Kołysząc się w pysku starszego kocura, sama nie wiedziała, kiedy zasnęła. Wyczerpanie dało jej o sobie znać, gdyż nie myślała nawet o tym, jak bardzo nieszczęśnie musiała teraz wyglądać. Po prostu odpłynęła, dając niebieskiemu chwilę spokoju od swojego wiecznie klapiącego języka. Obudziła się zaś w miejscu suchym i o wiele cieplejszym, niż na dworze. Z początku widziała tylko dwie plamy, które zdawały się patrzeć w jej kierunku, zaraz jednak zaczęły one przybierać kocich kształtów. Moment. Co to za kotka? Poderwała się na równe łapy, wbijając pazury w ziemię i ukazując zęby. Wyglądała bardziej uroczo, niźli groźnie, jednak w jej mniemaniu miało jej to cokolwiek dać. Tak na wypadek, jednak miała wobec niej złe zamiary.
– Och, jaka waleczna – skomentowała jedynie tamta, patrząc na nią, jak na kociaka. Rucie wcale się to nie spodobało. Przecież właśnie pokazywała swoje niezadowolenie! Na jej dwunożnych to zawsze działało. Co ta pachnąca dziwnie istota sobie myślała?
– Co ze mną zrobicie? – zapytała. W głowie miała już przerażające wizje, jak chwytają ją i... I co? Na co mogłaby się im przydać. Może ją zjedzą? Och, no właśnie, posiłek! – Jestem głodna! I brudna, niech to! Dajcie mi coś do jedzenia – zażądała. Żółte oczy medyczki zmierzyły ją poważnie.
– Po kolei – mruknęła tylko, po czym podeszła do Ruty, która cofnęła się o kilka kroków. Szylkretka od razu zrozumiała przesłanie i usiadła na miejscu. – No już. Nie zrobię ci krzywdy. Chcę ci pomóc – zapewniła spokojnie.
– Nazywam się Zajęcza Stopa i jestem tutaj medykiem. Oznacza to, że zajmuje się rannymi.
– Masz dziwne imię – stwierdziła Ruta, przechylając głowę. Zając przewróciła oczami.
– To niegrzeczne z twojej strony. Szczególnie, że nie znam twojego – zauważyła słusznie. Kremowa nie przejęła się wcale pierwszym zdaniem. Niegrzeczne? Przecież jej było wolno. Jej zawsze wszystko było wolno.
– Dwunożni nazwali mnie Rutą – oznajmiła dumnie. Zając pokiwała głową, słysząc to. Jako medyczka od razu skojarzyła to imię z ziołami, więc uznała je za całkiem przystępne, mimo iż zachowanie tej kotki jej zdaniem było beszczelne. Skąd Mokra Gwiazda ją wziął.
– Dwunożni, co? No, to musiałaś przebyć ładny kawał drogi. Ciekawe, że żaden patrol nie zgarnął cię po drodze – zastanowiła się na głos. Wstała, próbując ponownie zbliżyć się do kotki. Ta chyba uwierzyła w jej dobre zamiary, gdyż nie cofnęła się tym razem. Cóż, może też zwyczajnie wiedziała, że w ten sposób szybciej dostanie coś do zjedzenia.
– Łapy mnie bolą... – poskarżyła się tylko, na wzmiankę o przebytej drodze.
– Nic dziwnego. A teraz pozwól, że cię obejrzę...
Zajęło to chwilę, nim medyczka zbadała przybyszkę. Wydawała się przemęczona, jednak nie doskwierało jej nic poza głodem. Z dalszej rozmowy z koteczką dwójka burzaków poznała jej wiek, oraz dowiedziała się, co robi w lesie. W końcu dostała także upragnione pożywienie, jednak ku jej zdziwieniu, nie była to żadna papka, jak te, do których przywykła.
– Co to? – zdziwiła się. – Przecież to królik. To chodzi, no ten, skacze, co nie? Ja mam to zjeść?
– Spokojnie, nie żyje. – Usłyszała od Mokrego, bo dowiedziała się, że tak właśnie nazywał się niebieski kocur. Mokra Gwiazda. Co za dziwne imię. Dziwniejsze od Zajęczej Stopy, no bo... Mokry? Że co, jak przestanie padać, to będzie Suchy? Ruta nic z tego nie rozumiała.
– N-nie żyje?! – pisnęła przerażona, kuląc uszy po sobie. Miała zjeść martwe zwierzę? Co to jest, jakiś żart? Śmieją się z niej, tak? No, pięknie! Przeszła taki kawał, jest zmęczona, brudna, głodna, a oni sobie z niej żartują. Cudownie!
– Nie wiesz nic o życiu w lesie, co mała? – rzekła cierpliwie szylkretka, patrząc na Rutę z politowaniem. Kotkę bardzo to zirytowało, przecież ona wiedziała bardzo dużo na bardzo wiele tematów!
– A wcale że wiem! W lesie się ten, no... Poluje, czy coś. To... Wy no, upolowaliście tego królika, tak? Tak się robi? – Przechyliła głowę, właściwie pokazując, że faktycznie nic nie wie. Zając westchnęła, po czym obróciła się z powrotem do swoich zajęć sprzed przyjścia dwójki kotów. A było to układanie pachnących ziół. Ruta obserwowała ją chwile, nie rozumiejąc, co ta dziwna kotka właściwie wyczynia.
– Zjedz – zachęcił ją Mokry, pochylając się do pointki. – Musisz odzyskać siły. Pierwszy raz na pewno będzie trudny, ale to nic takiego. Tutaj wszyscy to robią. Patrz. – Kocur zniżył się do poziomu ziemi i ugryzł pozbawione życia zwierzę. Po chwili kawałek mięsa wędrował już do jego żołądka, a on spojrzał na tę zagubioną, przestraszoną mordkę, na której wciąż próbowała malować się jakaś duma i odwaga, byleby nie pokazać, jak bardzo jest w tym wszystkim zagubiona.
Ruta spojrzała w jego niebieskie oczy i postanowiła, że i tak nie ma nic do stracenia. W końcu skoro on spróbował, to nie było dla niej niebezpieczne. Wbiła zęby w plecy zwierzęcia i pociągnęła, odrywając kawałek mięsa. Gryzła go powoli i nieufnie, czując słony smak, aż w końcu połknęła. Nie były to smakołyki, jakie serwowano jej w gnieździe, ale tutaj chyba nie mogła liczyć na nic lepszego.
– I jak? – zapytał spokojnie lider.
– Słone... – poskarżyła się.
– Jedzenie to jedzenie – wtrąciła Zajęcza Stopa. – Nasi wojownicy pracowali ciężko, aby je upolować. Nie wypada wybrzydzać.
Ruta nie zważała zwykle na to, co jej wypada, więc przewróciła oczami. Mimo wszystko pochyliła się i wzięła kolejny gryz. I jeszcze jeden. I następny, aż w końcu poczuła się syta, nie zjadając całości posiłku. Był dla niej zdecydowanie za duży. Po nasyceniu jej ciało wypełniła jednak ulga, a ona wyluzowała się trochę. Powoli wracała do niej energia.
– To... Gdzie ja właściwie jestem? – zapytała, przystępując do czyszczenia swojego futra. Nie przyszło jej do głowy, aby podziękować, co nie umknęło medyczce. Ta tworzyła już w głowie jej profil psychologiczny, obserwując z zaciekawieniem zachowanie młodej pointki. Pieszczochy. Cóż za ciekawe stworzenia.
<Mokry? uwu>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz