Kilka godzin po mianowaniu Kocimiętkowego Wiru
Kamienna Łapa siedział skulony obok swojej matki i rozmawiał z nią, o ile można to było nazwać rozmową, bo Iskrząca Nadzieja mówiła, a on tylko odpowiadał cichymi mruknięciami, nie słuchając jej w pełni. Był zbyt przygnębiony i zrozpaczony, żeby myśleć o czymkolwiek innym, niż o swojej porażce. Pierwsza bitwa przegrana. I coś mu podpowiadało, że nie ostatnia. Ile jeszcze razy zostanie upokorzony, zanim przyjdzie mu wygrać? I czy w ogóle da radę to osiągnąć, zanim się zestarzeje i klan go wyrzuci? To było takie żałosne… Kocimiętkowy Wir pokonałaby go nawet z zamkniętymi oczami, nie miał z nią żadnych szans. Pewnie kotka czuła się, jakby walczyła z kociakiem.
— Kamyk!
Kamienna Łapa podskoczył z zaskoczenia i zjeżył futro, patrząc zdziwiony na świeżo mianowaną wojowniczkę, o której właśnie myślał. Był zbyt pogrążony w rozmyślaniach, aby usłyszeć jej kroki. A poza tym… Czego kotka w ogóle chciała? Dopiero co się z nim biła i go pokonała, może już starczy jakiegokolwiek kontaktu?
— Przejdziemy się na spacer? — Na pysku Kocimiętkowego Wiru pojawił się zachęcający uśmiech. — No nie daj się prosić! Mam już nową rangę, mogę chodzić sama… a ty możesz iść ze mną!
Głos pręguski brzmiał tak beztrosko i radośnie, jakby już zapomniała o wszystkim, co się właśnie wydarzyło. To zdziwiło Kamienną Łapę. W jego oczach widać było osłupienie. Myślał, że teraz będą wrogami…?
— Mogę ci coś upolować w ramach przeprosin! — dodała szybko kotka. — Wiesz… nie chciałam z nikim walczyć, ale musiałam! Naprawdę nie chciałam przegrać… rozumiesz, prawda?
Uczeń powoli pokiwał głową, chociaż wcale nie miał chęci z nikim rozmawiać. A zwłaszcza nie z nią. Czuł się potwornie. Miał wrażenie, że zaraz rozpłacze się jak kociak, a oczywiście Kocimiętkowy Wir będąca tuż obok, na pewno to zauważy. Zagryzł jednak wargę, powstrzymując łzy i z przygnębieniem w oczach skierował się wraz z wojowniczką w stronę wyjścia z obozu.
— Rozumiem. Chyba — mruknął cicho, kiedy już zdążył opanować swoje emocje. Jego miauknięcie wypełniło niezręczną ciszę, która nastała między nimi. To chyba ucieszyło kotkę, bo na jej pysku pojawił się szeroki uśmiech, a oczy zabłysły.
— Naprawdę? To super! Bo wiesz, ja naprawdę nie chciałam, żeby było ci smutno z tego powodu, po prostu musiałam wygrać!
— Tak, wiem… — odparł Kamienna Łapa.
— Ale nadal wydajesz się jakiś taki smutny! — zauważyła kotka.
— No tak, no bo… Trochę się boję, że nie wygram żadnej bitwy i zostanę wyrzucony z klanu! — Jego głos delikatnie zadrżał. — Nie umiem tak dobrze walczyć, jak ty, i chyba nigdy się nie nauczę! — wyznał, a jego oczka się zaszkliły.
<Kocimiętko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz