BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Dla owocniaków nadszedł trudny okres. Wszystko zaczęło się od śmierci wiekowej szamanki Świergot i jej partnerki, zastępczyni Gruszki. Za nią pociągnęły się śmierci liderki, rozpacz i tęsknota, które pociągnęła za sobą najmłodszą medyczkę, by skończyć na wybuchu epidemii zielonego kaszlu. Zmarło wiele kotów, jeszcze więcej wciąż walczy z chorobą, a pora nagich drzew tylko potęguje kryzys. Jeden z patroli miał niesamowite szczęście – natrafił na grupę wędrownych uzdrowicieli. Natychmiast wyraziła ona chęć pomocy. Derwisz, Jaskier i Jeżogłówka zostali tymczasowo przyjęci w progi Owocowego Lasu. Zamieszkują Upadłą Gwiazdę i dzielą się z tubylcami ziołami, pomocą, jak i również ciekawą wiedzą.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Klanie Klifu!
(brak wolnych miejsc!)

Znajdki w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot u samotników?!
(trzy wolne miejsca!)

Zmiana pory roku już 7 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

23 grudnia 2025

Od Nadciągającego Pomroku

Leniwie przebierała łapami, idąc u boku Słoty. Z drzew skapywały krople wody; ślady po porannym deszczu.
Uniosła pysk, odrywając spojrzenie od siostry… A dokładniej jej uczennicy, Cykoriowej Łapie, kroczącej tuż przed nimi. Taka mała, niepozorna… Nie pasująca do rudaski. Za mało wyjątkowa. Ciekawe, czy przynajmniej była pojętna. Czy trenowanie ucznia było męczące?
Przystanęła pod jednym z krzewów, złapawszy woń jakiejś drobnej zwierzyny. Dwie kotki oddaliły się, zajęte sobą. Z gardła Pomroku wyrwał się poirytowany syk. Pochyliła pysk nad trawą, węsząc. Nie podobało jej się to. Słota miała mniej czasu dla niej, ciągle będąc gdzieś poza obozem, albo odsypiając wczesne poranki… Zastrzygła uszyma, widząc swoją ofiarę. Mała, niepozorna mysz. Zupełnie jak Cykoria. Zacisnęła zęby. Dlaczego była taka zła? Dlaczego się tym tak przejmowała? Zaczęła się skradać, uważnie stawiając łapy. Głupia mysz, głupi uczniowie… Wyskoczyła. Kości zwierzyny trzasnęły pomiędzy jej szczękami, a krew spłynęła po jej języku. Podniosła łeb z gryzoniem zwisającym z pyska. Wcale nie przyniosło jej to ulgi. Wcisnęła pazury w ziemię, mrużąc ślepia.
Może po prostu była zazdrosna. O to, że jej siostra dostała przywilej zostania mentorką, a ona nie. O to, że jej siostra została doceniona przez Nikłą Gwiazdę, a ona nie.
Zacisnęła ciaśniej powieki. Głupi lider. Głupi, głupi! Nie widział, jak się starała? Zapracowała sobie na to tak samo, jak Słota! Robiła te same rzeczy, myślała w ten sam sposób!
Warknęła, sama na siebie, a mysz wypadła spomiędzy jej szczęk. Uchyliła ślipia. Trąciła ją łapą; raz, a potem drugi, mocniej. Za trzecim piszczka z impetem uderzyła o pobliskie drzewo. Głupi ci wszyscy, co nie doceniają jej starań!

Od Nadciągającego Pomroku

Z bratem nigdy nie było jej po drodze. Cień nie był taki jak ona, nie był taki jak Słota… Zaledwie marnym, kopiującym je cieniem. Może Zalotka rzeczywiście wybrała im pasujące imiona?
Chciała go lubić. Przed trafieniem do Klanu Wilka tolerowali się. Chyba. A później… A później coś się popsuło. Stał się zadufany w sobie, arogancki, jak gdyby nie wiedział, kiedy przystopować. Nie mogła znieść takiego zachowania, pomimo tego, że ona zachowywała się podobnie. Tylko, że ona to ona, a Cień to Cień.

Promienie słońca przedzierały się przez korony drzew. Wlokąc się za patrolem, raz po raz spoglądała to na Cienia, to na jego mentorkę.
Jej wąsy zadrżały. Śmiechu warte! Nadal trochę nie dowierzała w to, że jej brat nosił jeszcze uczniowskie imię. Zawsze uważała, że geniuszem na pewno nie był, ale żeby tak się ociągać? Fakt, że przegrał walkę z Wilgową Łapą, wcale nie poprawiał jego sytuacji. Widziała jak Słota, która podobno zaczęła się z nim dogadywać, na nowo spoglądała na niego z pewnego rodzaju pogardą…
Po chwili namysłu dogoniła kocura.
— Długo tak zamierzasz się jeszcze błaźnić jako uczeń? — zamiauczała, jej oczy zmrużone, a ząbki wyszczerzone w uśmiechu. — Lamentującej Toni zaraz skończy się cierpliwość.
Usłyszała zaskoczone parsknięcie wspomnianej kotki, ale na tym się skończyło. Cień spojrzał na nią kątem oka, a na jego pysk wstąpił grymas.
— A ty długo tak zamierzasz się jeszcze przechwalać?
— Oczywiście!

22 grudnia 2025

Od Pomrocznej Łapy (Nadciągającego Pomroku) CD. Jarzębinowego Żaru

— Myślałam, że Zalotna Krasopani już ci coś kazała. Masz robić to, co mówi, prawda? Nie zbliżaj się więc do mnie. A gdy zachorujesz... zobaczymy, kto ci wtedy rany wyleczy. Może też ona?
Futro Pomroku nastroszyło się jeszcze bardziej. Co za rude ścierwo! Parsknęła pod nosem, jej wargi wygięte w grymasie. Jej łapy, zesztywniałe, wbite jednak były w jedno miejsce, jakby nie była pewna, czy rzeczywiście może zostawić dwójkę samą i dać nogę do obozu.
— Hm? —powtórzyła się medyczka, przekrzywiając głowę w bok, na jej pysku drwiąca mina.
Nie, nie wytrzyma już z nią dłużej! Syknęła krótko, gwałtownym ruchem odwracając się tyłem do kocicy. Dała susa w zarośla, znikając patrolowi z pola widzenia; jej nogi uderzające o ziemię z impetem, a oczy przymrużone. Jeszcze jej pokaże!

Nie zdążyła nawet zaszyć się w legowisku uczniów, gdy napatoczyła się pod łapy Bladego Lica. Kocur wyglądał bardziej na zdezorientowanego, niż złego – chociaż, to tam zawsze mogło się jeszcze zmienić…
— Jarzębinowy Żar powiedziała, że nie chce mnie w swoim patrolu — miauknęła, wzruszając barkami. Nie jej wina, że medyczka miała kija pod ogonem. — Odesłała mnie do obozu. Nie wiem, co jej przeszkadzało, ale dla mnie nawet lepiej.

Teraźniejszość…

Nie odczuła zniknięcia całej gromady kotów. Po obozie nadal przewijała się masa innych wojowników, tych, których znała i tych, których nie lubiła – a w nieszczęsnej grupie uciekinierów nie znalazł się nikt, z kim miałaby jakikolwiek kontakt. No, może poza Stroczkową Łapą…. Czasami… Albo Jarzębinowym Żarem.
Nie brakowało jej przybranej siostry. O jeden irytujący kleszcz mniej! W legowisku medyków taka zmiana była na pewno powodem do zmartwień, ale ona dalej żyła sobie beztrosko. Ciekawe, czy Zalotka też tak myślała? Czy tęskniła za swoją córką?
Przekręciła łeb w bok, spoglądając na kotłujące się po obozie koty. Na pewno nie. Patrząc na te wszystkie okropne słowa, które wojowniczka o kocicy im wciskała… Nie było takiej opcji. Jej wąsy zadrżały. Co takiego okropnego Jarzębina musiała zrobić, że matka nie przejmowałaby się jej brakiem?

Od Borówkowej Słodyczy CD. Centurii

Borówkowa Słodycz znieruchomiała, jakby słowa kociaka na moment odebrały jej oddech. Przez krótką chwilę patrzyła na Centurię w ciszy, a w jej spojrzeniu nie było ani gniewu, ani pogardy — jedynie uważność, podszyta zmęczeniem kogoś, kto zbyt często musiał dźwigać cudze sądy. Powoli wyprostowała się, jakby tym jednym ruchem chciała zaznaczyć granicę pomiędzy dziecięcą bezmyślnością a odpowiedzialnością wojowniczki.
— Witaj, Centurio z Klanu Nocy — odezwała się w końcu spokojnie, niemal żartobliwe, niemniej jednak z delikatnym chłodem, a może i nawet cichą, lecz odczuwalną ostrożnością. — Widzę, że masz w sobie wiele ciekawości… ale nie każda ciekawość jest dobra, a nie każde pytanie zasługuje na to, by je wypowiadać na głos.
Jej ogon poruszył się lekko, a oczy na moment powędrowały gdzieś dalej, jakby ku wspomnieniom, których nie miała zamiaru odsłaniać przed obcym kociakiem.
— To, co nazywasz „czymś”, jest moim dzieckiem — powiedziała ciszej, lecz z naciskiem, który nie pozostawiał miejsca na sprzeciw. — Istotą żywą, oddychającą, obdarzoną sercem i duszą taką samą jak twoja. Kolor futra nie jest karą ani zniewagą ze strony Klanu Gwiazdy. Jest tylko kolorem. Niczym więcej.
Spojrzała znów na Centurię, tym razem uważniej, niemal badawczo.
— I… Nie wstydzę się mojego dziecka — dodała. — Wstyd byłby wtedy, gdybym pozwoliła, by cudze uprzedzenia nauczyły mnie braku miłości. A Klan Gwiazdy… — tu uniosła lekko głowę — …nie obraża się tak łatwo, jak zdaje się tobie wydawać.
Zapadła krótka cisza.
— Zapamiętaj jedno, Centurio — zakończyła łagodnie. — Zanim ocenisz czyjeś futro, zapytaj, czy potrafisz udźwignąć ciężar jego serca. Bo to ono, a nie barwa sierści, świadczy o wartości kota.


<Centurio?>

Chomik urodziła!

Chomik urodziła dwójkę pięknych szkrabów! 







Od Ognikowej Słoty

Ognikowa Słota wróciła z patrolu, czując przyjemne poranne podmuchy wiatru. Dzisiaj Cykoriowa Łapa mogła zażyć dawkę odpoczynku, wczoraj świetnie się spisała. Szylkretka podeszła do stosu i wzięła sobie z niego nornicę.
Przez zgiełk w centrum, nikt konkretny nie zwrócił na nią uwagi. Ona sama też nie zbliżała się do samego kota, dzisiaj zamierzała zjeść sobie w spokoju. Po skończonym posiłku oblizała dokładnie policzki, zajmując się poranną toaletą. Wszystkie odstające kępki futra wygładziła, kończąc na myciu uszu. Wstała, po czym rozciągnęła się i wyszła z obozu ponownie, tym razem, żeby znaleźć młode pokrzywy. Już miała o nich odrobinę więcej pojęcia – dostała mniej więcej opis liści, dlatego jej szanse na znalezienie jej wzrastały. Z każdym kolejnym wypadem ogon drgał jej coraz bardziej nerwowo, czasami zastanawiała się, dlaczego Dyniowa Skórka sama by po nie nie poszła albo może Cisowe Tchnienie. W końcu to było w interesie medyka, żeby kontrolować zapas ziół. Wojownicy byli od tego, żeby bronić innych, patrolować granic, a także polować na zwierzynę, by klan nie głodował. Albo przynajmniej tak się Słocie wydawało. Może coś przegapiła?
Rozglądając się po krzewach, nic nie przypominało jej tego, czego szukała. Irytacja kotki wzrastała z każdym krokiem. W pewnym momencie odwróciła się na pięcie. Pewnie znowu poszła w podobnym kierunku, co ostatnio, skoro nic nie przykuwało jej szczególnej uwagi. Wróciła do obozu okrężną drogą, łapiąc przy okazji ryjówkę, żeby nie wracać z pustymi łapami. Trochę jej zeszło, szkoda by miała zmarnować tyle czasu na nic.

Od Pomocnego Wróbelka CD. Drobnej Łapy

Wróbelkowi została przypisana kolejna uczennica, Drobna Łapa. Kotka była ambitna i pracowita, za co bury był niezmiernie wdzięczny. Posiadanie dwóch uczennic nie było jednak proste, protektor musiał dobrze rozplanować swój dzień, by mieć czas na dwa treningi, szczególnie że obie kotki były na różnych poziomach.
Powoli wyczołgał się z legowiska wojowników. Przemijające księżyce odbiły na nim swe piętno, bóle stawów i zmęczenie były u niego na porządku dziennym. Mimo to starał się rozprzestrzeniać jak najbardziej pozytywną atmosferę, nakładając na swój pysk uśmiech. Zszedł na polanę jaskini, gdzie siedziała jego starsza uczennica, Astrowa Łapa.
– Dzień dobry Panie Pomocny Wróbelku! – zaczęła, jak zwykle z entuzjazmem, Astercia, gdy tylko zauważyła swego mentora.
– Dzień dobry… Astrowa Łapo… Czy jeśli to nie problem… mogłabyś dzisiaj sprawdzić… jak zwykle… co u starszyzny? A kiedy już to zrobisz… Proszę, sprawdź, jak się każdy czuje… – powiedział. Nie chciał zostawiać uczennicy bez zadania, sprawiając, że czułaby się zaniedbana.
– Oczywiście! Już się za to zabieram! – odpowiedziała, puszczając oczko, po czym w podskokach odmaszerowała.
Gdy tylko zniknęła w mroku jaskini, przed jego łapami pojawiła się druga uczennica, Drobna Łapa. Koty przywitały się, a na pytanie o treningu bury zastanowił się przez chwilkę. Nagle w odmętach jego pamięci ukazała się jego siostra, a raczej wspomnienie, jakie mu po niej pozostało.
– Możemy pójść otwierać kraby… Chociaż to prawda, że potrafią uszczypnąć… – Bury uśmiechnął się, nie przepadał za otwieraniem krabów, według niego było to okrutne.
– Dobrze! A jak smakują kraby?
– Za niedługo się przekonasz… – odpowiedział, już wychodząc z jaskini.
Gdy dotarli na wybrzeże, protektor zaczął się rozglądać po plaży w poszukiwaniu skorupiaków.
– O! O! Tam jest jeden! – powiedziała srebrna kotka, patrząc raz na kraba raz na mentora.
– Masz rację… Jesteś naprawdę spostrzegawcza, Drobna Łapo… – zamruczał bury.
Kocur podszedł do kraba, a tuż za nim ruszyła jego uczennica. Gdy stał już tuż obok bezkręgowca, zaczął tłumaczyć:
– Jeśli obrócisz je do góry nogami… to będą niezdolne do ucieczki… – Podłożył łapę od tyłu istoty, przewracając ja do góry nogami. – Uważaj na ich szczypce… Z tego powodu musimy urwać je pierwsze…
Nie był to przyjemny widok, krab miotał swoimi kończynami w desperackiej próbie odwrócenia się. Kocur wsunął swoje pazury w szparę pomiędzy pancerzem, sposobem odrywając pierwszą parę kończyn.
– Teraz jest już w pełni bezbronny… Następnie musimy oderwać resztę kończyn… I na koniec podważyć pancerz na brzuchu… – I jak powiedział, tak zrobił.
Gdy już krab został rozmontowany, uśmiechnął się do uczennicy, wskazując jej kolejnego kraba.
– Teraz twoja kolej…
<Drobna Łapo?>
[404 słów, trening wojowniczy]

Od Szałwiowego Serca CD. Borówkowej Słodyczy

Zachwiał się na drżących łapach już w chwili, gdy Borówkowa Słodycz zaczęła stawiać ku niemu kroki. Wpatrywał się w nią w ciszy, gdy ta syczała bolesne wyrzuty. Na osty i ciernie, miała pełną rację. Mówiła dokładnie to, co gnębiło go w myślach codziennie od prawie dwóch księżyców. Był straszny. Był okropny. Był królem hipokrytów.
Nagle szarpnął głową w bok, zamykając oczy. W tej samej chwili westchnął głęboko. Nie wiedział, co powiedzieć. Nawet jeśli jeszcze wyglądał na opanowanego, od wewnątrz jego serce dygotało. Pierś próbowała zapaść się w sobie. Czuł, że zamiast odpowiedzieć, zwymiotuje.
— Ja... Nie wiem — odpowiedział cicho, właściwie mówiąc prawdę. Nie wiedział, dlaczego kontynuował relację ze Źródlaną Łuną, gdy miał pełną świadomość, że to nie mogło wyjść. Klan Gwiazd stawiał jasne zasady. Dlaczego przy tylu zawahaniach dalej w to brnął, przekonując się, że będzie dobrze? Dlaczego ignorował kodeks? Dlaczego nie widział tych czarnych chmur zagłady, które nacierały na nich od samego początku? Byli skazani na klęskę od pierwszego spojrzenia. A jednak tego nie zakończył. Łudził się, że będzie inaczej. Przez chwilę myślał nawet, że Gwiezdni ich popierają. Jak głupi musiał być. Zawsze tak kończył. Zawsze.
"Niefortunność to jedno, przypadki chodzą po kotach... U ciebie jednak zdaje się, że od urodzenia deptały ci po piętach, rzucając raz po raz kłody pod nogi, by w końcu uderzyć." — Słowa Pluskającego Potoku dźwięczały mu w uszach. Skrzywił pysk. 
— Przepraszam — powiedział nagle po chwili ciszy, z powrotem spoglądając na Borówkę. — Wiem, jak bardzo cię zawiodłem. Cały klan zresztą, nie tylko ciebie. Nie mam jak się z tego wytłumaczyć. Ale chcę, byś wiedziała, że niczego w całym swoim życiu nie żałowałem bardziej. Nigdy nie chciałem skrzywdzić Klanu Nocy, przysięgam! To był egoizm. To był straszny błąd. Musisz mi uwierzyć, że jedynym, co czuję, jest wstyd. Żałuję. Tak bardzo.
Czuł, jak żebra wgniatają mu się w serce z każdym kolejnym słowem, w którym wyrzekał się Łuny. Jednocześnie wiedział, że było to poprawne, a z drugiej zastanawiał się, jak on tak mógł. Czy ich wyznania, ich spotkania, ich płomienne uczucie znaczyło tak niewiele, jeśli potrafił bez zająknięcia przyznać, że go żałował? A może nawet nie tylko przyznać? Może to zaczynało być szczere? Może naprawdę miłość zdołał przemienić już w skruchę?
Mógł dużo znieść, lecz porównanie do Pluskającego Potoku to było już za dużo. Otworzył pysk, jakby chciał coś dodać... I zrezygnował. Nie potrafił się z nią kłócić. Nie potrafił już stanąć przed żadnym współklanowcem i zrobić czegokolwiek, co pokazałoby jego wyższość, nawet jeśli chodziło o zwykły kontrargument w dyskusji. Czuł się teraz wszystkim podległy. Był zbitym psem z podkulonym ogonem bez prawa do odszczeknięcia. To była jego kara nałożona przez siebie samego. Jedynie wbitym w kotkę spojrzeniem próbował przekazać myśl – przynajmniej jego zdrada nie doprowadziła do śmierci ukochanej i ich dziecka.

<Borówkowa Słodyczy?>

21 grudnia 2025

Od Wąsatki CD. Kobczyka

— Łap mnie! — poleciła, zanim rzuciła się do ucieczki. W tym czasie czekoladowa wstała prędko, wyskakując w kierunku siostry.Wąsatka pędziła ile sił w łapach, starając się ponad wszystko, by nie wywrócić się na ziemię. Tym razem miała szansę wygrać z Kobczykiem, nie dać się złapać i pokazać wszystkim, że jest najlepszą sprinterką na świecie! Jednak w tym momencie kotka poczuła, jak potężna łapa jej siostry uderza ją w bok. Wąsatka pisnęła zaskoczona i odwróciła się, by dostrzec szeroko uśmiechnięty pyszczek przed sobą.
— Teraz ty gonisz! — zawołała Kobczyk, cofając się o krok w tył.
Brązowooka zmrużyła oczy i odwróciła pyszczek od czekoladowej.
— Ja się już w to nie bawię! — oznajmiła, z uniesionym wyniośle ogonem kierując się w stronę legowiska mamy. — Takie gonitwy to zwykła głupota. Co, jeśli któreś z nas się wywróci i skręci nos? Albo… wyobraź sobie, gdyby mój pysk też był wklęsły! Jak twój!
To mówiąc, spojrzała na Kobczyka przelotnie i ułożyła się obok Mewy. Czekoladowa wyglądała na zszokowaną, lecz po chwili skinęła główką.
— Masz rację, Wąsatko! — przyznała, podchodząc bliżej. — Ale w co innego będziemy się bawić, jak nie w berka? — zapytała, przekręcając głowę i siadając obok siostry.
— W coś, w czym będę miała szansę wygrać! No i oczywiście… co będzie bezpieczne. Bo w berka też bym na pewno wygrała. Ale nie chcę sobie zrobić krzywdy.

* * *

Ten dzień był jednym z cieplejszych, lecz słońce wciąż nie było zabójcze i nie mordowało swoimi promieniami wszystkiego, co pojawiało się w jego zasięgu. Mewa postanowiła to wykorzystać, zabierając swoje córki poza norę, by pobawiły się wśród traw.
Wąsatka trzymała nos przy ziemi, udając, że właśnie wyczuła trop zwierzyny.
— Mamo! Mamo! A nauczysz nas polować? — zapytała w końcu, podnosząc głowę. Wnet podbiegła do niej Kobczyk.
— No właśnie! Nauczysz, mamo? — wtórowała.
Wąsatka uśmiechnęła się, a jej wąsy zadrżały. Gdyby umiała polować, złapałaby coś dla siostry! I mamy! I dla taty też!
Mewa spojrzała na nie łagodnym wzrokiem.
— Gdy tylko osiągniecie sześć księżyców, ja i tata zajmiemy się waszym szkoleniem. Będziecie najlepszymi łowczyniami na całym świecie! — zapewniła.
Wąsatka spojrzała na czekoladową.
— Słyszałeś? Będziemy najlepsi! Czy to nie ekscytujące?

<Bracie?>

Od Kasztanki do Gąski

***Noc***

Kasztanka jak co noc kładła się dalej od reszty. Pragnęła spokoju i bezpiecznej przestrzeni. Miejsca dla siebie i swoich przemyśleń, bo sen nigdy nie pojawiał się zbyt szybko. Właściwie to nie spała zbyt długo przez natłok myśli, z którymi po prostu nie była w stanie sobie poradzić. Czy rozmawiała o tym z Szafran lub Kolendrą? Nie, nie poruszała tego tematu. Mieli swoje zajęcia, a poza tym nie było ich obok niej. Samej rudzince nie chciało się ich szukać w tłumie. Zresztą wątpiła, by ci ją zrozumieli. Nikt nie był w stanie pojąć tego, co czuła. Nikt. Jednak tej nocy myśli nie zdążyły się przebić przez senną mgłę. Świat ucichł szybciej niż zwykle. Posłanie pod jej brzuszkiem zmieniło się w miękką i pachnącą trawę lekko zroszoną przez chłód poranka. Do nosa dotarł znajomy zapach, mocniej niż przez ostatnich parę księżyców. Żółtooka poczuła ucisk w sercu, a jej wzrok zaczął wędrować po obozie, lecz cichszym niż normalnie.
—Kasztanko! Hej, Kasztanko! — rozległ się za jej plecami głos. Jego barwa brzmiała nieco doroślej, ale serce podpowiadało jej, że to wciąż ten sam kot. Kocurek, którego straciła podczas epidemii. Czy to możliwe, że tak naprawdę żył?
— Siostrzyczko, nie ignoruj mnie — dopowiedział głos, a następnie otarł się o nią. Czuła ciepło na swoim boku, więc niemożliwe było, by jej się przewidziało prawda? To naprawdę musiał być on.
— Paprotek! Ty żyjesz! — miauknęła w końcu i odwróciła pysk w bok. Wtedy dostrzegła jego zaskoczone, zielone oczy.
— Oczywiście, ja nigdzie nie odszedłem. Czemu zdajesz się tak zaskoczona? — odpowiedział jej kocurek. Kasztanka przyglądała mu się uważnie. Wtedy też Paprotek liznął ją czule w policzek.
— No chodź, pobawmy się. Wiem, że jest jeszcze wcześnie, ale skoro i tak nie śpimy, to możemy spożytkować to na wspólne harce! — jasny nie ustępował.
— Dobrze — odparła w końcu rudzinka. Czemu tak nad tym rozmyślała, skoro czuła obecność brata tuż obok siebie? Na pewno jej się koszmar przyśnił, że ją zostawił. To było jedyne racjonalne wytłumaczenie tego wszystkiego. Żył i to się liczyło prawda?
— Idziesz? — spytał Paprotek, który zdążył już postąpić dwa kroki.
— Tak! — odparła koteczka, a następnie podążyła za nim, by ostatecznie zrównać się z zielonookim. Szli bardzo blisko siebie, rozmawiając o wszystkim i niczym. W końcu po paru uderzeniach serca dotarli na skraj obozu.
— Myślę, że tu będzie dobrze — zasugerował kremowy. Pręgowana skinęła leciutko łebkiem.
— Tak, a co powiesz, by potem razem poćwiczyć zadania stróża? W końcu oboje się szkolimy na niego — wymruczała żółtooka, kocurek przytaknął energicznie.
— No pewnie! W końcu w grupie raźniej! — ucieszył się Paprotek. Kasztanka rozpromieniła się.
— Dobra, w co się bawimy? Może w ostatnią literkę? — zasugerowała ruda.
— Świetny pomysł, jestem za. Mogę zacząć? — spojrzał na nią błagalnie. Kotka się ciepło zaśmiała.
— No pewnie, dawaj — wymruczała, a następnie usiedli obok siebie. Otuliła go ogonem.
— Owoc — zaczął kocurek. Kasztanka się zamyśliła na momencik.
— Cel — odparła z uśmiechem.
— Lawenda — kontynuował Paprotek.
— Apetyt — dorzuciła Kasztanka. Bawili się tak przez dłuższy czas, a gdy im się znudziło, zmienili zabawę. Po jakimś czasie postanowili się położyć obok siebie i wsłuchać w otoczenie czerpiąc przyjemność ze swojej obecności. Kiedy słońce wzeszło wyżej, ich mentorzy zabrali rodzeństwo na trening. Wieczorem znów mieli czas tylko dla siebie, więc położyli się na swoich posłaniach. Opowiadali sobie zmyślone historyjki.
— Wiesz co? Liście paproci by ci pasowały do tych kasztanowych — odezwał się w pewnej chwili Paprotek. Kasztanka zamrugała zaskoczona. Nie wiedziała, skąd nagle mu się to wzięło, ale jeśli tak uważał, to pewnie miał rację.
— Tak sądzisz? — mimowolnie się spytała.
— Tak — odparł kocurek, a Kasztanka pozwoliła sobie na ciepły uśmiech.
— W takim razie jutro pójdziemy po liście paprotki, a teraz chyba powinniśmy się już położyć. Musimy się wyspać na kolejny dzień pełen wrażeń prawda? — wymruczała.
— No pewnie, dobranoc siostrzyczko — odparł kremowy, kładąc się nieco bliżej niej.
— Dobranoc braciszku — odpowiedziała mu Kasztanka, a następnie usnęli.

***Rano***

— Kasztanko, wstawaj — rozległ się głos Gąski. Rudzinka z początku nie zareagowała jakby wciąż spała. Być może wcale nie chciała się budzić. Zbyt przyjemnie jej było.
— Kasztanko, pora na trening — dodała bardziej stanowczo Gąska, lekko szturchając uczennicę. Jednak dopiero po paru dłuższych uderzeniach serca, żółtooka uniosła powieki. Niemal natychmiast jej wzrok spotkał się z niebieskim spojrzeniem jej mentorki. Spojrzała w miejsce, gdzie przecież niedawno był Paprotek. Jej brat wciąż był obok, a przynajmniej tak jej się wydawało.
— No dobrze, ale pod warunkiem, że Paprotek może pójść z nami. Poza tym chciałabym znaleźć liście paproci. Braciszek mi mówił, że by mi pasowały — rzekła Kasztanka. Zdecydowanie była zdeterminowana, by jej niewidzialny brat poszedł z nimi na trening. W przeciwnym razie nie miała zamiaru się stąd ruszać ani o krok. Jeśli Gąska jej odmówi, to może sobie pójść i nie wracać. Jej pyszczek po raz chyba pierwszy od dawna wyrażał pewność siebie. W jej sercu zaczęło kiełkować coś zupełnie nowego. Odwaga do działania. Kiedy tak czekała na odpowiedź, zaczęła układać sobie sierść. W końcu powinno się zmyć resztki snu. Co więcej, szykowała sobie miejsce na kolejne ozdóbki. Wiedziała, że te będą musiały być na widoku. Jako pierwsze powinny rzucać się w oko innych kotów. Niech wiedzą, że była dumną siostrą kremowego kocurka.

<Gąsko?>
[830 słów]