- Tak, Wujku. – pokiwał ucieszony głową.
- To ja też wezmę coś dla siebie. – mruknął zastępca i ze stosu ze zwierzyną sięgnął ptaka tylko, że większego od ptaszka Kolca. Wrócił do kociaka. – Popatrz, to jest szpak.
- Szpak?
- Czyli taki rodzaj ptaka.
- Jasne. Wujku Wilcze Serce… - Przełknął kawałek jedzenia.
- Tak?
- Bo… - Kolec spojrzał na czarnego swoimi brązowymi oczami, przypatrując się jego każdemu ruchu. – Dzierzba powiedziała mi bym ci coś przekazał… – na chwilę zamilkł, powoli zdając sobie sprawę, że jego mamy tu wcale nie ma, bo po co by on miał przekazywać tę wiadomość? – Gdzie jest mama?
- Na chwile jej nie ma… - powiedział Wilcze Serce smutnym wzrokiem i przerażonym.
- Kłamiesz! – krzyknął. – Powiedz prawdę, proszę.
- Już nie ma jej na tym świecie… - szepnął, a z jego oczu poleciała łza.
- Co to znaczy…?
- Nie żyje… - rozpłakał się.
- N-nie żyje…? – wyszeptał liliowy z wytrzeszczonymi oczami. Zamilkł i stanął w bez ruchu. Kłamali. Oni wszyscy go okłamywali dając mu i jego rodzeństwu nadzieję. Nie widział co dalej powiedzieć, co dalej zrobić. Łapy mu drżały, a z oczu leciała przezroczysta ciecz. Chciał podrapać ich wszystkich… Czuł jak w jego ciele zbiera się złość i… żal. Chciał na chwilę zatrzymać nurt życia i odpocząć.
- T-tak mi p-przykro…, Kolec… - Szepnął Wilcze Serce próbując przytulić liliowego.
- Zostaw mnie! – odepchnął łapą zastępcę i prychnął — Okłamywałeś mnie… - spojrzał swoimi brązowymi oraz zapłakanymi oczami w ślepia Kocura.
- Ale… T-ty mnie nie rozumiesz...
Brązowooki cicho warknął. Pobiegł przed siebie jak najdalej od czarnego.
Czuł w sobie złość. Dużo złości. Może nie do końca był wściekły na Wilcze Serce, ale... Jakoś tak to wyszło. Trudno. Miał to gdzieś. Dzierzba nie żyła i tylko to się teraz liczyło. Z jego oczu płynęły łzy, nawet ich nie ocierał. Pozwolił im spływać i wsiąkać w swoje liliowe futerko. Nie patrzył czy ktoś za nim biegnie, czy zastępca płacze lub się wścieka. W ogóle nie patrzył, gdzie idzie.
Naglę zauważył na swojej drodze drzewo. Nie zdążył wyhamować i runął o nie głową.
- Aaauć...! - pisnął i złapał się swoimi małymi łapakami za równie niedużą główkę.
Słyszał szybkie bicie swojego serduszka. Wdech i wydech. Rozejrzał się. Zaraz pod drzewem widać było dość duży konar drzewa. Idealny do schowania się przed tym okrutnym i bezlitosnym światem. Nie patrząc na nic ukrył się właśnie za nim. Położył się na ziemi i złapał ogonek swoją łapką.
***
Jak na złość zaczęło się ściemniać i padać. Kolcowi to się wcale nie podobało. To tego bolał go brzuch i głowa. Zaczęło mu się robić ciemno pod oczami.
***
Mech. Obudził się w dobrze znanym mu miejscu... Czyli w żłobku. Pamiętał bardzo mało z wczorajszego dnia. Jadł śniadanie z Wilczym Sercem i... Tu się wszystko urwało.- Kolec... - szepnęła bura kocica o imieniu Cętkowany Liść. - Wszystko dobrze? Podobno uderzyłeś się podczas zabawy w chowanego.
- Naprawdę...? Nic nie pamiętam... - mruknął łapiąc się za głowę.
- To pewnie dlatego, że się uderzyłeś.
- Gdzie jest Wilcze Serce?
- Poszedł na polowanie. Nie długo wróci. A ty w tym czasie zjedz. - Kotka położyła przed nim małego ptaszka.
Kolec poczuł, że wszystko zaczyna mu się powoli przypominać. Siedział jak wryty.
- D-dobrze. - powoli zaczął jeść zwierzątko z przerażeniem w oczach.
***
Brązowooki zobaczył czarne futro zastępcy. Rozmawiał z Cętkowanym Liściem. Szybko podbiegł do dwójki kotów.
- Tak...? Boli cię dalej głowa, maluchu? - Wilcze Serce pogłaskał liliowego po głowie.
Gdy bura zostawiła ich samych Kolec postanowił porozmawiać na poważnie.
- Wszystko wiem.
- Ale co wiesz?
- Nie udawaj głupiego. Teraz pamiętam doskonale co się wydarzyło wczoraj.
Czarny nic nie odpowiedział.
- To już chyba nieważne... Obiecałem Dzierzbie przekazać ważną wiadomość... - jego głos się załamał. Dalej przeżywał śmierć matki, ale musi być silny, a nie wrażliwy. Miał, chociażby udawać - A więc... Mówiła tak: ''Przewidziałam wszystko. Uwolniłam ją od siebie i dałam nowe życie. Dzięki tobie. Do zobaczenia tam, gdzie nie ma gwiazd. Ani jej.'' Nie wiem co to ma znaczyć... Myślę, że ty wiesz...
<Wilcze Serce?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz