Orlikowy Szept znalazł się w dosyć dziwnej sytuacji. Właśnie miał pomóc medyczce zrozumieć, co się stało. Oboje mówili co innego, w głowach posiadali różniące się od siebie wersje wspólnej rozmowy. Biały zastanowił się. Mógł brnąć w temat ziół, lecz... Czuł, że w krótkim otępieniu Konwaliowego Serca czaiło się coś więcej.
- Wiesz co... Chyba jesteś zmęczona. Powinnaś się przespać albo chociaż na krótko zdrzemnąć. Cały dzień chodzimy po łące i wdychamy zapachy różnych ziół. Do tego jest nadzwyczaj ciepło... Wróćmy do obozu - zaproponował wojownik. Nie chciał targać nieotrzytomnej czarnej przez terytorium klanu burzy. Pamiętał, co działo się na przedostatnim zgromadzeniu. Kotka zemdlała i nie czuła się najlepiej. Przyglądał się całemu zdarzeniu z boku, gdyż obiecał Cętkowanemu Kwiatowi, że spędzi z nią czas. Czasami do dzisiaj zganiał siebie samego w myślach za brak pomocy Jeżowej Ścieżce. Mógł pójść i przekonać czekoladowego do szybszego opuszczenia zgromadzenia na rzecz stanu zdrowia asystentki.
- Nie! Czuję się dobrze, Orliku. Naprawdę. To... Tylko chwilowe zamyślenie. Uwierz mi. Mam jeszcze dużo sił. W obozie niczego nowego cię nie nauczę... - odpowiedziała medyczka, nieco wystraszona. Zastrzygła uszami. Wydawała się nieco spięta.
- Konwalio, mówię serio. Wróćmy, nie wyglądasz najlepiej - rzekł stanowczo biały, spoglądając bacznie na przyjaciółkę. - Odpocznij, już dużo mnie nauczyłaś. Jestem ci wdzięczny. - Na dowód uznania, kocur trącił przyjacielsko kotkę ogonem. Konwaliowe Serce zasługiwała na lepszy los. Miała nieciekawą przeszłość, a klan nadal wymyślał paskudne plotki na jej temat. Czarna nie przepadała kiedyś za swoim głosem i odzywała się mało, z czasem pokonała część kompleksów i zyskała większą pewność siebie. Mówiła więcej i częściej, z większą radością. Ostatnio coś się z nią działo, Orlikowy Szept postanowił, że kiedyś to odkryje.
- Mhm... No dobrze... Ale po powrocie cię przepytam! Niezależnie od tego, czy rozmawialiśmy o korzeniu łopianu, czy o korze olchy - odparła żywo kotka.
Przyjaciele wrócili do obozu, rozmawiając na inne tematy niż medycyna.
Orlikowy Szept leżał w legowisku uczniów jako jeden ze starszych osobników. Nie potrafił uwierzyć. Przez chęć pomocy i odegnania szczenięcia nie mógł opuszczać obozu! Już półtorej księżyca minęło od śmierci Ciernistej Łapy, wszyscy zdołali podnieść się po brutalnym zgonie kotki, może oprócz Czaplego Potoku. Biały, bura i czarna zostali ponownie uczniami. Na szczęście nadal nosili takie same imiona, nie wrócili do członu Łapa, co wojownikowi względnie się spodobało.
Nie mógł zasnąć. Księżyc świecił mocniej, niż zwykle. Spojrzał kątem oka na leżących obok siebie Melodyjną Łapę i Słonikową Łapę. Brat, wraz z ich wspólną kompanką zabaw z dzieciństwa, wydawali się być szczęśliwi. Orlikowy Szept miał tylko nadzieję, że nie wpadną na nic głupiego i nie narażą się Mokrej Gwieździe.
Usłyszał trzask gałęzi. Natychmiastowo podniósł się i wyszedł z legowiska najciszej, na ile tylko mógł. Zauważył w oddali Konwaliowe Serce, idącą ku wyjściu z obozu. Co ona robiła? Była noc i do tego zakazali im wychodzić na dzikie tereny ich klanu. Biały wewnętrznie nadal nie potrafił pogodzić się z karą od lidera, ale nie śmiał nawet myśleć o potajemnych wycieczkach poza miejsce zamieszkania. Jeśli ktoś nakryje Konwalię, degradacja do rangi ucznia wydłuży się. A syn Koniczynki chciał wyszkolić swojego pierwszego podopiecznego, aby wypróbować swoje umiejętności.
- Konwalio - syknął, podchodząc szybkim krokiem do czarnej. Kotka spojrzała na kocura ze zdziwieniem. Niosła w pysku kulkę mchu. - Gdzie ty idziesz? Jest noc i nie możemy pod żadnym pozorem wychodzić z obozu. Wiesz, co nam może zrobić Mokra Gwiazda?
- Wiesz co... Chyba jesteś zmęczona. Powinnaś się przespać albo chociaż na krótko zdrzemnąć. Cały dzień chodzimy po łące i wdychamy zapachy różnych ziół. Do tego jest nadzwyczaj ciepło... Wróćmy do obozu - zaproponował wojownik. Nie chciał targać nieotrzytomnej czarnej przez terytorium klanu burzy. Pamiętał, co działo się na przedostatnim zgromadzeniu. Kotka zemdlała i nie czuła się najlepiej. Przyglądał się całemu zdarzeniu z boku, gdyż obiecał Cętkowanemu Kwiatowi, że spędzi z nią czas. Czasami do dzisiaj zganiał siebie samego w myślach za brak pomocy Jeżowej Ścieżce. Mógł pójść i przekonać czekoladowego do szybszego opuszczenia zgromadzenia na rzecz stanu zdrowia asystentki.
- Nie! Czuję się dobrze, Orliku. Naprawdę. To... Tylko chwilowe zamyślenie. Uwierz mi. Mam jeszcze dużo sił. W obozie niczego nowego cię nie nauczę... - odpowiedziała medyczka, nieco wystraszona. Zastrzygła uszami. Wydawała się nieco spięta.
- Konwalio, mówię serio. Wróćmy, nie wyglądasz najlepiej - rzekł stanowczo biały, spoglądając bacznie na przyjaciółkę. - Odpocznij, już dużo mnie nauczyłaś. Jestem ci wdzięczny. - Na dowód uznania, kocur trącił przyjacielsko kotkę ogonem. Konwaliowe Serce zasługiwała na lepszy los. Miała nieciekawą przeszłość, a klan nadal wymyślał paskudne plotki na jej temat. Czarna nie przepadała kiedyś za swoim głosem i odzywała się mało, z czasem pokonała część kompleksów i zyskała większą pewność siebie. Mówiła więcej i częściej, z większą radością. Ostatnio coś się z nią działo, Orlikowy Szept postanowił, że kiedyś to odkryje.
- Mhm... No dobrze... Ale po powrocie cię przepytam! Niezależnie od tego, czy rozmawialiśmy o korzeniu łopianu, czy o korze olchy - odparła żywo kotka.
Przyjaciele wrócili do obozu, rozmawiając na inne tematy niż medycyna.
po zdarzeniu z Ciernistą Łapą
Orlikowy Szept leżał w legowisku uczniów jako jeden ze starszych osobników. Nie potrafił uwierzyć. Przez chęć pomocy i odegnania szczenięcia nie mógł opuszczać obozu! Już półtorej księżyca minęło od śmierci Ciernistej Łapy, wszyscy zdołali podnieść się po brutalnym zgonie kotki, może oprócz Czaplego Potoku. Biały, bura i czarna zostali ponownie uczniami. Na szczęście nadal nosili takie same imiona, nie wrócili do członu Łapa, co wojownikowi względnie się spodobało.
Nie mógł zasnąć. Księżyc świecił mocniej, niż zwykle. Spojrzał kątem oka na leżących obok siebie Melodyjną Łapę i Słonikową Łapę. Brat, wraz z ich wspólną kompanką zabaw z dzieciństwa, wydawali się być szczęśliwi. Orlikowy Szept miał tylko nadzieję, że nie wpadną na nic głupiego i nie narażą się Mokrej Gwieździe.
Usłyszał trzask gałęzi. Natychmiastowo podniósł się i wyszedł z legowiska najciszej, na ile tylko mógł. Zauważył w oddali Konwaliowe Serce, idącą ku wyjściu z obozu. Co ona robiła? Była noc i do tego zakazali im wychodzić na dzikie tereny ich klanu. Biały wewnętrznie nadal nie potrafił pogodzić się z karą od lidera, ale nie śmiał nawet myśleć o potajemnych wycieczkach poza miejsce zamieszkania. Jeśli ktoś nakryje Konwalię, degradacja do rangi ucznia wydłuży się. A syn Koniczynki chciał wyszkolić swojego pierwszego podopiecznego, aby wypróbować swoje umiejętności.
- Konwalio - syknął, podchodząc szybkim krokiem do czarnej. Kotka spojrzała na kocura ze zdziwieniem. Niosła w pysku kulkę mchu. - Gdzie ty idziesz? Jest noc i nie możemy pod żadnym pozorem wychodzić z obozu. Wiesz, co nam może zrobić Mokra Gwiazda?
<Konwaliowe Serce?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz