*zanim Słodki Język uciekła*
Wybrali się na polowanie. Tak jak zawsze w towarzystwie Karasiowej Łuski i jego ucznia. Mieli po prostu coś złapać, więc szybko wzięli się do roboty. Robiło się coraz chłodniej, więc zwierzynę trudno było znaleźć. Czermień węszył, lecz jak na razie bezskutecznie. Od kiedy polowanie mu zaczęło wychodzić, chciał pokozaczyć i pokazać, że jest w stanie upolować więcej od mentora. Jednak jak mógł to ziścić, skoro nigdzie nie wyczuwał żadnej ofiary?
Nagle usłyszał cichy pisk. Jest! Szybko przypadł do pozycji łowieckiej i zaczął się skradać. Krok za krokiem, podążał w stronę dźwięku. Da radę. Złapię ją! Wyskoczył ze swojej kryjówki i wbił kły w niczego niespodziewającą się ryjówkę. Ha! Uniósł zdobycz, kiedy nagle wyczuł coś innego. Odwrócił się i dostrzegł wychodzącego z krzaków kocura. Nie był chyba z klanu rybojadów. Śmierdział całkiem inaczej. Na dodatek miał straszną szramę, biegnącą przez zasnute mgłą oko. Stanął przed nim pewnie, wypuszczając zdobycz z pyska.
- Czego tu szukasz, co? - warknął do intruza.
Kocur uśmiechnął się do niego dość upiornie, a po jego sierści przeszły ciarki. Dopiero teraz wyczuł, że osobnik ten emanuje jakąś niepojętą dla niego energią, która sprawiała, że całe jego ciało krzyczało " uciekaj".
- Kogo my tu mamy... - odezwał się, znów stawiając krok w jego stronę.
Ewidentnie nie podobało mu się, że samotnik się do niego tak zbliżał. Poruszał się jak drapieżnik, który właśnie natrafił na swoją zwierzynę.
Instynktownie się cofnął. Czy koty są kanibalami? Nie wiedział, ale widząc tą paskudną mordę, zaczął zastanawiać się, czy właśnie nie skończy jako posiłek. Nie! Nie da mu się! W końcu umiał walczyć! Poradzi sobie z nim!
Pokonałby tego śmierdziela bez przeszkód!
- Powiedziałem coś! - warknął w jego stronę, strosząc sierść.
Nie zrobiło to na obcym żadnego wrażenia.
- Kim jesteś?! - Może na to odpowie?
Z każdym jego krokiem, robiło się chłodniej. To nienormalne, aby kot był w stanie wyzwalać taki strach! Zaczął się trząść, nie rozumiejąc co dzieje się z jego ciałem. Czuł, że to chyba będą jego ostatnie dni w życiu. Uderzył grzbietem w drzewo. Nie było już ratunku. Kocur również to zauważył, uśmiechając się perfidnie.
- Jestem twoim koszmarem - odpowiedział, rzucając się na kociaka.
Poczuł jak zostaję przygnieciony, a następnie jak po jego ciele przechodzi okropny ból. Chciał wrzasnąć, ale obcy zatkał mu pysk łapą.
- Nie chciałbym zbyt szybko kończyć zabawy, malutki.
Zaczął się wić i szarpać. Musiał się uwolnić! Pamiętał co należy zrobić. Brzuch! Akurat leżał grzbietem na ziemi, więc łapy miał wolne! Przejechał mu po nim pazurami, ale gorzko tego pożałował. Kocur wgryzł się w jego ucho, szarpiąc nim boleśnie. Poczuł metaliczny zapach krwi.
- Bardzo mnie zdenerwowałeś - szepnął mu do ucha, ryjąc mu pazurami pysk.
Krzyknął. To bolało! Spiorunował go wzrokiem. Rany paliły go, ale ani myślał się poddawać. Widząc znów jego sadystyczny uśmieszek, zrobił to samo.
- Nie robi to na mnie wrażenia - charknął.
To najwyraźniej zbiło samotnika z tropu. To była jego szansa! Chciał się wyszarpnąć, ale kocur najwyraźniej doszedł szybciej do siebie niż zakładał. Znów poczuł ból.
- Ty pochodzisz z tego klanu homo, tak? - Wbił pazury głębiej w jego ciało.
- Nie!
Czekaj co? Czyżby rybojady lubili się w tej samej płci? Ale w takim razie... skąd brali kocięta? Porywali... No oczywiście! Przecież ich porwali i wcielili do swojego śmierdzącego klanu!
- Nie jestem jednym z nich! Jestem z klanu lisa i nie znoszę takich kotów, którzy lubią tą samą płeć!
- Pewnie łżesz...
- Nie! Wcale nie! Gdybym jakiegoś spotkał, to bym go chyba zabił! - zapewnił z gorliwością.
Samotnik chwilę patrzył na niego, najwyraźniej zastanawiając się, jakby to wykorzystać.
- Wątpię, że byłbyś w stanie to zrobić. Jesteś tylko słabym kociakiem, który niedługo przestanie istnieć - Dla potwierdzenia swoich słów, wbił w niego bardziej pazury, podduszając go łapą.
Zaczął charczeć i szarpać się. Nie mógł tak zginąć! Nie mógł! Nagle ucisk zniknął. Złapał oddech i spotkał się wzrokiem z tym szaleńcem. Widział, że świetnie się bawił! Zacisnął zęby w bezsilności.
- Nie jestem jak oni! - powiedział na co kocur prychnął.
- Twoje gadanie nie robi na mnie wrażenia. No chyba, że zaczniesz błagać o śmierć. Wtedy spełnię twą prośbę i zginiesz szybko.
Znów poczuł ból. Wiedział, że się nim bawił. Sam to przyznał. Jednak chciał go zabić. Tak po prostu. A to Błysk twierdziła, że był potworem! A tu się okazało, że był inny potwór. Silniejszy, zimny i bezwzględny, który ma za nic kocie istnienie. Robił to wszystko z takim lodowym spokojem, że aż mu to zaimponowało. Chociaż to trochę absurdalne, że akurat w momencie, kiedy czuł, że wykrwawiał się na śmierć.
- Nie... Nie chcę ginąć! - pisnął.
Samotnik zaśmiał się, a po całej sierści ucznia, przebiegł dreszcz strachu. On był przerażający!
- Naprawdę jesteś takim śmieciem? Gotów byłbyś kogoś zamordować żeby przeżyć?- Nacisnął bardziej na jego ranę, z której pociekła krew.
- Tak! - warknął z pewnością w głosie. - Zrobiłbym to bez zawahania! Już i tak moja siostra uważa, że zabiłem ojca i matkę, bo się śmiałem z ich śmierci!
To wyznanie nieco zdziwiło kocura. Nachylił się i szepnął mu na ucho.
- Może jednak przeżyjesz... Jeśli będziesz mnie błagał.
Patrzył wystraszony na jego pazury, które przystawił mu do oczu.
- Błagaj... Albo będziesz miał takie piękne oko jak ja.
Przełknął ślinę. Domyślił się, że chodzi mu o to białe, martwe, które nie spełniało już swoich funkcji. Nie miał wyboru. Nie chciał w końcu go stracić!
- Proszę nie rób tego! - warknął.
- Nie podoba mi się ta tonacja... - Jego łapa niebezpiecznie zbliżyła się do jego pyska.
- Błagam nie zabijaj mnie! - pisnął, mając nadzieję, że to mu wystarczy.
Najwidoczniej nie, bo łapa cały czas się zbliżała.
- Błagam! Nie moje oko! Aaaaa! Błagam! Zrobię co chcesz! - pisnął.
Jego krzyki najwyraźniej odniosły inny efekt niż oczekiwał, ponieważ usłyszał, jak ktoś szybko zmierza w tą stronę. Czyżby to był patrol? Samotnik również zrozumiał co się dzieję i zeskoczył z kociaka.
- Tym razem ci się upiekło - powiedział znikając w gąszczu krzewów.
Nie wierzył. Został uratowany! Usiadł czując jak całe ciało piecze go od zadanych ran. Na szczęście nie stracił oka.
- Co tu się dzieję?! - rozległ się czyjś głos.
Patrol składający się z trzech kotów, pojawił się w zasięgu wzroku. Widząc kociaka skąpanego we własnej krwi, dopadli do niego, zarzucając go mnóstwem pytań. Nie miał sił, aby im na to odpowiadać. Poczuł jak świat wiruję, a następnie zapadła ciemność.
***
Obudził się w leżu medyków. Wszystko go bolało. Słodki Język krzątała się przy nim, wymieniając pajęczynę z jego ran. Chciał się podnieść, ale jej ogon mu to uniemożliwił.
- Leż. Musisz odpocząć. Pamiętasz co cię zaatakowało? - zapytała z troską w głosie.
Zastanowił się chwilę, a wspomnienia powróciły. Ten kot... Pokręcił głową. I tak nie miał ochoty o tym zbytnio rozmawiać. Położył się ponownie, czując jak łapie go senność. Tak... Musiał odpocząć.
Słodki Język wypisała go dzień przed tym, jak została porwana przez Klan Klifu. Zbytnio nie obchodziło go to, czemu ten klan ją porwał. Może powinien być jej wdzięczny, bo dzięki jej zabiegom nie umarł, ale jakoś nie czuł żadnych wyrzutów sumienia.
Siedział nad brzegiem wyspy, wpatrując się w swoje odbicie. Po tym spotkaniu, jego wygląd mocno się zmienił. Jego prawe ucho zostało nadszarpnięte, na lewym miał małe zadrapanie, a na pysku i nad okiem widniały wielkie, jeszcze zaróżowione blizny. Spojrzał w dół na swoje łapy. One również były pełne mniejszych i większych zadrapań. W końcu intruz atakował go od przodu, kiedy leżał na grzbiecie. Musiał przyznać, że to spotkanie wywarło na nim wielki wpływ. Z nieufnością tasował wzrokiem członków Klanu Nocy. Myśl, że chodzili pośród niego takie istoty, które lubiły tą samą płeć, napawała go obrzydzeniem.
- Czermień? - rozległ się obok niego głos Koszatka. - Bo ja chciałem ci coś powiedzieć...
C.D.N.
Aaa, moje dziecko w akcji <3 Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy :3
OdpowiedzUsuń