Śnił o Szyszce. Tej dziwnej kotce, która uczyła go polować, przed atakiem klanu nocy. Nie myślał o niej, wręcz zapomniał o żółtookiej. Nie przejmował się jej losami, b dbał tylko o siebie.
A tu nadeszła noc z najdziwniejszym i najpaskudniejszym snem, jaki kiedykolwiek nawiedził umysł rudego ucznia.
Stał na wielkiej, wysokiej skale. Za nim stała Szyszka, poważniejsza niż zwykle. Szkarłatna Łapa urósł, posiadał umięśnione ciało, a nad prawym okiem widniała paskudna blizna.
- To już wszyscy. Przyprowadziłam wszystkie, maluszku - miauknęła typowym dla siebie tonem czarna. Kotka nawet we śnie nazywała podopiecznego maluszkiem, mimo wielkości kocura.
- Doskonale - rzekł krótko Szkarłatna Łapa.
Spojrzał przed siebie. Od skały aż po horyzont stało mnóstwo kociąt, wszystkie wpatrzone w nich. Czujne i gotowe na to, co miało wkrótce nadejść.
- Dzisiaj ukończyliście szósty księżyc, wszyscy. Ten, kto śmiał nas okłamać, otrzyma adekwatną karę. Nie myślcie sobie, że będzie lekka. Poczujecie taki ból, który zapamiętacie do końca waszych dni. Zrozumiano? - powiedział do tłumu rudy. Czuł potęgę, czuł władzę, czuł moc, przepełniającą jego miauknięcie.
- Tak! - odpowiedziały kocięta w tej samej chwili.
Kocur spojrzał kątem oka na Szyszkę. Kotka pokiwała głową twierdząco.
- Zaczniecie szkolenie. Będzie trwało tyle, na ile sami sobie zasłużycie. Najsilniejsi skończą w cztery księżyce, słabsi o wiele, wiele dłużej pozostaną uczniami. Na chwilę obecną zaczynacie z czystym futrem. Za jakiś czas zabrudzicie sierść własną krwią bądź wroga. Niech jej kolor będzie dla was oznaką dumy i zwycięstwa. Nie bądźcie jak pieszczochy ani rozleniwieni przodkowie. Klan Lisa powstanie i pokaże swoją potęgę. Do tego momentu jasne? - Szkarłatna Łapa podniósł głos, aby jego słowa dotarły do każdej mysiej strawy.
- Tak! - odpowiedział krótko tłum kociąt.
- Od dzisiaj zaczyna się dla was nowe życie. Pod łapą mentorów. Teraz jazda do legowiska! Czas na odpoczynek, bo jutro od rana... Czeka was mordęga - zakończył dziwną ceremonię Szkarłatna Łapa.
Nowe pokolenie klanu lisa rozbiegło się. Ziemia się zatrzęsła, powodując, że kamień, na którym stali czarna i rudy, przełamał się na równe pół. Kocur zaczął spadać. Próbował zaczepić się pazurami o twardy grunt skały, lecz nie zdołała się utrzymać.
- Maluszku! Nie! - usłyszał głos Szyszki, nim spadł pod nogi rozpędzonych kociąt.
Obudził się nagle, nim zaczął się świt. Oddychał szybko. Nie potrafił pozbyć się dziwnego otępienia. Współpracował z Szyszką, nie rozumiał tego. Po co się z nią związał? Dobrze, kotka była wojowniczką o wysokim potencjale, ale nieodpowiednim charakterze. Nauczyła go polować, przynajmniej na owady, prócz tego nic więcej ich nie łączyło. A tu przyśnił mu się taki sen. Wolał już spędzać czas z Sumowym Wąsem, ten trzymał pysk na kłódkę i nie wcinał nosa w nie swoje sprawy. I nie używał zdrobnień.
Nigdy więcej wsłuchiwania się w nurt rzeki przed snem - pomyślał, kładąc ponownie głowę na ziemi, aby zasnąć na ostatnie dwie godziny. Tym razem skupił wszystkie swoje myśli na treningu.
Musiał zostać wojownikiem, nim klan lisa się odrodzi.
A tu nadeszła noc z najdziwniejszym i najpaskudniejszym snem, jaki kiedykolwiek nawiedził umysł rudego ucznia.
Stał na wielkiej, wysokiej skale. Za nim stała Szyszka, poważniejsza niż zwykle. Szkarłatna Łapa urósł, posiadał umięśnione ciało, a nad prawym okiem widniała paskudna blizna.
- To już wszyscy. Przyprowadziłam wszystkie, maluszku - miauknęła typowym dla siebie tonem czarna. Kotka nawet we śnie nazywała podopiecznego maluszkiem, mimo wielkości kocura.
- Doskonale - rzekł krótko Szkarłatna Łapa.
Spojrzał przed siebie. Od skały aż po horyzont stało mnóstwo kociąt, wszystkie wpatrzone w nich. Czujne i gotowe na to, co miało wkrótce nadejść.
- Dzisiaj ukończyliście szósty księżyc, wszyscy. Ten, kto śmiał nas okłamać, otrzyma adekwatną karę. Nie myślcie sobie, że będzie lekka. Poczujecie taki ból, który zapamiętacie do końca waszych dni. Zrozumiano? - powiedział do tłumu rudy. Czuł potęgę, czuł władzę, czuł moc, przepełniającą jego miauknięcie.
- Tak! - odpowiedziały kocięta w tej samej chwili.
Kocur spojrzał kątem oka na Szyszkę. Kotka pokiwała głową twierdząco.
- Zaczniecie szkolenie. Będzie trwało tyle, na ile sami sobie zasłużycie. Najsilniejsi skończą w cztery księżyce, słabsi o wiele, wiele dłużej pozostaną uczniami. Na chwilę obecną zaczynacie z czystym futrem. Za jakiś czas zabrudzicie sierść własną krwią bądź wroga. Niech jej kolor będzie dla was oznaką dumy i zwycięstwa. Nie bądźcie jak pieszczochy ani rozleniwieni przodkowie. Klan Lisa powstanie i pokaże swoją potęgę. Do tego momentu jasne? - Szkarłatna Łapa podniósł głos, aby jego słowa dotarły do każdej mysiej strawy.
- Tak! - odpowiedział krótko tłum kociąt.
- Od dzisiaj zaczyna się dla was nowe życie. Pod łapą mentorów. Teraz jazda do legowiska! Czas na odpoczynek, bo jutro od rana... Czeka was mordęga - zakończył dziwną ceremonię Szkarłatna Łapa.
Nowe pokolenie klanu lisa rozbiegło się. Ziemia się zatrzęsła, powodując, że kamień, na którym stali czarna i rudy, przełamał się na równe pół. Kocur zaczął spadać. Próbował zaczepić się pazurami o twardy grunt skały, lecz nie zdołała się utrzymać.
- Maluszku! Nie! - usłyszał głos Szyszki, nim spadł pod nogi rozpędzonych kociąt.
Obudził się nagle, nim zaczął się świt. Oddychał szybko. Nie potrafił pozbyć się dziwnego otępienia. Współpracował z Szyszką, nie rozumiał tego. Po co się z nią związał? Dobrze, kotka była wojowniczką o wysokim potencjale, ale nieodpowiednim charakterze. Nauczyła go polować, przynajmniej na owady, prócz tego nic więcej ich nie łączyło. A tu przyśnił mu się taki sen. Wolał już spędzać czas z Sumowym Wąsem, ten trzymał pysk na kłódkę i nie wcinał nosa w nie swoje sprawy. I nie używał zdrobnień.
Nigdy więcej wsłuchiwania się w nurt rzeki przed snem - pomyślał, kładąc ponownie głowę na ziemi, aby zasnąć na ostatnie dwie godziny. Tym razem skupił wszystkie swoje myśli na treningu.
Musiał zostać wojownikiem, nim klan lisa się odrodzi.
smutno mi
OdpowiedzUsuń