Chciał być zły. Chciał pokazać mu jak bardzo cierpi. Jak bardzo go to wszystko bolało. Chciał go zranić. Lecz zdradliwe emocje znów przejęły nad nim górę. Gniew i nienawiść tak banalnie przeobraziły się w smutek i żal. Znów gorzkie łzy zalewały jego poliki, a on zanosił się żałosnym płaczem. Nienawidził siebie za to. Nienawidził płakać. Nienawidził tego całego świata.
— P-pigwowy Kle — miauknął jeszcze raz Gruszkowa Łapa.
Jego błękitne ślipia niegdyś pewnie siebie i radosne teraz zalane były łzami. Przez niego.
Czyżby właśnie udało mu się dokonać jego wielkiej zemsty?
Tylko czemu czuł się tak samo beznadziejnie jak zawsze. Miał nadzieję, że raniąc Gruszkę poczuje się lepiej. Odwdzięczy się mu za wszelkie smutki, ból, czy zranienie i odczuje w końcu... ulgę? Lecz zamiast tego na widok zapłakanych niebieskich ślip czuł tylko coraz większą gulę w gardle.
Czemu nawet zemsta mu nie wychodziła?
— P-przestań — miauknął cicho Pigwa, łapczywie łapiąc oddech.
Musiał się uspokoić. Płacząc tylko się bardziej zbłaźnił. Gruszkowa Łapa na pewno mówił te wszystkie rzeczy, bo było mu go żal. Nie chciał mu dołożyć bólu. Nie chciał być tym, który kopie leżącego.
— M-mieliśmy mieć trening — dodał ciszej.
Czekoladowy kiwnął łbem, lecz niebieskie ślipia wciąż na niego zerkały. Tak uparcie udawał, że nie chce z niego rezygnować. Lecz Pigwa mu nie ufał. Przynajmniej tak sobie wmawiał.
— M-musimy ćwiczyć — prawie się powtórzył, myślami wracając do ich rozmowy.
Potrząsnął łbem, starając się to odgonić. Nie mogli się pogodzić. To oznaczałoby, że nawet swoich własnych postanowień Pigwowy Kieł nie potrafił dotrzymać.
— U-upoluj coś — miauknął w końcu, uciekając przed spojrzeniem Gruszkowej łapy. — J-ja... ja to muszę przemyśleć — dodał ciszej, mając nadzieję, że dzięki temu czekoladowy w końcu się od niego odczepi.
Gdy tylko kocur zniknął z pola widzenia, westchnął. Nie miał pojęcia co robić. Nie chciał się godzić, lecz coś w środku mu podpowiadało, że chce. Że naprawdę nie ma ochoty sobie jeszcze bardziej bezsensownie utrudniać życia. Zrezygnowany usiadł, opuszczając łeb. Gdyby tylko mógł dostać jakiś znak. Podpowiedź. Wskazówkę... cokolwiek.
Krzaki zaszeleściły i wyłoniła się z nich wysoka sylwetka. Gruszkowa Łapa trzymał w pysku niewielką kaczkę. Jej martwy łeb smętnie zwisał z pyska kocura. Przypominała Pigwie tą z jego ulubionej bajki mamy. Opowieść była o trzech dzielnych kaczkach, które postanowiły zwiedzić świat, pomimo próśb i ostrzeżeń ich mamy. Na początku świetnie się bawiły i zwiedzały wspaniałe miejsca, lecz później podstępem zbawił i zabił je straszny Dwunożny o gęstym siwym futrze.
— Chyba zbłądziła — stwierdził cicho Gruszka, kładąc kaczkę na ziemi. — A ty nie polujesz?
Pigwa spuścił smętnie łeb. Dobrze wiedział, że każda zwierzyna jest na wagę złota i powinni polować póki da się cokolwiek znaleźć w lesie. Problem tkwił w tym, że wojownik wiedział o polowaniu tyle co Bobrza Kłoda o umiarze w jedzeniu.
— J-ja... — bąknął cicho.
Wziął głęboki wdech.
— J-ja nie umiem p-polować — wyznał niepewnie. — N-nauczysz m-mnie... proszę?
<Gruszko?>
mimo że jakoś strasznie emocjonalne czy głębokie to nie jest, to moje serce zrobiło hjwbfw3gfiy7uIUHFU3WYGHjhgbdfhj2ebjn jak to czytałam
OdpowiedzUsuń