Zwróciła pysk w kierunku wojownika. Od momentu, w którym odzyskał swoje stare imię, a nawet nieco je zmienił, zaczęła częściej zagadywać go na patrolach czy w obozie. Jednak zawsze robiła to uprzednio się przygotowawszy…
— Zostań — miauknęła po chwili.
Poklepała miejsce obok siebie końcówką ogona i uśmiechnęła się lekko, jednak od razu skrzywiła się wewnętrznie. Taki gest był zarezerwowany dla innego kota, którym Królik zdecydowanie nie był... Nadal czuła się winna. Z cichym westchnieniem spojrzała na kocura, który z wahaniem zajął wskazane mu miejsce.
— Jakieś plany na dzisiaj?
Teraźniejszość…
Życie toczyło się dalej. Nadal nie wiedziała, co ma czuć, ani co ma zrobić. Nic nie stało się ani odrobinę jaśniejsze.
Chciała zastanawiać się nad tym, co powie ojcu. Nad tym, jak ominąć podejrzenia innych. Ale nie była w stanie. Jej myśli nie zbierały się w żadne sensowne zdania, krążąc jedynie wokół tego, co mogłoby być, gdyby to wszystko potoczyło się inaczej. Gdyby była bardziej uważna, gdyby Szałwiowe Serce nie zniknął by bez śladu. Gdyby nie zostali przyłapani – bo dokładnie to, jak mniemała, się stało.
Nie miała siły na doszukiwanie się innego rozwiązania niż to, które przyszło jej do głowy już parę księżycy temu. Królik by jej nie odmówił, prawda? Wystarczyło go poprosić, zataić parę szczegółów… Z drugiej strony jednak, wahała się. Czuła się obrzydzona tym, że coś takiego nawet przyszło jej do głowy. A po ostatnim zgromadzeniu, po rozmowie z partnerem? Już niczego nie była pewna. Czy była to zdrada, jeśli tylko udawała? Czy… Czy miało to znaczenie, jeśli nie miała pewności, czy nocniaka jeszcze kiedykolwiek zobaczy? Niby nie, ale nie chciałaby robić czegokolwiek w tym rodzaju. Nie chciałaby robić czegoś, za co Szałwiowe Serce normalnie spojrzałby na nią z bólem w oczach. Jednak… Na tamten moment nie widziała innego wyjścia.
Nie trudno było wyciągnąć Królika poza obóz. Starając się utrzymać obojętną, ale i przyjazną minę zaprowadziła go w okolice Złotych Kłosów. Kremowy próbował utrzymać pomiędzy nimi rozmowę, ale ta wcale się nie kleiła; jej odpowiedzi były krótkie i wymijające. Była pewna, że z jej pyska dało się wszystko wyczytać.
Przystanęła na polanie, w końcu odwracając głowę w stronę Króliczej Prawdy. Nadal nie była pewna tego, co robi. To wszystko wydawało się takie… Złe. Niewłaściwe.
Wzięła głęboki oddech.
— Chciałabym poprosić Cię o… Przysługę.
Wojownik zastrzygł uszyma, spoglądając na nią z mieszanką zaskoczenia i ciekawości. Powoli skinął głową, zachęcając ją do kontynuowania.
— Posłuchaj mnie teraz — miauknęła ciszej. Wcale się to jej nie podobało. — Ja… Spodziewam się kociąt. Ich ojciec nie będzie — tu przerwała, biorąc drżący oddech — obecny w ich życiu. Potrzebuję kogoś… Do pomocy.
Niemrawy wyraz twarzy kocura już wtedy powinien jej uświadomić, że powinna trzymać język za zębami i poradzić sobie z tym sama.
<Królik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz