Jakiś czas temu
— A... Przepraszam, nie zauważyłam Cię. Proszę. — Promienna Łapa przesunęła mysz łapą w jego stronę.
Bukowa Korona jednak jej nie przyjął. Spojrzał na szare zwierzątko jakby z obrzydzeniem, subtelnie marszcząc brwi. Następnie delikatnie ją pchnął, znów wciskając ją między łapy szylkretowej kotki. Na co mu zwierzyna z litości? Ma pełen komplet kończyn, sprawne wszystkie zmysły i na tyle oleju w głowie, by samemu upolować sobie obiad.
— Podziękuję — odparł, stawiając łapę na ziemi i prostując się, jednocześnie pierś wypiąwszy dumnie. Uczennica przekręciła głowę, patrząc na Buka jak na niezrównoważonego psychicznie. — Nie potrzebuję bowiem, by ktokolwiek wyręczał mnie w polowaniu. Nie odbyłem obowiązkowego szkolenia na wojownika Klanu Klifu tylko po to, by jakaś pierwsza lepsza uczennica oddawała mi swoją piszczkę. Sam sobie mogę upolować; tak, by było sprawiedliwie — wyjaśnił dumnie, podnosząc łapę i kładąc ją na piersi.
Na jego ton Promienna Łapa przewróciła oczami. Cóż – jeśli było się nieco luźniejszym kotem, dogadanie się z Bukową Koroną graniczyło z cudem. Sam srebrny uważał, że niewinnie rozmawiać z nim mogą tylko elity elit, a nie jacyś… przypadkowi, brudni Klifiacy. Mimo wszystko nie wygłaszał tego na głos, a przynajmniej zazwyczaj. Widać to jednak było po jego postawie i sposobie mówienia. Zachowywał się, jakby rozmawiał z kociakami, a nie normalnymi członkami społeczeństwa.
— Ach tak? To może mi pokażesz, skoro taki mądry jesteś! — mruknęła nagle Promienna Łapa, uśmiechając się szeroko. Bukowa Korona na chwilę zamilkł, jakby nie dowierzając.
— Nie muszę nikomu nic udowadniać, wszak nie zależy mi na błahych pochwałach. Jednak… jeśli bardzo ci na tym zależy, owszem, mogę coś upolować. Nie uważam, że moje umiejętności mogłyby zostać podważone; tym bardziej nie przez ucznia. Mimo to, fakt faktem, każda piszczka upolowana przeze mnie to jedna piszczka więcej dla klanu — stwierdził, postępując krok do przodu. — Musisz jednak przysiąc, że w chwili, gdy będę skupiony, nie drgniesz ani o włos. To mogłoby spłoszyć moją zdobycz — oznajmił jeszcze, kierując się przed siebie. Szylkretka lada moment go dogoniła, drepcząc tuż przy jego boku.
— Niech ci będzie! — rzuciła szybko w jego stronę, wciąż niezbyt wzruszona jego pretensjonalnym tonem. Większość kotów na tym etapie zaniedbałoby jakiekolwiek próby rozmów z Bukową Koroną, lecz szylkretka najwyraźniej postawiła sobie na cel zakolegowanie się i z tym przypadkiem. Jeśli tak, niech wie, że nie będzie to wcale takie łatwe – choć nie niemożliwe. Jeśli chodzi o Buka, niekiedy wystarczy po prostu przyczepić się do niego, przytakiwać na jego słowa i nie nazywać go nudnym, a wtedy może wreszcie się przełamie. Kto wie, może kiedyś zacznie i rozmowę sam z siebie?
* * *
Koty wspólnie dotarły nad Kacze Bajorko. Buk słyszał, że podobno powinny kręcić się tu jeszcze młode, nierosłe kaczki. Łatwy cel, prawda? Co mogłoby pójść źle? W końcu taki nielot, w dodatku niewielkich rozmiarów, nie powinien dla dorosłego wojownika stanowić problemu. Właśnie dlatego srebrny zakradł się tu, skrywając gdzieś między wysokimi trawami. Promiennej Łapie ruchem ogona nakazał pozostać w miejscu, bezszelestnie. Sam zaczął spośród zielonych źdźbeł wypatrywać młodej kaczki; aż w końcu ją dostrzegł. Idealnie. Była sama, oddalona od matki i rodzeństwa. Była taka niewinna, niczego nieświadoma. Wojownik uśmiechnął się delikatnie pod nosem, a do jego pyska naciekła ślinka. Kto nie chciałby wziąć choć jednego kęsa tego rarytasu? Kaczki nie zdarzały się często na stosie zwierzyny; znacznie częściej leżały tam raczej popularniejsze stworzenia: wiewiórki, myszy, nornice.
Wojownik przypadł brzuchem do ziemi, niemal o nią ciorając swoim czystym, zadbanym futrem. Poruszał się bezdźwięcznie, z każdym krokiem przybliżając się do biednej, samotnej kaczuszki. Wiatr wiał mu w pysk, co sprawiało, że jego zapach nawet nie miał szansy dotrzeć do jego ofiary. Wokół niego tańczyły słoneczne promienie i unosiła się kwiecista woń – było tak pięknie, spokojnie. Nikt by nie pomyślał, że zaraz ta sielanka zostanie zniszczona przez jednego kota.
Pomarańczowooki napiął mięśnie i prędko wyskoczył, nawet się nie wahając. Szybko upadł na młodą kaczkę, łapą przygważdżając ją do ziemi. Złapał ją kłami za kark i szybko zagryzł, uśmiercając. Złudnie myślał, że już po wszystkim, że wygrał, może wrócić do uczennicy i pochwalić się zdobyczą. Jednak wtedy z zarośli, jak strzała, wyleciała mama kaczka. Biegła, unosząc skrzydła do góry, z dziobem wycelowanym prosto w wojownika. Wyglądał niemal jak włócznia – i w końcu też dźgnęła go w bok. Wojownik wypuścił z pyska piszczkę i położył po sobie uszy, zdziwiony nagłym atakiem. Kaczka syczała na niego wściekle, trzepotała skrzydłami i starała się sprawiać wrażenie większej, groźniejszej. Srebrny wiedział, że odważy się zaatakować po raz kolejny, jeśli zaraz się stąd nie ulotni. Dlatego pochwycił młodą kaczkę w pysk i zaczął czym prędzej uciekać, biegnąc w stronę uczennicy.
— Odwrót! Odwrót! — krzyczał w jej stronę. Promienna Łapa, słysząc jego wrzaski, podniosła się z miejsca. Gdyby miała trochę więcej czasu, najpewniej zaniosłaby się śmiechem, jednak przerażona wizją wściekłej kaczki, zaczęła biec za wojownikiem.
— Na Klan Gwiazdy! Nie sądziłam, że kaczki mogą być tak agresywne!
* * *
Focza Łapa fuknęła pod nosem, wywracając oczami ze znudzenia.
— Och, proszę cię — mruknęła z udawaną wyniosłością, podnosząc ogon, jakby naśladowała Bukową Koronę. — Mogłabym zostać wojowniczką dużo wcześniej niż ty, lecz nie chciałam przynosić ci wstydu! Byłoby śmiesznie, gdybyś wciąż grzał tyłek na uczniowskim posłaniu, nie? — zachichotała złośliwie, podchodząc do niego nieco bliżej, tak że ich boki musnęły się lekko. — To i tak słabe, że Morświnowa Płetwa mianowała się przed tobą! To dopiero powód do wstydu — dodała, marszcząc brwi i wyszczerzając zęby w uśmiechu. — I tak powinieneś się cieszyć, że między treningami mam jeszcze czas cię pilnować! Chwilę mnie nie było, a ty już wdałeś się w walkę z kaczką… — zakpiła.
Bukowa Korona poczuł, jak końcówki jego uszu poczynają go piec. Delikatnie dał kuksańca Foczej Łapie, jednocześnie sprawiając, że ta nieco się od niego odsunęła.
— Cicho! Mimo wszystko udało mi się upolować tę młodą kaczkę i przez to miałaś co jeść! Gdybym nie był taki łaskawy, pewnie ta piszczka trafiłaby do jakiegoś innego wojownika — stwierdził, zadzierając brodę.
Niebieskofutra na to zachłysnęła się teatralnie powietrzem.
— Łaskawy? — powtórzyła, otwierając szerzej oczy. — Ty? Łaskawy? Czy ja się przesłyszałam? — dodała, znowu do niego podchodząc, by go szturchnąć. — Wiesz, że gdybyś był chociaż odrobinę uważniejszy i mądrzejszy, to mógłbyś uniknąć tej walki? Najwyraźniej Mirtowe Lśnienie nie przekazał ci wszystkiego, co umiał… — prychnęła.
Buk chciał się wtrącić, jednak ta mu przerwała:
— Poza tym nie karm się tak tą kaczką przez najbliższe księżyce. Jeszcze ktoś pomyśli, że zrobiłeś coś naprawdę imponującego! Prawda jest jednak taka, że każdy potrafiłby upolować taką kaczkę! A ja jestem pewna, że Morświnowa Płetwa zrobiłaby to bez rozgniewania dorosłej kaczki… — szepnęła, celowo próbując wywołać zazdrość u kocura. I udało jej się to.
— Wcale nie! Morświnowa Płetwa nie dorównuje mi umiejętnościami! W końcu, czy twoja siostra wie, jakiego zioła użyć na ranę? Wie? Bo ja wiem! Wiem i to doskonale! — uparł się, strosząc futro na karku.
— A po co jej ta wiedza, skoro jest wojownikiem? — ucięła.
— Bo życie nie polega na tym, by rozwijać się tylko w jednej rzeczy. Ja jestem świetny we wszystkich dziedzinach, nie tylko w jednej. Jestem złotym kotem! Mogę być medykiem i wojownikiem jednocześnie, jestem w pełni samowystarczalny! — zaczął wyjaśniać, oburzony.
W końcu Focza Łapa zarechotała.
— Uspokój się, narwańcu! Tak się upierasz, że strasznie ciężko wyprowadzić cię z równowagi, ale… najwyraźniej przy mnie stajesz się zupełnie innym kotem! Choć muszę przyznać, że wyglądasz słodko, gdy się gniewasz.
* * *
Srebrny postanowił podejść do zielonookiej.
— Hej, Promienna Łapo! Jaki powód tego, że siedzisz tu tak samotnie? — zagaił, siadając obok niej.
Pysk uczennicy od razu się rozjaśnił, kiedy ktoś do niej zagadał – nawet jeśli był to ktoś taki jak Bukowa Korona.
— Czyżby twojej mentorce coś się stało? Wiem, że kręci się przy niej ten… Królicza Prawda. Myślisz, że w końcu do czegoś między nimi doszło? — mruknął zaskakująco luźno jak na siebie. — Miałem okazję rozmawiać z tym kocurem… niestety nie raz, nie dwa… i muszę przyznać, że jest zakochany po uszy w twojej mentorce!
Ten upał chyba naprawdę działał mu na głowę. Zwykle nie zachowywał się w ten sposób, ale przy ostrym słońcu trudno było zachować zdrowy rozum. Ach, początek Pory Zielonych Liści wyjątkowo ich rozpieszczał. Ciekawe, co przyniosą kolejne dni…
<Promienna Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz