Jak dobrze, że odbudowa obozu nareszcie się skończyła; w końcu będą mogli z powrotem funkcjonować jak normalny klan. Kiedy przyszedł czas na ceremonię otwarcia obozu, zgłosiła się do polowania. Planowała pójść na nie z Wężyną, ale koleżanka niestety odmówiła. Nie była zła. Była po prostu zawiedziona. Za każdym razem, kiedy już myślała, że wchodzą na nowy poziom, nagle spotykała się z odrzuceniem. Ale przecież nadal były przyjaciółkami. Wężynowy Kieł by jej nie porzuciła. Nie po tym, co dla niej zrobiła. Przecież… lubiła ją… prawda? Nadal, pomimo wspólnych plotek, czuła, że to za mało. Za każdym razem, kiedy na nią patrzyła, czuła ciepło. Takie inne… A kiedy mówiła, że tym razem nie może wyjść na spacer, ból był nie do zniesienia. Co się z nią działo? Nigdy takiego czegoś nie doświadczyła. Ze Zmierzchającą Zatoką było inaczej… Chociaż jak się nad tym zastanowiła… Chyba czuła coś podobnego, kiedy były uczennicami. Potem to rozpłynęło się i znikło. Zawsze kojarzyła to z dobrymi chwilami w jej uczniowskim życiu; najwyraźniej poczuła to znowu. Tylko co to było za uczucie? Nim poprawnie otrząsnęła się z tych przemyśleń, była już przy granicy z Klanem Burzy. Zaczęła węszyć. Wyczuła królika. Rzadki na ich terenach, trudny do złapania – idealny na ważną okazję. Już kiedyś złapała takiego. Może uda jej się to powtórzyć? Zaczęła biec. Tak szybko, jak tylko mogła. Z taką chęcią, z jaką odkręciłaby wiele rzeczy w swoim życiu. Kiedy była blisko uszaka, zaczęła zakręcać, by rzeka była jego jedyną drogą ucieczki. Zgodnie z jej planem, królik zatrzymał się na brzegu i wtedy go zabiła. Nie była jeszcze gotowa wrócić do obozu. Podeszła do granicy z Klanem Burzy i położyła zwierzynę na ziemi, a sama siadła obok niej. Popatrzyła na rozległe wrzosowiska, rozpościerające się za granicą. Gdzieś tam… był on… Popatrzyła w bok. Przed oczami migały jej uśmiechnięte pyski kotów, z którymi chciałaby tu być. Od rodziny – Sroczej Gwiazdy, Różanej Woni i Zimorodkowego Życzenia – przez przyjaciół – Zmierzchającą Zatokę, Baśniową Stokrotkę, Mżący Przelot i Wężynowy Kieł – do… tych, z którymi relacja nie była taka prosta – Algowa Struga, Bursztynowy Brzask, Skowronkowy Odłamek… chyba nawet zobaczyła tam przez chwilę Syriusza. Tyle kotów przewinęło się przez jej życie. Tyle z nich już nie było. Narobiła tyle błędów… Popatrzyła jeszcze raz na wrzosowiska. Jej pojedynczy loczek na grzywce pod wpływem wiatru poruszał się raz w jedną, raz w drugą stronę, jak wahadło. Miała dość ciągłej monotonii życia, jako panna idealna. Chciała, żeby coś wreszcie się zmieniło…
***
TW: miejscami opisy rozszarpywania martwego ciała, coś pokroju ataku paniki
Kiedy już dotarła do obozu, nie spodziewała się zobaczyć tam gromady spanikowanych klanowiczów oraz dwóch ciał martwych członków jej rodziny na ziemi. Po Spienionej Gwieździe też nie było śladu. Stanęła w miejscu, a praktycznie wszystkie spojrzenia powędrowały w jej stronę. Zanim zdążyłaby uciec, wszyscy już wiedzieli, że tu była. Nie była w stanie przetworzyć tak wielu informacji naraz. Jej szczęki rozluźniły się lekko, a królik, którego trzymała w pysku, upadł na ziemię z głuchym dźwiękiem. Nagle podbiegł do niej bury kocur. Żmijowcowa Wić.
– Mandarynkowe Pióro! Jak dobrze, że jesteś. – Ewidentnie był zakłopotany, ale chyba nie chciał jej jeszcze bardziej skonsternować, więc starał się zachować minimalną ilość entuzjazmu. Poza tym „Dobrze, że jesteś” to chyba nie najlepsza metoda przywitania w takim momencie. Nie powiedziała tego jednak na głos. Były teraz ważniejsze rzeczy do powiedzenia. Niestety nie mogła się wysilić na powiedzenie żadnej z nich, więc wyszło tylko:
– Żmijowcowa Wici… co… gdzie… możemy na bok?
Kocur zjeżył się. Najwyraźniej jej reakcja mocno go zaniepokoiła. Od razu podparł jej bok i poprowadził w ustronne miejsce.
– J-ja... Ja nie wiem za wiele... Sam byłem na polowaniu, sam przyszedłem, jak już dużo się zadziało, a-ale... wiem trochę od Lulkowego Ziela, no i od Szałwiowego Serca... To podobno Pluskający Potok... To podobno on ich zamordował.
Wbiła pazury w ziemię. Oczywiście. Oczywiście, że Wężyna miała rację. Wężyna zawsze ma rację. Mówiła już o zdradzieckiej naturze rudego, ale Mandarynka zazwyczaj to ignorowała ze względu na szczęście jej syna. To jednak nie potrwało długo. Plusk był zwykłym podłym manipulatorem. Wyszedł za jej syna, żeby zabić jego oraz jego córkę! Zaraza w ich rodzinie nigdy nie zostanie wypleniona! Nieważne, ile kotów poniesie śmierć, oni zawsze będą chcieli więcej krwi. I kiedyś ją dostaną. Ona już dopilnuje, że jak tylko zostanie przywódczynią, każdy z tego rodu dostanie krwi swoich bliskich! Bawili się rodem królewskim, to teraz posmakują swojej własnej, plugawej krwi. Te myśli zajęły jej umysł tylko na uderzenie serca. Potem pozostało w nim coś dużo bardziej znaczącego dla niej.
– Czyli oni naprawdę nie żyją…? – zapytała, patrząc pusto na burasa. Nigdy nie pomyślałaby, że któreś z jej dzieci może umrzeć. Zawsze uważała, że one będą tam zawsze. Tak samo, jak Rozpędzona Ważka. W końcu byli tacy młodzi… Dopiero teraz, kiedy jedno z jej dzieci umarło zrozumiała, że nie będzie dzielić z nimi obozu na zawsze. Któreś z nich opuści ten świat wcześniej. Nie wiadomo tylko, które. Jej myśli od razu powędrowały do Pierzastej Kołysanki. Nigdy nie przepadała za córką. Przypominała jej osobę, która bardzo ją skrzywdziła. Ale to nadal była jej córka. Nigdy tak nie czuła, ale nie zmieniało to faktu, że była dla niej wartościowym członkiem rodu królewskiego. Tylko nie dostrzegała tego, do teraz.
– Obawiam się, że tak... – powiedział wojownik, kładąc uszy płasko. – Moje kondolencje... – wyszeptał niepewnie, po chwili ciszy.
Przysunął się trochę bliżej, chociaż każdy jego ruch odkrywał dozę zawahania. Delikatnie położył swój ogon na jej kicie. – Lulkowe Ziele i Czyhająca Murena mieli zająć się oględzinami zmarłych... Najwidoczniej nie wiemy, co dokładnie się wydarzyło.
Pod wpływem dotyku bańka odrealnienia, w której była uwięziona, nagle prysła. Popatrzyła na Żmijowca zdecydowanie, choć widać było, że kłębiła się w niej wściekłość i rozpacz.
– Gdzie jest Spieniona Gwiazda? Gdzie jest Pluskający Potok? Czy ktoś jeszcze jest ranny? Gdzie jest reszta moich dzieci? – zasypała go pytaniami, po czym wyszeptała również:
– Twojej matce nic się nie stało…?
– Pluskający Potok został zawleczony na inną wyspę, gdzie pilnuje go stróż. – Usłyszała zmęczony głos Szałwiowego Serca. Pojawił się "znikąd", wprost za ich grzbietami. Nie przeszkadzało jej to. Ważne, że żył i czuł się dobrze.
– Czyhająca Murena została wyznaczona do oględzin zwłok. W obozie są również Błękitna Laguna, Pierzasta Kołysanka... – Imię ogrodniczki zostało wypowiedziane znacząco ciszej. – i... Sterletowa Łuska.
Czyli nikt inny nie ucierpiał. Dobrze. Jednak kiedy odwróciła się do pointa, zobaczyła, że nie był w stanie idealnym.
– Czemu jesteś ranny? Wszystko dobrze? – zapytała, po czym zwróciła się ponownie do burasa. – Dlaczego ta mieszanina błota, robaków i padliny jeszcze żyje?!
– Dobre pytanie. – Syn Wężynowego Kła odpowiedział pewnie, ale kiedy spojrzał kątem oka na pysk jej syna, prędko dodał:
– Podobno Algowa Struga powiedziała, że osąd odbędzie się jutro z rana. Zabicie go pozbawiłoby nas możliwości poznania prawdy i szczegółów całej sprawy...
Co to znaczyło?! Czyli ten plugawiec, przy którym błoto było niczym sam Klan Gwiazdy, nadal nie gnił głęboko pod ziemią?! Żadne ptaki nie rozszarpywały jego ciała?! Kiedy Szałwiowe Serce zauważył niezbyt zadowolony pysk matki, postanowił szybko ją uspokoić:
– Gdy nie chciał mówić, przycisnąłem go... Co później przerodziło się w walkę – wyjaśnił. – Ale nic mi nie jest – zapewnił natychmiast. Niestety to nie uspokoiło jej całkowicie. Cała ta sytuacja była zabałaganiona i to na jej barkach spoczywała odpowiedzialność, żeby wszystko posprzątać.
– Co robi teraz Spieniona Gwiazda, czemu nikt nie kieruje tą grupą kotów? Kto pozwolił mojej siostrze kierować całym klanem!? Wszystko źle… wszystko źle… – złapała się za głowę i zaczęła oddychać szybciej.
– Kiedy wróciłem, widziałem, jak Trzcinowy Szmer prowadzi bardzo niemrawo wyglądająca Spienioną Gwiazdę do legowiska... Nie wiem, co się stało, a co do Algowej Strugi... nie było cię, Mandarynkowe Pióro, więc... – Żmijowiec zamilkł na moment, kiedy zrozumiał, co właśnie sugerował. Szybko spróbował się naprostować. – Mogę pójść po nią, jeśli sobie tego właśnie życzysz – zapewnił, a na koniec dodał jeszcze:
– Chyba, że Szałwiowe Serce wie coś więcej, albo to on chce się tym zająć...
Książe ewidentnie uważał, że lepiej uspokoi matkę, więc szybko wkroczył do akcji:
– Omdlała. Lub... Straciła życie. Nie jestem pewien. Pamiętam tylko to, jaką falę paniki wywołało jej uderzenie o ziemię. Wiem, że ktoś usiłował ją ocucić, ale nie wiem, jak się to skończyło... Mogę po nią pójść albo przynajmniej sprawdzić, jaki jest jej stan, oczywiście – wymruczał i, nawet nie czekając na odpowiedź, zwlókł się z miejsca. Zdążył postawić kilka niemrawych kroków. Teraz i Mandarynkowe Pióro mogła zauważyć, jaki trud przy chodzeniu sprawiały mu poranione łapy. Starał się jak najmniej je uginać, korzystając z nich bardziej jako sztywnych kuli, ale nie mógł wyeliminować całego ruchu. Już starał się nie dać po sobie poznać, jak mu to doskwierało, dlatego zacisnął pysk, by nie uciekł z niego kolejny syk. Mimo tego, że to zauważyła, była zbyt zaaferowana, żeby rzeczywiście jakoś na to zareagować.
– Zajmij się tym, ufam ci – powiedziała i skinęła mu głową. – Ty, Żmijowcowa Wici, zgromadź ogrodników.
Bury skinął prędko łebkiem i niechętnie wstał na równe łapy. Nie wrócił do niej jednak po rozkazy. Może dlatego, że zajął się czymś innym? A może dlatego, że Mandarynka szybko ukryła się w najmniej widocznym zakątku obozu, żeby tam w spokoju się wypłakać. Kiedy tylko już się tam znalazła, zwinęła się w kłębek i zaczęła płakać. Zakryła oczy łapami, mocząc je tylko łzami. Po chwili zaczęła zwijać się z bólu, przetaczając z jednego boku na drugi. Musiała odsunąć łapy od pyska, bo zaczęły wysuniętymi pazurami wbijać się we wszystko, co napotkały. Ziemia była nierówna, grudki ziemi wyrzucone na powierzchnię przez jej drapanie. Czasem łapa wyrwała jej kawałek futra. Nie miała siły, żeby jej powstrzymać, wstrząsana płaczem. Słyszała. Słyszała to znowu. Ale przecież ona zniknęła dawno! “Witaj, Mandarynkowe Pióro~ Coś znowu ci nie wyszło? Czemu płaczesz? Przecież to dla ciebie codzienność. Codziennie tylko wszystko psujesz, a jakoś nie płaczesz. Zasłabłaś? Gdzie jest zastępczyni Klanu Nocy? Ta, która rzeczywiście coś robi? Ah, no tak. Nasza dziedziczka. Algowa Struga. Srocza Gwiazda wybrała cię na uczennicę tylko po to, żebyś nie zepsuła wszystkiego w klanie. Najwyraźniej jej nie wyszło. Zepsułaś życie nie tylko swoje, ale także wielu niewinnych kotów…”
– Przestań… – wyszeptała cicho. Czuła ból. W środku i na zewnątrz. Słowa Pierzastego Wdzięku raniły ją tak samo, jak jej własne pazury, wyrywające kawałki futra z jej ciała. Ku swojemu zdziwieniu usłyszała:
“Dobrze, ale pamiętaj - życzenia zawsze mają moc.”
Niestety jej umysł szybko jej o tym przypomniał. Nie słyszała już kotki, zamiast tego przed oczami migało jej mnóstwo obrazów. Jej dawny sen o szczupaku i matce, każdy moment, kiedy widziała zawód w oczach babki, kłótnia z Zimorodkowym Życzeniem, martwe ciała Zmierzchającej Zatoki, Nartnikowego Czułku, Sumowej Płetwy, Tuptającej Gęsi, Mątwiego Marzenia… Obrazy się nie kończyły. Widziała rany Mżącego Przelotu, nienawistne spojrzenia Baśniowej Stokrotki, ostatnie pożegnanie z Syriuszem i obietnica powrotu, szczęście Bursztynowego Brzasku na ich ślubie i po jej porodzie, a potem powódź… Każda rozmowa ze Skowronkowym Odłamkiem, od kiedy przestali się spotykać, każdy raz, kiedy nie pozwalała mówić do siebie Rozpędzonej Ważce “babciu”, okresy czasu, kiedy zaniedbywała dzieci… ślub Sterletowej Łuski… nie uratowała go. To wszystko była jej wina. Przez nią każdy cierpiał. Była samolubna. Po chwili obrazy zmieniły się. Nie były już wspomnieniami, tylko jej najgorszymi lękami. Wygnanie z klanu, samotność, odwrócenie się od niej dzieci, śmierć Skowronkowego Odłamku, Algowa Struga jako przywódczyni… A na koniec zobaczyła Wężynowy Kieł, śmiejącą się z niej z jakimiś innymi kotami… Próbowała sobie wmówić, że to na pewno tylko Pierzasty Wdzięk. W końcu nigdy o tym nie myślała, więc nie mogła się tego bać… Im bardziej jednak się przypatrywała, tym bardziej widziała rzeczywistą Wężynowy Kieł i tym bardziej czuła, jak jej serce tłucze się na nieskończoną ilość kawałków.
***
Przez całą noc nie była w stanie zasnąć. Jak już udało jej się wyrwać spod natłoku przykrych myśli, była zupełnie inna, niż zazwyczaj. Futro w nieładzie, z grzywki wystawały kosmyki sierści, ogon wyglądał bardziej jak miotła niż ogon; futro zmatowiałe, pokołtunione i nierówne. Jedyne, co udało jej się zachować w ładzie, to symbol lotosu na czole. Nie miała siły układać futra. W nocy zajrzała jeszcze na chwilę do Spienionej Gwiazdy, żeby zobaczyć, jak się czuje, a potem po prostu wpatrywała się w martwe ciała swoich rodaków. Nie była w stanie już płakać. Nie była w stanie robić nic. Nie mogła nawet zasnąć. Rankiem dowiedziała się o szczegółach całej sprawy. Dowiedziała się o współpracy z samotnikami i o tym, że to ona miała być pierwotnym celem. Szczerze wolała, żeby to ją zaatakował rudy. Wiedziała, że dałaby radę pokonać mniej doświadczonego wojownika. Jej syn pewnie nie zdążył się zorientować, co go trafiło. W końcu bardzo ufał Pluskającemu Potokowi, a do tego był kaleką. Kiedy już wszyscy się obudzili, stara liderka wyłoniła się ze swego legowiska, idąc słabym krokiem przed siebie. Widać było, jak na jej kruchym ciele odbiły się wydarzenia wczorajszego dnia. Wydawała się jeszcze bardziej przyprószona siwizną, a żebra pod jej skórą odstawały w odrzucający sposób pod zmatowiałym futrem. Jedna noc postarzyła ją o przynajmniej dziesięć księżyców. Liderka nie miała nawet siły wspiąć się samodzielnie na drzewo — asystować jej musiała przy tym jej ostatnia najbliższa rodzina, jej rodzona siostra, Kotewkowy Powiew, którą w żłobku tymczasowo zastąpiła Kuni Strumyczek, czujnie pilnując trójki mieszkających tam kociaków. I w końcu, gdy liliowe futro zawisło nad obozem, już nie tak silne i prężne jak niegdyś, a z pyska okrytego siwymi kosmykami rozbrzmiały tak dobrze każdemu znane słowa, zwołujące wszystkich do wysłuchania jej przemowy, rozpoczęło się zebranie. Oczy każdego kota Klanu Nocy zwróciły się w stronę Spienionej Gwiazdy. Nikt dziś nie opuścił obozu. Nikt nie wyszedł na patrol. Każdy czekał.
– Klanie Nocy... – rozpoczęła zachrypniętym głosem liderka. – Wczorajszy dzień, który miał być radosnym uczczeniem naszego wspólnego dzieła, jakim jest nowy obóz, przerodził się... W koszmar, który jest scenariuszem znanym jedynie z Mrocznej Puszczy. Wszyscy przy tym byliście, więc uważam, że nie ma potrzeby, bym powtarzała okropności, jakie wczoraj wypełzły z pyska Pluskającego Potoku. – Głowa przywódczyni skierowała się w stronę wyjścia. – Wprowadzić go – miauknęła zaskakująco donośnym i przepełnionym mrozem głosem.
Kijankowe Moczary, wraz z Lśniącą Ikrą u boku, prowadzili rudego, ubłoconego kocura na główną polanę obozu. Z tłumu rozległ się gorzki syk, niesiony wśród trzcin i byliny porastających wyspę, niczym niewypowiedziane przekleństwo potępieńca.
– Dziś odbędzie się ostateczny sąd nad Pluskającym Potokiem. Kotem, który zdradził nasz ród, nasz klan, a nawet własną rodzinę – wycharczała, a w jej oczach coś błysnęło. – Oskarżony winien jest morderstwa młodej, świeżo mianowanej księżniczki, Rozpędzonej Ważki, będącej dla niego praktycznie córką, a także jej ojca, dla Pluskającego Potoku partnera, księcia Sterletowej Łuski. Winny dopuścił się nie tylko zabójstwa, ale także spiskowania przeciwko przywódcy i współpracy z wrogiem. Teraz, gdy Klan Gwiazdy spogląda na nas spośród ciemnych chmur, zadecydujemy o jego dalszym losie. Proszę, jeśli ktokolwiek posiada jeszcze jakieś informacje, które mogą pomóc w ustaleniu tożsamości morderców, niech przekaże je teraz. Jeśli nie - przejdziemy do głównej części zebrania.
Słowa kocicy odbiły się od ścian obozu niczym zimny wiatr Pory Nagich Drzew. Nadszedł dzień sądu. Jako pierwsza wstała i wyszła przed swoją siostrę bardziej na środek polany. Wyglądała bardzo złowrogo ze swoim aktualnym stanem futra. W jej oczach widać było tylko nienawiść.
– Zabić! – krzyknęła, a jej głos trochę wybił się ponad wspólne syki kotów. Każdy po kolei krzyczał swoje zdanie, lecz ona skupiła się na wypowiedzi Żmijowcowej Wici. Wojownik wystąpił lekko naprzód i odchrząknął.
– Z całym szacunkiem i kondolencjami dla rodziny zmarłych... Od razu chcę powiedzieć, że wierze całkowicie w winę tej szkaradnej, rudej kupy łajna, ale muszę coś dodać. – Zamilkł na moment, aby zebrać myśli, po czym kontynuował. – W uchu Sterletowej Łuski znalazłem pióro ptaka. Po rozmowie ze Świteziankowym Jeziorem dowiedziałem się, że należy do dużej samicy, drapieżnego ptaka sokoła wędrownego. Szpony tego samego ptaka zadały jego rany. – Wahał się jeszcze przez chwilę, po czym dodał:
– Dodatkowo, dowiedziałem się od Wężynowego Kła, że podobny ptak często szybował nad samotnikami, którzy wcześniej zagrażali Klanowi Nocy... Być może... Nie mówię, że na pewno, ale... Może powinniśmy powrócić na owe tereny i sprawdzić je, być może tam znajdziemy więcej odpowiedzi...
Posłała Żmijowcowi wściekłe spojrzenie. Jak on śmiał?! Nigdy nie przeżył śmierci kogoś z rodziny. Nie rozumiał tego. Nie rozumiał obowiązku, jaki spoczywał na barkach całej jej rodziny. Jedyne co mieli w zamian za troszczenie się o klan to śmierć! A on zasłaniał się matką podczas wygłaszania najgorszych decyzji na świecie?!
– To nie zmienia faktu, że Pluskający Potok współpracował z samotnikami. Dowiedziałam się wszystkiego! Chciał zabić również mnie! Chcesz powiedzieć, że powinien być uniewinniony? Stań tutaj i powiedz mi to w twarz!
– Mandarynkowe Pióro, sama wiesz, że nigdy bym nie powiedział czegoś takiego komuś, kogo szanuje w takim stopniu, jak ciebie. Zaznaczyłem, że nie wątpię w winę Pluskającego Potoku i uważam, że powinien zostać ukarany, ale czy nie powinniśmy również brać pod uwagę, że ptak i samotnicy, którzy z nim współpracowali, mogą wciąż czyhać na inne koty, w szczególności na ciebie?
– Najpierw musimy pozbyć się jednego zdrajcy, zanim wpakujemy się w wojnę!
– Najpierw zmuśmy go, aby powiedział nam wszystko, co wie… Nawet jeśli będzie kłamać przez większość czasu, zawsze jedna informacja okaże się prawdziwa.
Nie zamierzała edukować teraz Żmijowca o zadawaniu się ze zdrajcami. Nie było go na tym świecie, kiedy odbyli wojnę z samotnikami. Nie wiedział, jak to jest. Zamiast tego do jej uszu dobiegł głos jej córki - Czyhającej Mureny. Głos był cichy, ale na tyle głośny, że wybił się nieco ponad krzyki innych nocniaków:
– O ile dobrze pamiętam – zaczęła, strzepując ogonem. – Pluskający Potok wspominał coś o niebieskim samotniku z białą maską.
Przerwała na moment, omiatając wzrokiem obozowisko, aby po chwili zatrzymać spojrzenie na rudym kocurze.
– Walczyłam z nim podczas wojny – oznajmiła krótko.
– Mów dalej – zachęciła ją.
– Jeśli pamięć mnie nie myli, tamtego dnia pozwoliłam mu się wymknąć, a Plusk wspominał o nim, gdy wymieniał samotników, pomagających mu przy morderstwie. To mogłoby oznaczać, że wygnani włóczędzy nie odpuścili i szukają zemsty – odparła. Spieniona Gwiazda kiwała głową, słuchając zeznań Żmijowcowej Wici oraz Czyhającej Mureny.
– Wkrótce będziemy musieli podjąć dalsze kroki dotyczące tej sytuacji, a jak widać - wszystko prowadzi nas do miejsca, w którym się to zaczęło – mówiła zachrypniętym głosem. – Teraz jednak należy podjąć decyzję, jaki wyrok powinien spotkać Pluskający Potok. Od wczoraj nie odezwał się ani słowem, dlatego jego strażnicy wyrazili wątpliwości co do tego, czy ma cokolwiek więcej do dodania.
– Zabić! Nie jest w żaden sposób lepszy od samotników, z którymi współpracuje! – powtórzyła swoje stanowisko jeszcze raz. Dużo kotów krzyczało tak samo “Zabić! Zabić!”. Dla niej wybił się jednak jeden głos. Głos, który się sprzeciwiał. Porywisty Sztorm zabrała głos:
– Czy pozbawiając go życia, nie staniemy się tacy, jak on? Co by na to powiedział Klan Gwiazdy! Wszyscy przecież widzą, że żałuje!
Po wypowiedzeniu tych słów, rudy kocur podniósł nieco pysk i posłał siostrze gorzki, kwaśny uśmiech.
– Czy chcesz mi powiedzieć, że popierasz spiskowanie przeciwko mnie i reszcie rodziny królewskiej, Porywisty Sztormie?!
Kotkę zatkało pod wpływem tak szybko wyciągniętych wniosków zastępczyni. Nie była w stanie się odezwać. Nagle stanął za nią jej ojciec - Dryfująca Bulwa.
– Jestem pewny, Mandarynkowe Pióro, że moja córka nie miała tego na myśli. – Połknął ślinę, a następnie pomyślał, by dobrze dobrać słowa. – Może nam pomóc wykryć kryjówkę tych samotników, o ile ją zna. Wtedy możemy ich dorwać i zlikwidować.
Dopiero wtedy kotka, widząc wsparcie, była w stanie również jej odpowiedzieć. Prychnęła:
– Oczywiście, że nie! Czy naprawdę teraz będziemy się rzucać sobie nawzajem do gardeł? A może to tylko dlatego, że dzielę z nim krew, jest powodem, dla którego wysunęłaś takie wnioski, Mandarynkowe Pióro?
Być może szylkretka miała rację. Być może więzy krwi były jedynym czynnikiem, z którego powodu tak szybko ich oskarżała. Aktualnie nie myślała o tym. Była zaślepiona nienawiścią. Nie była w stanie myśleć o niczym innym. Przez całą noc nie spała, myśląc o utracie syna i wnuczki. Teraz brała to już jak walkę o własne życie. Szczególnie, że wiedziała, że w takową ta sprawa mogła się przerodzić.
– Widać tu, jak bardzo wasza rodzina pragnie mojej śmierci! A ja myślałam, że chociaż wam można ufać! Mogę zabić go własnymi łapami, jeżeli wam to tak przeszkadza. Podniósł łapę na życie moje i mojej rodziny, więc jego własne zostanie zabrane!
– Ja na pewno nie chcę twojej śmierci. To, że mój syn chciał cię zabić, to nie znaczy, że ja bym chciał. Cenię słowa naszych przodków i nie popieram tego, co zrobił Pluskający Potok. Myślę też, że moja żona i Porywisty Sztorm również nie myślą o twojej śmierci. – Dryfująca Bulwa zadrżał lekko. – Dlatego, gdy zadecyduje Spieniona Gwiazda, to jakąkolwiek dostanie karę, zaakceptuję to jako prawy członek tego klanu.
– Czyli tak łatwo zmieniacie zdanie, kiedy tylko ktoś wam coś wypomni? Nagle orientujecie się, że nie jest to wygodne stanowisko? Proszę bardzo. Utrzymujcie takie myślenie. Pluskający Potok zginie dzisiaj.
– Ja nie zmieniam zdania, tylko wyrażam swoją opinię. Takie poglądy miałem od zawsze, nieważne czy Pluskający Potok zabiłby, czy nie. I cokolwiek, jak to powiedziałem, postanowi Spieniona Gwiazda, nie będę temu przeciwny. W końcu słowa przywódcy są prawem.
Już miała odpowiedzieć Bulwie czymś typu „Ty paskudny robaku!”, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Jedynym robakiem tutaj był Pluskający Potok. I to jego trzeba było zniszczyć. Powinna nigdy nie pozwolić mu wyjść za jej syna… Czemu to zrobiła…? Czemu…? Teraz nie żył i to była jej wina. Widziała, że jeden z jej synów kłócił się z Borówkową Słodyczą. Pewnie kotka chciała iść w ślady matki, a Szałwiowe Serce próbował bronić jej honoru. Nie zamierzała się wtrącać, dopóki nie usłyszała jednego zdania za dużo. Wtedy nie wytrzymała i podeszła do niej:
– Sądzisz, że te imiona ciążą tobie tak samo, jak nam?! Prawie każdy z tych kotów był naszą rodziną! Wszyscy pozabijani przez samotników i zdrajców! Za to te koty, które poległy na wojnie, poległy w obronie klanu i honorowo. Łatwo ci mówić, że bezpieczniej będzie zostawić go przy życiu, kiedy jest to twój wuj i nie zamierza skrzywdzić Ciebie! Tacy jak on zabrali mi ciotkę, ojca, siostrę, syna i wnuczkę! Okaleczyli mojego wuja i planowali mnie zabić! Tobie łatwo zostawić go przy życiu. Dla mnie może to być tylko kwestia czasu, kiedy zamachnie się i na moje życie, i życie moich dzieci! Naprawdę do tego dążysz?!
Biała wbiła wzrok w Mandarynkowe Pióro.
– Nie powiedziałam, że ich imiona ciążą mi mniej – odparła cicho, głos drżał, choć starała się go opanować. Kłamała. Jak lisica. Brudna lisica! – Twoja strata i strata każdego z was pali mnie tak samo, jak ciebie. Nie mam prawa mówić, że wiem, jak to jest stracić matkę, siostrę, syna. Nie wiem. – Jej spojrzenie stało się ostrzejsze, ale wciąż pełne współczucia. Chociaż srebrna nie wierzyła w jej szczerość ani trochę. – Ale wiem tylko jedno: jeśli pozwolimy, by nasza odpowiedź była jedynie ogniem zemsty, to te imiona będą krzyczeć bez końca i do końca dnia będziemy coraz biedniejsi o to, co czyni nas klanem. Możesz mi zarzucać, że nie chce jego śmierci, bo to mój wuj, lecz Szałwiowe Serce chce go zabić, a ty jesteś przecież jego matką. – Końcówka jej ogona drgnęła lekko, ale nadal kontynuowała:
– Gdyby faktycznie doszło do twojej śmierci, klan z pewnością nie byłby taki sam. Zdaję sobie sprawę z tego, że na karku nosisz nie tylko wiele cennych księżyców doświadczenia, ale i rangę zastępczyni. Jednak najsurowsza kara nigdy nie będzie tą najlepszą. Jeśli go zabijemy, wtedy klan się podzieli. Wtedy część kotów nie będzie widzieć zdrajcy tylko w nim, ale i w kotach, które zabiły go, ponieważ uznały to za jedyną słuszną opcję.
Zastępczyni zacisnęła zęby. Borówkowa Słodycz nie widziała rzeczy, które ona widziała! Nie miała prawa jej pouczać!
– Szałwiowe Serce chce pomścić brata! Ten okrutny robak współpracował z kotami, które go okaleczyły, po czym wziął z nim ślub, by następnie go zabić! Nie zasługuje na nic więcej niż rozszarpanie go na strzępy! Próbujesz nazwać mnie zdrajczynią?! Mnie?! Zastępczynię swojego własnego klanu?! Tylko dlatego, że nie zamierzam trzymać przy życiu kota, który planował mnie zabić?! Nie wiem jak Ty, ale ja na wojnie nie daję się rozszarpać wrogom tylko po to, żeby ich nie skrzywdzić! Proponuję ci dokładniej dobierać słowa, jeśli chcesz być bezpieczna w tym klanie.
– Nie nazwałam cię zdrajczynią. Powiedziałam za to, że zabicie nie jest sprawiedliwą karą, a zemstą, w czym jeszcze bardziej utwierdzają mnie twoje słowa – miauknęła niebieskooka. – Przykro mi, że odebrałaś moje słowa w taki, a nie inny sposób. I wiem, jak ta sytuacja może dla ciebie wyglądać, w końcu narażone było twoje życie. – Zadrżała, nieco zaskoczona raczej wybuchowym charakterem klanowej zastępczyni. – Jeśli chcesz prawdziwej sprawiedliwości, użyj tej wściekłości jako siły: opowiedz, nazwij fakty. Nie rozpalaj ognia, który spali nas wszystkich. – Ostatnie słowa padły spokojnie, ale bez cienia ustępstwa:
– Jeżeli naprawdę zależy ci na tym, by nie stracić już więcej kotów, walczmy mądrze. Jeśli chcesz walczyć tylko pazurami, pamiętaj, że nawet one muszą być skierowane w słusznej sprawie. Jego śmierć by nas tylko podzieliła, odsunęła nas wszystkich od siebie. Nie wierzę w jego niewinność, ale wierzę w to, że nikt nie powinien oddawać swojego życia za własne błędy. Nawet tak okrutny morderca, jak on.
Szałwiowe Serce umilkł. Najwyraźniej jego też przeraziła furia Mandarynkowego Pióra. Ta nie musiała jednak nic dodawać. Jej poplecznicy rzucający “Zabić! Zabić!” i patrzący z furią na Pluskający Potok i jego rodzinę wywarli wystarczająco dużo presji na Borówce. Wojowniczkę nagle opuściły siły i wbiła wzrok w swoje łapy.
– Chyba nie powinnam była się odzywać... – mruknęła, po czym postawiła kilka niepewnych kroków w tył. – Ja... naprawdę przepraszam, że tak uparcie wychodziłam wam wszystkim na przekór. Chciałabym po prostu wierzyć w to, że lepiej będzie, jeśli pozwolimy mu odejść, ale… – Wstrzymała się na moment, niby to ważąc słowa, które za moment miała wypowiedzieć. – Prawda jest taka, że nie wiem, czy sama wiara wystarczy.
Kiedy pomarańczowooka już miała odejść i czekać na decyzję Spienionej Gwiazdy, do obrony partnerki wkroczył Tojadowa Kryza.
– Zgadzam się z Borówkową Słodyczą, nie zabijajmy go! Jak pozbawimy go życia, to nie będziemy lepsi...
– Nawet twoja partnerka zgodziła się z wyrokiem. Powiedz mi, Tojadowa Kryzo, w czym pomogłoby nam zostawienie zdrajcy przy życiu? To wronia strawa. Powinien gnić – powiedziała tylko. Powtarzała to samo w kółko. Była zmęczona i czuła się winna. Nie zmieniało to jednak faktu, że chciała, żeby Pluskający Potok cierpiał.
– Czym będziemy lepsi od niego, jeśli też dokonamy mordu? Lepiej żeby w inny sposób odpokutował, tak, aby wiedział kim jest do końca życia.
– Nie umie przywrócić wszystkich, których zabił, do życia. Nie da rady odpokutować. Jest zagrożeniem i jedyne co możemy zrobić to go zabić!
– Są też inne sposoby. Możemy go zawsze wypędzić poza obszar klanów lub coś innego! Musi być inny sposób niż zabijanie...
Szałwiowe Serce zirytował się jego mysiomózgim podejściem i ponownie wkroczył do słownej bitwy:
– Słuchasz tego, co mówiliśmy, Tojadowa Kryzo? – Powrócił do swojego ostrego tonu. Machał ogonem. – Wymieniłem już kilka razy, czym może poskutkować wygnanie tego ścierwa, podobnie jak moi poplecznicy.
Mandarynkowe Pióro tego nie słyszała, aczkolwiek każda próba zamknięcia pysków bezmózgim członkom klanu była dobra.
– Tojadzie, już próbowałam. Nie warto. Strumień nie zmieni swojego biegu. – powiedziała cicho Borówkowa Słodycz.
– Zawsze jest jakiś sposób...
Srebrna postanowiła przerwać im tą przesłodzoną wymianę zdań.
– Może w takim razie opuścisz klan razem z nim?! Zobaczymy, czy uda ci się dojść do terenów niczyich żywy! – zasugerowała.
– Uważaj lepiej, myślenie nie boli, zanim coś powiesz – warknął Tojad. Mandarynkowe Pióro dobrze wiedziała, że to on powinien uważać na słowa. W końcu ona kiedyś będzie miała władzę, a on gorzko wszystkiego pożałuje. Gwałtownie zmniejszyła dystans pomiędzy nimi, tak, że ich pyski dzieliła tylko odległość kocięcego kroku. W tym momencie w jej oczach był ogień furii tak gorący, jak sam odcień jej oczu. Obnażyła zęby.
– Radzę uważać na słowa, Tojadowa Kryzo. Może się okazać, że kiedyś takie słowa mogą zafundować ci kilka księżyców jako uczeń – przestrzegła go i pazurem odgarnęła swoją rozczochraną grzywkę, ukazując symbol lotosu. Trzymała tak chwilę, jakby na ostrzeżenie, przypominające mu o jej pozycji w klanie, po czym opuściła łapę i zrobiła krok w tył, nadal patrząc na niego tym samym wyrazem twarzy.
– A co ja poradzę, że przeze mnie ciśnienie ci tak podskakuje, Mandarynkowe Pióro, oh wasza królewska mość. — W tej chwili Tojad ukłonił się lekko z gniewnym i rozbawionym spojrzeniem. Mysiomózgi dureń. Warknęła na niego tylko i odeszła. Z gałęzi drzewa rozległ się głos przywódczyni:
– Jeśli każdy kot, chcący oddać swój głos, już się odezwał, to nadszedł najwyższy czas na osąd... – Głos liderki był cierpki. – Idąc głosem większości, Pluskający Potok za swoje zbrodnie, skazany zostaje na karę śmierci.
Mandarynkowe Pióro odwróciła wzrok od rudego. Sprawa zamknięta. Umrze.
***
Siedziała nad brzegiem rzeczki, otaczającej ich obóz i kończyła rozczesywać futro. Przez cały czas starała się nie patrzeć w dół na swoje odbicie. Po nieprzespanych nocach to, co widywała w odbiciach, zawsze wpędzało ją w ataki paniki, na które nie miała czasu. Kiedy już wyglądała tak, jak zazwyczaj; uczesana, lśniąca, z lokami na grzywce i ogonie, wyszła z obozu. Chciała upolować kaczkę, żeby podarować jej synowi piórko tego ptaka. Wiedziała, że zawsze lubił pióra. Normalnie poszukałaby też jakichś białych kwiatów, bo pomarańczowe nie pasowały do tej okazji, ale kwiaty były zarezerwowane tylko dla zmarłych, więc musiała przyjść bez żadnych ozdób. Kaczkę wytropiła dość szybko. Musiała tylko podążać za zapachem i nie dekoncentrować się aż do końca polowania. W końcu zobaczyła kaczkę. Piękną, pomarańczową z elementami innych barw. Spała nad brzegiem rzeczki.
“To będzie łatwe” – pomyślała.
Podkradła się do niej i wyskoczyła. Niestety jej zmęczony nadmiarem wydarzeń i brakiem snu umysł źle obliczył odległość i zahaczyła tylko o kaczkę pazurami, zanim ta się nie spłoszyła. Co prawda misja nie była do końca nieudana, bo udało jej się wyrwać jedno, pomarańczowe pióro od ptaka. Popatrzyła tylko na nie, wzięła je delikatnie do pyska, żeby za bardzo go nie obślinić i, ze smutkiem spowodowanym kolejną porażką, wróciła do obozu.
***
Siedzieli na wyspie pod wierzbą. Mandarynkowe Pióro niezbyt słuchała przemowy Spienionej Gwiazdy. Patrzyła tylko na to, jak wiele kotów ma tu swój grób. Wirująca Lotka, Łabędź, Tuptająca Gąska, Srocza Gwiazda, Zimorodkowe Życzenie, Mątwie Marzenie, a teraz jeszcze Sterletowa Łuska i Rozpędzona Ważka. Kiedy był czas na ostatnie pożegnania, ustawiła się w kolejce. Jednym pożegnania zajmowały dłużej, innym krócej. Najdłużej zajęły one chyba Czyhającej Murenie. W końcu nadszedł czas na jej kolej. Delikatnie położyła pióro na ziemi obok syna i zetknęła się z nim nosem.
– Przepraszam za wszystko. Obyś czuł się dobrze w Klanie Gwiazdy – szepnęła, po czym zetknęła się nosem z Rozpędzoną Ważką. – Przepraszam za wszystko, co mówiłam. Byłaś i nadal jesteś dla mnie moją pierwszą wnuczką. Zawsze wiedziałam, że będziesz świetną wojowniczką.
Kiedy odchodziła od ciał obsypanych białymi kwiatami, przypomniały jej się jej wspominki przy granicy z Klanem Burzy oraz słowa Pierzastego Wdzięku.
“Życzenia zawsze mają swoją moc”
Chciała jakiejś zmiany w życiu… Co ona narobiła…