-... Czy masz jakieś zastrzeżenia? Pochwały? Pytania? - zapytał się na koniec trenignu Sumowy Wąs.
- Nie mam - odpowiedział jak zwykle Szkarłatna Łapa swojemu mentorowi. W końcu po wielu dniach polowania na ryby rudy zdołał nauczyć się tej techniki. W międzyczasie zaczęli naukę walki. Nareszcie! Rudy czekał na to długo i nareszcie mógł się wykazać. Nauka ataków i strategii obronnych szła mu znacznie szybciej niż łapanie ryb czy pływanie. Chociaż z tym drugim powoli również dawał sobie radę. Nie był wprawdzie mistrzem w tej dyscyplinie, ale szło mu lepiej, niż przed kilkoma księżycami.
- W takim razie... Broń się! - Sumowy Wąs, bez żadnej zapowiedzi, naskoczył z pazurami na swojego ucznia. Rudy, początkowo nieprzygotowany, padł pod łapami burego. W porę zaczął się bronić przed natarciem mentora.
Walczyli, we dwójkę, po raz pierwszy poważniej niż na zasadzie nauki nauczyciela z podopiecznym. Bury nauczył go już sporo rzeczy i postanowił je wypróbować.
Szkarłatna Łapa działał. Powstrzymywał się, aby nie zranić ciężko burego, bo nie pragnął wygnania z klanu. Nie lubił nocniaków, lecz, póki gwarantowali legowisko, szkolenie i pożywienie, nie pragnął opuszczać ich obozu. Tym bardziej, że nie wiedział, gdzie ukrywała się grupka lisiaków.. Ponadto medyczka, Słodki Język, uciekła i został tylko jej uczeń, Truskawkowa Łapa. On nie posiadał całej medycznej wiedzy, więc zranienie mentora skończyłoby się karą. Już sam widział, jak Czermieniowa Łapa wymieniał mech już drugi księżyc. Nie zamierzał skończyć jak on.
Walczyli nadal. Sumowy Wąs nie dawał forów uczniowi, lecz nie stosował wszystkich ataków, które znał. Wtedy wybrałby od razu. Bijatyka z burym wyglądała zupełnie inaczej niż z Czermieniem. Rudy z czarnyn walczyli z nienawiści ku sobie, nie używali wyuczonych ruchów. Atakowali siebie tak, jak podyktował im instynkt. Nie wstydzili się użyć kłów czy pazurów, Pszczółka i Bazylia uleczały wszystkie rany. A w tym momencie walka była dojrzalsza, wymagająca użycia umysłu znacznie intensywniej, niż podczas zwykłej bójki.
Gdy Szkarłatna Łapa posunął się nieco za daleko, odrywał w głowę ogonem Sumowego Wąsa. W odpowiedzi próbował atakować prezycyjniej i lepiej się bronić.
W którymś momencie stanęli naprzeciwko siebie. Okrążali siebie nawzajem, z napiętymi mięśniami. Oboje gotowi do kolejnego ruchu. Szkarłatna Łapa obserwował kroki Sumowego Wąsa. Bury czuwał, rudy również.
- Cóż... Widocznie mamy remis - stwierdził mentor. - Zastosowałeś praktycznie większość wiedzy, którą ci przekazałem. Czasami cwaniakowałeś, ale... Dałeś sobie radę
Rudy poczuł z siebie dumę. Potrafił obronić się przed nocniakiem. Chociaż w podstawowym stopniu. Zdołał to uczynić. Chociaż teraz.
- Oh, nic wielkiego. To po prostu kwestia chęci - odparł Szkarłatna Łapa, z udawaną dozą skromności.
Był gotów na następny trening z walki.
- Nie mam - odpowiedział jak zwykle Szkarłatna Łapa swojemu mentorowi. W końcu po wielu dniach polowania na ryby rudy zdołał nauczyć się tej techniki. W międzyczasie zaczęli naukę walki. Nareszcie! Rudy czekał na to długo i nareszcie mógł się wykazać. Nauka ataków i strategii obronnych szła mu znacznie szybciej niż łapanie ryb czy pływanie. Chociaż z tym drugim powoli również dawał sobie radę. Nie był wprawdzie mistrzem w tej dyscyplinie, ale szło mu lepiej, niż przed kilkoma księżycami.
- W takim razie... Broń się! - Sumowy Wąs, bez żadnej zapowiedzi, naskoczył z pazurami na swojego ucznia. Rudy, początkowo nieprzygotowany, padł pod łapami burego. W porę zaczął się bronić przed natarciem mentora.
Walczyli, we dwójkę, po raz pierwszy poważniej niż na zasadzie nauki nauczyciela z podopiecznym. Bury nauczył go już sporo rzeczy i postanowił je wypróbować.
Szkarłatna Łapa działał. Powstrzymywał się, aby nie zranić ciężko burego, bo nie pragnął wygnania z klanu. Nie lubił nocniaków, lecz, póki gwarantowali legowisko, szkolenie i pożywienie, nie pragnął opuszczać ich obozu. Tym bardziej, że nie wiedział, gdzie ukrywała się grupka lisiaków.. Ponadto medyczka, Słodki Język, uciekła i został tylko jej uczeń, Truskawkowa Łapa. On nie posiadał całej medycznej wiedzy, więc zranienie mentora skończyłoby się karą. Już sam widział, jak Czermieniowa Łapa wymieniał mech już drugi księżyc. Nie zamierzał skończyć jak on.
Walczyli nadal. Sumowy Wąs nie dawał forów uczniowi, lecz nie stosował wszystkich ataków, które znał. Wtedy wybrałby od razu. Bijatyka z burym wyglądała zupełnie inaczej niż z Czermieniem. Rudy z czarnyn walczyli z nienawiści ku sobie, nie używali wyuczonych ruchów. Atakowali siebie tak, jak podyktował im instynkt. Nie wstydzili się użyć kłów czy pazurów, Pszczółka i Bazylia uleczały wszystkie rany. A w tym momencie walka była dojrzalsza, wymagająca użycia umysłu znacznie intensywniej, niż podczas zwykłej bójki.
Gdy Szkarłatna Łapa posunął się nieco za daleko, odrywał w głowę ogonem Sumowego Wąsa. W odpowiedzi próbował atakować prezycyjniej i lepiej się bronić.
W którymś momencie stanęli naprzeciwko siebie. Okrążali siebie nawzajem, z napiętymi mięśniami. Oboje gotowi do kolejnego ruchu. Szkarłatna Łapa obserwował kroki Sumowego Wąsa. Bury czuwał, rudy również.
- Cóż... Widocznie mamy remis - stwierdził mentor. - Zastosowałeś praktycznie większość wiedzy, którą ci przekazałem. Czasami cwaniakowałeś, ale... Dałeś sobie radę
Rudy poczuł z siebie dumę. Potrafił obronić się przed nocniakiem. Chociaż w podstawowym stopniu. Zdołał to uczynić. Chociaż teraz.
- Oh, nic wielkiego. To po prostu kwestia chęci - odparł Szkarłatna Łapa, z udawaną dozą skromności.
Był gotów na następny trening z walki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz