłoby chodzić kociakowi.
— Nie! — zaprzeczył pośpiesznie kociak, zaskoczony tym jak mama mogła o tym pomyśleć. — Przecież wujek Lśniący jest super fajny! On nie mógłby być takim zgredem — zaczął bronić ulubionego członka rodziny.
— Może chodzi ci o Zlepioną Łapę? — zapytała Poplamione Piórko.
Żywica kiwnął łebkiem i już chciał otworzyć pyszczek, by naskarżyć mamie jaki to tamten był głupi i niedobry dla niego, gdy zobaczył zjeżone futro rodzicielki. Przestraszony jej reakcją położył uszy po sobie i spojrzał na kotkę niepewnie.
— Nigdy więcej nie zbliżaj się do tego kocura — wysyczała, widząc spojrzenie kociaka. — Nigdy — podkreśliła, wychodząc z legowiska.
Żywica spojrzał pytająco na babcie, nie rozumiejąc reakcji mamy.
Czyżby znów jakoś nabroił i nawet nie zdał sobie z tego sprawy? A może Zlepiona Łapa był jakimś ważnym kocurem w klanie i nie wolno mu było przeszkadzać w gapieniu się w przestrzeń. Stara kocica widząc zagubiony wzrok kociaka, westchnęła i usiadła obok niego.
— Widzisz — zaczęła nieco niepewnie, nie wiedząc jak to wytłumaczyć kociakowi. — Twoja mama i ten kocur byli kiedyś razem, ale los pokrzyżował im plany i teraz już nie są — wytłumaczyła kociakowi najprościej wojowniczka, pomijając niektóre szczegóły tej historii.
Żywica kiwnął łebkiem i spojrzał w stronę odchodzącej mamy.
Czy właśnie przez tego kocura była tak często smutna i zła?
Kociak pomimo że mało wiedział o świecie, stwierdził, że nie może tego tak zostawić. W końcu nie chciał, by Sroczy Żar chodziła do końca życia smutna. Dlatego też pod pretekstem popołudniowej drzemki położył się w legowisku i zaczął obmyślać plan pogodzenia kotów.
***
— P-przepraszam — mruknął niepewnie do kocura.
Zauważywszy, że tamten go ignoruje, podszedł do niego i trącił go łapą.
< Zlepiona Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz