Nic w jej życiu się nie zmieniło. Cicha wcale nie obchodziła się swoją siostrą, Mirabelek był wciąż rozpieszczany przez ojca, Śliwka nic nie robiła i kuliła się przy mamie. Jednak Brzoskwinka miała plan. Wyjść w końcu na pole. Leszczyna na razie zasnęła ze zmęczenia (bo kto myślał, że będzie z dziećmi tak dużo zachodu!) a Myszołów siedział przy wejściu co chwilę patrząc na swego jedynego synalka. Uwagę kotki przyciągnęła mała dziura w rogu kociarni. Idealna dla tak malutkiego kociaka jak ona. Czas zacząć ucieczkę. Najciszej jak umiała, przepchnęła się spomiędzy rodzeństwa. Najbardziej zależało jej, by nie zbudzić brata - zacząłby piszczeć przyciągając uwagę ojca, a ten jak zawsze wściekłby się na córeczkę. A ona nie lubi jak tata się złości. Skuliła się i przeszła przez otwór w drzewie. Jak tu było cudownie! Promienie słońca przenikały przez wysokie korony drzew. Zapachy uderzyły mocno w jej nosek, aż musiała kichnąć. Śnieg z lekka zakrywający poszycie, moczył brzuszek i łapki. Nie sądziła, że będzie tak fajnie. Powolutku ruszyła przed siebie, zapadając się w białą szatę nad liśćmi. Największą uwagę przyciągnął mały krzaczek jagód. Rosa spoczywająca na nich, odbijała świetliste promyki. Ząbkowane listki zachęcały do dotknięcia. Skuliła łapkę, gdy ostre, kolczatek liście zraniły leciutko jej poduszki łap. Bardzo jej się spodobało "to coś". A te owocki. Wyglądały tak apetycznie... Ale była przyzwyczajona do mleka mamy. A może zaryzykować... Bardzo lubiła nowe rzeczy. W jej codziennej diecie brakowało... Tego czegoś. Niewiele myśląc (bo co tu było do myślenia?) chwyciła ząbkami czerwone jagódki. Po schrupaniu poczuła pieczenie w pysku. Z buzi wypłynęła powoli piana. Mała poczuła się bardzo źle... Na horyzoncie jednak pojawiła się młoda wojowniczka Gąska. Wzięła małą za kark i biegiem zaniosła do przyjemnej dziury... Pachniała tak samo jak ta... Pszczółka. Gdy była potem starsza, zrozumiała, że uratowała jej życie.
- Zjadła jakąś jagodę! - krzyknęła rozpaczliwie srebrna.
- Jaką?- spytała przejęcie medyczka.
- Czerwoną...
- Z ząbkowanymi liśćmi?
- Tak!- skinęła głową i na te słowa kremowa kocica chwyciła kilka roślinek.
- Masz. Zjedz to.- powiedziała do malutkiej najłagodniej jak umiała, ale w takiej sytuacji trudno zachować spokój.
- Alie ja nie chciem- wydyszała Brzoskwinka. Jednak tamta tylko wepchnęła jej zioła do pyska i czekała. Z obrzydzeniem zjadła niesmaczne coś. Chwilę potem zwróciła wszystko. Głównie w postaci cieczy. Pośród nich można było zauważyć czerwone, na wpół przeżute owoce.
- Nigdy takich nie jedz!- przestrzegła ją Pszczółka.
- Dobzie...- wydyszała wciąż półprzytomna.
- Co się tu stało!- zauważyła zamglonymi oczami ojca stojącego w wejściu.
- Zjadła tylko coś...- uspokoiła medyczka.- Ale muszę ją tu przetrzymać na chwilę.- rzekła. Myszołów skinął głową i powoli wyszedł. Reszty rozmowy pomiędzy kremową a Gąską już nie usłyszała. Zapadła w głęboki sen.
brzoskwinka nie strasz tak klanu już dwa kociaki tak stracili xd
OdpowiedzUsuńBiedna Brzo😅
OdpowiedzUsuń