Piach przemierzała otwarte tereny, marszcząc z niezadowoleniem
nos. Czuła silną woń bardzo wielu kotów, jednak przynajmniej na razie żaden nie
miał na tyle odwagi, by wyjść jej na spotkanie. Obojętnym spojrzeniem
przeczesała płaskie terytoria, tylko po to, by po chwili prychnąć z
niezadowoleniem i zawrócić. Jej uwagę przykuło nieznaczne poruszenie w
pobliskiej, drobnej kępie jeżyn. Chwilę później opuścił je błękitnooki, smukły
kocur o sierści upstrzonej ciemniejszymi pręgami.
– Jesteś na terytoriach mojego klanu, Klanu Burzy – powiedział ostrożnie, a jego niebieskie ślepia błysnęły. Kremowa zmierzyła go spojrzeniem i nic nie powiedziała. Jedynie jej ogon, niczym oddzielony od reszty ciała, odgrywał na wietrze jakiś dziki wściekły taniec.
– Co to jest klan? – spytała głupawo, po czym rzuciła nieznajomemu pytające spojrzenie. Kocur wciąż przyglądał się jej uważnie, co jakiś czas grzebiąc nieśmiało łapami po podłożu. – Nie pachniesz kotem. Śmierdzisz wrzosami. Od prawdziwego kota ma prawo zalatywać tylko karmą, mlekiem i ciepłym posłaniem. Zjeżdżaj.
– Koty w klanie nie żyją z łaski Dwunożnych – powiedział nieznajomy, rzucając jej urażone spojrzenie – A ja jestem Mokra Blizna z Klanu Burzy i dla twojego dobra lepiej by było, gdybyś okazała mi trochę szacunku.
Nie uśmiechnęła się, chociaż w głębi duszy miała ochotę parsknąć śmiechem słysząc bezsens słów niebieskiego. Szacunek i co jeszcze? Miała się przed nim płaszczyć, bo nie zabił jej na dzień dobry? Niestety, sztywne usposobienie kocicy sprawiło, że nie potrafiła się śmiać na zawołanie.
– Bez przesady – powiedziała niskim, chłodnym tonem – Schowaj pazury. Już sobie idę.
Mokra Blizna wzbudził w niej rozmaite uczucia. Z jednej strony był to podziw, bo nieczęsto koty wychodziły jej, ponurej furiatce, naprzeciw… A z drugiej była to litość. Czy on myślał, że zaimponuje komukolwiek opowiastkami o przecudownym życiu w dziczy, gdzie pewnie roiło się od olbrzymich psów z metrowymi kłami i agresywnych wiewiórek, które pewnie tylko czekały na jej życie? Na karmę nie trzeba było polować, więcej; ona sama do ciebie przychodziła. Oprócz tego Piasek, chociaż w życiu by się do tego głośno nie przyznała, to jednak darzyła swoich Dwunożnych jakimś rodzajem… przywiązania. Zwierzęcego i prymitywnego, bo przecież tylko dawali jej żreć, ale jednak.
– Nie wiem, Mokra Blizno. Nie wiem, czy to wasze prymitywne życie jest warte aż tyle, ile mówisz.
– Jesteś na terytoriach mojego klanu, Klanu Burzy – powiedział ostrożnie, a jego niebieskie ślepia błysnęły. Kremowa zmierzyła go spojrzeniem i nic nie powiedziała. Jedynie jej ogon, niczym oddzielony od reszty ciała, odgrywał na wietrze jakiś dziki wściekły taniec.
– Co to jest klan? – spytała głupawo, po czym rzuciła nieznajomemu pytające spojrzenie. Kocur wciąż przyglądał się jej uważnie, co jakiś czas grzebiąc nieśmiało łapami po podłożu. – Nie pachniesz kotem. Śmierdzisz wrzosami. Od prawdziwego kota ma prawo zalatywać tylko karmą, mlekiem i ciepłym posłaniem. Zjeżdżaj.
– Koty w klanie nie żyją z łaski Dwunożnych – powiedział nieznajomy, rzucając jej urażone spojrzenie – A ja jestem Mokra Blizna z Klanu Burzy i dla twojego dobra lepiej by było, gdybyś okazała mi trochę szacunku.
Nie uśmiechnęła się, chociaż w głębi duszy miała ochotę parsknąć śmiechem słysząc bezsens słów niebieskiego. Szacunek i co jeszcze? Miała się przed nim płaszczyć, bo nie zabił jej na dzień dobry? Niestety, sztywne usposobienie kocicy sprawiło, że nie potrafiła się śmiać na zawołanie.
– Bez przesady – powiedziała niskim, chłodnym tonem – Schowaj pazury. Już sobie idę.
Mokra Blizna wzbudził w niej rozmaite uczucia. Z jednej strony był to podziw, bo nieczęsto koty wychodziły jej, ponurej furiatce, naprzeciw… A z drugiej była to litość. Czy on myślał, że zaimponuje komukolwiek opowiastkami o przecudownym życiu w dziczy, gdzie pewnie roiło się od olbrzymich psów z metrowymi kłami i agresywnych wiewiórek, które pewnie tylko czekały na jej życie? Na karmę nie trzeba było polować, więcej; ona sama do ciebie przychodziła. Oprócz tego Piasek, chociaż w życiu by się do tego głośno nie przyznała, to jednak darzyła swoich Dwunożnych jakimś rodzajem… przywiązania. Zwierzęcego i prymitywnego, bo przecież tylko dawali jej żreć, ale jednak.
– Nie wiem, Mokra Blizno. Nie wiem, czy to wasze prymitywne życie jest warte aż tyle, ile mówisz.
<Mokra Blizno? Mały gniot na początek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz