Nigdy nie sądził,że kiedykolwiek dojdzie do tak straszliwej sytuacji stawiającej go niemalże pod ścianą. Nadal nie potrafił w to uwierzyć, cały czas miał wrażenie, ze gdy się obudzi, zobaczy ten paskudny zabliźniony ryj uśmiechający się na swój okropny sposób, do tego błysk w oczach zdradzający, że kocur jest gotów do działania. Teraz go nie było i ilekroć Igła się budził miał ochotę rozpłakać się niczym małe kocię. Zwyczajnie tęsknił za sowim najlepszym przyjacielem, który do tego był najwierniejszym druhem oraz najcudowniejszym zastępcą jakiego kiedykolwiek mógł mieć. Szczerze? Liliowy nawet nie wyobrażał sobie wejść teraz na kamień i wywołać imię kogokolwiek innego na swojego zastępcę.
Westchnął cicho, układając się na gałęzi, na której siedział, po czym otarł spływające po pysku łzy.
Mu było ciężko a nawet nie wyobrażał sobie, co może czuć Wróbelek wraz z rodzeństwem oraz Cętkowany Liść.
Czuł niewyobrażalną wściekłość za każdym razem, gdy myślał o tamtym dnu. Wilcze Serce uratował tą zdradziecką, nic nie wartą kupę futra, sam poświęcając się i zostawiając na ziemi wszystko, co było dla niego ważne. Kocur zatrząsł się targany spazmami szlochu. Oddał własne życie zaś ta niewdzięczna hałastra nadal potrafiła bluźnić, że był niewierny klanowi, zaś Igła miał ochotę zatopić kły w gardle każdego, kto tak mówił. Może dlatego za każdym razem gdy pojawiał się w ich obecności, milczeli.
Zastępca nie musiał ratować Sosnowego Zagajnika a jednak to zrobił. Mimo tak ogromnego cierpienia jakiego mu przysporzyła. Do tego ta wywłoka niczym ostatni tchórz popełniła samobójstwo, lekceważąc poświęcenie zmarłego. Nastawił uszu, spoglądając w dół, skąd dochodził znajomy głos. Czuł, jak pewna granica moralności w nim pęka, gdy słuchał kolejne oszczerstwa na temat Wilczego Serca i jego dzieci. Wróbelek był najcudowniejszym maluchem, jaki chodził po tej ziemi. Jak oni śmieli?! Nastroszył futro, ledwo powstrzymując się od rzucenia się na tego rudego gnoja.
Może i klan wrócił do względnej normalności, może i Ostrokrzewiowy Cierń ustąpił przerażony tym, co miało miejsce, jednakże Igła przysiągł sobie, ze tego nigdy nie zapomni. Na zastępcę wybrał Owocową Pogoń, jednakże nie z własnej sympatii, czy też dlatego, że jej ufał. Nie. Zrobił to tylko dlatego, by zamknąć mordy żałosnym buntownikom. Poprzednia zastępczyni, mimo bycia jego wnuczką cudem uniknęła wygnania dzięki swojej matce, które przekonała liliowego, by tego nie robił. Klan Wilka był słaby i nie zamierzał twierdzić, że jest inaczej. Nadal zdarzało się, że ktoś z buntowników odmawiał mu posłuszeństwa, jednakże wystarczyło, by w morskich oczach pointa błysnęła dzika furia a potulnie wykonywali polecenie. Uczniowie, którzy zostali mianowani przez Ostrokrzewia nie mieli cofniętego mianowania, co prawda kocur nie miał prawa przeprowadzić ceremonii, jednakże Igła nie zamierzał karać ich za coś, czego nie zrobili. Kocięta zostały mianowane i w kociarni została tylko Miedziana Iskra.
Może i Igła znów powrócił na stanowisko lidera, jednakże ani trochę nie cieszyło go to. Coś mu podpowiadało, że jeszcze nie jedno zło spotka jego dom.
— I-iglasta G-gwiazda? — szepnął Łabędź, widząc jak lider zeskakuje z drzewa. Ślepia kocura ciskały gromy w jego kuzyna ilekroć zawieszał wzrok na tej żałosnej pokrace — J-ja c-chciałem przep-
Przerwał mu, sycząc wściekle.
— Nie przepraszaj. Nie radzę — warknął odruchowo wysuwając pazury. Rudy kocur skinął łbem, nim oddalił się pośpiesznie. Tonkij przysiadł na ziemi, znudzonym wzrokiem wpatrując się w krzak wilczych jagód rosnących wesoło mimo pory opadających liści. Przymknął ślepia, zaś w jego głowie narodził się nieprzyjemny plan.
* * *
Owocowa Pogoń co prawda radziła sobie jako zastępczyni, aczkolwiek liliowy ani myślał jakkolwiek jej pochwalić. Co prawda nie utrudniał jej życia i obowiązków, aczkolwiek nie wykazywał jakiegokolwiek pozytywnego zachowania w jej kierunku. Negatywnego też nie. Inna sprawa była z jej partnerem, którego obserwował w każdej sekundzie serca sprawiając, że kocur zaczął unikać go jak ognia. Wiedział, że lider nie przebaczy mu tak szybko, o ile miał taki zamiar.
— Zapomniałeś wziąć swoją porcję — mruknął znudzony, rzucając rudemu pod łapy martwą srokę. Nie trudno było go znaleźć, siedział przy opuszczonym legowisku. Z początku niepewnie, jednakże później ze zdecydowanie większą łapczywością Łabędzia Szyja rozpoczął pochłanianie piszczki. Igła odmówił kilka razy, gdy ten zaproponował mu porcję, wywijając się tym, że już jadł. Było to po części prawdą, z drugiej strony był jeszcze na tyle trzeźwy na umyśle, by nie wpychać sobie do pyska żarcia, które naszpikowane było zmiażdżonymi wilczymi jagodami.
— C-co j-jest? — charknął kocur, łapiąc się za gardło, z którego skapnęło trochę krwi wraz ze spienioną śliną. W niebieskich ślepiach zalśnił strach, gdy dotarło do niego, co właśnie się stało.
Umierał.
A jego własny kuzyn stał i patrzył z kamiennym wyrazem pyska.
— Wilcze Serce też miał rodzinę — warknął liliowy, marszcząc pysk — A ty mu ją odebrałeś. Oko za oko, kuzynie — szepnął, gdy Łabędź wydusił z siebie, że dlaczego mu to zrobił, że Owocowa spodziewa się z nim potomstwa — Jesteś zdrajcą, nikim więcej — wysyczał, rzucając mu nienawistne spojrzenie, nim klatka piersiowa wojownika przestała się unosić.
Igła wstał, odwrócił się i odszedł w stronę klanu.
Miał krew na łapach, jednakże wierzył, iż robił to w dobrej wierze.
Ktoś, kto zdradził raz, zrobi to ponownie.
Igła, ty śmierdząca kupo futra xd
OdpowiedzUsuńNo kretyn no
UsuńIgła jejku, boli mnie twój ból, to opo jest takie smutne, ale też dobre bo kurde fajnie go zabił
OdpowiedzUsuń