— Uhm… C-coś je-jeszcze? J-ja… — zająknął się, opuszczając łeb. — J-ja n-nie w-wiem c-co t-teraz zro-zrobić. T-ten k-kot w-wciąż j-jest dla m-mnie b-ba-bardzo wa-ważny, uhm, mo-można po-powiedzieć, że po-potwornie t-tę-ęsknie a-ale… — przerwał, dusząc się własnymi łzami. Pociągnął nosem. — A-ale n-nie w-wiem, czy p-po-owinienem zno-znowu m-mu za-zaufać.
— Wiesz, ja myślę, że powinieneś, zwłaszcza, jeśli wciąż dla ciebie wiele znaczy — miauknął łagodnie wojownik, mocniej opatulając go ogonem. Ale bijące od niego ciepło i wsparcie w żadnym aspekcie nie równało się z Aroniowym Podmuchem.
— Mhm — mruknął starszy. Łapą dość nieudolnie i nieskutecznie spróbował zetrzeć łzy z pyska.
Plątanina myśli nie przemijała, wręcz przeciwnie, z sekundy na sekundę obaw i przemyśleń pojawiało się coraz więcej. Kocur znowu znalazł się w stanie dużego rozemocjonowania, którego tak szczerze nie znosił. Już nic nie wiedział i nic nie rozumiał. Tęsknota, rozpacz, żal, niechęć, strach i niepewność nawiedzały go wszystkie na raz, nie dając trzeźwo myśleć.
Zganił się w myślach. Powiedział towarzyszowi już za dużo, teraz ten być może będzie dociekać, a Łabędź bezmyślnie palnie jakąś głupotę. A może jednak powinien być z nim całkowicie szczery i jak już zaczął, dokończyć… westchnął i odsunął się nieznacznie od czarnego futra, kładąc swój łeb na łapach. Wojownik nie naciskał na niego, siedział dalej w milczeniu. Nie przymuszał go do drążenia tematu, co mu odpowiadało.
— Lepiej się czujesz? Chcę ci pomóc jak tylko będę mógł, chociaż… wiem, że nie jestem w stanie zrobić wiele — miauknął niespodziewanie Barwinek, przerywając ciszę.
— T-tak, j-jest le-lepiej. Dz-dzię-ękuję — wymamrotał, posyjałąc przyjacielowi niepewne, pełne sztucznej wdzięczności i podzięki spojrzenie.
Cóż, naprawdę był wdzięczny kocurowi za jego starania, ale nie, nie było lepiej. Masa emocji wciąż nie dawała mu spokoju, buszując w jego środku i zwiększając kłębiący się w nim ból. Złapał głęboki wdech. Wyżalenie się nie dało mu tyle, ile oczekiwał. Ale może dlatego, że opowiedział wszystko ogólnikowo i nie do końca szczerze…? Może powinien wyrzucić z siebie wszystko, ale czy to aby na pewno była bezpieczna opcja? Przez ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, aż Łabędzi Plusk położył uszy po sobie.
— Może już wracajmy, Łabędzi Plusku? Jeśli będziesz chciał powiedzieć mi coś jeszcze, możesz zrobić to po drodze. Myślę, że odpoczynek we własnym legowisku jeszcze ci pomoże. Jak chcesz, mogę być przy tobie — zasugerował, mówiąc bardzo powoli i ostrożnie.
— O-okej — odpowiedział cichutko, pod nosem.
Z niebywałym trudem zmusił swoje ciało do posłuszeństwa i dźwignął się na łapy. Dopiero teraz, odsunięty od przyjaciela poczuł, że calutki drże. Zerknął nerwowo na Barwnikowego Podmucha, jakby bojąc się, że ten go zostawi, ale kocur już szedł obok niego. Zapanowało milczenie przerywane jedynie szumem pojedynczych liści i świergotem ptaków.
— B-Barwinku?
— Tak?
— J-ja… t-ten k-kot… o-on… uhm. Mo-może i-inaczej. N-nie s-stra-aciłem przy-przyjaciela, s-stra-aciłem m-mi-iłość — wydukał, a gdy zorientował się, co właśnie wpłynęło z jego pyszczka, soczyście przeklął samego siebie w myślach.
<Barwinku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz