— Mamooooo, jestem głodna — burknęła, zatrzymując się i opierając łebek na łapach. Pogrążona we śnie królowa jedynie strzepnęła uchem, nie odpowiadając. Melodyjka warknęła cichutko, wstając i ruszając ku matce. Jej ignorancja była koteczce często na łapę, ale w chwilach takich jak ta, jedynie irytowała. Młoda była wręcz pewna, że jej matka nie śpi twardo i usłyszała swoją pociechę, ale po prostu ją paskudnie zlała.
Szylkretka ostrożnie pacnęła ją w bok dwa razy, ale widząc, że nie przynosi to żadnych rezultatów, przeniosła się na inną taktykę. Powoli wstając na dwóch tylnych kończynach, zwinnie wdrapała się na grzbiet Kwitnącej Polany — miała już w tym wprawę. Usadowiła się wygodnie na górze, by następnie jej białe ząbki wbiły się w skórę rodzicielki. Tym razem zadziałało aż za dobrze. Kotka podniosła się z takim impetem, że zrzuciła z siebie kociaka. Młoda instynktownie syknęła, kiedy to niespodziewanie upadła na miękki mech, orając go pyskiem. Potrząsnęła łbem, wypluwając kępki porostu, które wpadły jej do pyszczka.
— Co znowu robisz? — walnęła prosto z mostu niebieskooka, widocznie wściekła z tego, że Melodyjka w ogóle śmiała przerywać jej drzemkę.
— Jestem głodna — oznajmiła, obracając się w jej stronę i wypluwając ostatnią resztkę posłania.
— Jadłaś dwie godziny temu, zajmij się teraz czymś innym albo poszukaj Zakręconego Ucha, on na pewno się z tobą pobawi — odpowiedziała obojętnie. — Mnie zostaw w spokoju. — Położyła się z powrotem w tej samej pozycji, starając się ignorować dalsze jęki córki.
Szylkretka cichutko przeklnęła pod nosem słowami usłyszanymi kiedyś od tatusia. Teraz też chętnie by z nim coś porobiła, ale co dopiero widziała, jak kocur wychodził na polowanie. Znowu została bez żadnego ciekawego zajęcia. Bezsens. No to, chyba nie pozostało jej nic innego jak nudny, beznadziejny sen. Cóż, czasem nie było innej opcji.
***
Gdy się obudziła, słońce powoli chowało się za horyzontem, a w kociarni panowało dziwne poruszenie. Zamrugała dwa razy, dopóki rozmyty obraz się nie ustabilizował. Szybko ogarnęła, że w norze znajduje się Czapla Gwiazda, siedzący obok Pylistego Świtu i jej kociąt. Ogólnie nie rozumiała, jakim cudem kocur ma teraz nowe potomstwo… przecież Kwitnąca Polana wspominała, że to jej ojciec, był więc dziadkiem jej miotu — z czego Melodyjka była niezwykle dumna, w końcu nie każdy jest wnukiem samego przywódcy — i do tego był już naprawdę stary, a teraz nagle dymna urodziła mu kolejne kociaki! Czyż to nie było dziwne? W każdym razie, oboje wydawali się przeszczęśliwi, a maluchy Pląsającej Łapy oraz Storczyk spoglądali na nich z zaciekawieniem. Koteczka natychmiast przysiadła się do braciszka, chcąc zrozumieć sytuację.
— Widzisz? Burza i Cętka mają oczy po tobie — zamruczała karmicielka. Szylkretka przekrzywiła łebek z zaciekawieniem. Młode kotki najwyraźniej otworzyły oczy.
— I tak wszystkie trzy są prześliczne — odpowiedział lider z nutką dumy w głosie.
— Co jest? Jej dzieci otfoszyły ocy? — zapytała szeptem białasa, na co ten pokiwał głową. Ohoho, w takim razie może teraz nie będą takie bezużyteczne i będzie się mogła z nimi pobawić!
Niecierpliwie odczekała, aż czekoladowy nie opuści żłobka. Gdy w końcu jednak wyszedł, szybciutko podkradła się do legowiska zielonookiej tak, by ta jej nie zauważyła, a przynajmniej nie na początku. Fakt, że spała, bardzo sprzyjał małej podkradaczce… jednak, ku rozczarowaniu Melodyjki, dzieciaki wcale nagle nie urosły wraz z pierwszym ujrzeniem świata, wciąż były tych samych, dość miernych w porównaniu do dwuksiężycowej koteczki rozmiarów. Mimo to, może uda się jej do nich zagadać? Przytuptała jeszcze kawałeczek, teraz widząc je już dokładnie. Jako pierwsze zwróciły się ku niej oczy kotki point. To była chyba Cierń.
— Ceść! Jestem Melodyjka — przywitała się radośnie, pusząc sierść.
<Cierń?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz