— Ja też nie. To, co robi Pstrągowa Gwiazda, to bezsensowne mordowanie niewinnych. A my się do tego przyczyniliśmy…— miauknął, kładąc uszy po sobie z lekkim zawstydzeniem. — Myślisz, że Klan Gwiazdy kiedyś ją za to ukara? — zapytał po chwili namysłu.
— Hmm, może możliwe. Ale w końcu dali jej życia, a jeśli to ona zabiła tatę… to oni musieliby o tym wiedzieć. Może oni się z nią sprzymierzają? — mruknął.
Jaskrowy Pył chciał zaoponować, że nie mają dowodów na to, żeby kotka rzeczywiście otrzymała dziewięć żywotów, ale potem przypomniał sobie walkę z lisem podczas sprowadzania więźniów do obozu. Wieczornikowa Łapa miał rację. Ale… może przodkowie nie mieli na to wpływu, musieli mianować przywódcą byłego zastępcę nie patrząc na jego czyny i zamiary? Przecież Lisia Gwiazda też musiał jakoś dojść do władzy. Tak samo ci wszyscy straszni liderzy ze żłobkowych opowieści matki i ojca, jak zły i okropny Jagodowa Gwiazda…
— Może i tak — stwierdził. — Ale… nieważne, jak jest, ja nie godzę się z jej działaniami i… i jeśli będzie trzeba, sprzeciwię się im — dodał, już znacznie mniej pewnie siebie. Sam nie do końca wierzył w swoje słowa, bo owszem, nie znosił ich aktualnej liderki całym sercem, ale jeśli dojdzie co do czego, faktycznie zbierze w sobie tyle odwagi, by otwarcie się sprzeciwić?
— Tak — mruknął potwierdzająco. — Nie damy się Pstrągowej Gwieździe.
***
Jaskrowy Pył ziewnął szeroko, leniwie wychylając niewielki łebek z legowiska wojowników. Na zewnątrz od razu przywitała go przyjemna, jesienna aura. Pozwalając się samemu sobie nią nacieszyć, wziął głęboki oddech świeżego powietrza, po czym przecisnął się przez wejście do legowiska i wyczłapał na zewnętrzną część obozu. Słońce już wstało, raźno świtając na niebie i obrzucając polankę pod rozłożystym drzewem swoimi promieniami. Część kotów zdążyła już wstać, ciesząc się tą wyjątkowo przystępną pogodą. Kocur rozejrzał się naprędce po wojownikach jedzących, rozmawiających czy szykujących się do wyjścia z obozu. Jako, że sam nie był przydzielony do żadnego patrolu czy polowania, bez pośpiechu podszedł do stosu ze świeżą zdobyczą i wybrał dla siebie dorodną rybę. Nie ukrywał, że nie wyobrażał sobie poranka bez jakiegoś sycącego śniadania. Przecież tak na pusty żołądek po prostu nie da się normalnie funkcjonować. Niosąc swój posiłek w pysku, usadowił się na uboczu i upewniwszy się, że nikt nie patrzy na niego tak, jakby chciał podejść i wspólnie zjeść, z satysfakcją rozpoczął konsumpcję. Mimowolnie zamruczał, gdy przyjemny smak załaskotał podniebienie, a zaraz potem wypełnił cały pyszczek. Kocur przełknął kęs, instynktownie się po nim oblizując, tak dla pewności, że na wibrysach czy samym pysku nie zostawił ani kawałka. Nie potrafił ukryć się z faktem, że jego dziecięca miłość do jedzenia wcale nie przeszła. Tak właściwie, gdyby nie odpowiedni trening z zaangażowanym mentorem i samozaparcie Jaskrowego Pyłu, wojownik zapewne byłby już nazywany drugim Bobrzą Kłodą. Choć jednak starał się nad sobą panować jak tylko mógł, po prostu nie był w stanie odmówić dodatkowej lub większej niż zazwyczaj porcji, jeśli już nadarzyła się do tego okazja. No bo przecież nie mogło się zmarnować!
Deletkowanie się rybą przerwało mu jednak niespodziewane szturchnięcie łapą. O mało co się nie dławiąc, obrócił się na pięcie, żeby zobaczyć, kto był takim haniebnym żartownisiem i odmówił mu przyjemności płynącej z niezmąconego posiłku. Uspokoił się jednak od razu, gdy okazało się, że tym haniebnym żartownisiem jest nikt inny, jak Wieczornikowa Łapa.
— Heej Jaskier, nie chciałem cię przestraszyć — miauknął na przywitanie ze słyszalną nutą wyrzutu w głosie. — Aaale w sumie nie mam dziś od rana treningu, więc tak sobie pomyślałem, czy moglibyśmy razem wyjść na polowanie albo po prostu się przejść? — zasugerował.
Wojownik przełknął utknięty w gardle kawałek zwierzyny, a na jego pyszczku zagościł uśmiech. Odkąd otrzymał nową rangę i imię, strasznie brakowało mu tego, że nie sypia już z bratem w jednym miejscu oraz nie mają dla siebie tyle czasu, co dawniej, kiedy jeszcze obydwoje trenowali. Z utęsknieniem oczekiwał dnia jego mianowania. Przecież uczeń zasługiwał na to nawet bardziej od nieudolnego Jaskra. Jakby więc mógł odmówić takiej okazji? Teraz był w stanie bez problemu wybaczyć kocurowi nawet przerwanie jedzenia.
— Jasne! — zamruczał z aprobatą. — Ruszamy od razu? To znaczy… jak to zjem, tak, chciałbym jeszcze zjeść.
<Wieczorniku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz