Było jej ciężko. Bardziej niż zazwyczaj W żołądku biegały jej stada dzikich szczurów; kąsały ją, drapały delikatne, różowe wnętrze swoimi ostrymi, małymi pazurkami, a smród ich ciał roznosił się, zatruwał całe ciało koteczki. To, czego świadkiem była w Sadzawce, było... Petryfikujące, ujmując to jak najłagodniej. Czemu babka nie dostała dziewięciu żywotów, skoro Srokoszowa Gwiazda był w ich posiadaniu? Czemu tak gorączkowo wykłócała się ze swoimi Przodkami?
"Oczywiście... Z jej perspektywy, ich działanie i decyzje były niejasne i niesprawiedliwe." — pomyślała, ale ugryzła się w język, mimo że nawet go nie użyła. "Łżesz Ćmo, jak możesz myśleć w taki sposób! Klan Gwiazdy jest nieomylny, dobrze o tym wiesz!"
Czym była mroczna ścieżka, którą podążają i dlaczego nie pomogą im z niej zboczyć? Czym koty z Klanu Klifu sobie na to wszystko zasłużyły..?
"Tak jak powiedzieli Wielcy Przodkowie... Kociaki wysysają zarazem mlekiem matki, więc ja również jestem skalana, we mnie również rozwija się mroczne piętno... Tylko że ja, w przeciwieństwie do innych... Nie. Tylko ja i babcia jesteśmy tego świadome. Inni żyją w błogiej niewiedzy. Inni myślą, że teraz wszystko będzie niczym gładkie morze, ale nie wiedzą, że nadchodzi sztorm..."
No właśnie... Pytaniem, które nurtowało ją najmocniej, które podjudzało wściekłość w szczurach, buszujących w jej żołądku, było, dlaczego ona była świadkiem tego wszystkiego? Czemu Klan Gwiazdy chciał, żeby widziała, jak jej babkę ponoszą emocje, jak zostaję zbesztana przez tych, którzy mieli ją pobłogosławić? Serce jej się ścisnęło. To wszystko kosztowało ją tyle nerwów... No właśnie; nie potrafiła spać, znów musiała polegać na nasionach maku, przez co całe dnie była zaspana i przemęczona. A przecież mieli Porę Nagich Drzew... Klan jej potrzebował, klan potrzebował silnych medyczek, silnej wiary i wsparcia. Zwłaszcza że Czereśniowa Gałązka opuszczała ten świat... Po kawałeczku... Co chwile kolejne tchnienia duszy wylatywały ze zmęczonego życiem pyska starszej; mknęły wysoko, omijając iskrzący, lodowy wodospad, okręcały wokół siebie płatki śniegu, przebijały się przez siwe chmury, aby potem, gdy nastanie noc, rozlać się na ciemnym nieboskłonie i poczochrać gwiezdne futra Przodków. Była wątła, słaba i krucha. Mimo wszystko była ich największą skarbnicą mądrości. Co zrobią, kiedy jej zabraknie? Ćma była świadoma, że Liściaste Futro jest niesamowicie zdolną i kompetentną kotką, ale czy pogodziła już się z faktem, że po raz pierwszy stanie na ich czele? Zawsze miała nad sobą fioletowe spojrzenie szylkretki; zawsze ktoś był przy niej, aby móc doradzić, wskazać drogę czy wydać polecenie. Praca pod kimś była prosta. Teraz to ona jest przewodniczką. To na jej barkach będzie spoczywać los ich klanu. Dreszcz przeszedł po srebrnym grzbiecie. Wyobraziła sobie, że to ona zostaję postawiona na miejscu mentorki. Gdyby została wytypowana, najpewniej oddałaby swoją rolę siostrze. Nie chodziło nawet o same kompetencje czy zdolności; medyk jest też pewnym reprezentantem. To wizytówka, oznaka wiary i oddania, które członkowie danej społeczności, czują wobec Gwiezdnych Przodków. Zaćmienie poradziłaby sobie na takim stanowisku znacznie, znacznie lepiej. Jest taka elegancka i pełna taktu. Dla Ćmiego Księżyca wystarczającym byłoby przesiadywanie w obozie, w swoim legowisku, gdzie może układać zioła, przygotowywać opatrunki i pomagać kotom. To w uśmiechach kotów, które odczuwają ulgę, widzi najwyraźniej obecność Klanu Gwiazdy. Nie potrzebuję żadnych wizji czy przepowiedni. Westchnęła, przymykając ślepia; żeby tylko życie faktycznie składało się tylko z podawania lekarstw i wyciąganiu kleszczy. Musiała się uspokoić. Najważniejsze w tym momencie jest to, aby nikt nie dowiedział się o wydarzeniach z Sadzawki; zwłaszcza że kotka nie była nawet pewna, czy babka na pewno nie wie, że ona była tego wszystkiego świadkiem. Polizała się po piersi, ale szybko przestała, kiedy przy jej boku pojawiła się Liściaste Futro, proponując zbieranie ziół, a po chwili zawahania, zwyczajny spacer. Delikatny, nawet nie specjalnie wymuszony uśmiech wpełzł na białą mordkę, kiedy młodsza kiwnęła nieznacznie łebkiem. Zanim zdążyły zrobić choć jeden krok, odezwała się.
— Jadłaś już? — zapytała cicho, odwracając się w stronę... No właśnie. Gniazdo, które powinno być wypełnione przeróżną zwierzyną, było niemal puste. W tym momencie właśnie ostatnią, chudą mysz polną zabierała Pikująca Jaskółka. Wojowniczka zmarszczyła nos, kiedy napotkała wzrok srebrnej, jakby chciała z niej zakpić. Niosła przecież jedzenie siostrze, która potrzebowała siły w żłobku, miała więcej praw do myszy... — Oh...
— Ah! Nie martw się! Nie jadłam, ale nie kłuje mnie w żołądku, jestem w stanie wytrzymać. A może jak wrócimy to stos zdąży znów się odbudować, albo zagramy na ogonach tym wszystkim wojownikom i ich uczniom, i same coś upolujemy podczas spaceru — zapewniła raźnie dawna mentorka, muskając krągły bok ogonem. — To by dopiero było coś, prawda Ciemko? Jakby dwie medyczki wyszły po zioła, a wróciły z całą chmarą nornic i stadem ptaków, wszyscy wojownicy by się ze wstydu pochowali w tunelach. Ale nie wiedzą, że i w tym mogłybyśmy być od nich lepsze. Nikt tak nie zna drogi do Sadzawki Klanu Gwiazdy, jak my. Brodzenie w ciemności jest nam wpisane w profesje — mówiła dalej, a bladooka słuchała. Jej serduszko powoli zaczynało się uspokajać, a nerwy ustępowały. Och... Jak ona mogła nawet wątpić, że Listkowi czegokolwiek brakuję, że może sobie nie poradzić jako główna medyczka.
— To prawda... — zgodziła się, mrużąc oczy, kiedy stanęły obok zamarzniętego wodospadu. Śnieg delikatnie prószył, ale kotki mimo wszystko ruszyły przed siebie. — J-jak... Czuję się Czereśniowa Gałązka? — zapytała bardzo niepewnie, od razu żałując, że tak bez pomyślunku zniszczyła całą miłą atmosferę.
— Ćmo... Wiesz, że Czereśnia jest już niezwykle wiekowym kotem. Przeżyła swoje księżyce, więc odejście, aby móc zbierać zioła wśród innych wielkich medyków to po prostu kolejny krok, który musi wykonać — powiedziała tak łagodnie, jakby zwracała się do kocięcia. Mimo to nie udało jej się ukryć smutku; ani w głosie, ani w oczach.
— Wiem, ale- — Głos ugrzązł jej w gardle. Musiała aż przystanąć i wziąć do pyska kęs śniegu, aby być w stanie kontynuować. Starsza nie pośpieszała jej; czekała, aż dokończy. — Je-jeśli ona nas zostawi...
— Oh! Ale ona nigdy nas nie zostawi. Pamiętaj, że zawsze będzie przy nas. Nie ważne czy w szeregach Klanu Klifu, czy w szeregach Klanu Gwiazdy. Jej fioletowe oczy nie dadzą nam popełniać błędu, nawet po jej doczesnej śmierci. Nigdy się nie uwolnimy od jej krytyki i uwag, dotyczących leczenia i układania ziół na odpowiednich szczelinach — zażartowała, chcąc rozluźnić napiętą atmosferę, ale wzrok Ćmiego Księżyca wciąż był matowy i pełen smutku.
— W-wiem... Ale. — Musiała się chwilę zastanowić. — A ty?
— Ja? — Liściaste Futro przekrzywiła głowę, uśmiechając się zaskoczona.
— No... Przejmiesz jej miejsce.
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkęW Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
doszło do ataku na książęta, podczas którego Sterletowa Łapa utracił jedną z kończyn. Od tamtej pory między samotnikami a Klanem Nocy, trwa zawzięta walka. Zgodnie z zeznaniami przesłuchiwanych kotów, atakujący ich klan samotnicy nie są zwykłymi włóczęgami, a zorganizowaną grupą, która za cel obrała sobie sam ród władców. Wojownicy dzień w dzień wyruszają na nieznane tereny, przeszukując je z nadzieją znalezienia wskazówek, które doprowadzą ich do swych przeciwników. Spieniona Gwiazda, która władzę objęła po swej niedawno zmarłej matce, pracuje ciężko każdego wschodu słońca, wraz z zastępczyniami analizując dostarczane im wieści z granicy.Niestety, w ostatnich spotkaniach uczestniczyć mogła jedynie jedna z jej zastępczyń - Mandarynkowe Pióro, która tymczasowo przejęła obowiązki po swej siostrze, aktualnie zajmującej się odchowaniem kociąt zrodzonych z sojuszu Klanu Nocy oraz Klanu Wilka.
W Klanie Wilka
Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.W Owocowym Lesie
Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Miot w Klanie Klifu i Klanie Burzy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)
Znajdki w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)
27 marca 2025
Od Ćmiego Księżyca CD. Liściastego Futra
Przed oślepienym przez Gwiezdnych
Krótko po nieudanym przyjęciu żyć przez Liściastą Gwiazdę
<Listek?>
Od Postrzępionej Łapy CD. Pietruszkowej Błyskawicy
Postrzępiona Łapa szukała kogoś, z kim może pogadać. Czuła się, jakby z nudów zaraz miały jej odpaść wąsy! Spojrzała w bok i zauważyła Gąsienicową Łapę. Wybierał sobie ze stosu zwierzyny coś do zjedzenia. Kotka zastanowiła się chwilę. Dawno z nim nie rozmawiała... Westchnęła i zauważyła Mysi Postrach. Może widział Pietruszkową Błyskawicę? Podreptała do kocura z uśmiechem.
— Hej Mysi Postrachu! Widziałeś gdzieś Pietruszkową Błyskawicę? — spytała uczennica młodego kocura. Ten odwzajemnił uśmiech i wskazał ogonem na półkę skalną.
— Jest o tam! Pewnie wróciła z patrolu, więc raczej masz chwilę na porozmawianie z nią. — odpowiedział starszy. Uczennica spojrzała we wskazany kierunek. Faktycznie, Pietruszkowa Błyskawica wygrzewała się tam w słońcu. Aż dziwne, że Postrzępiona Łapa nie zauważyła jej wcześniej. Wojowniczka patrzyła w jej stronę, więc wybrała się tam. Przywitały się ze sobą i uczennica zaproponowała spacer, na który starsza się zgodziła. Wyruszyły z obozu, a gdy starsza spytała o kierunek wyprawy, zastanowiła się chwilę.
— Może przejdziemy się w stronę Sowiego Strażnika? — spytała z nadzieją. Na myśl o miejscu przypomniało się jej spotkanie z białym kocurem. Ciekawe, co teraz robi. Potrząsnęła głową. Nikt w klanie nie wiedział o tym spotkaniu. Spojrzała na wojowniczkę jeszcze raz, a ta skinęła głową.
— Świetny wybór! — odpowiedziała i wyruszyła, a młodsza podążyła za nią. Idąc uczennica, czuła wiatr w sierści, który sprawiał, że czuła determinację. Gdy dotarły do Sowiego Strażnika uczennica, rozejrzała się. Niestety Kosaćcowej Łapy nie było przy granicy. Miała nadzieję, że chociaż się z nim przywita... Pietruszkowa Błyskawica szturchnęła ją lekko.
— Co powiesz na trening walki? Za niedługo masz ostateczny sprawdzian na wojowniczkę. Powinnaś być gotowa! — powiedziała starsza.
— Czemu nie! Przyda mi się dziś trochę ruchu. Może dasz mi przydatne wskazówki na sprawdzian? — odpowiedziała Postrzępiona Łapa.
— Hej Mysi Postrachu! Widziałeś gdzieś Pietruszkową Błyskawicę? — spytała uczennica młodego kocura. Ten odwzajemnił uśmiech i wskazał ogonem na półkę skalną.
— Jest o tam! Pewnie wróciła z patrolu, więc raczej masz chwilę na porozmawianie z nią. — odpowiedział starszy. Uczennica spojrzała we wskazany kierunek. Faktycznie, Pietruszkowa Błyskawica wygrzewała się tam w słońcu. Aż dziwne, że Postrzępiona Łapa nie zauważyła jej wcześniej. Wojowniczka patrzyła w jej stronę, więc wybrała się tam. Przywitały się ze sobą i uczennica zaproponowała spacer, na który starsza się zgodziła. Wyruszyły z obozu, a gdy starsza spytała o kierunek wyprawy, zastanowiła się chwilę.
— Może przejdziemy się w stronę Sowiego Strażnika? — spytała z nadzieją. Na myśl o miejscu przypomniało się jej spotkanie z białym kocurem. Ciekawe, co teraz robi. Potrząsnęła głową. Nikt w klanie nie wiedział o tym spotkaniu. Spojrzała na wojowniczkę jeszcze raz, a ta skinęła głową.
— Świetny wybór! — odpowiedziała i wyruszyła, a młodsza podążyła za nią. Idąc uczennica, czuła wiatr w sierści, który sprawiał, że czuła determinację. Gdy dotarły do Sowiego Strażnika uczennica, rozejrzała się. Niestety Kosaćcowej Łapy nie było przy granicy. Miała nadzieję, że chociaż się z nim przywita... Pietruszkowa Błyskawica szturchnęła ją lekko.
— Co powiesz na trening walki? Za niedługo masz ostateczny sprawdzian na wojowniczkę. Powinnaś być gotowa! — powiedziała starsza.
— Czemu nie! Przyda mi się dziś trochę ruchu. Może dasz mi przydatne wskazówki na sprawdzian? — odpowiedziała Postrzępiona Łapa.
<Pietruszkowa Błyskawico?>
[278 słów]
Od Szczawika CD. Jarzębinowej Łapy
Kocurek poczuł, jak otula się wokół niego ogon. Nie był przyzwyczajony do takich czułości, choć powoli je poznawał. Uśmiechnął się lekko do kotki, a na pytanie o uczniostwo zastanowi się chwilę. Bał się trochę, nie był pewny co, go czeka. A co jeśli zaatakuje go jakiś lis i już nigdy nie wróci do obozu?
— Trochę się martwię... Co, jeśli nie będę dobrym wojownikiem? Jestem strasznie słaby w walczenie... A jak sobie nie poradzę? Strasznie się boję... — Wiedział, że może zaufać uczennicy. Spędzała z nim dużo czasu, była dla niego miła, więc na pewno nie miała złych intencji. Uczennica schyliła się i polizała go między uszami, przez co jego futerko w tym miejscu stanęło dęba. Otrzepał się, aby naprawić fryzurę, a kotka zaśmiała się.
— Rozchmurz się. Będzie dobrze, przyzwyczaisz się. Sama bałam się swojego uczniostwa — stwierdziła Jarzębinowa Łapa. Kocurek wiedział, że może i ma racje. Przecież to doświadczona kotka! Jest uczniem już od wielu księżyców, pewnie zaraz skończy szkolenie... Kocurek otrzepał się i spojrzał na starszą.
— A twoje szkolenie? Jak ci idzie? Bycie medykiem musi być strasznie ciekawe! — Szczawik wyskoczył do góry. Uwielbiał słuchać opowieści z legowiska medyków! Zawsze coś się tam działo. Kotka zaśmiała się i chwilkę zamyśliła.
— Cóż, nie wiem, czy jest to aż takie ciekawe. Pewnie jak zaczniesz swój trening, sam pokochasz walkę i polowanie! — Jarzębinowa Łapa uśmiechnęła się do niego. Szczawik popatrzył na nią z zastanowieniem.
— Ale może masz jakieś historie? Może opowiesz mi jakąś! — spytał kociak.
— Trochę się martwię... Co, jeśli nie będę dobrym wojownikiem? Jestem strasznie słaby w walczenie... A jak sobie nie poradzę? Strasznie się boję... — Wiedział, że może zaufać uczennicy. Spędzała z nim dużo czasu, była dla niego miła, więc na pewno nie miała złych intencji. Uczennica schyliła się i polizała go między uszami, przez co jego futerko w tym miejscu stanęło dęba. Otrzepał się, aby naprawić fryzurę, a kotka zaśmiała się.
— Rozchmurz się. Będzie dobrze, przyzwyczaisz się. Sama bałam się swojego uczniostwa — stwierdziła Jarzębinowa Łapa. Kocurek wiedział, że może i ma racje. Przecież to doświadczona kotka! Jest uczniem już od wielu księżyców, pewnie zaraz skończy szkolenie... Kocurek otrzepał się i spojrzał na starszą.
— A twoje szkolenie? Jak ci idzie? Bycie medykiem musi być strasznie ciekawe! — Szczawik wyskoczył do góry. Uwielbiał słuchać opowieści z legowiska medyków! Zawsze coś się tam działo. Kotka zaśmiała się i chwilkę zamyśliła.
— Cóż, nie wiem, czy jest to aż takie ciekawe. Pewnie jak zaczniesz swój trening, sam pokochasz walkę i polowanie! — Jarzębinowa Łapa uśmiechnęła się do niego. Szczawik popatrzył na nią z zastanowieniem.
— Ale może masz jakieś historie? Może opowiesz mi jakąś! — spytał kociak.
<Jarzębinowa Łapo?>
Od Rysiej Łapy CD. Iskrzącej Łapy (Iskrzącej Nadziei)
Za czasów kiedy Ryś była uczennicą
— Może zanieś tę resztę dzięcioła do starszyzny, Chryzantemowa Krew na pewno się ucieszy — mruknęła Rysia Łapa. Pręgowana kiwnęła głową, a brązowe oczy szylkretki odprowadziły ją do starszyzny. Tortie udała się w stronę legowiska medyka, kiedy jej ogon zniknął w ciemności ,rozległ się cichy głos.
— Kto tu jest? — szepnął głos. Ryś zmrużyła oczy i kątem oka dostrzegła Jabłoniowy Sad. Żółte oczy starszej wojowniczki połyskiwały w ciemności. Czarno białe futro było skołtunione, a twarz przygnębiona.
— Rysia Łapo… To ty? — wychrypiała. Uczennica dotknęła łapy Jabłoniowego Sadu i musnęła ją ogonem.
— Spokojnie, Cisowe Tchnienie zaraz wróci — powiedziała. Ta kiwnęła głową i przez resztę czasu siedziała cicho. Jej żółte oczy skupiły się na jednym mrocznym punkcie.
— Co tam widzisz? — zapytała. Jednak wojowniczka jej nie odpowiedziała. Cały czas spoglądała w jeden czarny, mroczny punkt.
Teraźniejszość
— Rysia Łapo, idziesz? — syknęła Lodowy Omen. Ta zerwała się z ciepłego kamienia, biegnąc do kultystki. Tortie trzepnęła delikatnie ogonem o ziemię, a mentorka odgryzła się jej, popychając ją w bok. Kiedy obie kotki wyszły z obozu, skierowały się do Ciernistego Drzewa.
Rysia Łapa powąchała powietrze i wyczuła okropny smród, rozejrzała się i zobaczyła Trzcinniczkową Dziuplę.
— Ale śmierdzi… — odparła uczennica. Starsza mistrzyni posłała jej ostre spojrzenie i skarciła ją łapą. Kiedy szylkretowa uczennica zobaczyła wielkie drzewo, zastrzygła uszami. Wyprzedziła Lodowy Omen, pędząc wprost do drzewa.
— Skoro już jesteśmy, upoluj coś — powiedziała. Ta kiwnęła głową i pobiegła w trawiasty gąszcz. Uczennica raz jeszcze powąchała powietrze, tym razem nie czuła smrodu wojownika. Poczuła silną woń królika, pewnie przypałętał się z granicy z Klanem Burzy. Ale tak daleko? Jednak Ryś poczuła znajomy zapach, nawet się nie odwróciła, a wiedziała kto to. Brązowa Łapa zamachnęła się na szylkretowe futro kotki, jednak ta w porę się odwróciła.
Złapała łapę i trzepnęła kotkę ogonem.
— Nieźle, ale wciąż słabo — powiedziała.
<Iskra?>
Od Koperkowej Łapy Do Miodowej Kory
Jak to w trakcie Pory Nowych Liści, słońce powoli, jakby nieśmiało zaglądało do każdego z legowisk. Już po chwili zbudziło wszystkie śpiące koty z ich snów. Nie dotyczyło to jednak Koperkowej Łapy, bowiem liliowy kot już od dłuższego czasu w ciszy myło swoje futro, aby następnie móc zająć się sortowaniem wszystkich ziół, co rozkazała mu poprzedniego dnia jego mentorka - Cisowe Tchnienie. Po pewnym czasie do legowiska medyków wszedł liliowy kocur. Koperkowa Łapa od razu rozpoznał w nim brata poprzedniej uczennicy medyczki – Miodową Korę. Cętkowany kot bało się, że spotka jeno ten sam los co Skarabeuszową Łapę. A może raczej Głupią Łapę. Pręgowany kot uważało, że to cud, że jej nie wygnali z klanu.
"Chociaż być może jest to tak, że Głupia Łapa faktycznie zrobiła coś złego, tak jak twierdzi klan? Rany to jest takie głupie. Dalej tego nie rozumiem!" — zamyślilo się cętkowany kot.
— Witaj Miodowa Koro. Co cię tutaj sprowadza? Jesteś chory czy może raczej dokuczają ci jakieś bóle? — zapytało wojownika niebieskooki kot, przyglądając się mu. — Widziałem, że utykasz na łapę. Czy coś się stało? Jest złamana czy może raczej masz coś nie tak z opuszkami? Może coś cię ugryzło? — zacząłom wymieniać, a kocur spojrzał na mnie może nawet trochę zirytowany wzrokiem.
"Za dużo gadam? Ja tylko chce się dowiedzieć, co mu jest. Normalnie bym omijało go szerokim łukiem, tak jak każdego innego kota" — pomyślało w ciszy.
Koperkowa Łapa przyglądało się mu, aby po chwili stwierdzić, że tak właściwie to Miodowa Kora jest synem jeno mentorki - Cisowego Tchnienia. Uśmiechnęło się niemrawo, mając szczerą nadzieję, że kot nie przejął wiele charakteru po swojej matce, która najwyraźniej albo nie lubiła faktu, że liliowy kot było półkrwi albo po prostu nie przepadała szczególnie za swoim uczniem. Pręgus jednak spojrzało na swoją mentorkę i uśmiechnęło się lekko.
"Na Klan Gwiazdy… Czy ja naprawdę musiałom być urodzone przez pieszczoszkę? Nie mogę być po prostu normalnym kotem, urodzonym przez wojowniczkę z klanu? Może teraz moja matka jest wojowniczką, ale co mi po tym, skoro moja krew i tak jest brudna?" — pomyślało, chociaż tak właściwie nie było pewne, co w rzeczywistości sprawia, że część klanu jeno gardzi.
"Chociaż być może jest to tak, że Głupia Łapa faktycznie zrobiła coś złego, tak jak twierdzi klan? Rany to jest takie głupie. Dalej tego nie rozumiem!" — zamyślilo się cętkowany kot.
— Witaj Miodowa Koro. Co cię tutaj sprowadza? Jesteś chory czy może raczej dokuczają ci jakieś bóle? — zapytało wojownika niebieskooki kot, przyglądając się mu. — Widziałem, że utykasz na łapę. Czy coś się stało? Jest złamana czy może raczej masz coś nie tak z opuszkami? Może coś cię ugryzło? — zacząłom wymieniać, a kocur spojrzał na mnie może nawet trochę zirytowany wzrokiem.
"Za dużo gadam? Ja tylko chce się dowiedzieć, co mu jest. Normalnie bym omijało go szerokim łukiem, tak jak każdego innego kota" — pomyślało w ciszy.
Koperkowa Łapa przyglądało się mu, aby po chwili stwierdzić, że tak właściwie to Miodowa Kora jest synem jeno mentorki - Cisowego Tchnienia. Uśmiechnęło się niemrawo, mając szczerą nadzieję, że kot nie przejął wiele charakteru po swojej matce, która najwyraźniej albo nie lubiła faktu, że liliowy kot było półkrwi albo po prostu nie przepadała szczególnie za swoim uczniem. Pręgus jednak spojrzało na swoją mentorkę i uśmiechnęło się lekko.
"Na Klan Gwiazdy… Czy ja naprawdę musiałom być urodzone przez pieszczoszkę? Nie mogę być po prostu normalnym kotem, urodzonym przez wojowniczkę z klanu? Może teraz moja matka jest wojowniczką, ale co mi po tym, skoro moja krew i tak jest brudna?" — pomyślało, chociaż tak właściwie nie było pewne, co w rzeczywistości sprawia, że część klanu jeno gardzi.
<Miodowa Koro, no dalej powiedz coś! Muszę wiedzieć co ci dolega…>
[350 słowa]
Od Chomiczej Łapy CD. Mysiej Łapy
Chomicza łapa po treningu na terenach Klanu Burzy, walki w tunelach razem z Barszczowa Łodygą, siedziała sobie w obozie, ciesząc się porannym słońcem, które prażyło jej futro. Nagle zauważyła jednak, że podeszła do niej Mysia Łapa, jej siostra z miotu. Zaproponowała jej, by wyszli na spacer, na granicę, choć była ciekawa, czemu akurat z Klanem Klifu i czemu miałaby na nich patrzeć? Nie była przecież głupia i usłyszała, jak Mysia Łapa zmienia kontekst wypowiedzi. Jednak stwierdziła, że chętnie się przejdzie, by dowiedzieć się więcej o tej tajemnicy.
— Oczywiście, że możemy pójść! Spacer to dobry pomysł na rozruszanie się, w końcu można wykorzystać tę słoneczną pogodę do czegoś przyjemnego — powiedziała z ekscytacją. Potem słuchała, jak Mysia łapa mówiła, że coraz mniej widuje Motylą Łapę, od kiedy została medyczką. To fakt ona też mało ją co widziała, ale cóż, sama wybrała leczenie innych niżeli wojownicze obowiązki. Nie rozumiała tego. Nigdy tego nie rozumiała; po co jej siostra się na to pchała, skoro mieli już trzech medyków? Chyba po to, żeby nic nie robić.
— Nie martw się, nie zostawię cię jak ona. Daję słowo! W końcu powinniśmy się trzymać razem jak rodzina — powiedziała dość dumnie, po czym stanęła rozciągnąć swoje kości. — To bierzemy jeszcze kogoś, czy tylko Świerszczowy Skok na ten spacer? — Była ciekawa, czy Mysia Łapa chciała kogoś jeszcze zabrać, czy wolała, żeby szli we trójkę.
— Oczywiście, że możemy pójść! Spacer to dobry pomysł na rozruszanie się, w końcu można wykorzystać tę słoneczną pogodę do czegoś przyjemnego — powiedziała z ekscytacją. Potem słuchała, jak Mysia łapa mówiła, że coraz mniej widuje Motylą Łapę, od kiedy została medyczką. To fakt ona też mało ją co widziała, ale cóż, sama wybrała leczenie innych niżeli wojownicze obowiązki. Nie rozumiała tego. Nigdy tego nie rozumiała; po co jej siostra się na to pchała, skoro mieli już trzech medyków? Chyba po to, żeby nic nie robić.
— Nie martw się, nie zostawię cię jak ona. Daję słowo! W końcu powinniśmy się trzymać razem jak rodzina — powiedziała dość dumnie, po czym stanęła rozciągnąć swoje kości. — To bierzemy jeszcze kogoś, czy tylko Świerszczowy Skok na ten spacer? — Była ciekawa, czy Mysia Łapa chciała kogoś jeszcze zabrać, czy wolała, żeby szli we trójkę.
[224 słów + Walka w tunelach]
<Mysia Łapo?>
26 marca 2025
Od Koperkowej Łapy CD. Cisowego Tchnienia
Liliowy kot wraz z mentorką oraz jej drugą uczennicą Jarzębinową Łapą wyruszyło z obozu, aby móc poszukać nowych, świeżych ziół. Nastroszyło futro i rozejrzało się ostrożnie po lesie.
— Koperkowa Łapo, przed zostaniem moim uczniem szkoliłoś się na wojownika. Wyczuwasz tu coś? — zapytała szylkretka, kierując swoje słowa w stronę bicolora.
Pręgowany kot uniosło lekko uszy, aby dokładniej słyszeć kotkę poprzez szumiący wiatr. Zirytowało się lekko i powąchało powietrze, jednak nie było w stanie nic wyczuć.
"Dlaczego to właśnie mi zawsze wydawane jest to polecenie? Przecież ja nawet nie mam węchu!" — fuknęło w myślach, ale już po chwili uspokoiło się.
— Nic — odmruknęło, a medyczka pokazała im niewielki krzaczek miodunki plamistej, który schował się przed światem pod innym krzakiem. Liliowy kot zjeżyło lekko swoje futro odrobinę zdenerwowane i kiwnęło przepraszająco.
— Medykom węch przydaje się tak samo, jak wojownikom. Zapamiętajcie to sobie — miauknęła kotka, a jej uczniowie zgodnie pokiwali głową, tak jakby chcąc potwierdzić to, że zrozumieli słowa mentorki.
Koperkowa Łapa czuło się jednak zmuszone, aby wyjaśnić swoją sytuację. Pręgowany kot nigdy nie chciało czuć się jakkolwiek niekompetentne i tak było również w tym przypadku. Machnęło lekko ogonem zdenerwowane i spojrzało na Cisowe Tchnienie.
— Oh. Przepraszam mentorko. Mam problemy z węchem, mogłom tego nie wyczuć… Następnym razem postaram się bardziej — kiwnęło głową, siląc się na bardzo niewyraźny, przepraszający uśmiech.
— Rozumiem — odparła krótko tortie, mierząc biało-liliowego kota chłodnym spojrzeniem. — A możesz chociaż powiedzieć mi jakie to zioło? — zapytała po chwili, tak jakby chcąc odzyskać nadzieję, choćby co do wiedzy swojego ucznia.
— To jest… Pokrzywa? Nie, nie. To nie może być pokrzywa. Chwila. To miodunka, prawda? — Koperkowa Łapa spojrzało niepewnie na medyczkę, czując, jak zżerają jeno nerwy.
Kot bowiem nienawidził bycia ocenianym. Nie lubiło również, gdy ktoś patrzył na jeno z góry, tak jak robiła to większość jeno towarzyszy z klanu. Może byłoby lepiej, gdyby jego matka siedziała u dwunożnych. Wtedy nie musiałoby zostać poddawane ocenie swoje mentorki ani także ocenie całego klanu. Wtedy…nie musiałoby się nawet urodzić, co wydawało się jeno całkiem atrakcyjną opcją.
Tym bardziej, że uczucie wyalienowania i odcięcia od reszty kociego społeczeństwa towarzyszyło niebieskookiemu już od kocięcia, a z dnia na dzień wydawało nasilać się coraz bardziej.
— Koperkowa Łapo, przed zostaniem moim uczniem szkoliłoś się na wojownika. Wyczuwasz tu coś? — zapytała szylkretka, kierując swoje słowa w stronę bicolora.
Pręgowany kot uniosło lekko uszy, aby dokładniej słyszeć kotkę poprzez szumiący wiatr. Zirytowało się lekko i powąchało powietrze, jednak nie było w stanie nic wyczuć.
"Dlaczego to właśnie mi zawsze wydawane jest to polecenie? Przecież ja nawet nie mam węchu!" — fuknęło w myślach, ale już po chwili uspokoiło się.
— Nic — odmruknęło, a medyczka pokazała im niewielki krzaczek miodunki plamistej, który schował się przed światem pod innym krzakiem. Liliowy kot zjeżyło lekko swoje futro odrobinę zdenerwowane i kiwnęło przepraszająco.
— Medykom węch przydaje się tak samo, jak wojownikom. Zapamiętajcie to sobie — miauknęła kotka, a jej uczniowie zgodnie pokiwali głową, tak jakby chcąc potwierdzić to, że zrozumieli słowa mentorki.
Koperkowa Łapa czuło się jednak zmuszone, aby wyjaśnić swoją sytuację. Pręgowany kot nigdy nie chciało czuć się jakkolwiek niekompetentne i tak było również w tym przypadku. Machnęło lekko ogonem zdenerwowane i spojrzało na Cisowe Tchnienie.
— Oh. Przepraszam mentorko. Mam problemy z węchem, mogłom tego nie wyczuć… Następnym razem postaram się bardziej — kiwnęło głową, siląc się na bardzo niewyraźny, przepraszający uśmiech.
— Rozumiem — odparła krótko tortie, mierząc biało-liliowego kota chłodnym spojrzeniem. — A możesz chociaż powiedzieć mi jakie to zioło? — zapytała po chwili, tak jakby chcąc odzyskać nadzieję, choćby co do wiedzy swojego ucznia.
— To jest… Pokrzywa? Nie, nie. To nie może być pokrzywa. Chwila. To miodunka, prawda? — Koperkowa Łapa spojrzało niepewnie na medyczkę, czując, jak zżerają jeno nerwy.
Kot bowiem nienawidził bycia ocenianym. Nie lubiło również, gdy ktoś patrzył na jeno z góry, tak jak robiła to większość jeno towarzyszy z klanu. Może byłoby lepiej, gdyby jego matka siedziała u dwunożnych. Wtedy nie musiałoby zostać poddawane ocenie swoje mentorki ani także ocenie całego klanu. Wtedy…nie musiałoby się nawet urodzić, co wydawało się jeno całkiem atrakcyjną opcją.
Tym bardziej, że uczucie wyalienowania i odcięcia od reszty kociego społeczeństwa towarzyszyło niebieskookiemu już od kocięcia, a z dnia na dzień wydawało nasilać się coraz bardziej.
<Cisowe Tchnienie? Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła???>
[353 słowa]
Od Koperkowej Łapy
Gdy tylko powoli zaczynało się robić jasno, otworzyłom zaspane oczy. Mrugnęłom kilka razy, przyzwyczajając się w ten sposób do światła, które powoli nieśmiało wdzierało się przez wejście do legowiska. Widząc śpiące jeszcze kotki - Cisowe Tchnienie oraz Jarzębinową Łapę, odetchnęło cicho, wiedząc, że na ten moment będą mogły ominąć jeno wszelkie niepotrzebne poranne rozmowy. Nigdy nie lubiłom, gdy moja siostra Brukselka - teraz już Brukselkowa Łapa - wstawała wcześniej w żłobku i już od rana męczyła mnie sobą. Co do tego również niewiele się zmieniło, jednak teraz przynajmniej budzę się po to, aby robić coś pożytecznego. Z racji Pory Nowych Liści wybrałom się na poranne poszukiwanie ziół. Lubiłom ich szukać szczególnie wtedy, gdyż kropelki rosy osiadały na ich liściach, dzięki czemu były bardziej widoczne. Do tego po prostu lubiłom mieć wilgotne od rosy łapy. No i samo zjawisko rosy wydawało mi się całkiem ładne, tak samo, jak wschody słońca. Dlaczego inne koty nie wstają o poranku? Tak wiele ich omija… Chociaż może to i lepiej. Przynajmniej nie muszę z nimi rozmawiać.
Moje poszukiwania nie trwały zbyt długo. Znalazłom kilka liści krostawca, pajęczynę, a także trochę mchu i jagody jałowca. Byłom przekonany, że właśnie tego najbardziej brakowało w legowisku medyka. Gdy już zebrałom wszystkie zioła z ziemi, ruszyłom w stronę obozu. Po dotarciu do legowiska, odłożyłom zioła na ich miejsce. Widząc, że Cisowe Tchnienie, jak i Jarzębinowa Łapa zdążyły się już obudzić, skrzywiłom się z niesmakiem zirytowane.
Nagle do legowiska wszedł Trzcinniczkowa Dziupla - jeden z młodszych wojowników Klanu Wilka. Nie był on jednak najmłodszy, ani najstarszy wśród swoich towarzyszy z legowiska. Mogłobym nawet rzec, że był on w wieku idealnym.
— Witaj Trzcinniczkowa Dziuplo. Co cię tutaj sprowadza? — zapytałom, nieco monotonnym głosem, gdyż naprawdę niezbyt niskim ochotę na rozmowy.
— Wszystko mnie boli… — mruknął, rozglądając się nerwowo po legowisku.
— Rozumiem. Ale nie jest to ból brzucha ani głowy prawda? Raczej… Stawy? — zapytałom, unosząc lekko brwi i podchodząc do kota.
Spojrzałom niepewnie na mentorkę, a ta tylko kiwnęła mi głową, po części mnie tym chyba zbywając.
— Nie, nie. Bolą mnie raczej jak to powiedziałeś stawy… — mruknął cicho, a ja syknęłom cicho słysząc, w jaki sposób się do mnie zwrócił. Ale to jest okej. Nie zrobił tego celowo. Nie mogę być na niego złe, jeśli zrobił to przez przypadek, prawda?
— Powiedziałom — wtrąciłom, próbując ukryć irytację w swoim głosie. — I jasne. W takim razie podam ci… Liście krostawca razem z… Jagodami jałowca — mruknęłam i zaczęłam szukać znalezionych przeze mnie wcześniej ziół. Zgniotłom i przeżułom mieszankę tych dwóch ziół, robiąc z nich okład kotu.
— I gotowe? — mruknęłom cicho, przypatrując się wojownikowi.
Spojrzałom na medyczne, szukając w jej wzroku jakiejś aprobaty, jednak ujrzałom tylko niewielkie kiwnięcie. Zapamiętałom jakieś zioła. Może jednak robię jakieś postępy, a mój trening nie stoi w miejscu tak, jak twierdzą inni w klanie? A może to ja się nie staram? Nie rozumiem, gdzie leży problem. Dlaczego… Dlaczego mój trening jest taki dziwny? Dlaczego odnoszę wrażenie, że Cisowe Tchnienie poświęca więcej czasu Jarzębinowej Łapie? A może to tylko moje wydziwianie i to tylko kwestia tego, że jestem tu dłużej?
— Dziękuję — mruknął czekoladowy kocur i wyszedł z legowiska.
Wyleczeni: Trzcinniczkowa Dziupla
Moje poszukiwania nie trwały zbyt długo. Znalazłom kilka liści krostawca, pajęczynę, a także trochę mchu i jagody jałowca. Byłom przekonany, że właśnie tego najbardziej brakowało w legowisku medyka. Gdy już zebrałom wszystkie zioła z ziemi, ruszyłom w stronę obozu. Po dotarciu do legowiska, odłożyłom zioła na ich miejsce. Widząc, że Cisowe Tchnienie, jak i Jarzębinowa Łapa zdążyły się już obudzić, skrzywiłom się z niesmakiem zirytowane.
Nagle do legowiska wszedł Trzcinniczkowa Dziupla - jeden z młodszych wojowników Klanu Wilka. Nie był on jednak najmłodszy, ani najstarszy wśród swoich towarzyszy z legowiska. Mogłobym nawet rzec, że był on w wieku idealnym.
— Witaj Trzcinniczkowa Dziuplo. Co cię tutaj sprowadza? — zapytałom, nieco monotonnym głosem, gdyż naprawdę niezbyt niskim ochotę na rozmowy.
— Wszystko mnie boli… — mruknął, rozglądając się nerwowo po legowisku.
— Rozumiem. Ale nie jest to ból brzucha ani głowy prawda? Raczej… Stawy? — zapytałom, unosząc lekko brwi i podchodząc do kota.
Spojrzałom niepewnie na mentorkę, a ta tylko kiwnęła mi głową, po części mnie tym chyba zbywając.
— Nie, nie. Bolą mnie raczej jak to powiedziałeś stawy… — mruknął cicho, a ja syknęłom cicho słysząc, w jaki sposób się do mnie zwrócił. Ale to jest okej. Nie zrobił tego celowo. Nie mogę być na niego złe, jeśli zrobił to przez przypadek, prawda?
— Powiedziałom — wtrąciłom, próbując ukryć irytację w swoim głosie. — I jasne. W takim razie podam ci… Liście krostawca razem z… Jagodami jałowca — mruknęłam i zaczęłam szukać znalezionych przeze mnie wcześniej ziół. Zgniotłom i przeżułom mieszankę tych dwóch ziół, robiąc z nich okład kotu.
— I gotowe? — mruknęłom cicho, przypatrując się wojownikowi.
Spojrzałom na medyczne, szukając w jej wzroku jakiejś aprobaty, jednak ujrzałom tylko niewielkie kiwnięcie. Zapamiętałom jakieś zioła. Może jednak robię jakieś postępy, a mój trening nie stoi w miejscu tak, jak twierdzą inni w klanie? A może to ja się nie staram? Nie rozumiem, gdzie leży problem. Dlaczego… Dlaczego mój trening jest taki dziwny? Dlaczego odnoszę wrażenie, że Cisowe Tchnienie poświęca więcej czasu Jarzębinowej Łapie? A może to tylko moje wydziwianie i to tylko kwestia tego, że jestem tu dłużej?
— Dziękuję — mruknął czekoladowy kocur i wyszedł z legowiska.
[506 słów, leczenie NPC]
Od Pietruszkowej Błyskawicy CD. Postrzępionej Łapy
Południe malowało się na niebie złotym blaskiem słońca, które górowało nad kocimi głowami. Jego ciepłe promienie przyjemnie ogrzewały futra, a delikatny wietrzyk sprawiał, że upał nie był dokuczliwy. Ptaki wesoło ćwierkały wśród koron drzew, a gryzonie buszowały w ściółce, szukając pożywienia. Cisza była niemal nierzeczywista – aż nierealna. Nagle jednak przerwał ją przenikliwy wrzask kosa. Cała okolica zamarła, a drobne stworzenia błyskawicznie skryły się w swoich norkach, nie mając zamiaru wychodzić przez dłuższą chwilę.— Przepraszam was — mruknęła pręgowana kotka, rzucając upolowanego kosa na ziemię.
W tej samej chwili mały czarno-biały wojownik uderzył w jej bok.
— Och, Pietruszkowa Błyskawico, chyba starość daje o sobie znać! — zachichotał psotnie.
Czekoladowa kotka natychmiast się otrząsnęła i rzuciła na młodziaka, przygniatając go do ziemi. Mocno poczochrała jego futro na głowie, na co kocur zaśmiał się, próbując się wyrwać.
— Dobrze, dobrze, przepraszam! — miauknął wesoło i szybko wywinął się z delikatnego uścisku wojowniczki.
— Żadna starość! Każdemu zdarzają się błędy, Myszku — zamruczała Pietruszkowa Błyskawica, udając oburzenie.
— Czyli z polowania raczej już nic nie wyjdzie — mruknął nagle kremowy kocur, podchodząc bliżej. — Ale przynajmniej każdy z nas coś upolował. Możemy wrócić do obozu, odpocząć i potem znów wyruszyć.
— Masz rację, zawróćmy — zgodziła się Pietruszkowa Błyskawica, a cała trójka zwinnie ruszyła w stronę ciemnej, chłodnej jaskini należącej do Klanu Klifu.
Po dotarciu do obozu koty zostawiły zdobycz na stosie i rozeszły się, zajmując się swoimi sprawami. Pietruszkowa Błyskawica wskoczyła na półkę skalną, gdzie zwykle odpoczywała, i przez chwilę po prostu cieszyła się chwilą wytchnienia. Niedługo potem jej uwagę przykuł znajomy widok jasnego, szylkretowego futerka. Po obozie krążyła Postrzępiona Łapa, zagadując napotkane koty. W końcu Mysi Postrach wskazał ogonem w stronę czekoladowej wojowniczki, a młoda uczennica uśmiechnęła się i od razu pobiegła w jej stronę. Zręcznie wspięła się na półkę i usiadła podekscytowana.
— Pietruszkowa Błyskawico! Właśnie cię szukałam! — zamruczała, machając ogonem na boki.
— Postrzępiona Łapo! — Wojowniczka zeskoczyła do niej i z czułością otarła się policzkiem o jej futro. Uczennica odwzajemniła gest.
— A więc o co chodzi? — zapytała Pietruszka, siadając wygodnie na skale.
— Pójdziesz ze mną na spacer? Może przy okazji zapolujemy? Obiecałaś, że będziemy wychodzić co trzy wschody słońca, pamiętasz? — Kotka zmrużyła podejrzliwie oczy, sprawdzając, czy starsza nie próbuje jej oszukać.
— Oczywiście, że pamiętam! Miałam zabrać cię wieczorem, ale skoro chcesz teraz, to z przyjemnością pójdę! Zwierzyna pewnie już zaczęła wychodzić z norek — zamruczała Pietruszkowa Błyskawica i delikatnie musnęła ogonem pysk młodszej. Zeskoczyła z półki, a Postrzępiona Łapa szybko do niej dołączyła.
— Złapiemy mnóstwo zdobyczy! A jeśli nie, to przynajmniej spędzimy razem miło czas! — zamruczała młodsza, kicając obok swojej towarzyszki.
— Dokładnie! Dobrze spędzony czas to najważniejsze — odparła wojowniczka, a obie kotki opuściły jaskinię.
Wspięły się po zboczu i zatrzymały na chwilę, zastanawiając się, dokąd pójść.
— Wybieraj miejsce — mruknęła Pietruszkowa Błyskawica, zachęcająco skinieniem głowy wskazując na otaczające je tereny.
<Postrzępiona Łapa?>
Od Brukselkowej Łapy CD. Koperkowej Łapy
Kiedyś
Brukselkowa Łapa i Koperkowa Łapa byli jak kot i mysz. Choć wyglądali podobnie, już od dzieciństwa zupełnie się od siebie różnili. Koperek zawsze próbowało być takie tajemnicze, zawsze skryte w cieniu, ciche, podczas gdy Brukselka była dzika, głośna i radosna. Uwielbiała rozmawiać i zaczepiać inne koty, oczywiście wtedy jej uwadze nie umykał także Koperek – jeno uwielbiała denerwować najbardziej ze wszystkich. Zawsze jeno reakcje wydawały się dla niej takie śmieszne! Według niej ono starało się wyglądać poważnie i brzmieć dorośle.
— Te ziółka tylko mają ci pomóc. Skoro nie doceniasz ich działania, to znaczy, że najwyraźniej masz mniej mózgu niż przeciętny kociak — Koperek odparło, zamiatając podłogę swoim ogonem. Brukselka przewróciła oczami. Może i miał trochę racji, bo medycy faktycznie byli potrzebni. Nie mogła jednak otwarcie powiedzieć, że się z jeno zgadza. Musiała kłamać na swoją korzyść.
— Już nie przesadzaj! Zdecydowanie zwierzyna jest ważniejsza od ziół, bo bez niej nie przeżyłbyś nawet kilku dni! — machnęła łapą, śmiejąc się pod nosem. Skoro liliowe było takie złe w polowaniu, to pewnie nie przeżyłoby nawet kilku dni bez opieki od klanu. “Nic dziwnego, że klanowicze nie szanują mnie i mojej rodziny. Pewnie wszyscy myślą, że koty, które nie pochodzą z klanu, są tak samo leniwe, jak Koperek” pomyślała.
— Nie możesz powkurzać rówieśników z legowiska? Niezbyt mam ochotę cię oglądać, wiesz? — miauknęło, patrząc się na siostrę, ze wzrokiem mówiącym jedynie “odejdź jak najdalej stąd i już nigdy nie wracaj”, co oczywiście dla kotki było równie śmieszne, co poprzednie akcje ucznia.
— Ojej, masz rację, biedna księżniczka na ziarnku grochu musi zawsze dostawać to, co chce. Życie to nie jest bajka, żeby wszystkie twoje pragnienia nagle magicznie się spełniały — odparła, dosyć spokojnym i niewzruszonym tonem. Nie zamierzała się tu teraz wkurzać czy irytować, bo wiedziała, że takie zachowanie mogłoby zostać obrócone przeciwko niej. Na razie zamierzała tylko cisnąć sobie bekasa z tego kota.
— Nie idzie mi źle, chociaż dobrze też nie. Mam jeszcze przed sobą dużo nauki, chociaż staram się najlepiej, jak mogę — zapewniło ją powoli, próbując nie wybuchnąć gniewem. “W takim razie wszystko idzie zgodnie z planem” pomyślała Brukselka, uśmiechając się do siebie.
— Blade Lico nigdy nie narzekał na to, jak walczę czy poluję. W walce szło mi nawet dobrze. Gorzej z polowaniem, ale to dlatego, że nie byłem w stanie prawie nigdy wyczuć zwierzyny. Zioła są o tyle łatwiejsze, że mają znacznie bardziej intensywny zapach — kontynuowało.
— Tak? Nie idzie ci źle? W takim razie nie widać. Ja sobie świetnie radzę jako wojowniczka! Umiem polować, skradać się… a ty znasz chociaż połowę roślin leczniczych? — zapytała, ponownie udając niewinnego kota, który tylko martwi się o wiedzę swoich rówieśników.
— Czyli zmieniłeś rangę tylko dlatego, że nie chciało ci się wysilać? No jasne! Błagam cię, mamy w klanie kota, który jest ślepy, a i tak sobie radzi jako uczeń wojownika i pewnie idzie mu lepiej niż tobie… w medykowaniu — zachichotała. Właściwie nie miała pojęcia, jak radził sobie Zabłąkana Łapa, ale teraz miała nadzieję, że całkiem dobrze.
— A tak poza tym to coś chciałaś? Chyba że wpadłaś na mnie przez bycie niezdarnym mysim móżdżkiem? — Koperek zapytało i poczęło lizać swoją łapę.
— Nic nie dzieje się przypadkiem. Nie jestem na tyle głupia, aby potykać się o byle co. Po prostu śmieszy mnie to, jak bardzo nonszalancki próbujesz być — stwierdziła. Dokuczanie Koperkowi jednak trochę się już jej nudziło. Z pewnością miała o wiele ciekawsze rzeczy do robienia. Powinna jeno zostawić w spokoju, żeby się biedaczysko miało czas uczyć.
— A teraz już lecę na trening! Do nie-zobaczenia! — krzyknęła, odchodząc od ucznia medyka. Rzuciła się biegiem w stronę wyjścia z obozu, aby dogonić wychodzący z niego patrol, do którego zamierzała się przyłączyć.
***
Brukselkowa Łapa miała już na karku 19 księżyców i jak to sama uważała, była już całkiem doświadczona. Umiała już walczyć, szło jej to bardzo dobrze! Potrafiła także z łatwością rozpoznać tropy różnych zwierząt i gdyby nie fakt, że chciała sprzeciwiać się klanowym zasadom, to już dawno zostałaby wojowniczką. Chciała jednak wytrzymać do samego końca, do momentu, w którym pojawi się groźba o wyrzucenie jej z klanu. W końcu wkurzanie ważnych rang i sprawianie im problemów było istnie przezabawne! Chciała mieć wśród wilczaków tytuł kogoś dzikiego, odważnego i odmiennego. Chciała wyróżniać się na tle reszty, dlatego też nie walczyła tak o rangę wojownika, jak pozostali uczniowie. Podczas gdy przechadzała się po obozie, napotkała siedzące w kącie Koperka. Mogłaby po prostu jeno ominąć, ale przypomniała sobie, że już dawno ucznia nie zaczepiała.
— Och. To znowu ty, no proszę. Jak tam twój poziom nauki? Nauczyłeś się w końcu czegoś, czy wciąż jesteś z wiedzą na poziomie kociaka? — zapytała, podchodząc bliżej liliowego. Wtedy przypomniała sobie jeszcze, że ostatnio o uszy jej się otarły pewne stwierdzenia.
— Plotki… plotki mówią, że się lenisz, a to Jarzębinowa Łapa haruje, pomaga innym kotom i przykłada się do treningów. Czy to prawda? — szepnęła Koperkowi do ucha, jakby te plotki były wielką tajemnicą. W rzeczywistości cały klan już wiedział. Wszyscy wiedzieli.
— Nie zdziwiłabym się, gdybyś naprawdę nic nie robił. Weź się w końcu do roboty! Nawet naszej mamie, która przecież nie urodziła się w klanie, idzie lepiej niż tobie — zakpiła z liliowego kota. Jej ogon ze świstem smagał powietrze, przypominając tym samym bicz. Nigdy nie przegapiłaby okazji do upokorzenia ucznia medyka, którego nie lubiła tak bardzo, jak nie lubiła Syczkowego Szeptu. Była tylko ciekawa, jak ten na to zareaguje. Czy do jeno także doszły już te plotki? Co o nich myślało? Czy miało je gdzieś, czy może dodawały one determinacji? Może było przez nie kompletnie załamane? Ciężko było jej stwierdzić.
<Koperkowa Łapo?>
[906 słów]
Subskrybuj:
Posty (Atom)