- Wystarczy! Obaj Przegraliście! - rozległ się głos Sumowego Wąsa.
Co? Jak to? Tak bardzo się skupił na swoich ruchach, że nawet nie zauważył, że jego brat również nie daje sobie rady! Wężowy Pysk wyciągnął swojego ucznia na brzeg. Ten otrzepał się z wody, próbując nie dyszeć ze zmęczenia. Nie chciał w końcu pokazywać bratu, że to go zmęczyło.
- Oboje brodziliście przez dłuższą chwilę w tym samym miejscu, a w pływaniu chodzi o ciągły ruch. Chwila dłużej i już bylibyście martwi - miauczał surowo bury mentor Szkarłatnej Łapy. - No cóż... Przynajmniej będziemy mieli wygodne posłania tej nocy, co nie, Wężowy Pysku? - zwrócił się do niebieskiego.
- Tak, tak. Czysto - odpowiedział po dłuższej chwili nauczyciel czarnego lisiaka.
- To twoja wina, lisi bobku - syknął do Czermieniowej Łapy Szkarłatna Łapa.
- Moja wina? A to niby czemu? To ty byłeś tak nieporadny, że nie potrafiłeś pływać! - odwarknął mu.
- Ty też nie byłeś lepszy!
- Ej, ej, ej. Spokój. Nie kłócić się, bo jeszcze prócz posłania, przyniesiecie nam obiad. - odezwał się wojownik, wskazując ogonem obóz. - Wracamy.
Klnąc pod nosem ruszył za kocurem. Jego wina? Jego? Zasraniec... To raczej była jego wina! Gdyby utonął, miałby wreszcie spokój. A teraz co? Musieli wymieniać mech swoim mentorom! Ruszyli w miejsce gdzie był składowany ten miękki surowiec . To mogło być ciekawe. W końcu jego brat, jeszcze nie doświadczył trudu w zmienianiu posłań. Obserwował jak rudy łapie mech w pysk i ciągnie go w stronę legowiska wojowników.
- A ty czemu tak stoisz? - odezwał się Sumowy Wąs widząc, że czarny się tylko przygląda.
- Mam mu pomagać? No chyba nie. Zajmę się wynoszeniem waszych mchów przed legowisko, a ten lisi bobek je wyrzuci.- wymyślił szybko idealny plan, który dostarczy bratu więcej wysiłku.
Nie czekając na odpowiedź, wszedł do legowiska wojowników i zwinął posłanie mentorów w rulonik. Miał już niezłą wprawę, w końcu robił to dzień w dzień. Wyciąganie pyskiem było najbardziej czasochłonne i męczące, więc znalazł na to inny sposób. Dzięki temu, że zwinął posłanie, mógł je toczyć, aż nie znalazło się na zewnątrz.
- Gotowe! - zawołał, obserwując czekającego z świeżym mchem brata, który mordował go wzrokiem.
- No nie patrz tak, bo się zaraz zesrasz. Bierz to i sio! - Machnął ogonem rozkazująco.
- Nie będziesz mi rozkazywał! - odwarknął mu rudy.
- Lepiej to zrób, bo twój mentor pomyśli, że się nie starasz. - Wystawił mu język i wciągnął świeży mech do środka.
On swoją pracę już skończył.
<Bracie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz