BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

20 listopada 2024

Od Skowroniego Odłamku

Wpatrywał się w ciemny nieboskłon nad jego pyskiem. Atramentowa czerń poprzecinana była srebrnymi gwiazdami, a okrągły, niczym lico kociaka, księżyc rzucał na jego czekoladowe futro srebrny blask. Czekał. Mandarynkowe Pióro coraz rzadziej przychodziła na wyznaczone przez nich spotkania, jednak medyk czuł, że nie jest to zwyczajna chęć urwania kontaktu.
Po okolicy poniósł się cichy, duszony w sobie płacz. Rozpoznał ten głos. Kocur bez namysłu wstał z ziemi i podszedł bliżej granicy, rozglądając się za księżniczką, jednak nigdzie jej nie dostrzegł. Wziął głęboki wdech i postawił łapę na terenie Klanu Nocy. Skrzywił się, gdy lewe oko zaczęło go piec. Dlaczego akurat teraz?
Nie minęło wiele czasu, a srebrny znalazł się na barwnej, usianej jasnymi kwiatami łące. Zatrzymał się. W ciemności dostrzegł piękne futro Mandarynkowego Pióra. Kotka siedziała plecami do niego, łkając. Spojrzenie medyka zmiękło, gdy zbliżył się do kotki i położył ogon na jej barkach. Wojowniczka powoli odwróciła się, unosząc mokry od łez pysk ku górze i wpatrując się w niego z rozpaczą.
— Skowronku… — zaczęła, zaciskając na moment powieki.
Pręgowany cętkowanie posłał swojej wybrance spojrzenie pełne bólu i czułości. Kto mógł ją tak skrzywdzić? Dotąd powściągliwa i dumna kotka, teraz siedziała przed nim, starając się powstrzymać łzy. Zielonooki usiadł obok niej.
— Spokojnie, jestem tu… Co się stało?... — Z jego ust wydobyło się ciche pytanie.
— Ja… Ja nie powinnam… Nie chciałam…
Kocur odwrócił na moment wzrok. Nie potrafił patrzeć na księżniczkę w takim stanie. Serce krajało mu się za każdym razem, gdy widział kolejną łzę, powoli spływającą po jej idealnym policzku. Ponownie spojrzał kotce w oczy, spinając lekko mięśnie.
— Czego? Czy… Czy ktoś cię skrzywdził?
— Nie… Chyba nie… Skowronku… Ja cię kocham.
Zamarł na moment, wstrzymując oddech. Poczuł, jak oblewa go lodowaty pot, a oko znów dało się we znaki. Powinien się bać. Powinien od razu uciec, wrócić do legowiska i zapomnieć o wszystkim co miało miejsce, ale nie potrafił. Oh, Klanie Gwiazdy… No właśnie. Nie mógł. Wbrew woli poczuł ciepło. Serce mu zatrzepotało. W jego zielonych ślepiach zabłysnęły iskierki. Łzy.
— Ja… Ja też cię kocham. — wyszeptał, spoglądając prosto w oczy Mandarynkowego Pióra.
W tej samej chwili poczuł, jak kotka przytula się do niego. Do nozdrzy kocura dopłynął zapach ryb oraz kwiatów. Odwzajemnił ten gest.
── ✧《✩》✧ ──
Obudził się w swoim legowisku. Rozwarł szczęki w szerokim ziewnięciu, powoli ruszając do wyjścia ze Skruszonej Wierzy. Już—już miał przekroczyć próg, gdy za sobą usłyszał zmartwiony głos Pajęczej Lilii.
— Skowroni Odłamku, odwróć się, proszę. — miauknęła, marszcząc brwi.
Asystent medyka wykonał polecenie medyczki.
— Coś się stało?
— Twoje oko… — kotka posłała mu zdenerwowane spojrzenie. — Wszystko dobrze?
Czekoladowy rozejrzał się nerwowo, uderzając ogonem o tylne łapy.
— Co jest nie tak z moim okiem?
— Ono… Oślepło.
Wszystkie zdarzenia z poprzedniego dnia wróciły. Przypomniał sobie rozmowę z Mandarynkowym Piórem, przekroczenie granicy, wyznanie miłości, powrót do obozu… Przypomniał sobie również dzień, w którym został mianowany. Klan Gwiazdy. Przypomnienie. Czy to… Czy to była kara od jego przodków?

Od Mandarynkowego Pióra

“Kiedy wreszcie się za to zabierzesz? Jesteś aż tak nieodpowiedzialna? Jeden księżyc. Jeden księżyc”. Ciągle słyszała Pierzasty Wdzięk. Bez przerwy. Tak było od ostatnich ośmiu dni. Dzisiaj było tego tak dużo, że praktycznie nie słyszała innych. Niewyraźne dźwięki dochodzące pomiędzy wypowiedziami jej prześladowczyni. Miarka się przebrała, kiedy Syreni Lament zapytała ją:
- [...] Piórolotkowy Trzepot?
Wskazała wtedy na wojownika jedzącego niespokojnie zwierzynę, a Syrenka tylko na nią dziwnie spojrzała i poszła w stronę Mżącego Przelotu, która właśnie wyszła z legowiska. Starała się tego dnia unikać Tuptającej Gęsi, by nie zostać wybrana na patrol. To mogłoby się źle skończyć. Więc po prostu chodziła sobie po terenach klanu. Wróciła do obozu dopiero na wieczór i skierowała się od razu do legowiska. Mijały chwile, minuty, godziny. Nie mogła zasnąć. Cały klan już zdążył się schować do środka i położyć na swoich posłaniach. Kręciła się starając się znaleźć optymalną pozycję do spania. Nic.
“Czemu nie pozwolisz mi zasnąć?”
“Oh, Mandarynko. Nie udawaj głupiej. Dobrze wiesz o co mi chodzi~”
Westchnęła. Nawet nie musiała pytać. Syriusz. Musiała to zrobić. Brzydziła się, ale musiała. Nie miała wyjścia. Wymknęła się z legowiska. Już miała drogę. Robiła to kilka razy. Po chwili już była na obrzeżach Brzozowego Zagajnika. Ledwo co do niego weszła i już stała twarzą w twarz z Syriuszem.
- Mandarynko, której uroda jest spotykana rzadziej niż sto zaćmień jednego sezonu, co tu robisz?
Nie musiała długo mówić. Kilka słodkich słówek wystarczyło.
***
Syriusz wyprowadził ją z lasu mrucząc głośno. Tak szybko jak zniknął za pniami drzew, jej umysł zalało zdecydowanie za dużo bodźców. Było jej zimno. Żałowała tego co zrobiła. Nawet nie chciała. Kiedy zaczęła to wszystko kwestionować, nagle usłyszała tysiące komentarzy Piórka na raz. Wszystko co jej kiedykolwiek mówiła, przypominała sobie wszystkie sny w jakich z nią była, a przed sobą widziała jakby leżących jej zmarłych bliskich. Kolory futra zmieniały się tak szybko, że nie mogła ich rozróżnić. Wiedziała że to tylko przewidzenie. To było zbyt nierealistyczne, żeby było prawdą. Jednak było wystarczająco męczące, żeby chciała uciec. Biegła przed siebie. Łzy spływały po jej polikach. Nie wiedziała ile przebiegła. Łapy już ją bolały. Chyba przebiegła niedaleko obozu, ale najwyraźniej nikt jej nie zauważył. Kiedy uznała, że nie da rady dalej, zatrzymała się i usiadła. Była na Kolorowej Łące. Głos Piórka nie przestawał. “Mandarynko, córeczko. Popatrz na mnie, pomyśl. Co ty robisz? Co się z tobą stało?” przebił się głos jej matki. Wspomnienie snu. Przełknęła głośno łzy.
- Nie wiem mamo…ja…ja…nie wiem...
Rozpaczała dalej, aż nagle głosy ucichły. Popatrzyła na trawę pod sobą. Nie widać już było dziwnych omamów. Chwilę później poczuła ogon na swoim grzbiecie oraz znajomy zapach. Zapach, który wyjątkowo chciała akurat poczuć. Uniosła powoli pysk nadal mokry od łez.
- Skowronku…
Kocur posłał jej pełne bólu spojrzenie i powoli usiadł obok niej.
- Spokojnie, jestem tu... Co się stało?... - zapytał cicho, wpatrując się w jej oczy.
- Ja…ja nie powinnam…nie chciałam… - mówiła panicznie. Wszystkie wydarzenia nadal wirowały jej w głowie, ani myśląc zwolnić.
- Czego? - na pysku medyka pojawił się wyraz niepokoju, a ciało spięło się lekko. - Czy... Czy ktoś cię skrzywdził?
- Nie…chyba nie... Skowronku... Ja cię kocham...
W zielonych ślepiach burzaka pojawiły się małe, błyszczące łzy, wyglądające jak rosa na zielonej trawie.
- Ja... Ja też cię kocham... - wyszeptał. Szybko wtuliła się mocno w jego futro. Będzie dobrze.
***
Tamta noc była szalona. Dużo się wydarzyło. Na szczęście zdążyła wrócić do obozu na czas. Teraz, już kilka dni później, czuła się o wiele lepiej. Piórko zupełnie przestała się odzywać. Mogła mieć spokój. Jednak po tym, jak rano poczuła się niedobrze i zwymiotowała, uznała, że musi pójść do medyków. Różana Woń od razu zaczęła ją badać. Po chwili popatrzyła na nią.
- Mandarynkowe Pióro. Będziesz miała dzieci!
Uśmiechnęła się. Wreszcie. Będzie musiała powiedzieć Bursztynkowi. Tylko kto jest ojcem?

Od Rysiej Łapy

Rysia Łapa wrócił z treningu i od razu ruszył do legowiska medyka. Trochę rozumiał Zimorodkową Łapę, lecz trochę nie, bo swoim zdaniem lepiej było zostać szybciej wojownikiem, niż dłużej się uczyć. Bo wtedy dłużej masz uczniowskie zadania. Ale może miała rację?
Gdy wyszedł, zastał Zimorodkową Łapę sortującą jakieś rozgałęzione, intensywnie pachnące zioła.
- Co to za zioło? - spytał się ciekawsko i wskazał łapką te zioło
- To? - zamruczała - To jest Korzeń Łopianu.
Kocurek Podszedł bliżej, I zmarszczył nosek
- Jak było na treningu? - spytała się kotka, odwracając wzrok od ziół.
Uczeń podniósł wysoko swój puchaty ogonek, I popatrzył się na uczennicę medyczki, po czym podniósł jedną z łapek, jakby go bolała
- Było super! Ćwiczyłem dzisiaj trochę polowania. Upolowałem Mysz! - zamruczał radośnie, lecz nagle iskierki radości w oczach mu znikły - Wbiłem sobie w łapę to - pokazał Zimorodkowej Łapie swoją kończynę. W poduszce, niezbyt głęboko, był wbity mały cierń. Mimo, że był mały, nawet można powiedzieć, że bardzo mały, to mina kocurka była tak skrzywiona, jakby miał się zaraz rozpaść na małe kawałki.
- Znowu? - kotka zaśmiała się, jednak wzięła się do roboty.
Delikatnie chwyciła łapę kocurka i zębami złapała kolec, wbity w łapkę młodego ucznia. Ostrożnie przekręciła go, żeby nie zabolało Rysiej Łapy i zaraz wyciągnęła. Przez chwilkę mu się przyglądała. Był bardzo mały, czarny, lecz lekko ostry.
- Teraz nałożę Ci jakieś zioło, I od razu poczujesz się lepiej - miauknęła i sięgnęła do magazynu ziół.
Kocurek patrzył, jak Zimorodkowa Łapa wzięła roślinę, przeżuła je i zaraz wróciła.
- Co to za zioło? - spytał wpatrując się w medyczkę, wracającą w jego stronę z ziołem w pysku.
- To trybula - miauknęła Zimorodkowa Łapa.
Kotka nałożyła maść z trybuli ostrożnie na ranę Rysiej Łapy. Gdy skończyła, kocurek przyłożył sobie kończynę do noska i powąchał trybulę.
- Już nie boli? - spytała łagodnie uczennica medyka.
- Tak! - zamruczał - dziękuję - jego iskierki szczęścia w oczach wróciły i kocurek znowu podniósł ogon.
- A czemu nie chciałaś być wojowniczką? - pisnął i przekręcił głowę z ciekawości
Zimorodkowa Łapa popatrzyła się na niego.
- Od kociaka ciekawiły mnie zioła i leczenie kotów. - zamruczała - Więc zostałam uczennicą medyczki.
Kocur skinął prędko łebkiem i popatrzył się w oczy swojej dawnej wybawicielki, która go wyleczyła, jak dołączył do Klanu Nocy.
- Muszę już iść do legowiska uczniów, spać, żeby jutro wstać na trening! - zamruczał - bo się jeszcze nie przyzwyczaiłem!
Machnął do Zimorodkowej Łapy raźnie ogonem i rzucił jej na ostatnie spojrzenie, po czym zniknął w wyjściu z legowiska.

<Zimorodkowa Łapo?>

[404 słowa]

19 listopada 2024

Od Pietruszkowej Łapy

Pietruszkowa Łapa wstała po krótkiej drzemce w ciągu dnia. Zaspanymi ślepiami rozejrzała się po całej szczelinie, zauważając, że jest w niej całkiem sama. Kotka podniosła się i mocno przeciągnęła, ugniatając mech przednimi łapami. Ziewnęła przeciągle, ukazując światu swoje kły i różowe podniebienie. Podrapała się za uchem i wyskoczyła z posłania. Potruchtała do wyjścia, a następnie do stosu zwierzyny. Spoglądała na jedzenie, nie wiedząc, czy jest na pewno głodna. W brzuchu jej burczało, ale czy to na pewno był sygnał głodu? No cóż, wszyscy twierdzili, że tak. Kotka stała tak długo nad stosem, że aż starsza wojowniczka ją szturchnęła.
— Hej, Pietruszkowa Łapo, wszystko dobrze? — zapytała przyjaźnie, choć nie do końca znajoma Pietruszce, osobistość.
Czekoladowa kotka uniosła wzrok i zamrugała, napotykając żółte oczy starszej kocicy. Była to Liściasty Wir, którą Pietruszkowa Łapa kojarzyła z widzenia i o której słyszała to i owo. Jednak nigdy nie miała okazji z nią porozmawiać. Kotka, która już za jakiś czas miała odejść do starszyzny, miała ciemne szylkretowe futro i białe przednie łapki. Jej pyszczek również posiadał białe włoski, ale to był wynik starości. Oczy kotki, pomimo wieku, nadal świeciły odcieniem pięknej żółci.
— Witaj, Liściasty Wirze — skłoniła delikatnie głowę na znak szacunku. — Tak, jest dobrze, po prostu nie jestem pewna, co chcę zjeść i czy w ogóle chcę coś zjeść — wyjaśniła, a chwilę potem zaburczało jej w brzuchu.
Starsza zrobiła zaskoczoną minę, po czym wyciągnęła łapą ze stosu wiewiórkę.
— Możemy zjeść razem. Twój brzuch chyba jednak domaga się jedzenia! — zaśmiała się pod nosem.
— Jasne! Z wielką chęcią z kimś zjem. Posiłek lepiej smakuje, gdy można się nim dzielić. — wymruczała z radością młodsza kotka.
Nowy kot chętny do rozmowy? Pulchna wiewiórka? O czym więcej można marzyć!
Starsza podniosła gryzonia i skierowała się w stronę półek wojowników. Machnięciem ogona zachęciła uczennicę do wskoczenia. Pietruszkowa Łapa już raz była w legowisku wojowników, więc z łatwością się do niego dostała. Przysiadła przy posłaniu szylkretowej, która skuliła się na nim w pozycji chlebka.
— Zapraszam, możesz usiąść na moim legowisku — odparła, robiąc miejsce dla Pietruszkowej Łapy, która od razu skorzystała z zaproszenia i przysiadła przy kotce. Dotyk czyjegoś futra bardzo uspokajał czekoladową kotkę.
— Jak ci idą treningi? — zapytała. — Wojowniczką powinnaś zostać już dawno temu — miauknęła i wzięła kawałek wiewiórki, następnie przesuwając go w stronę uczennicy.
Pręguska westchnęła niezauważalnie. Nie lubiła tych pytań. Dobrze wiedziała, że powinna już być wojowniczką, ale nie chciała tego i długo zdania nie zmieni. Pomimo bardzo wysokich umiejętności i ponadprzeciętnego talentu do nauki, kotka nadal chciała opanować wszystko do perfekcji. Takie pytania czy stwierdzenia tylko ją irytowały.
— Bardzo dobrze. Melodyjny Trel chce mojego mianowania, jednak ja wolałabym jeszcze poczekać. Pozostało mi nawigowanie w tunelach i doszlifowanie wchodzenia na drzewa — odparła, zbliżając do siebie rudego gryzonia łapą. Wzięła kęs wiewiórki, spoglądając na starszą kotkę.
— Ach, rozumiem. Faktycznie słyszałam, jak Melodyjny Trel wspominała o twoim talencie. Będziesz dobrą wojowniczką, nie ma się czym martwić — zamruczała przyjaźnie, chcąc zachęcić czekoladową uczennicę do mianowania.
Fakt, Klan Klifu potrzebował młodych wojowników, dlatego zachęcanie uczniów do szybkiego ukończenia treningów było trochę zrozumiałe.
— Dziękuję za wsparcie, Liściasty Wirze — miauknęła w podziękowaniu. — A jeśli mogę spytać o ciebie… o twoją rodzinę i historię. Ciekawią mnie koty z mojego klanu i chciałabym poznać każdego z nich — wyjaśniła Pręguska, mając nadzieję, że starsza opowie co nieco.
— O, mało kto pyta mnie o takie rzeczy! Oczywiście, że ci opowiem — wymruczała kocica. — Nie pochodzę z Klanu Klifu. Urodziłam się gdzieś indziej, jednak przez pewne powody przeprowadziłam się tutaj. I powiem ci, że była to najlepsza decyzja. Poznałam tutaj wiele kotów, są tutaj moje dzieci i przyjaciele. Judaszowcowy Pocałunek i Bożodrzewny Kaprys to moje dzieci. Miałam też... Córeczkę, Czyścową Łapę, jednak ta zaginęła wiele księżyców temu. Tęsknię za nią, ale liczę, że spotkam się z nią w Klanie Gwiazdy. — zakończyła i strzepnęła ogonem.
Pietruszkowa Łapa rozejrzała się dookoła, jakby w poszukiwaniu ukochanego Liściastego Wiru. Kto mógł być ojcem tak dobrze znanych wojowników? Czekoladowa kotka przeczuwała, że nie dowie się tego od starszej kocicy. Nie chciała też naciskać.
— Rozumiem! Twoje dzieci są dobrymi wojownikami, a Bożodrzewny Kaprys jest mamą mojej najlepszej przyjaciółki, Zaćmionej Łapy. To twoja wnuczka — wymruczała uczennica, dzieląc się informacją, którą starsza najpewniej już znała.
— Tak, kocham moje wnuki. Nadal czekam, aż mój syn również założy rodzinę, ale na razie jest zajęty głoszeniem słowa Klanu Gwiazdy. Jestem z nich taka dumna — odparła wojowniczka, spoglądając na dwa posłania, które najwidoczniej musiały należeć do jej dzieci.
Czekoladowa zerknęła na posłania dwóch wojowników i znów schyliła się do wiewiórki, orientując się, że zostało jej już tylko kilka kęsów.
— Muszę kiedyś z nimi porozmawiać, ale teraz będę już iść. Wybiorę się na polowanie albo złapię jeszcze kogoś do rozmowy — zaśmiała się czekoladowa.
— Jasne, jasne, idź! Miło się z tobą rozmawiało — zamruczała szylkretowa, po czym oparła głowę na mchu.
Pietruszkowa Łapa machnęła ogonem na pożegnanie i zeskoczyła z półki wojowników.

Wykorzystane NPC: Liściasty Wir
[784 słów]

Od Pietruszkowej Łapy

Pietruszkowa Łapa właśnie wróciła z treningu w tunelach. Pożegnała się z Melodyjnym Trelem, Gasnącym Promykiem i Mroźną Łapą – no, z nim to tylko dlatego, że jej mentorka kazała. Chociaż brat zaskoczył ją swoją determinacją w kwestii znalezienia matki. Czekoladowa uczennica, gdy została sama, od razu się przeciągnęła i mocno otrzepała. Potruchtała do stosu zwierzyny, kątem oka zauważając, jak jej mentorka rozmawia z wojownikami i starszymi. Czyżby się chwaliła swoją uczennicą? Pietruszkowa Łapa schyliła się do stosu, ale zamiast podnieść zwierzynę, uderzyła w czyjąś głowę.
— Uh, przepraszam — miauknęła szybko uczennica i podniosła wzrok na cynamonową, szylkretową kotkę.
— A nic się nie stało — odparła wojowniczka. — Oh, nazywasz się Pietruszkowa Łapa, prawda? Jak już na siebie wpadłyśmy, to może porozmawiamy? — zaproponowała starsza kocica.
Zaskoczona tym Pietruszka chwilę przetwarzała informację. Zawsze to ona pytała o takie rzeczy, a teraz to była miła odmiana, że ktoś chciał rozmawiać z nią!
— Jasne! — miauknęła od razu i zabrała ze stosu wróbla oraz mysz, zerkając pytająco na cynamonkę, która bez słów przytaknęła na taki wybór jedzenia.
Obie kotki, spoglądając na siebie, przysiadły przy szczelinie medyków. Bez żadnego powodu, po prostu tutaj było najwięcej miejsca. Szylkretowa wzięła dla siebie mysz, a Pietruszka zgarnęła wróbla. Czekoladowa od razu dojrzała długie futro na łapach wojowniczki, co ją zaciekawiło. Zazwyczaj inne koty miały długą sierść na ogonie, policzkach czy piersi. Ta natomiast miała na łapach! To była Miedziany Kieł. Pietruszkowa Łapa znała ją ze słyszenia i widywała ją w obozie, ale raczej nie gadały.
— Jak ci idą treningi? — zapytała, akurat o to! Pietruszkowa Łapa aż prychnęła rozbawiona pod nosem, na co starsza zamrugała.
— Coś nie tak? — przechyliła głowę.
— Nie, nie! Po prostu ostatnio każdy zadaje mi to pytanie — miauknęła rozbawiona, wgryzając się w ptaka.
— No wiesz, każdy chyba czeka na jakieś ceremonie, a ty i twój brat jesteście najbliżej. Szczególnie ty. Do uszu wpadło mi, jak Melodyjny Trel mówiła o twoich umiejętnościach — przyznała szylkretowa kotka. — I chciałam się dowiedzieć, jak to wygląda z twojej perspektywy — oznajmiła.
— O, rozumiem! — miauknęła podekscytowana. — No to idzie bardzo dobrze, już nauczyłam się wszystkiego. Teraz pora na ostateczny test i będę mianowana. Chociaż jeszcze chcę trochę poćwiczyć, Melodyjny Trel jednak już naciska — oznajmiła rozbawiona, a jednocześnie trochę przytłoczona tym wszystkim.
— To dobrze. Zapowiada się, że bardzo zdolna wojowniczka dołączy do naszego legowiska — skomplementowała Miedziany Kieł, kończąc mysz i spoglądając na kotkę.
— Hah, dziękuję, mam nadzieję, że nikogo nie zawiodę! — odezwała się i odwróciła wzrok. Obawa o zawiedzenie kotów ze swojego klanu była czymś, czego młoda kotka się mocno bała. Komplementy były fajne, jednak z każdym takim czuła presję, że jeśli okaże się niewystarczająca, wszyscy się od niej odwrócą!
— Na pewno nie! Jestem pewna — zapewniła ją cynamonka, po czym przeciągnęła się. — No, to dowiedziałam się tego, czego chciałam. Wyśpij się po treningu. Do zobaczenia — pożegnała się kotka i odeszła na półkę wojowników.
Pietruszkowa Łapa podążyła za nią wzrokiem, żegnając się bezgłośnie. Zerknęła na wróbla i szybko go dokończyła, po czym potruchtała do szczeliny uczniów. Padła na posłanie i przymknęła oczy.

Wykorzystane NPC: Miedziany Kieł
[493 słowa]

Od Pietruszkowej Łapy

Czekoladowa kotka właśnie wróciła z polowania. Była na patrolu z Melodyjnym Trelem, Gasnącym Promykiem i Mroźną Łapą. Pora Opadających Liści paradoksalnie, zamiast odebrać zwierzynę klanom, dawała ich coraz więcej. No tak, upał Pory Zielonych Liści był uciążliwy dla każdego. A teraz? Teraz było chłodno! Ciemne chmury wisiały nad czterema klanami (i Owocowym Lasem) zapowiadając w przyszłości deszcz, w bardzo bliskiej przyszłości. Ptaki zaczęły niżej latać, a nawet lądować, co jasno sugerowało zbliżającą się burzę. No i oczywisty znak, zapach. Woń unosząca się w powietrzu była dobrze znana nawet dla dwunożnych, których węch był raczej ograniczony. A mimo to i oni wiedzieli o zbliżającym się deszczu. Pietruszkowa Łapa odłożyła dwa norniki i wróbla na stos. Polowanie szło jej bezbłędnie i łapała każdą ofiarę, jaką napotkała. Melodyjny Trel zaznaczała nie raz, że zapewne gdyby kotka chciała, to mogłaby wyłapać cały las! Młoda uczennica nie czuła głodu, więc pożegnała się z towarzyszami polowania i skierowała się do szczeliny uczniów. Zanim nawet usłyszała czy zobaczyła, jej nos wyczuł znajomy zapach. Pietruszka podniosła wzrok i z uśmiechem na pyszczku pokłusowała do Mysiej Łapy. Rozmawiała, a raczej bawiła się z nim tylko raz, gdy ten była jeszcze malutki i nieśmiały, chociaż już wtedy kotka zauważyła u niego rosnącą pewność siebie i nieustępliwość. A teraz ta mała, niezdarna kulka była… No cóż, duża niezdarną kulką! Czarny kocurek ćwiczył przed legowiskiem uczniów pozycję łowiecką, jednak co chwilę upadał na lewy bok. Bystry wzrok Pietruszkowej Łapy szybko wyłapał jego błąd — kotek opierał się na tej łapie całym ciężarem. ‘’Naprawdę tego nie zauważa?’’ Pomyślała zaskoczona, jednak szybko potrząsnęła głową. Przecież było to logiczne! Uczniem był dopiero księżyc i nadal mógł popełniać błędy. Pręguska przystanęła przy kociaku i zerknęła na niego.
— Cześć Mysia Łapo! Co porabiasz? — zaczęła wesoło rozmowę, siadając na chłodnej ziemi.
Młodziak zerknął na nią i z dumą wypiął pierś.
— Cześć Pietruszkowa Łapo — przywitał się — Ćwiczę pozycję łowiecka — miauknął pewnie i znów przykucnął, po chwili jednak wywrócił się na bok. Mimo porażek nie poddawał się i co chwilę dalej próbował.
— Dobrze ci idzie! Jednak za bardzo opierasz się na lewej stronie — odparła uczennica, mając nadzieję, że kociak nie potraktuje tego jako obelgę.
Mysz spojrzał na nią i od razu wyrównał ciężar ciała. Dzięki temu z łatwością mógł się poruszać na kucaku.
— No dobrze! — pogratulowała mu.
— No wiedziałem! Sprawdzałem cię, bo zaraz będziesz wojowniczką — miauknął, nie chcąc przyznać się do niewiedzy.
Pietruszka lekko zachichotała pod nosem i owinęła ogon dookoła łap. Liznęła się parę razy, po piersi dalej obserwując czarnego kocura.
— A jakie byś chciała imię wojowniczki? — zapytał nagle, przerywając ciszę.
Czekoladowa poruszyła wąsami zaskoczona. Nigdy o tym nie myślała. Bo czy to w ogóle od niej zależało? To przywódca wybierał drugi człon, a mógł nawet całkowicie zmienić imię danego kota! Pietruszka aż zadrżała na myśl o nieposiadaniu już swojego pierwszego członu imię. Pietruszka to nie było tylko zioło, roślina, to była cześć tej oto czekoladowej kotki. To imię ją określało od dnia narodzin. Zostało jej nadane przez rodziców. Mamę, której nigdy nie poznała. I tatę, z którym miała słaby kontakt.
— Szczerze to nigdy o tym nie myślałam. Nieważne, jaki drugi człon dostanę, ważne by Srokoszowa Gwiazda nie zmieniał mi pierwszego członu. Bo Pietruszka jest częścią mnie! — wyjaśniła, spoglądając w stronę legowiska przywódcy, a po chwili wróciła wzrokiem do ucznia.
— Rozumiem, ja bym chciał mieć jakieś fajne imię! O na przykład Mysia Odwaga! Mysia Nieustępliwość! Mysia… Walka! Mysi Pazur! Mysi Kieł! — wymieniał z entuzjazmem kocurek, mocno gestykulując całym ciałem — Takie wiesz, żeby każdy to je słyszy, drżał! By inne koty bały się je wypowiadać! — miauknął jakby już gotowy do zwalczania wrogów.
Pietruszkowa Łapa patrzyła na niego z radością i dziwnym uczuciem. Mysia Łapa był taki dziecinny, ale też słodki. Oczywiście czekoladowa kotka nie myślała o nim w żaden romantyczny sposób! Broń Klanie Gwiazdy! Ale więź taką, jaką ma zazwyczaj rodzeństwo, może kiedyś się nawiąże? Cóż, teraz kotka tego nie wiedziała, ale wiedziała, że z Mysią Łapą zawsze chętnie porozmawia.
— To ciekawe imiona, ale możesz dostać też imię jak hm… Mysi Kołtunek? Mysia Kuleczka, Mysia Łodyżka, Mysia Norka. I czy z nich byłbyś zadowolony? — zapytała lizać łapę.
— Mysia Kuleczka?! Nie ma opcji! Walczyłbym o inne imię! Jednak Mysia Norka czy Łodyżka nie brzmią aż tak źle, ale nadal nie są aż tak groźne jak Mysi Pazur! — oznajmił, nadal nie wstając z pozycji łowieckiej.
— Dobrze, ja będę już iść. Chce odpocząć po polowaniu, więc mała drzemka nie zaszkodzi — wyjaśniła kocurkowi, który od razu usiadł widocznie zawiedziony tak krótką rozmową.
— Jasne, ale na pewno będę cię jeszcze zaczepiać! Chcę z tobą polować, a kiedyś i zawalczyć! Pokonam cię, zobaczysz! — miauknął pewnie, wysuwając pazurki.
— Na pewno tak będzie... — zamruczała jak do młodszego brata, po czym machnęła ogonem na pożegnanie i wślizgnęła się do szczeliny uczniów. Kotka zwinęła się na miękkim posłaniu i już po chwili spała.

Wykorzystane NPC: Mysia Łapa
[795 słów]

Od Mrocznej Wizji CD. Makowego Nowiu

– I co? Przeszkadza ci to? – warknęła Makowy Nów – Zostaw mnie wreszcie w spokoju. Tylko mącisz mi w głowie! – powiedziała ostro – Naprawdę musisz? Tym swoim durnym wyznaniem nie pozwalasz mi myśleć. Nie mogę się w ogóle skupić, bo myślę tylko... Tylko o tobie! Próbuję cię unikać, a ty dalej tu jesteś. Nie chcę, by było jak z Bursztyn. A stajesz się dla mnie jak ona! Już jesteś, więc zostaw mnie. Zostaw mnie! – zamilkła i spojrzała na Mroczną Wizję. Po chwili w końcu się podniosła, stając naprzeciw niej – Nie to miałam na myśli – mruknęła tylko, wysuwając pazury i wbijając je w ziemię. Mroczna Wizja nie odpowiedziała.
– W porządku. A więc cię zostawię – odpowiedziała, starając się, aby jej głos nie zadrżał. 
Odeszła. Myśli kłębiły się w jej głowie, a rozpacz szczypała jej gardło. Jadowita Żmija została zastępczynią. Sosnowa Gwiazda nie wybrała jej, na swoje ciało, a Wilczą Tajgę. Makowy Nów jej nie kochała. Kim była Bursztyn? Mroczna Wizja miała niejasne pojęcie, że taka kotka była w Klanie Wilka. Coś więcej? Już nie żyła. I tyle. To były wszystkie informacje na jej temat. A nie mogła się nikogo zapytać. Te błogie czasy już minęły. Teraz już nie może się pytać, musi wiedzieć wszystko sama. Czyli musi odkryć, kim była Bursztyn, bez niczyjej pomocy. Zatrzymała się i wbiła pazury w ziemię. Zaczęła się niekontrolowanie trząść. Czy jest sens o to walczyć? O to uczucie miłości i szczęścia, jakie dawała jej Makowy Nów? Kotka jej nie potrzebowała, wręcz nie chciała. A więc dlaczego Mroczna Wizja nie mogła tego uszanować? Dlaczego jej matka została zastępczynią, a nie ona?
– POWIEDZ MI CO MAM ROBIĆ!!! – wrzasnęła do nieba, a kilka łez spłynęło po jej policzku. – Poprosiłam cię o radę odnośnie do Wieczornej Gwiazdy... – zaczęła i nie dokończyła. Zaczęła oddychać z trudem. A co, jeśli Mroczna Gwiazda wcale nie chce, aby została liderką? Sosnowa Gwiazda mogła ją wybrać, ale tego nie zrobiła. 
– Czy chcesz, żebym przewodziła klanowi? – zapytała żałośnie. Jednak otaczała ją tylko cisza. Mroczna Puszcza jej nie odpowie. Nigdy nie odpowiadała. Mroczna Wizja myśląc, że jest wybrana, była po prostu głupia.
<Makowy Nowiu?>

Od Plusku CD. Sztorm

Plusk nie mógł opanować ekscytacji. Obóz klanu spowity mgłą był jak Klan Gwiazdy! … chyba. Nie wiedział dużo o Klanie Gwiazdy, ale wiedział, że są na niebie, a obóz wyglądał jak w chmurach! Ku jego zdziwieniu, chmury nie były miękkie ani jadalne. To był szok, który będzie mu siedział w głowie księżycami. Z pewnością!
- Cicho bądź - cicho mruknęła na niego Sztorm. 
A no, świat realny. Po ucieczce przed wcale-nie-duchem-a-raczej-Dryfującą-Bulwą, kociaki schowały się przy wejściu do legowiska starszyzny. Trafili tam wręcz przypadkowo, ale mały ruch i gęsta mgła pozwoliły im się schować. Jednak byłaby to lepsza kryjówka, gdyby Plusk nie informował o swojej obecności podekscytowanym pomrukiwaniem.
- Nie mogę! Jesteśmy na tajnej misji. Musimy coś podwędzić do żłobka! - powiedział podekscytowany, wbijając małe pazury w ziemię. Myśl o setkach rzeczy przyćmiewała jego rozum. Mech, patyki, patyki z pajęczyną, PAJĄKI Z PAJĘCZYNĄ I PAJĄKIEM. Pająki były urocze. Niektóre były nawet trochę puchate jak koty. Czy puchate pająki to kuzyni kotów?
- Jak mech? - zapytała młoda kotka, łapiąc częściowo jego tok myślenia i ignorując fakt, że jej brat znowu zaczął pomrukiwać.
- Albo mrówki! Garść mrówek. Taką dużą - pokazał łapami - I damy ją naszej mamie! i będzie z nas dumna!! - popatrzył na siostrę jakby właśnie wpadł na najlepszy plan w życiu. 
Przecież kto nie chciałby mieć garści mrówek? Są małe, bardzo pracowite i mimo młodego wieku, Plusk był ekspertem w tropieniu mrówek. Wystarczy zostawić jagody na ziemi i czekać aż przyjdą!
- Po co naszej mamie mrówki? Ja jestem za mchem. Możemy znowu pobawić się w to, że ty będziesz mchowym potworem, a ja będę z tobą walczyć!! - wręcz pisnęła. To był świetny plan i gwarantował im zabawę nawet, jak mgła zniknie! Plusk pomyślał chwilę, widocznie skuszony zabawą w mchowego potwora.
- Co ty na to, że weźmiemy i mech, i mrówki, i ja będę mchowym potworem, który broni klanu mrówek! Ale ty nie będziesz wiedzieć, że bronię klanu mrówek i potem się dowiesz i nie będziesz już chciała mnie zab- siostra zasłoniła mu pysk łapą z poważną miną. Strasznie niegrzeczne. Nawet nie doszedł do momentu kiedy jego siostra zostanie partnerstwem z Mrówczą Gwiazdą z klanu mrówek, która będzie mrówką w ramach pokoju i on będzie płakał patrząc na ceremonię partnerstwa!
<Sztorm?>

Od Figi

Pora opadających liści jak zwykle nie zawodziła. Temperatura zaczynała spadać, a liście brązowieć. Figa odkąd została uczennicą i mogła wychodzić dalej, niż poza żłobek miała sporo czasu na podziwianie krajobrazów. Chociaż… nie do końca. Czereśnia, jej jakże wspaniały mentor ciągle ją gdzieś ciągał. Nie dość, że wcale nie trenował z nią walki tylko jakieś węszenie to w kółko była poprawiana. Chodź prosto, łapy ugięte, nos przy ziemi i takie głupoty… Mentor nie gnoił jej za byle co, ale jak już to robił to tak celnie, że czuła jakby jej jakaś żyłka miała pęknąć. Figa jednocześnie go nie lubiła i podziwiała. Emanował pewnością siebie, doskonale dobierał słowa by osiągnąć cel, a przy tym był tajemniczy. Figa też tak chciała. No i Czereśnia posiadał też umiejętności prawdziwego zwiadowcy, które młoda kotka miała ochotę mu wyrwać by zabrać dla siebie.
Słońce już wstało, a to oznaczało jedno; kolejny trening z czekoladowym kocurem. Figa rzuciła się w górę kolorowych liści, które spadły z drzew otaczających obóz. Chciała wykorzystać swoje futro, żeby się w nich schować i zakamuflować, to może Czereśnia jej nie znajdzie. Przycupnęła cichutko, nasłuchując kroków. Słyszała kocie rozmowy, czuła wiele wymieszanych zapachów, ale nigdzie nie rozróżniła woni swojego mentora.
— Musisz się o wiele bardziej postarać, żeby się przede mną ukryć, Figo. — Usłyszała cicho tuż przy uchu.
Podskoczyła jak poparzona, jeżąc sierść wzdłuż grzbietu.
— Jak mnie znalazłeś?! — wrzasnęła.
— Bardzo prosto. Słabo się kamuflujesz, cały ogon ci wystawał, cwaniaro — powiedział złośliwie.
— Ty draniu, niemożliwe! — odparła.
— Jak Ty się do mnie zwracasz? — zwrócił jej uwagę. — Szacunku trochę, jestem twoim mentorem!
— Naucz mnie walczyć, a nie! W kółko węszenie i tropienie… — mruknęła z przekąsem.
— Przyda ci się to, na przykład dzisiaj. Mamy patrol! — oznajmił zadowolony, jakby odkrył wielką, pyszną piszczkę w liściach.
Figa przewróciła oczami. Znowu to samo, nałazi się i wróci. Oby tylko skład był w porządku, bo inaczej strzeli sobie żołędziem w łeb.
Czekali przy wyjściu z obozu na pozostałe koty. Czereśnia czyścił sobie swoje futro, a Figa siedziała i patrzyła, kogo tu przywieje. Pierwsza pojawiła się Sówka, zastępczyni, przed którą Figa czuła respekt. W końcu była najbliżej liderki, dzieliła z tą rudą wiewiórką języki.
Następna przyszła Przepiórka, a po niej przywlokła się Jeżyna, witając każdego grzecznym uśmiechem. Kiedy bura spojrzała na Figę, ta wystawiła jej język. Niech Jeżyna nie myśli, że się lubią! W końcu Figa przegrała z nią tamtą pseudo walkę… Nie mogła pokazać, iż zabolało to jej dumę.
Nagle Sówka zabrała głos.
— Chodźcie, idziemy — oznajmiła, po czym wszystkie koty wyszły z obozu.
Figa szła obok swojego mentora, kątem oka zauważając ukradkowe spojrzenia Jeżyny na czekoladowego. Czego ona chciała?
— Zatrzymajmy się tutaj. — Usłyszeli po dłuższej chwili marszu.
Srebrna rozejrzała się dookoła, byli nieopodal rzeki, można było wyraźnie usłyszeć szum wody.
— O co chodzi? — zapytała Jeżyna.
— Myślę którędy powinniśmy pójść — odpowiedziała zastępczyni.
— Może Figa wybierze? W końcu jest uczniem, powinna się szkolić — zaproponował Czereśnia, a wspomniana miała ochotę skoczyć mu za to do gardła.
— Świetny pomysł — przytaknęła bura. — To jak, Figo? Co podpowiada ci intuicja?
— Żebyśmy przeszli przez rzekę — odpowiedziała srebrna, czując przyciągającą ją energię zza szumiącej wody. Chciała sprawdzić, co tam było.
Koty, mniej lub chętniej skierowały swoje kroki ku powalonej kłodzie. Właściwie to było to wielgachne drzewo, które leżało idealnie bo obu brzegach rzeki.
Gdy dotarli, Figa mogła poczuć zapach bagien. Woda, która moczyła tereny po drugiej stronie nadała im taki zapach. Srebrna jako pierwsza przeszła przez kładkę, a reszta szła za nią.
Zeskoczyła na wilgotną, zimną trawę, za nią Czereśnia, Sówka, Jeżyna oraz Przepiórka. Koty rozejrzały się dookoła, a Figa zaczęła się zastanawiać co można upolować w tym miejscu i czy cokolwiek tutaj żyło…
— Znalazłam tu coś! — Powąchała dokładniej w tym miejscu, a zapach zmroził jej krew w żyłach. — Pachnie...Przebiśniegiem?! — Nie chciała się nawet przechwalać, jaka to ona wspaniała. Z jakiegoś powodu czuła, że nie powinna tego teraz robić.
Stanęła w szoku, przecież Przebiśnieg nie żył…to jak jego sierść mogła tu zostać? I to tyle czasu?
Zerknęła nerwowo na mentora. Podszedł do młodszej z jak zwykle niewzruszonym wyrazem pyska.
— Pokaż. — Ruchem łapy poprosił ją o odsunięcie się. Powąchał znalezisko i wtedy jego źrenice lekko się rozszerzyły. — Rzeczywiście. Masz dobrą pamięć do zapachów, Figo — pochwalił uczennicę, a na jego pysk wkradł się prawie niezauważalny uśmieszek. — Pytanie tylko czy ten skrawek futra nie znajdował się tutaj jeszcze przed jego śmiercią. Jak uważasz, Jeżyno?
Kocur wlepił w kotkę swoje przeszywające spojrzenie.
Bura podeszła kawałek bliżej, uważając, aby jej łapy nie zapadły się w błoto. 
— Z tego co wiem, to Przebiśnieg nie ruszał się za bardzo z legowiska... Jeżeli byłby tu wcześniej, to pewnie dawno straciłby już zapach. Odwróciła się, wzrokiem szukając Sówki. — Mamo? Co teraz?
Czekoladowa podeszła powoli do skrawka futra, uważnie się mu przyglądając. Po chwili rozejrzała się dookoła. 
— Jeżyna ma rację. Ale skoro był tu jakiś ślad, może będzie więcej? Może rozejrzyjmy się dookoła. No chyba, że macie lepsze pomysły — powiedziała Sówka, czekając na reakcję reszty.
Fidze nie trzeba było dwa razy powtarzać. 
— Z wielką chęcią się tym zajmę — oznajmiła z pewnością siebie. Rzuciła kątem oka na Czereśnię, po czym zrobiła nieuwazny krok, a jej łapą zapadła się w błocie. Burknęła coś pod nosem niezadowolona. — Poszukajmy najpierw miejsca, w którym się nie potopimy — mruknęła.
— Słuszna uwaga, Figo — przytaknął, spoglądając na nią z charakterystycznym błyskiem w oku. —Przypuszczam, że patrzenie pod własne łapy będzie bardzo pomocne w tym zakresie. Odwrócił się, nim zdążył zaobserwować reakcję młodszej i skierował swe kroki na dalsze obrzeża Rozlewiska. Nos trzymał blisko ziemi, ale nie udało mu się wyczyć niczego nowego. — Niedługo skończy się nam teren do poszukiwań — stwierdził z niezadowoleniem, zaraz wracając do dumnej postawy ciała. — Sądzę, iż powinniśmy przy okazji omówić nasze ostatnie znalezisko i określić czy ma ono związek z tym, co dzisiaj wytropiła Figa.
Jeżyna skrzywiła się na sugestię o porównywaniu kłębka sierści do wypatroszonego zająca. 
— Może i są powiązane, ale jakoś tego nie widzę — westchnęła. — Co ma jego sierść do zwisającego z drzewa zająca? Oba są pewnie istotne, ale naprawdę nie chciałabym wracać myślami do tego okropieństwa.
Na wspomnienie ostatniego znaleziska Sówka lekko zadrżała. Nie chciała tego pamiętać, najchętniej wymazałaby ten obraz z głowy.
— Może to jakieś głębsze przesłanie? — zasugerowała jednak, starając się bardziej skupić na sierści niż zającu. — Sierść, a wcześniej... To. Może ma to coś nam przekazać? — powiedziała, zastanawiając się nad tym wszystkim.
Figa przypomniała sobie wiszącego zająca. Przeszedł ją dreszcz, ale ekscytacji. Nie była obrzydzona tamtym widokiem, w końcu na co dzień zjadają zające i też widzą krew oraz mięso.
— Zagadka? Myślicie, że jest wśród nas jakiś zdrajca, który coś knuje? I teraz on nas na coś naprowadza? — zapytała srebrna, zasiewając nasionka niepewności wśród swojej grupy.
— Nie podejrzewałbym nikogo z nas o takie okrucieństwo — odparł jej zniesmaczony mentor. — Takie sugestie bez żadnych podstaw mogą prowadzić tylko do wewnętrznych konfliktów. A ich mamy już wystarczająco dużo — stwierdził, spojrzeniem napominając swoją uczennicę. — Natomiast jeżeli chodzi o motywy sprawcy, to mam wątpliwości czy te ślady są czymś intencjonalnym z jego strony. Dlaczego miałby pomagać nam w czymkolwiek? W jakim celu ryzykować angażowanie się? — Potrząsnął głową.
— Traktowałbym owe znaki bardziej jako objaw jego nieudolności.
— Wątpię, aby ten ktoś chciał nas na siebie naprowadzić — mruknęła Jeżyna, kątem oka spoglądając na Czereśnię i jego uczennicę — Jaki to miałoby wtedy sens? Te ślady nawet nie leżą w jednym obszarze. Sprawca chyba nie byłby tak roztrzepany, aby kręcić się z ciałem po całym naszym terytorium, prawda?
— Może nie na siebie naprowadzić, tylko zrobić coś innego? Lub to wszystko wyszło czystym przypadkiem? Jest naprawdę wiele opcji — powiedziała Sówka — W każdym razie to... — wskazała ogonem najnowsze znalezisko — ... jest bardzo dobrym znaleziskiem. Przypadkiem czy nie, może coś pomoże.
Kotka słuchała ich jednym uchem, chodząc dookoła po okolicy. Tym razem dużo ostrożniej, żeby się gdzieś nie utopić.
— Proponuję zabrać tą sierść z nami do obozu i to przeanalizujemy. Niedługo powinniśmy wracać, a do tej pory i tak nic więcej nie znaleźliśmy — miauknęła. — Co myślisz, mentorze?
Zapytała, akcentując ostatnie słowo, jakby chciała wjechać Czereśni na ego. Czuła się lepsza, przez to, że to ona znalazła tą poszlakę i chciała mu to pokazać.
— Uważam, że to brzmi rozsądnie — mruknął Czereśnia aprobująco, zaraz wbijając intensywny wzrok w Jeżynę. — Futro jest bardzo lekkim materiałem i dzięki sile wiatru może przemierzać spore odległości. A szkoda byłoby stracić tak cenną poszlakę.
— Ciekawe, ile tu już leży — westchnęła Jeżyna, rozglądając się na boki. — Myślicie, że było tu od początku, czy wiatr je przywiał w tą stronę? Nie możemy do końca polegać tylko na tym, szczerze mówiąc. Równie dobrze ten strzępek mógł przywędrować tu aż że Śliwowego Gaju, na przykład.
— Masz rację, ale to też jest jakaś wskazówka. — Sówka zwróciła się do swojej córki, by po chwili wzrok wbić w futro. — Warto zabrać to ze sobą, nawet jak przywiał to wiatr — oznajmiła czekoladowa.
— To chodźmy do obozu — miauknęła Figa. 
Wzięła kłębek sierści w pyszczek i machnęła ogonem. Wszystkie koty ruszyły grupą z powrotem do obozu, a każdy z osobna myślał o zaistniałej sytuacji.

[Liczba słów: 1465] 

Od Pietruszkowej Łapy

Szkolenie Pietruszkowej Łapy powoli dobiegało końca – młoda uczennica miała już tylko dopracować nawigację w tunelach i doszlifować parę technik. Mimo nalegań mentorki, czekoladowa pręguska wciąż zapewniała, że nie jest gotowa na ceremonię. Wędrując po obozie, Pietruszkowa Łapa rozglądała się za kimś znajomym do rozmowy. Pierwsza myśl skierowała się ku Zaćmionej Łapie, lecz po chwili refleksji uznała, że koleżanka może być zajęta nauką lub pomocą komuś innemu – a nie chciała jej przeszkadzać. Melodyjny Trel była na patrolu, Promienna Łapa rozmawiał już z kimś, a Bławatkowego Wschodu nigdzie nie było widać. Lekko rozczarowana, ale z radością w sercu, postanowiła skierować się w stronę szczeliny medyków. Prześlizgnęła się do środka i rozejrzała za przyjaciółką.
— Czy coś się stało? — dobiegł ją ochrypły, lecz melodyjny głos.
Pietruszkowa Łapa odwróciła głowę w stronę dźwięku i spojrzała w oczy medyczki Klanu Klifu – Czereśniowej Gałązki. Nie była to na co dzień mentorka Zaćmionej Łapy, ale szkoliła ją odkąd, Liściaste Futro zaginęła. Starsza kotka miała białe futro z przebarwieniami w odcieniach burego i rudego. Jej pysk miał trójkątny kształt, tak samo jak sterczące wysoko uszy. Niebieskie oczy Czereśniowej Gałązki wpatrywały się w uczennicę, a jej ogon ułożył się w kształt pytajnika, wyrażając oczekiwanie na odpowiedź.
— Nie, nie, wszystko w porządku! Przyszłam do Zaćmionej Łapy — odparła Pietruszkowa Łapa, kłaniając się lekko na znak szacunku.
Wiedziała, że Czereśniowa Gałązka była świetną medyczką i mentorką, jednak sama nie wyobrażała sobie u niej trenować. Kochała Melodyjny Trel i nie zamieniłaby jej na nikogo innego, nawet na szylkretową medyczkę.
— Ach, rozumiem. Cóż, Zaćmiona Łapa wyszła szukać ziół — odrzekła Czereśniowa Gałązka, nadal nie odrywając wzroku od uczennicy. — Jesteś jedną z nielicznych, którzy są tak blisko Zaćmionej Łapy, a nie należą do jej rodziny. To dobrze, że znalazła kogoś w swoim wieku — dodała, po czym usiadła na chłodnej ziemi, zapraszając Pietruszkową Łapę do rozmowy.
Na wieść o nieobecności Zaćmionej Łapy, Pietruszkowa Łapa lekko posmutniała, jednak widząc zainteresowanie starszej kotki, przysiadła z gotowością na długą rozmowę.
— Tak! Zaćmiona Łapa jest mi bardzo bliska. Wymieniam się z nią informacjami. Ja pokażę jej, jak polować i walczyć, a ona pomoże mi z ziołami — zamruczała, myśląc z radością o naukach, które przyjaciółka miała jej przekazać.
— Zioła? Interesujesz się nimi? Chciałabyś zostać medyczką? — spytała Czereśniowa Gałązka, wyraźnie zaciekawiona entuzjazmem uczennicy do nauki ziół, mimo jej ścieżki wojownika.
— Tak, lubię zioła. Jest ich tak wiele, a pomagają kotom. Chciałabym wiedzieć o nich jak najwięcej, żeby móc pomóc w razie potrzeby. Poza tym to rozrywka dla mnie! — odparła z mruczeniem. Po chwili jednak pokręciła przecząco głową. — Medyczką? Nie, to nie dla mnie. Wasza praca jest taka trudna, nie wiem, czy dałabym radę. Poza tym mamy już wspaniałych medyków, a Klan Klifu potrzebuje wojowników — wyjaśniła, owijając ogon wokół łap.
— Ach, rozumiem. Faktycznie, znajomość ziół byłaby przydatna nawet dla wojowników. Nawet podstawowa wiedza może wiele zdziałać. A gdyby... zaszły różne okoliczności, świadomość, że ktoś mógłby wesprzeć w tej roli, byłaby kojąca — mruknęła Czereśniowa Gałązka, przywołując zniknięcie Liściastego Futra.
Pietruszkowa Łapa smutno spojrzała na starszą kotkę, a potem zerknęła na swoje łapy. Chociaż nigdy nie znała Liściastego Futra, wiedziała, że jej zaginięcie było dla wszystkich trudne, zwłaszcza dla Czereśniowej Gałązki, która była z nią najbliżej.
— Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała nikogo zastępować. Choć teraz i tak niczego nie umiem, więc nie jestem w stanie pomóc — mruknęła zakłopotana, nie lubiąc poczucia bycia bezużyteczną. Wiedziała, że nikt nie wymagał od niej znajomości ziół, ale Pietruszka czuła to na własny sposób.
— Jeszcze nie, ale mogę cię nauczyć. Skoro Zaćmiona Łapa miała ci w czymś pomóc, to dlaczego ja bym nie mogła? — odparła Czereśniowa Gałązka, po czym podniosła się i machnęła ogonem, zachęcając młodszą kotkę do podejścia.
Pietruszkowa Łapa, uradowana, wstała na cztery łapy i podreptała za szylkretową medyczką. W myślach przemknęło jej wspomnienie o pierwszym, nieudanym treningu z opatrunkami, ale szybko odgoniła te myśli, skupiając się na chwili obecnej.
— Pokażę ci kilka podstawowych ziół — wyjaśniła Czereśniowa Gałązka, wyjmując z magazynu pajęczynę, skrzyp polny, jagody jałowca i krwawnik. Starannie ułożyła je przed uczennicą, by ich nie uszkodzić.
Pietruszkowa Łapa z ciekawością pochyliła się nad roślinami i zaczęła je wąchać. Pajęczynę już znała, bo Zaćmiona Łapa kiedyś zażartowała, że „Nawet ślepy kot wie, czym jest pajęczyna!”
— To jest pajęczyna — zaczęła Czereśniowa Gałązka, wskazując patyczek z przezroczystą nicią. — Łatwo ją rozpoznasz. Używamy jej, by zatrzymać lub spowolnić krwawienie, zależnie od ilości pajęczyny i wielkości rany. Przydaje się też przy złamaniach, pomaga usztywnić kość. Przykłada się ją do futra lub bandażuje wokół rany.
Pietruszkowa Łapa ostrożnie wzięła pajęczynę, wąchając ją. Na początku wydawała się bezwonna, ale po chwili wyczuła delikatną woń pająków. Była na tyle słaba, że szukanie pajęczyny po zapachu nie miałoby sensu.
— Tak, zapamiętam to na pewno — miauknęła pewnie, odkładając pajęczynę.
— Ta zielona roślinka, która wygląda jakby, była puszysta, to skrzyp polny — wyjaśniła Czereśniowa Gałązka, popychając nosem jego strzępki w stronę Pietruszkowej Łapy. — Leczy infekcje, tamuje krwawienie i pomaga na wrzody. Aby zadziałał, trzeba go przeżuć i nałożyć papkę na ranę — miauknęła wesoło, poruszając wąsami, widocznie czerpiąc radość z nauki młodej kotki.
Pietruszkowa Łapa słuchała uważnie, ale spoważniała, gdy Czereśniowa Gałązka dodała:
— Musisz jednak uważać, bo za duża dawka może osłabić mięśnie tylnych łap, a nawet doprowadzić do paraliżu. Działa mocno na układ nerwowy, więc zawsze używaj go ostrożnie — ostrzegła szylkretka z powagą.
Czekoladowa uczennica lekko zadrżała na myśl o skutkach ubocznych i dodała w duchu: „Jak coś, co leczy, może być też tak niebezpieczne?”
— Co mamy dalej... Ach, tak! Jagody jałowca. Dla ciebie najważniejsze jest to, że wzmacniają organizm, ale pomagają też na ból brzucha, trawienie i oddychanie. Tylko pamiętaj, dwie, trzy jagody dla wojownika wystarczą — miauknęła Czereśniowa Gałązka, przetaczając pod łapy Pietruszkowej ciemnoniebieskie jagody. — Jeśli dasz za dużo, mogą pogorszyć stan, zamiast pomóc — dodała, nie tracąc czujności.
Pietruszkowa Łapa powąchała jagody, jej nos niemalże widział całą ich esencję.
— Ładnie pachną! — stwierdziła z uznaniem.
— I ostatnie: krostawiec — podjęła Czereśniowa Gałązka, pokazując roślinę o żółtych kwiatach. — Smakuje dość okropnie, ale jest prosty w użyciu. Wzmacnia siły i nie ma skutków ubocznych, po prostu go zjadasz. — I to tyle na dziś. Mogę ci opowiadać dalej, ale może to być za dużo — odparła, zabierając zioła z powrotem do magazynku.
— Dziękuję, Czereśniowa Gałązko! Na pewno zapamiętam te zioła, ale masz rację, na dziś to wystarczy. Nie chcę dłużej zajmować ci czasu! — pożegnała się uczennica, po czym z machnięciem ogona wyszła.
Na zewnątrz przeciągnęła się i, nucąc cicho, w myślach powtarzała każde z poznanych dzisiaj ziół, krok po kroku, jakby od razu miały jej się przydać.

[Liczba słów, trening medyka: 1063]

Wykorzystane NPC: Czereśniowa Gałązka