Pora opadających liści jak zwykle nie zawodziła. Temperatura zaczynała spadać, a liście brązowieć. Figa odkąd została uczennicą i mogła wychodzić dalej, niż poza żłobek miała sporo czasu na podziwianie krajobrazów. Chociaż… nie do końca. Czereśnia, jej jakże wspaniały mentor ciągle ją gdzieś ciągał. Nie dość, że wcale nie trenował z nią walki tylko jakieś węszenie to w kółko była poprawiana. Chodź prosto, łapy ugięte, nos przy ziemi i takie głupoty… Mentor nie gnoił jej za byle co, ale jak już to robił to tak celnie, że czuła jakby jej jakaś żyłka miała pęknąć. Figa jednocześnie go nie lubiła i podziwiała. Emanował pewnością siebie, doskonale dobierał słowa by osiągnąć cel, a przy tym był tajemniczy. Figa też tak chciała. No i Czereśnia posiadał też umiejętności prawdziwego zwiadowcy, które młoda kotka miała ochotę mu wyrwać by zabrać dla siebie.
Słońce już wstało, a to oznaczało jedno; kolejny trening z czekoladowym kocurem. Figa rzuciła się w górę kolorowych liści, które spadły z drzew otaczających obóz. Chciała wykorzystać swoje futro, żeby się w nich schować i zakamuflować, to może Czereśnia jej nie znajdzie. Przycupnęła cichutko, nasłuchując kroków. Słyszała kocie rozmowy, czuła wiele wymieszanych zapachów, ale nigdzie nie rozróżniła woni swojego mentora.
— Musisz się o wiele bardziej postarać, żeby się przede mną ukryć, Figo. — Usłyszała cicho tuż przy uchu.
Podskoczyła jak poparzona, jeżąc sierść wzdłuż grzbietu.
— Jak mnie znalazłeś?! — wrzasnęła.
— Bardzo prosto. Słabo się kamuflujesz, cały ogon ci wystawał, cwaniaro — powiedział złośliwie.
— Ty draniu, niemożliwe! — odparła.
— Jak Ty się do mnie zwracasz? — zwrócił jej uwagę. — Szacunku trochę, jestem twoim mentorem!
— Naucz mnie walczyć, a nie! W kółko węszenie i tropienie… — mruknęła z przekąsem.
— Przyda ci się to, na przykład dzisiaj. Mamy patrol! — oznajmił zadowolony, jakby odkrył wielką, pyszną piszczkę w liściach.
Figa przewróciła oczami. Znowu to samo, nałazi się i wróci. Oby tylko skład był w porządku, bo inaczej strzeli sobie żołędziem w łeb.
Czekali przy wyjściu z obozu na pozostałe koty. Czereśnia czyścił sobie swoje futro, a Figa siedziała i patrzyła, kogo tu przywieje. Pierwsza pojawiła się Sówka, zastępczyni, przed którą Figa czuła respekt. W końcu była najbliżej liderki, dzieliła z tą rudą wiewiórką języki.
Następna przyszła Przepiórka, a po niej przywlokła się Jeżyna, witając każdego grzecznym uśmiechem. Kiedy bura spojrzała na Figę, ta wystawiła jej język. Niech Jeżyna nie myśli, że się lubią! W końcu Figa przegrała z nią tamtą pseudo walkę… Nie mogła pokazać, iż zabolało to jej dumę.
Nagle Sówka zabrała głos.
— Chodźcie, idziemy — oznajmiła, po czym wszystkie koty wyszły z obozu.
Figa szła obok swojego mentora, kątem oka zauważając ukradkowe spojrzenia Jeżyny na czekoladowego. Czego ona chciała?
— Zatrzymajmy się tutaj. — Usłyszeli po dłuższej chwili marszu.
Srebrna rozejrzała się dookoła, byli nieopodal rzeki, można było wyraźnie usłyszeć szum wody.
— O co chodzi? — zapytała Jeżyna.
— Myślę którędy powinniśmy pójść — odpowiedziała zastępczyni.
— Może Figa wybierze? W końcu jest uczniem, powinna się szkolić — zaproponował Czereśnia, a wspomniana miała ochotę skoczyć mu za to do gardła.
— Świetny pomysł — przytaknęła bura. — To jak, Figo? Co podpowiada ci intuicja?
— Żebyśmy przeszli przez rzekę — odpowiedziała srebrna, czując przyciągającą ją energię zza szumiącej wody. Chciała sprawdzić, co tam było.
Koty, mniej lub chętniej skierowały swoje kroki ku powalonej kłodzie. Właściwie to było to wielgachne drzewo, które leżało idealnie bo obu brzegach rzeki.
Gdy dotarli, Figa mogła poczuć zapach bagien. Woda, która moczyła tereny po drugiej stronie nadała im taki zapach. Srebrna jako pierwsza przeszła przez kładkę, a reszta szła za nią.
Zeskoczyła na wilgotną, zimną trawę, za nią Czereśnia, Sówka, Jeżyna oraz Przepiórka. Koty rozejrzały się dookoła, a Figa zaczęła się zastanawiać co można upolować w tym miejscu i czy cokolwiek tutaj żyło…
— Znalazłam tu coś! — Powąchała dokładniej w tym miejscu, a zapach zmroził jej krew w żyłach. — Pachnie...Przebiśniegiem?! — Nie chciała się nawet przechwalać, jaka to ona wspaniała. Z jakiegoś powodu czuła, że nie powinna tego teraz robić.
Stanęła w szoku, przecież Przebiśnieg nie żył…to jak jego sierść mogła tu zostać? I to tyle czasu?
Zerknęła nerwowo na mentora. Podszedł do młodszej z jak zwykle niewzruszonym wyrazem pyska.
— Pokaż. — Ruchem łapy poprosił ją o odsunięcie się. Powąchał znalezisko i wtedy jego źrenice lekko się rozszerzyły. — Rzeczywiście. Masz dobrą pamięć do zapachów, Figo — pochwalił uczennicę, a na jego pysk wkradł się prawie niezauważalny uśmieszek. — Pytanie tylko czy ten skrawek futra nie znajdował się tutaj jeszcze przed jego śmiercią. Jak uważasz, Jeżyno?
Kocur wlepił w kotkę swoje przeszywające spojrzenie.
Bura podeszła kawałek bliżej, uważając, aby jej łapy nie zapadły się w błoto.
— Z tego co wiem, to Przebiśnieg nie ruszał się za bardzo z legowiska... Jeżeli byłby tu wcześniej, to pewnie dawno straciłby już zapach. Odwróciła się, wzrokiem szukając Sówki. — Mamo? Co teraz?
Czekoladowa podeszła powoli do skrawka futra, uważnie się mu przyglądając. Po chwili rozejrzała się dookoła.
— Jeżyna ma rację. Ale skoro był tu jakiś ślad, może będzie więcej? Może rozejrzyjmy się dookoła. No chyba, że macie lepsze pomysły — powiedziała Sówka, czekając na reakcję reszty.
Fidze nie trzeba było dwa razy powtarzać.
— Z wielką chęcią się tym zajmę — oznajmiła z pewnością siebie. Rzuciła kątem oka na Czereśnię, po czym zrobiła nieuwazny krok, a jej łapą zapadła się w błocie. Burknęła coś pod nosem niezadowolona. — Poszukajmy najpierw miejsca, w którym się nie potopimy — mruknęła.
— Słuszna uwaga, Figo — przytaknął, spoglądając na nią z charakterystycznym błyskiem w oku. —Przypuszczam, że patrzenie pod własne łapy będzie bardzo pomocne w tym zakresie. Odwrócił się, nim zdążył zaobserwować reakcję młodszej i skierował swe kroki na dalsze obrzeża Rozlewiska. Nos trzymał blisko ziemi, ale nie udało mu się wyczyć niczego nowego. — Niedługo skończy się nam teren do poszukiwań — stwierdził z niezadowoleniem, zaraz wracając do dumnej postawy ciała. — Sądzę, iż powinniśmy przy okazji omówić nasze ostatnie znalezisko i określić czy ma ono związek z tym, co dzisiaj wytropiła Figa.
Jeżyna skrzywiła się na sugestię o porównywaniu kłębka sierści do wypatroszonego zająca.
— Może i są powiązane, ale jakoś tego nie widzę — westchnęła. — Co ma jego sierść do zwisającego z drzewa zająca? Oba są pewnie istotne, ale naprawdę nie chciałabym wracać myślami do tego okropieństwa.
Na wspomnienie ostatniego znaleziska Sówka lekko zadrżała. Nie chciała tego pamiętać, najchętniej wymazałaby ten obraz z głowy.
— Może to jakieś głębsze przesłanie? — zasugerowała jednak, starając się bardziej skupić na sierści niż zającu. — Sierść, a wcześniej... To. Może ma to coś nam przekazać? — powiedziała, zastanawiając się nad tym wszystkim.
Figa przypomniała sobie wiszącego zająca. Przeszedł ją dreszcz, ale ekscytacji. Nie była obrzydzona tamtym widokiem, w końcu na co dzień zjadają zające i też widzą krew oraz mięso.
— Zagadka? Myślicie, że jest wśród nas jakiś zdrajca, który coś knuje? I teraz on nas na coś naprowadza? — zapytała srebrna, zasiewając nasionka niepewności wśród swojej grupy.
— Nie podejrzewałbym nikogo z nas o takie okrucieństwo — odparł jej zniesmaczony mentor. — Takie sugestie bez żadnych podstaw mogą prowadzić tylko do wewnętrznych konfliktów. A ich mamy już wystarczająco dużo — stwierdził, spojrzeniem napominając swoją uczennicę. — Natomiast jeżeli chodzi o motywy sprawcy, to mam wątpliwości czy te ślady są czymś intencjonalnym z jego strony. Dlaczego miałby pomagać nam w czymkolwiek? W jakim celu ryzykować angażowanie się? — Potrząsnął głową.
— Traktowałbym owe znaki bardziej jako objaw jego nieudolności.
— Wątpię, aby ten ktoś chciał nas na siebie naprowadzić — mruknęła Jeżyna, kątem oka spoglądając na Czereśnię i jego uczennicę — Jaki to miałoby wtedy sens? Te ślady nawet nie leżą w jednym obszarze. Sprawca chyba nie byłby tak roztrzepany, aby kręcić się z ciałem po całym naszym terytorium, prawda?
— Może nie na siebie naprowadzić, tylko zrobić coś innego? Lub to wszystko wyszło czystym przypadkiem? Jest naprawdę wiele opcji — powiedziała Sówka — W każdym razie to... — wskazała ogonem najnowsze znalezisko — ... jest bardzo dobrym znaleziskiem. Przypadkiem czy nie, może coś pomoże.
Kotka słuchała ich jednym uchem, chodząc dookoła po okolicy. Tym razem dużo ostrożniej, żeby się gdzieś nie utopić.
— Proponuję zabrać tą sierść z nami do obozu i to przeanalizujemy. Niedługo powinniśmy wracać, a do tej pory i tak nic więcej nie znaleźliśmy — miauknęła. — Co myślisz, mentorze?
Zapytała, akcentując ostatnie słowo, jakby chciała wjechać Czereśni na ego. Czuła się lepsza, przez to, że to ona znalazła tą poszlakę i chciała mu to pokazać.
— Uważam, że to brzmi rozsądnie — mruknął Czereśnia aprobująco, zaraz wbijając intensywny wzrok w Jeżynę. — Futro jest bardzo lekkim materiałem i dzięki sile wiatru może przemierzać spore odległości. A szkoda byłoby stracić tak cenną poszlakę.
— Ciekawe, ile tu już leży — westchnęła Jeżyna, rozglądając się na boki. — Myślicie, że było tu od początku, czy wiatr je przywiał w tą stronę? Nie możemy do końca polegać tylko na tym, szczerze mówiąc. Równie dobrze ten strzępek mógł przywędrować tu aż że Śliwowego Gaju, na przykład.
— Masz rację, ale to też jest jakaś wskazówka. — Sówka zwróciła się do swojej córki, by po chwili wzrok wbić w futro. — Warto zabrać to ze sobą, nawet jak przywiał to wiatr — oznajmiła czekoladowa.
— To chodźmy do obozu — miauknęła Figa.
Wzięła kłębek sierści w pyszczek i machnęła ogonem. Wszystkie koty ruszyły grupą z powrotem do obozu, a każdy z osobna myślał o zaistniałej sytuacji.
[Liczba słów: 1465]