Gdyby tylko… Gdyby tylko był lepszym ojcem…
Błąkał się po lesie bez celu, nie mając ochoty na czyjekolwiek towarzystwo. W końcu jednak rozsądek i poczucie obowiązku wygrały i kocur skierował swoje kroki z powrotem w stronę obozu. Był winny rozmowę Kolcowi… swojemu wnukowi.
Przez jego lekkomyślność liliowy mógł zginąć.
- Jak się czuje? - zapytał, ocierając się o bok swojej partnerki.
- A o mnie tak nie dopytujesz - miauknęła z udawaną pretensją. A przynajmniej miał nadzieję, że żartowała. Uśmiechnął się tylko słabo w odpowiedzi.
- Nic mu nie jest, zdążył już zjeść śniadanie - chciała powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał jej głos malucha.
- Wilcze Serce…?
Cętka posłała mu spojrzenie w stylu “to ja zostawię was samych” i zniknęła w kociarni. Czarny kocur spróbował się uśmiechnąć.
- Tak? Boli cię dalej głowa, maluchu? - Musnął ogonem jego głowę.
- Wszystko wiem. - Spojrzenie brązowych ślepiów było niezwykle zimne i zastępca poczuł, jak żal ściska go za serce. Znowu! Znowu zawiódł!
- Ale… co? - spróbował.
- Nie udawaj głupiego. Teraz pamiętam doskonale, co się wydarzyło wczoraj.
Chciał go przeprosić, zapewnić, że wszystko będzie dobrze, wyznać prawdę, opowiedzieć najpiękniejsze kłamstwa, ale zamiast tego po prostu milczał, nie znajdując odpowiednich słów. To była jego wina. Po prostu.
Niespodziewanie kocurek miauknął:
- To już chyba nieważne… - spojrzał w oczy czarnego. - Obiecałem Dzierzbie przekazać ważną wiadomość… - jego głos się załamał. Wilcze Serce dokładnie widział, jak próbuje się opanować, a jego spojrzenie na przemian twardnieje i staje się szkliste. Wykonał ruch w stronę malca, ale jego kolejne słowa go powstrzymały. - Mówiła tak: Przewidziałam wszystko. Uwolniłam ją od siebie i dałam nowe życie. Dzięki tobie. Do zobaczenia tam, gdzie nie ma gwiazd. Ani jej.
Nie słuchał dalszych słów kocurka. Przestał słyszeć cokolwiek. Z szeroko rozwartymi ślepiami wpatrywał się w niego, równocześnie go nie widząc. Jego umysł rozpaczliwie analizował to, co właśnie usłyszał.
Do zobaczenia tam, gdzie nie ma gwiazd.
Przewidziała. Wiedziała, co zrobi. Czy to możliwe, że…? Nie, to przecież nie mogła być prawda. Nie byłaby w stanie, nie mogłaby…
Przewidziałam wszystko.
Wszystko, co robiła… Ich rozmowa, spotkanie, a nawet pojawienie się Pójdźki w Klanie… Ona… zaplanowała to wszystko?
Drapieżne uśmiechy. Zabicie szalonej kotki, która była jego jedyną nadzieją. Morderstwo na granicy. I wspomnienie, że wie o jego dzieciach.
Prowokowała go. Od samego początku.
Uwolniłam ją.
Jego łapami. Tak, żeby zabolało go jak najmocniej.
Żeby już nigdy więcej jej nie spotkał. Poświęcając samą siebie.
Do zobaczenia.
A nowe życie… Właśnie miał je przed oczami. Ona, zamknięta w trzech małych ciałach, krew z jej krwi i kość z jej kości. Wiedziała, że ich przyjmie. Że się nimi zaopiekuje.
Spróbuje odpokutować wszystko, dając im nowe życie.
Nowe życie.
- Wilcze Serce?
Drgnął i spojrzał na swojego wnuka. Dopiero teraz poczuł, że po jego policzkach spływały łzy. Bez słowa podszedł do liliowego i przytulił go do siebie.
Zrobi to. Nawet, jeśli ma podążać ścieżką wyznaczoną mu przez Dzierzbę. Stworzy im najlepszy dom.
A później zmierzy się z nią w Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd.
- Chodź. Muszę porozmawiać z resztą twoich braci.
<Kolec? Wawrzynek? Szczurek? Wilcze Serce powie im o śmierci Dzierzby i będzie się nimi zajmował jak własnymi dziećmi>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz