Ziewnął raz i drugi, powoli wstając. W legowisku nie było już większości wojowników; nie został więc wyznaczony na poranny patrol, wtedy na pewno ktoś obudziłby go wcześniej. Przeciągnął się i wyszedł tuż przed legowisko. Tam usiadł rozluźniony i zaczął bez pośpiechu wylizywać futerko. Tego dnia był w świetnym humorze, choć sam nie mógł zrozumieć, dlaczego.
Lubił Porę Opadających Liści. Gdyby ktoś spytał go, dlaczego, z pewnością odpowiedziałby pół żartem pół serio, że to jedyna pora roku, podczas której może zapewnić sobie kamuflaż. Jednak tak naprawdę uwielbiał w niej chłodnawy wiatr, który po upalnej Porze Zielonych Liści wręcz koił jego ciało porośnięte długim, grubym futrem. Uśmiechnął się delikatnie i przymknął oczy, wyciągając nos w górę. Drobne krople deszczu, które przez ostatnie kilka dni nie uatawały, były dla niego niezwykle przyjemne.
Wreszcie oprzytomniał. Wstał i podszedł do stosu ze zwierzyną, przypominając sobie, że musi zjeść jakieś śniadanie. Poranny patrol łowiecki jeszcze nie wrócił, ale zostało trochę zwierzyny z poprzedniego dnia. Złapał w zęby sporą nornicę i miał wrócić do miejsca, gdzie siedział przed chwilą, jednak kątem oka dostrzegł ruch koło żłobka. Zerknął w tamtą stronę, uśmiechając się. Jedno z kociąt Cętkowanego Liścia, dokładniej Wróbelek, właśnie rozrabiał tuż przed kociarnią. Widok młodziaków zawsze poprawiał mu humor, nawet jeśli tak jak dzisiaj nie było co poprawiać. Kilka uderzeń serca później zauważył Leszczynową Bryzę, który wybiegł za Wróbelkiem, usiłując zagonić go z powrotem do żłobka. Na widok rudzielca mimowolnie uśmiechnął się jeszcze szerzej. Dlaczego? Tego już sam nie wiedział.
Postanowił zjeść razem z nimi. Nawet jeśli już jedli śniadanie, mógł przyjść i pogadać, spędzić trochę czasu z kociakami. Oprócz nornicy wziął więc mysz i ruszył w kierunku żłobka.
- Hej, mały! - wpierw odkładając zwierzynę, przywitał się z Wróbelkiem, a następnie zerknął na jego opiekuna. - Cześć, Leszczynowa Bryzo.
Z pyska niedawno mianowanego wojownika nie mógł odczytać żadnej emocji. Skupił się jednak bardziej na jego oczach, bo właśnie przyszło mu do głowy, że bardzo pasują do tego deszczu.
Co? W duchu skarcił się za dziwne porównanie i lekko uśmiechnął się do kocurów, kiedy również się z nim przywitali.
- Jedliście śniadanie? Jeśli nie, chętnie zjem z wami, jeśli nie będę przeszkadzał - miauknął przyjaźnie, przysuwając mysz w ich kierunku.
Lubił Porę Opadających Liści. Gdyby ktoś spytał go, dlaczego, z pewnością odpowiedziałby pół żartem pół serio, że to jedyna pora roku, podczas której może zapewnić sobie kamuflaż. Jednak tak naprawdę uwielbiał w niej chłodnawy wiatr, który po upalnej Porze Zielonych Liści wręcz koił jego ciało porośnięte długim, grubym futrem. Uśmiechnął się delikatnie i przymknął oczy, wyciągając nos w górę. Drobne krople deszczu, które przez ostatnie kilka dni nie uatawały, były dla niego niezwykle przyjemne.
Wreszcie oprzytomniał. Wstał i podszedł do stosu ze zwierzyną, przypominając sobie, że musi zjeść jakieś śniadanie. Poranny patrol łowiecki jeszcze nie wrócił, ale zostało trochę zwierzyny z poprzedniego dnia. Złapał w zęby sporą nornicę i miał wrócić do miejsca, gdzie siedział przed chwilą, jednak kątem oka dostrzegł ruch koło żłobka. Zerknął w tamtą stronę, uśmiechając się. Jedno z kociąt Cętkowanego Liścia, dokładniej Wróbelek, właśnie rozrabiał tuż przed kociarnią. Widok młodziaków zawsze poprawiał mu humor, nawet jeśli tak jak dzisiaj nie było co poprawiać. Kilka uderzeń serca później zauważył Leszczynową Bryzę, który wybiegł za Wróbelkiem, usiłując zagonić go z powrotem do żłobka. Na widok rudzielca mimowolnie uśmiechnął się jeszcze szerzej. Dlaczego? Tego już sam nie wiedział.
Postanowił zjeść razem z nimi. Nawet jeśli już jedli śniadanie, mógł przyjść i pogadać, spędzić trochę czasu z kociakami. Oprócz nornicy wziął więc mysz i ruszył w kierunku żłobka.
- Hej, mały! - wpierw odkładając zwierzynę, przywitał się z Wróbelkiem, a następnie zerknął na jego opiekuna. - Cześć, Leszczynowa Bryzo.
Z pyska niedawno mianowanego wojownika nie mógł odczytać żadnej emocji. Skupił się jednak bardziej na jego oczach, bo właśnie przyszło mu do głowy, że bardzo pasują do tego deszczu.
Co? W duchu skarcił się za dziwne porównanie i lekko uśmiechnął się do kocurów, kiedy również się z nim przywitali.
- Jedliście śniadanie? Jeśli nie, chętnie zjem z wami, jeśli nie będę przeszkadzał - miauknął przyjaźnie, przysuwając mysz w ich kierunku.
Leszczynku, Wróbelku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz