Nawet sama się nie zorientowała kiedy się zaczęła Pora Nagich Drzew. Mróź zawitał na polane. Jeszcze parę wschodów słońca i kto wie może mróz zamrozi rzekę? To była idealna sytuacja, żeby poszukać z Bocianem niedobitków na dawnym terenach ich klanu. Pomimo tego że nigdy nie widzieli tam żywej duszy, wierzyli, że ich rodziny gdzieś kryją się po lasach. Kotka przyczajona czyhała na chudą mysz koło porzuconego Potwora Dwunożnych. Nigdy wcześniej nie widziała takich rzeczy, a lejący się z niego smar i smród nie zachęcał do bliższego poznania. Konopia napięła mięśnie i skoczyła, łapiąc łapami gryzonia. Mysz nie miała szans na ucieczkę. Zadowolona z siebie podążyła do obozowiska, rozglądając się za swym mentorem. Narcyzowy Pył twierdził, że jeszcze śpi, ale szylkretka miała wrażenie, że kocur miał po prostu inne plany.
— Widzę, iż polowanie udane droga panno — zagadał Śpiewający Wiesiołek.
Konopia wywróciła ślipiami. Z każdym dniem Klan Burzy okazywał się coraz bardziej pełny wariatów, którym pająki snuły mózg.
— Dobra, daj to Pliszkowemu Krokowi — burknęła do kocura, rzucając mysz pod jego łapy. — Ostatnio coś wybrzydza.
Wojownik spojrzał niepewnie na nią a to na gryzonia i otworzył pysk, ale Pójdźkowej Łapy już tu nie było. Szybkim krokiem podążyła do legowiska uczniów, licząc, że zastanie tam Bociana. Na szczęście los jej nie zawiódł.
— Ucieknijmy już stąd — jęknęła, wskakując na legowisko. — Mam dość tych Burzaków — burknęła.
Ostowa Łapa zajęty czyszczeniem futra, jedynie mruknął pod nosem.
— Ej no — kopnęła kocura, który za tak karygodny czyn postawił futro.
Zielone ślipia spojrzały na nią z zawodem.
— Nadal z ciebie bachor, lisi bobku — syknął Bocian. — Jutro zobaczymy jak będzie wyglądać woda w rzece, no chyba, ze marzy ci się zimna kąpiel?
Kotka szybko zaprzeczyła łbem, rozciągając się na legowisku. Już tak bardzo chciała zobaczyć mamę. No i resztę lisiaków. Nigdy nie sądziła, że będzie za nimi tak tęsknić.
* * *
Pomimo upływu paru wschodów słońca woda w rzece nadal nie zamarzła. Konopia nadal polowała i przynosiła piszczki starzyźnie, która częściej narzekała na stawy i inne dolegliwości. Dni mijały leniwie, Bocian i ona nadal trenowali coraz lepiej polując na zające oraz poznając styl walki Burzaków, który różnił się od tego Nocniaków. U rybojadów najważniejsza była siła, a tu zwinność i obserwacja wroga. Kotka już się miała zbierać na patrol z Ostową Łapą i Narcyzowym Pyłem, gdy zatrzymał ich Orzechowe Futro z nieodgadnionym wyrazem pyska.
— Pójdźkowa Łapo, lider chce cię widzieć — miauknął do niej jedynie.
Bocian spojrzał na nią zły, że coś przeskrobała, ale przecież była grzeczna. Niepewnie podążyła za wojownikiem, który prowadził, ją wgłąb tuneli. Mokra Gwiazda już na nią czekał. Wpatrzony w łapy,przeniósł powoli wzrok na nią.
— Pójdźkowa Łapo — zaczął. — To ty byłaś odpowiedzialna za karmienie starszych, prawda?
Kotka rozejrzała się niepewnie. Nie miała pojęcia o co chodzi. Przecież sumienie wykonywała swoją prace.
— Tak
Kocur westchnął.
— Ostatnio Pliszkowy Krok z Zakręconym Uchem marudzili na ból brzucha... — urwał tajemniczo. — A dziś nie żyją, masz coś z tym wspólnego? — niebieskie ślipia uważnie jej się przyglądały.
Konopie wręcz z lekka wcięło. Nie mogła uwierzyć, że ta urocza para staruszków, no dobrze, ten uroczy staruszek i kotka z kijem w tyłku, mogli nie żyć. Jej świadomość nie mogła tego przetrawić.
— Ja... ja... Nie! Oczywiście, że nie! — zaczęła się bronić. — Przyrzekam! — dodała zrozpaczona.
Świadomość, że może jakoś ukróciła im życie boleśnie kuła ją w piersi.
— Dlaczego mamy ci wierzyć? — syknęła Chabrowa Bryza. — Jesteś znajdą, nikt cię nie zna... może jesteś czyimś szpiegiem?
Szylkretka zaprzeczyła szybko łbem.
— Mokra Gwiazdo...
Lider podniósł się.
— Nie ma co się osądzać bez powodu — mruknął. — Ale ta sprawa jest zbyt dziwna, reszta starszyzny też skarży się na bóle brzucha i niektórzy wojownicy, nie możemy pozwolić innym kotom umrzeć
Zastępczyni kiwnęła łbem z nieprzychylnością spoglądając na Pójdźkową Łapę. Konopia powoli nie rozumiała co się tu dzieje. Jak to inne koty też chorowały? Czyżby groziła im choroba tak straszliwa jak Zielony Kaszel? A co jeśli jest zaraźliwa? Co z ich ucieczką?
— J-ja... ja pójdę już na p-patrol, dobrze? — mruknęła cicho, wychodząc szybko z legowiska lidera.
W pośpiechu nawet nie zauważyła, że na kogoś wpadła.
<Jakiś burzak chce się pobawić w detektywa?>
(hm kusi)
OdpowiedzUsuńKlep
OdpowiedzUsuńhoho, czas wojne na zioła
UsuńOoo, zostanę z tą sesją na dłużej (ʘᴗʘ✿)
Usuń