*atak Klanu Nocy*
Półprzytomna Wichura obracała się z boku na bok. Jakieś krzyki z zewnątrz uniemożliwiały jej ponowne zaśnięcie. Ocknęła się dopiero wtedy, kiedy poczuła, że traci grunt pod łapami.
— Wiesz, że to nie jest dobry pomysł. — Usłyszała zmartwiony głos Muszelki.
— Przecież mogą dostać się do żłobka! Stąd już nie będzie ucieczki — stwierdziła mama Wichury. Cętkowana nawet nie zorientowała się, co się wokół niej dzieje. Zaniepokoiła się, bo nigdzie nie mogła dostrzec Gałęzi.
— Myślisz, że będą chcieli skrzywdzić kociaki? Puch, czy ty siebie słyszysz? Narazisz je bardziej jeśli wyjdziesz z nimi wprost na pole bitwy! — szylkretka starała się przekonać zastępczynię, jednak ta już podjęła decyzję. Pod wpływem paniki wyniosła Klonka i Wichurę na zewnątrz. Wtedy dla łaciatej wszystko stało się jasne. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Obóz Klanu Lisa, dom, jej dom, miejsce w którym się urodziła, w którym dorastała, miejsce które uważała za najbezpieczniejsze na świecie… teraz było splamione krwią i przepełnione walczącymi ze sobą kotami. Mama, która niosła w pysku swoje kociaki przebiegła sprintem polanę, ukryła się za jednym z legowisk, a rodzeństwo położyła w pobliskich krzakach.
— Zostańcie tutaj dopóki nie przybędą posiłki. Ja pójdę poszukać Gałęzi, w czasie ataku była u Horyzonta. Nie wychylajcie się nawet jeśli nie wracałabym przez długi czas — rzuciła pośpiesznie i nawet nie czekając na odpowiedź, pobiegła w przeciwnym kierunku. Minęło jedno uderzenie serca. Drugie. Piętnaste. Czterdzieste. Dziewięćdziesiąte. Setne. Dwusetne. Czterysetne. A Puch dalej nie wracała. Wichura nie mogła już dłużej czekać. Mimo jasnego zakazh mamy wyszła z ukrycia.
— Gdze idzes? Mielismy nie wychodzic! — szepnął Klonek.
— No wiem, zaraz wróce, musze cos sprawdzic — odparła. Brat zrobił krzywą minę, ale nie próbował powstrzymać siostry. Wichura wybiegła wprost na środek obozu i ujrzała to, czego zobaczyć najbardziej nie chciała. Jej mama walczyła z ogromną burą kotką. Cętkowana podjęła wtedy chyba najgłupszą decyzję z możliwych.
— Uciekaj! — wrzasnęła mama zauważając ją kątem oka. Jednak córka nie zamierzała się poddać. Rzuciła na kark pomarańczowookiej i wpiła w niego ostre kiełki. Pręgowana potrząsając się, próbowała strącić kocię. Trzymało się ono zaskakująco dobrze. W końcu liderce udało się na tyle przekręcić głowę, aby dosięgnąć łaciatą. Chwyciła ją za ucho i mocno odepchnęła w tył. Wichura poczuła jak delikatna skóra rozrywa się pozostawiając po sobie piekący ból. Przerażona spojrzała w dół. Nie miała ucha! A raczej nie miała części ucha. Uświadomiło jej to, a raczej dobitnie potwierdziło, że tak naprawdę nie ma szans w starciu z potężną kotką, a najlepszym pomysłem na pomoc mamie będzie odnalezienie Gałęzi. Na szczęście w miarę szybko ją zauważyła. Pędem pobiegły z powrotem by ujrzeć mamę. W międzyczasie dołączył Klonek.
— Tato! — wrzasnął brat, kiedy zauważył jak niebieski kocur leży w bezruchu na ziemi, a na nim stali uczniowie. Trzech na jednego? To nie była sprawiedliwa walka. Po chwili nocniaki zeszły z Horyzonta. Wichura zapamięta te futra. Na zawsze. „Nie! On nie mógł… nie!“ — powtarzała sobie te słowa gorączkowo w myślach. Już miała popędzić w kierunku ojca, kiedy nagle usłyszała krzyk po przeciwnej stronie. Odwróciła wzrok i zobaczyła jak bura vanka unieruchomia łapy jej matki, a chwilę potem Pstrągowa Gwiazda zaciska szczęki na szyi Puchu. W przeciągu tych kilku uderzeń serca córka przywódcy i zastępczyni miała wrażenie, jakby jej dusza rozerwała się na nieskończoną ilość ostrych kawałków. Gdy tylko dwie członkinie Klanu Nocy oddaliły się od szylkretki, rodzeństwo pognało w jej stronę. Niestety, na razie nie mogli pożegnać Horyzonta, ponieważ kręciło się przy nim dużo nocniaków. Gdy trójka podeszła bliżej, zauważyła, że boki Puchu unoszą się z ogromnym trudem.
— M-Mamo? — Wichura położyła łapę na jej pysku i lekko potrząsnęła. Poczuła jak do jej oczu napływają łzy.
— C-co teraz z nami b-będzie? — zapytał Klonek.
— Przegraliśmy… — dodała cicho Gałąź. Kocica kaszlnęła krwią i słabo spojrzała na swoje dzieci.
— Troszczcie… się o siebie — uśmiechnęła się smutno — patrzcie przez… serce na ten świat i… p… — jej oczy zamgliły się, a ciało znieruchomiało.
— Mamo! — wrzasnęli, ale to nie przyniosło żadnego skutku. Ona… już nie żyła. Chyba tak wygląda śmierć… Niebieska córka wtuliła pysk w jej kręcone futro, które po chwili stało się mokre od łez.
— No już, ruszać się — miauknął jakiś nocniak.
Wichura wymieniła z siostrą porozumiewawcze spojrzenie. Gałąź drapnęła wojownika w pysk i korzystając z jego zdezorientowania rodzeństwo podbiegło do ojca, żeby chociaż na chwilę przytulić go.
***
Obserwowała jak te potwory niszczą jej dom, jak ogromna fala wody zatapia Brzózkę. Jak wszystko co do tej pory znała i uwielbiała zostało zrujnowane i odebrane. Teraz została zmuszona do zamieszkania w Klanie Nocy. Nie wiedziała co to będzie dla niej oznaczać, ale jedno było pewne: nigdy już nie spojrzy na nic tak jak kiedyś.
<Wiem, to opo jest słabe. Weny na nie nie miałam. To miało być smutne, a wyszło trochę śmieszne. Następne będą lepsze xd>
Wyszło smutne, zrobiło mi się żal Wichury :(
OdpowiedzUsuńBorze zielony, wzruszyłam się ;^;
OdpowiedzUsuń