Oderwał wzrok od kamyków, które znalazł niedaleko żłobka i rozejrzał się wokół siebie. Zaniepokoił się nieco, gdy zorientował się, że nie może zlokalizować kotki. Nerwowo kręcąc łebkiem, wpadał w coraz to większą panikę.
Czyżby udało mu się zgubić nie odchodząc nawet za daleko od żłobka? Czy jest aż taką pierdołą?
— Mamo? — miauknął przestraszony kociak z łezkami w oczach.
Myśl, że już nigdy nie zobaczy mamy i rodzeństwa, przerażała go tak mocno, że nie potrafił myśleć logicznie.
— Tutaj, bekso — mruknęła niezadowolona Sroczy Żar, siedząca na kamieniu.
Kotka westchnęła i zeskoczyła z kamienia. Kociak pisnął i opuścił łebek zmartwiony, że znów zawiódł mamę. Że znów nie potrafił sobie poradzić w tak prostej sytuacji.
— Może pobawisz się z rodzeństwem, co?— zaproponowała karmicielka, zmieniając temat i popychając delikatnie syna w stronę bawiących się kociąt.
Kociak zrobił maślane oczka, w głębi duchu licząc, że znów uda mu się wykręcić. To nie tak, że nie lubił się bawić z rodzeństwem. Po prostu wolał spędzać czas po swojemu niż skakać i borykać po całym obozie. Sroczy Żar widząc minę syna, pokręciła zrezygnowana łbem. Nie rozumiała czemu ten ciągle się izolował zamiast bawić się z pozostałymi kociakami. Gdy ona była w jego wieku nie było dnia, żeby nie ciekała z Zimorodkiem czy Zlepkiem po obozie.
— No chodź, pójdę z tobą — obiecała mu kotka, kierując się do grupki kociąt.
Liliowy niechętnie podążył za nią, snując ogonek po ziemi. Nie był zbyt szczęśliwy z przebiegu spraw, ale widział, że lepiej nie buntować się mamie. Już teraz wystarczająco go przerażała, więc jaka straszna by była, gdyby była wkurzona? Kociak wołał o tym nawet nie myśleć.
— Jarzębinko! Bluszyczyku! — zawołała resztę potomstwa Sroczy Żar.
Rodzeństwo spojrzało po sobie i pobiegło wesoło do mamy. W parę uderzeń serca znajdowali się tuż obok cętkowanej.
— Tak, mamo? — zapytał grzecznie Bluszczyk, siadając obok karmicielki.
Kotka rozejrzała nerwowo się dokoła, jakby miała im zaraz zdradzić największą tajemnicę, usiadła i pochyliła łeb nad kociakami.
— Słyszeliście kiedyś o kociożercy? — mruknęła tajemniczo, by zaciekawić potomstwo.
Arlekiny pokręciły zaciekawione łebkami, wpatrując się zafascynowane w mamę. Tylko liliowy przejął się słowami karmicielki.
Czy kociożerca, zastanawiał w myślach, nie je przypadkiem kociaków?
Poczuł jak ogarnia go strach.
— O-o k-kociożerc-cy? — zapytał, próbując nie drżeć ze strachu Żywica.
Sroczy Żar wypięła dumnie pierś, widząc, że udało jej się zaciekawić kociaki.
— Tak, o kociożercy! — powtórzyła pewnie kotka, owijając ogon wokół łap. — Już za moich czasów grasował po obozie porywając i zjadając niewinne kocięta — opowiadała kotka, ocierając teatralnie łzy. — Nigdy was nie zapomnimy Kamyczku i Kawko — dodała zasmucona, zamykając oczy i kręcąc łbem.
Słysząc poruszenie, jakie wywołała u kociąt, otworzyła jedno oko.
— Więc pamiętajcie — przestrzegła kociaki. — Za żadne skarby nie zbliżajcie się do legowiska medyków, gdyż tam własnie grasuje...
Jarzębinka i Bluszczyk spojrzeli po sobie podekscytowani i nawet się nie żegnając się z mamą, popędzili od razu w stronę Orzecha i Miodku, by opowiedzieć im czego właśnie się dowiedzieli. Sroczy Żar uśmiechnęła się, widząc jak kociaki rozemocjonowane dzielą się z kocurkami historią kociożercy, po czym spojrzała oczekująco na syna, który nadal siedział obok w niej, wpatrując się z niepokojem w rodzeństwo.
— No na co czekasz? — warknęła zmęczona zachowaniem kociaka. — Idź bawić się, póki masz na to czas
Liliowy spojrzał niepewnie na mamę. Nie chciał zdradzać planów rodzeństwa, ale co jeśli tamten ich pożre? Musiał koniecznie ostrzec Sroczy Żar nim na dobre pożegna się z rodzeństwem!
— A-ale oni chcą iść do ko-kociożercy! — odparł przerażony Żywica, kładąc po sobie uszy.
Sroczy Żar westchnęła i zwróciła łeb w stronę kociaka. W jej oczach liliowy dostrzegł rozczarowanie.
Znów ją zawiódł.
— Myślisz, że tego nie wiem, głupia kupo futra — prychnęła niezadowolona kotka, wstając i odchodząc zrezygnowana od syna.
Żywica spojrzał zasmucony na znikającą powoli z pola widzenia mamę. Nie rozumiał co znowu zrobił źle, że ta tak denerwowała się na niego. Pomimo że starał się jak mógł ciągle ją zawodził, a przecież nie robił tego specjalnie. Kociak potrząsnął łebkiem. Może i tym razem nie udało mu się uszczęśliwić mamy, ale wiedział, jak sprawić, by kotka była jeszcze dumna z niego. Niepewnym krokiem skierował się do grupki kociąt, które podekscytowane opracowywały plan wymknięcia się ze kociarni i zobaczenia kociożercy. Zajęte planowaniem nawet nie zauważyły liliowego.
— M-mogę się d-dołączyć? — spytał niepewnie Żywica, mając nadzieję, że jednak ktoś zwróci na niego uwagę.
Uśmiechnięty łebek siostry odwrócił się w jego stronę.
— Jasne — odparła pewnie Jarzębinka i zaczęła wtajemniczać kociaka w plan działania.
***
Grupka kociąt stała przed legowiskiem medyków, wpatrując się w wejście do niego. Pomimo wcześniejszych planów i popisów, każde z nich obawiało się wejść do środka by zmierzyć się z ów legendarnym kociożercą.
— I-i co teraz? — spytał przestraszony Żywica, który jakby tylko mógł już dawno zwiałby prosto do kociarni.
— I-i co teraz? — spytał przestraszony Żywica, który jakby tylko mógł już dawno zwiałby prosto do kociarni.
Kociaki spojrzały po sobie. Chyba jednak żadne z nich nie miało wystarczająco dużo odwagi, by wejść do środka.
— Co to za hałas? — usłyszały zmęczony głos dochodzący ze środka.
— Co to za hałas? — usłyszały zmęczony głos dochodzący ze środka.
<Lśniące Słońce? Zlepiona Łapo? Jarzębinko?>
Kleps
OdpowiedzUsuń