— A tam — parsknęła ignorancko. — Patrol czy nie patrol, polowania nikt nam nie zabroni. Przynajmniej nażre się jedna osoba więcej, więc nikomu nie zaszkodzi, jak widzisz wręcz przeciwnie — przedstawiła mu swoje racje.
Orlikowy Szept nie odpowiedział, ale mimika jego twarzy jasno wskazywała, że nie był zadowolony tym pomysłem. Uczennica nie zwróciła na to jednak większej uwagi, tylko z rosnącą ekscytacją wcisnęła się między wspomniane zarośla. Starała się nie wykonywać gwałtownych ruchów, by jej cel nie uciekł, ale cóż, nie było to wcale łatwe. Z impetem nadepnęła na jakąś gałązkę, po czym cofnęła się z rozdrażnieniem, poślizgnęła i upadła niezdarnie na ziemię. Podniosła się natychmiast warcząc ze złością i upokorzeniem. Jak zdążyła się już domyślić, zając uciekł przerażony nią i wywołanymi przez nią hałasami. Przed nią leżało jedynie martwe, nie pachnące najlepiej truchło. Skrzywiła nos i przeszła obok niego, przedzierając się na drugą stronę krzaków, zdeterminowana, by pognać za tym małym gnojkiem. Ku jej ogromnemu rozczarowaniu, gdy wystawiła łebek z plątaniny gałęzi, nigdzie go już nie zobaczyła. Czyżby ta mała popierdółka była aż tak szybka i już zdążyła zniknąć jej z pola widzenia? A może schowała się gdzieś w wysokiej trawie? Melodyjna Łapa syknęła wściekle i obróciła się na pięcie. Obeszła zarośla i ruszyła w stronę czekającego na nią wojownika, po drodze tupiąc nóżkami, przeklinając pod nosem i ukazując jawne niezadowolenie.
— Uciekł. Kto tam położył ten głupi patyk? — warknęła z wyrzutem.
Przez chwilę jej rozjuszone nienawiścią ślepia i nieodgadnione spojrzenie Orlikowego Szeptu napotkały się. Kotka stanęła mu naprzeciw, wzdychając teatralnie.
— Jeśli już musiałaś go złapać, mogłaś być ostrożniejsza — miauknął łagodnie.
— Ta ta, łatwo tak ci mówić. To ten królik był ułomny i tyle. Zresztą był tak malutki, że nikt by się nim nie najadł. Nie był nam potrzebny — burknęła z niezadowoleniem, zadzierając łebek do góry. Całkowicie zaprzeczyła swoim wcześniejszym słowom.
Między dwójką Burzowiczów nastąpiła chwila milczenia. Kotka obróciła się w stronę krzaków, kręcąc łbem z pomrukiem niezadowolenia. Potem ponownie rzuciła spojrzenie kocurowi, by zaraz potem skupić się na pniu na rzece za nim.
— Eee dobra, wracajmy, i tak nie ma tu nic ciekawego. Ani śladu wroga — oznajmiła w końcu i udając obojętność ruszyła w stronę ich mostu, mrużąc oczy.
Wojownik podążył tuż za nią. Szybko przedostali się na drugi brzeg, już na swoją część terytorium. Melodyjna Łapa odetchnęła cicho i jeszcze raz zerknęła w stronę byłych terytorium tego całego śmierdzącego Klanu Lisa. Gdzie tak naprawdę teraz byli i co robili? Serio zostali więźniami Klanu Nocy? Chociaż, czemu interesowała się losem jakiś nieistotnych, dziwacznych samotników? Wciąż zła, lekko tupiąc, przyspieszyła krok, nie odzywając się już do Orlikowego Szeptu. Chociaż towarzysz patrolu niczym jej nie zawinił, nie miała najmniejszej ochoty na jakąkolwiek rozmowę i musiała ochłonąć. Zwykła błahostka potrafiła ją wyprowadzić z równowagi, więc nic dziwnego, że naładowała się taką furią po tej nieszczęsnej wpadce.
Mimo wszystko, jako, że była osobistością niezwykle zmienną i ekstrawertyczną, szybko jej przeszło i zapragnęła rozmowy. Spojrzała na kroczącego obok niej w milczeniu kota.
— Ej, w sumie zerknijmy jeszcze na granicę z Klanem Wilka. Śmiesznie będzie — zasugerowała, a ogon zaczął jej wesoło podrygiwać.
<Orliku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz