Zatrzymała się, wlepiając spojrzenie brązowych oczu w przewodnika. Był zły, może przerażony, zakłopotany. Pięknie. Przełknęła ślinę, zastanawiając się, co powie. By przekonać go, żeby trzymał pysk na kłódkę, musiała użyć… manipulacji. Musiała sterować jego emocjami, bo groźby fizyczne w tym przypadku by nie zadziałały. Mogła równie dobrze też go… zabić?
— Wiesz, że Burzowe Chmury wybierze mnie, prawda? Nie jesteś dla niego istotny. To ja jestem mu najbliższa, to mnie… kocha. A miłość jest ważniejsza od przyjaźni — wyjaśniła spokojnie, strzygąc uszami.
Kremowy fuknął oburzony.
— A co ty wiesz o miłości! — warknął, poruszając nerwowo ogonem. Widać było, że słowa Pacynki do niego dotarły, choć sam nie chciał dać po sobie poznać, że coś go ukłuło.
— Wiem tyle, ile przekazał mi Burzowe Chmury. A powiedział mi, że jestem dla niego całym światem — kontynuowała, szczerząc się coraz bardziej. — Czy tobie też kiedyś powiedział, że jesteś dla niego wszystkim? Czy może tylko ja mam taki przywilej, z racji tego, że się we mnie zabujał?
Słoneczny Fragment zmarszczył brwi, zagryzając zęby.
— Ja… Burzowe Chmury to mój przyjaciel! Znamy się od wielu księżyców, a ciebie? Ty pojawiłaś się w jego życiu dopiero jakiś czas temu! To mi prędzej zaufa, nie tobie. Jeśli mu powiem, że… że próbowałaś mnie zamordować, to natychmiast się od ciebie odwróci! — mruknął pewnie, postępując krok do przodu.
Pacynka pokręciła głową.
— Na pewno? A co, jeśli uzna, że jesteś tylko zazdrosnym dupkiem? W końcu to tobie umarł obiekt westchnień. To ty czujesz pustkę po stracie Wieleniego Szlaku i to ty możesz czuć zazdrość o to, że twój przyjaciel znalazł sobie kogoś godnego zaufania — przypomniała mu, na co kremowy parsknął śmiechem.
— Godnego zaufania? Czy mordująca samotniczka na pewno jest taka godna zaufania, jak mówi? — podważył jej słowa, delikatnie przekręcając głowę.
Pacynka na moment zamilkła. Czy Burzowe Chmury musiał wiedzieć o tym, że skłamała nie raz, nie dwa? Nie. Jeszcze nie był na tyle mądry, by połączyć kropki. I lepiej, aby tak pozostało. Łatwiej będzie nim sterować, a także manipulować Słonecznym Fragmentem.
— A przypomnisz mi, dlaczego ON miałby mi nie ufać? — zapytała nagle, skrzywiając się nieco, jakby mówiła do małego, głupiutkiego kocięcia.
— Lepszym pytaniem byłoby, dlaczego miałby ci ufać! — rzucił szybko, co jednak jeszcze bardziej rozbawiło buraskę.
— Czyli twierdzisz, że… nie masz już argumentów? — podsumowała, znów zaczynając go okrążać. Przewodnik pokręcił głową, choć jego postawa wskazywała na to, że stracił już tę pewność siebie, którą jeszcze kilka uderzeń serca temu wręcz emanował. — Może zaprzestańmy już tego bezsensownego kłócenia się, co? Po prostu udawaj, że o niczym nie wiesz; no, chyba że chcesz stracić przyjaciela… a może nawet coś więcej? I nie chodzi mi o to, że sekretnie jesteś zauroczony w Burzowych Chmurach. Mam na myśli to, że nie zawaham się pozbyć i większej liczby kotów w twoim życiu, jeśli tylko zaczniesz protestować — oznajmiła, subtelnie się uśmiechając. Tym razem wyglądała łagodnie, niemal niewinnie. — To dobrze, że mam przy sobie takiego pachołka, jakim jest Burza. Wszystko mi sprzeda, jeśli tylko kiwnę palcem. Biedak… on też ma w sercu pustkę, dokładnie taką samą jak ty…
* * *
Następnego dnia
Gdy tak o tym myślała, na myśl przyszedł jej Słoneczny Fragment. Wtedy go oszczędziła, lecz czy zawsze tak będzie? Może pewnego razu przyjdzie jej pozbawić go życia, tak samo, jak zrobiła to z Prążkowaną Kitą i tą dwójką kotów z Klanu Burzy – choć ich nie zabiła bezpośrednio. To był bardziej… wypadek, ale nie do końca, bo finalnie i tak nie czekało na nich nic innego, jak śmierć.
Pacynka nie musiała jednak o tym rozmyślać zbyt długo, gdyż w końcu przed jej oczami pojawił się dymny kocur, w pysku trzymając bukiecik wrzosów. Otarł się głową o policzek buraski i położył kwiaty pod jej łapami, uśmiechając się ciepło.
— Hej, Pacynko — przywitał się spokojnie.
W jego oczach lśniły nieskończone pokłady ciepła i miłości. Może i starał się zgrywać kozaka, ale zdecydowanie miał czuły punkt dla samotniczki. To było tak… piękne. I ohydne jednocześnie. Przy niej wojownik wydawał się taki słaby, bezbronny. Gdyby chciała go zabić, pewnie nawet by nie protestował…
— Cześć, Burzo. Miło cię znowu widzieć — odparła, trochę bez emocji, i chwyciła jednego z wrzosów. Włożyła go sobie w futro, a potem to samo zrobiła z następnym i jeszcze następnym.
— Tak, tak… I, och… nie wiesz może, dlaczego Słoneczny Fragment jest taki nieswój od wczoraj? Wygląda, jakby zobaczył jakąś zjawę! — zaśmiał się nerwowo.
Pacynka spięła się na wzmiankę o kremowym kocurze, ale dymny chyba na szczęście tego nie zauważył.
— Nie. Nie mam pojęcia, a co? Jest aż tak źle? Możemy z nim pogadać, jeśli się o niego martwisz, ale ja uważam, że o cokolwiek chodzi, Słońce sam sobie z tym poradzi. Chociaż mogę z nim pogadać twarzą w twarz… — zaproponowała, specjalnie próbując wywołać u Burzy zazdrość.
Kocur od razu pokręcił głową.
— Nie trzeba! Może masz rację… Słoneczny Fragment pewnie sam upora się ze swoim problemem. Kim ja jestem, by mu pomagać? — miauknął, lecz w jego głosie krył się cień niepewności. Zaraz zmienił temat:
— Nieważne. Może się gdzieś przejdziemy? Może mi pokażesz, gdzie żyjesz? Chodzenie w pobliżu terenów Klanu Burzy jest bardzo ryzykowne. Boję się, że pewnego dnia nas przyłapią i rozdzielą, a tego bardzo bym nie chciał, bo… — urwał, otwierając szerzej oczy. Gdyby nie miał futra, pewnie by się zarumienił. — Bardzo cię lubię, wiesz?
Samotniczka zachichotała, podnosząc się z miejsca.
— No jasne, że wiem! — mruknęła i zaraz się odwróciła, podchodząc bliżej Drogi Grzmotu.
Wojownik podszedł do niej ostrożnie, patrząc raz w lewo, raz w prawo. Oboje, jak na sygnał, ruszyli przed siebie. Nawet nie musieli się porozumiewać słownie, by rozumieć się nawzajem.
Udało im się bezpiecznie przejść przez most i dotrzeć do skrawka terenu, który nie należał do żadnego klanu i na którym osiedliła się Pacynka. Tam bura wraz z wojownikiem zaczęła przemierzać gęsty las, szukając wejścia do nory, w jakiej przyszło jej mieszkać. Nie była ona zbyt duża, ale przynajmniej na tyle przytulna, by brązowooka mogła w niej żyć bez problemu i martwienia się o to, że zamarznie przy pierwszej lepszej Porze Nagich Drzew.
* * *
— Fajną masz tę norę, ale czy naprawdę nie chciałabyś dołączyć do Klanu Burzy? Czy przemyślałaś już moją propozycję? O… wiesz czym — mruknął, nieco rozbawiony.
Pręgowana uśmiechnęła się, tępo wpatrując się w punkt przed sobą, jakby nie do końca skupiała się na słowach Burzowych Chmur.
— Byłbym doprawdy uradowany, gdybyś się zgodziła…
Wtedy brązowooka się ocknęła. Zamrugała kilkukrotnie i zwróciła spojrzenie na kocura, który z iskrą w oczach wpatrywał się w jej pysk.
— Wiesz co… twój plan nie brzmi tak źle — stwierdziła, kłamiąc.
Chodziło mu o miot. Chciał, by Pacynka posiadała kocięta, aby ten cały Zawodzące Echo musiał przyjąć ją do klanu. W rzeczywistości bura wcale nie planowała miotu – nie chciała go z Burzowymi Chmurami ani z nikim innym – ale robienie nadziei temu biednemu ciołkowi sprawiało jej satysfakcję. Widząc, jak jego pysk się rozjaśnia, czuła się tak… dobrze; lecz nie dlatego, że chciała, by był szczęśliwy. Wiedziała, że prędzej czy później ta sielanka się skończy, a Burza tylko się zawiedzie. Wiedziała, że do niczego między nimi nie dojdzie. A przynajmniej… tak jej się wydawało.
— Rety! To… to świetnie! — miauknął, po czym wyprzedził Pacynkę i stanął przed nią, zagradzając jej drogę.
Przez jakiś czas stali tak w ciszy, aż nagle dymny spuścił wzrok, zawstydzony.
— A skoro… skoro już przystałaś na moją propozycję, to… — zaczął, po czym podniósł na nią spojrzenie. — Chciałem cię spytać, czy nie zostałabyś moją… partnerką!
Bura momentalnie zamarła.
— Wiem, że nie znamy się zbyt długo, ale nasza więź jest… prawdziwa! Tak wiele nas łączy, tak przyjemnie mi się z tobą spaceruje, rozmawia… Jesteśmy dla siebie wręcz… stworzeni! Czy ty też tak nie uważasz? Jesteśmy jak dobro i zło! Biel i czerń! Dopełniamy się, Pacynko! Bez jednego nie istniałoby to drugie! Nie sądzisz? — rozgadał się, pełen nadziei.
Gdyby go teraz spławiła, straciłaby przewagę nad Słonecznym Fragmentem. Jeśli zgodzi się być jego partnerką, będzie miała na niego większy wpływ. Odpowiedź wydawała się jasna.
— Och, Burzo! — miauknęła, przykładając łapę do pyszczka. — Ależ ty jesteś romantyczny! I szczery! — kontynuowała, robiąc krok w jego stronę. — Byłabym przeszczęśliwa, gdybym mogła nazywać cię swoim… partnerem!
Ostatnie słowo ledwo przeszło jej przez gardło, lecz w końcu udało jej się je wykrztusić. Burza od razu czule polizał ją po czole, co tylko sprawiło, że miała ochotę rzucić się na niego tu i teraz. Ach, gdyby mogła, rozszarpałaby go… i to nie ze szczęścia.
— Nie mogę się doczekać, aż po obozie Klanu Burzy będą biegać nasze małe wersje! — stwierdził, odsuwając się nieco od burej. — Słoneczny Fragment mi nie uwierzy, jak mu powiem, że wreszcie jesteśmy razem! Nie uwierzy mi też, jak mu powiem, że zgodziłaś się na miot! Próbował mnie odciągnąć od tego pomysłu, rozumiesz to? Ja mam wrażenie, że on po prostu próbuje sabotować naszą relację… — miauknął półżartem, półserio.
I właśnie na to liczyła Pacynka. By Burza myślał, że to kremowy jest tym złym, że to on jest w tej historii czarnym charakterem.
— To straszne! Na pewno jest po prostu zazdrosny, ale zazdrość to zwykła, kocia emocja… Nie musisz go od razu pouczać. Ważne jest to, byś nie dał się przez niego omamić… — westchnęła, spuszczając nieco głowę.
— Ależ w życiu! Słoneczny Fragment jest moim przyjacielem, ale to nie znaczy, że dam mu ingerować w moje życie miłosne! Zresztą, to nie ja zakochałem się w morderczyni — prychnął, delikatnie kręcąc głową.
Tak. To nie on zakochał się w morderczyni.
Bo Pacynka wcale nie miała krwi na łapach. Wcale nie miała na sumieniu już kilku żyć. Ona? Była niewinna. To Słoneczny Fragment miał coś nierówno pod kopułą.
* * *
Pacynka przybyła tam najwcześniej, a niedługo później na miejsce spotkania dotarł także Burzowe Chmury wraz ze Słonecznym Fragmentem u boku. Kremowy wyglądał dosyć niemrawo, ale cóż – trudno się dziwić. Pewnie miał wiele na głowie odkąd poznał prawdę. Codziennie bił się z myślami, zastanawiał się nad tym, co powinien uczynić. A przynajmniej tak zgadywała Pacynka.
— Burzo! — zawołała, gdy dostrzegła dymnego. W kilku susach znalazła się przy nim, delikatnie odtrącając od niego przewodnika. — Nareszcie jesteś!
Brązowooki polizał ją w policzek.
— Długo musiałaś czekać? — zapytał, delikatnie kładąc po sobie uszy, jakby z zawstydzenia.
— Nie, niedługo. Przyszedłeś zgodnie z czasem — oznajmiła, uśmiechając się ciepło do wojownika.
Przez moment patrzyli sobie nawzajem w oczy, aż nagle Burza drgnął i spojrzał na swojego towarzysza.
— Ach! Przepraszam, Słoneczny Fragmencie. Chciałem tylko… coś powiedzieć — miauknął, a na jego lico wślizgnął się szeroki uśmiech. — To spotkanie nie jest zwykłym spotkaniem; jest jednym z ważniejszych. Ja… pragnę ogłosić, że Pacynka jest moją oficjalną partnerką od wczoraj! Nie, nie żartuję i nie – nie przesłyszałeś się! W dodatku zgodziła się też na to, by założyć ze mną rodzinę i dołączyć do Klanu Burzy, gdy tylko będzie gotowa! Czy to nie wspaniałe?
<Słoneczny Fragmencie?>
