— Ceść — odpowiedział nieśmiało młodszy, chyba lekko zaskoczony nagłym spotkaniem z szylkretową kotką. — Cy ty pilnujes ś’iatła? Mogę tam? — zapytał po chwili, a jego łapka wskazała wyjście z kociarni, od którego tego dnia biło przyjemne światło słoneczne.
Koteczka aż pisnęła z przypływu radości. Bardzo podobało się jej, a wręcz schlebiało to, że kocurek wziął ją za kogoś w rodzaju strażnika. W końcu to oznaczało, że wyglądała mu na kogoś ważnego, nie na zwykłego kociaka, a Melodyjka właśnie chciała być inna i lepsza. Ta duma od razu sprowadziła do jej łebka pewną myśl. Skoro ten nowy i tak uznawał ją już za wartownika, to może go udawać dalej! Oprowadziłaby nieznajomego po obozie jak najlepszy spec, pokazałaby najciekawsze kryjówki, a gdyby jego matka okazała się z tego powodu zła, kotka miała zawsze kochanego tatusia jako obronę! Tak, to brzmi jak wyśmienity plan na rozpoczęcie dnia. A może ten kociak okaże się kimś naprawdę świetnym i liliowa zyska dobrego towarzysza do zabaw? Takich przecież nigdy nie za wiele.
— Tak, pilnuję! I możes tam iść, ale to ja ci fsystko pokażę — oznajmiła, pusząc się. — Chodź za mną — dodała, tak na wszelki wypadek, gdyby jej rozmówca nie zrozumiał.
Dumnie podreptała ku wyjściu, wdychając rześkie powietrze poranka. Było naprawdę wcześnie, więc zarówno w żłobku, jak i całym obozie panowała cisza, jedynie pojedynczy wojownicy kręcili się dookoła. Szylkretka zaraz obejrzała się za siebie, obserwując, jak syn Koniczynki niepewnie stąpa po gruncie jaskini, powoli przemieszczając się w stronę dworu. Wydawał się dosyć nieśmiały i niepewny, ale hej, ona nauczy go, jak należycie traktować świat!
— No dalej! Musis zobacyć, jaki śfiat jest supel — stwierdziła zachęcająco, czekając, aż kocurek w końcu znajdzie się tuż przy niej.
— Śfiat? — powtórzył, podchodząc coraz bliżej… i już chwilę później stał obok Melodyjki, z ogromnym niedowierzaniem obserwując to wszystko. Nie spodziewał się pewnie, że tak wyglądają rzeczy poza bezpiecznym, znajomym żłobkiem?
— No śfiat to to fsystko, co nas otaca. Wies, ja pilnuje fejścia do niego, fięc fiem — wyjaśniła, starając się zgrywać jak najbardziej mądrą, choć w rzeczywistości przywołała jedynie słowa dziadka Czapli. Drugie zdanie jednak sformułowała sama na szybko, a zabawa w strażnika zaczęła coraz bardziej się jej podobać. — Cały śfiat jest o fiele, o fieeeele fięksy, a to co telaz fidzisz to obóz. Najpiefl chodźmy tędy! — żwawym krokiem poprowadziła go w stronę pierwszego leża znajdującego się zaraz przy żłobku. Wystarczyło przecież wyjść lekko na polankę przed jamą i potuptać kawałek przed siebie, by się tam znaleźć. — Tu śpią fojofnicy, dolosłe, niesamofite koty — wytłumaczyła, siadając przy wejściu. — Ty też kiedyś takim zostanies, tak myślę.
Srebrny z zainteresowaniem i wciąż widocznym szokiem z tego, jak kolosalnie wielkie jest całe otoczenie, lustrował legowisko wojowników uważnym spojrzeniem. Melodyjka zerknęła na niego i bardzo ostrożnym ruchem wsadziła łebek do środka. "Odważni wojowie" w dużej mierze wciąż chrapali skuleni na swych posłaniach. Kotka zmrużyła żółte ślipka. Chciała się już wycofać, bo może i była na zbyt ciekawska, ale wiedziała, że plątanie się tutaj może mieć spore konsekwencje. Wtedy jednak poczuła, że jej nowy towarzysz również niepewnie zagląda do wnętrza, przeciskając się obok niej. Pozwoliła mu się rozejrzeć. Od momentu przedstawienia się jako ważna postać stróżująca nad światłem czuła, że musi opiekować się tą śmieszną kluską i faktycznie pokazać jej obóz najlepiej, jak tylko umie. No właśnie, jak ta kluska w ogóle miała na imię?
— A telaz zfiedzamy dalej, fojofnicy nie lubią, kiedy kociaki zaglądają im do legofiska — szepnęła, szybko się wycofując. — Tak fłaścifie to jak się nafywas? — dodała, gdy byli już w bezpiecznej pozycji.
<Słoniku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz