Przez te kilkanaście księżyców przeżywał też śmierci bliskich mu kotów. Potokowa Gwiazda i Głuszczowa Łapa? Mimo że Lśniące Słońce nie "przepadał" za nimi, mówiąc delikatnie, to jak każdego w obozie Sokole Skrzydło darzył szacunkiem i sympatią. Śnieżka i Koza? Wspominał, jak mały Kózka wyjadł wszystkie zioła ze spiżarni i jak mu się oberwało od Lśniącego oraz jak odbierał poród przekochanej Śnieżki, a dzisiaj zniknęli gdzieś i miał nadzieje, że żyją i mają się doskonale. Jednak najlepiej, żeby nie wracali. Po tej awanturze... cóż. Podziwiał klanowicza za odwagę, za postawienie się Lisowi i chciałby znów zobaczyć się ze Śnieżnym Soplem, ale tutaj czeka ich tylko śmierć. Lista poszerza się z każdym zabitym kotem.
Nie wspomni o tym, jaki stres wywoływało każde z ostatnich zgromadzeń. Gwiezdni są wściekli, co księżyc awantura, a potem? Pioruny, płomienie albo grad i ulewa. Panika, krzyki, ranne koty i walka o życie.
Zaś konflikt z Klanem Nocy zaszedł za daleko. Porwanie kociaków? Naprawdę? Tyle kotów ucierpiało dla kilku kociaków? Bestialstwo... Na szczęście Wschodząca Fala szepnęła mu do ucha, że ma zamiar je oddać.
Znaliście tego beztroskiego Sokolika, któremu uśmiech nie schodził z twarzy, nie miał zmartwień i żył pełnią życia? Owszem, istnieje, ale tylko czasami. Coraz częściej góruje nad nim przerażenie. Znaliście tego beztroskiego Sokolika? Istnieje, ale w środku strachliwej myszy.
Po pogrzebie młodego Jaśmina... oh, przepraszam, Jaśminowego Pokrzyku, gdyż jego matka życzyła sobie jego pośmiertnego mianowania, przytłoczony Sokole Skrzydło siedział u siebie, w legowisku medyka. Lśniący poszedł na poszukiwania ziół, zaś niebieski miał zostać na posterunku. Chociaż co to za różnica? I tak nie miał ochoty wychodzić. Wciąż był w szoku i w związku z tym chciał pobyć sam... no może nie całkowicie sam? Nabrał ochoty pogadać z kimś. Ciekawe, czy ktoś do niego przyjdzie.
< Klan Klifu? Ima baaack!>
KLEEEEEEP *rzuca się*
OdpowiedzUsuń