- Na dzisiaj wystarczy – powiedziała ze ęzłością Zachodzący Promyk – Jutro z samego rana chc cię widzieć przytomną i na łapach. Możesz wziąć sobie coś ze stosu, a później wyczyść legowisko Wschodzącej Fali. Sokole Skrzydło pokaże ci, jak to zrobić.
Tańcząca pozostała z takim samym wyrazem pyska, lecz w środku wręcz się w niej gotowało. I ta kocica ma niby czegoś ją nauczyć? Wolne żarty. Ukradkiem wzięła głęboki wdech, aby się uspokoić. Chciała wysilić się na same "dobrze, Zachodzący Promyku", ale ta pchnęła ją w stronę obozu, nie dając możliwości zareagowania. Przecież wiem gdzie jest obóz - przeszło jej przez myśl.
Ah, a pamiętacie o tym jednym plusie, wspomnianym kilka linijek wyżej? Cóż, właśnie znikł, ponieważ buraska splotła ogon z tym Tańczącej Łapy, pokazując jej drogę jak jakiemuś kociakowi. Uczennicę aż świerzbiło, żeby się wyrwać, ale znowu się powstrzymała.
Kiedy starsza kocica odeszła od niej, zostawiając ją na środku obozu, vanka pomimo całego jej nastawienia wciąż zachowała ostatnią iskierkę nadziei, że może jeszcze uda im się w miarę dogadać, albo chociaż tolerować siebie nawzajem. Na razie jednak posłusznie udała się o radę dotyczącą czyszczenia legowisk do Sokolego Skrzydła, wedle rozkazu mentorki.
Jak samo czyszczenie nie było zbyt przyjemne, tak sama Wschodząca Fala okazała się być nawet miła, miała też przyjemny zapach dla czułego nosa białej kotki. Po skończeniu zadania uprzejmie pożegnała się z kocicą, uprzednio zapytawszy, czy nie jest głodna. Powolnym krokiem wyszła z legowiska. Chociaż szylkretka odmówiła posiłku, to Tańcząca była dosyć głodna, więc i tak udała się do stosu ze zwierzyną. Chwyciła pierwsze stworzonko z brzegu, czyli jak się później okazało - mysz i usiadła gdzieś nieopodal. Szybko pochłonęła niewielki posiłek. I co ma teraz robić? Zdała sobie sprawę, że jeszcze dobre pół dnia przed nią. Ha, wielki mi trening. Co to za mentorka która nawet nie daje się wykazać? Prychnęła cicho, kładąc uszy. Może jeśli jutro zrobi wszystko - według Zachód, bo według Tańczącej przecież już było - dobrze, to ta nie będzie tak warczeć i patrzeć na nią jak na bezużyteczną?
Podniosła zad z ziemi i przyszło jej na myśl, że może zapytać jeszcze medyków czy nie potrzebują pomocy. Szybko wypchnęła ten pomysł z głowy - przecież ich jest tam trzech, na pewno dają sobie radę. Ruszyła więc w stronę legowiska uczniów. Po prostu weszła tam i klapnęła na swoje posłanie, nie zamierzała się z nikim integrować. Może chociaż na patrol ją wyznaczą, lecz to też wątpliwa sprawa. Jedyne co zostało jej do roboty to układanie idealnego scenariusza na jutrzejszy dzień.
***
W następny dzień, sama z siebie obudziła się o świcie. Szybko podniosła się do siadu i przejechała kilka razy językiem po krótkim futerku. Żwawym krokiem wyszła z legowiska uczniów, podchodząc pod same wejście do tego należącego do wojowników. Usiadła z boku, wyprostowana. Miała przeczucie, że dzisiaj będzie lepiej. Powiedziała sobie, że nie ma takiej opcji, żeby zrobiła coś źle.
Kiedy łeb mentorki, a razem z nim jej zapach wyłonił się z legowiska, wstała i podeszła.
- Witaj, Zachodzący Promyku - miauknęła wyjątkowo przyjaźnie, jak na nią oczywiście.
<Zachodzący Promyku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz