Chociaż na początku wydawało się, że po ich pocałunku wszystko się zmieni, tak Kurka i Guziczek już po kilku długich dniach wrócili do poprzedniej relacji. Najpierw biało-czarny czuł się dość… nieswojo, bo myśl o pocałunku cały czas mu towarzyszyła gdzieś z tyłu głowy — sam już nie wiedział, czy miał ochotę to powtórzyć, czy totalnie o tym zapomnieć. Wybrał tę drugą opcję i już na początku wiosny totalnie nie pamiętał o sytuacji sprzed mianowania. Zresztą, miał lepsze rzeczy do roboty. Przez panującą pandemię praktycznie nie było go w obozie. Polował praktycznie od rana do wieczora, bywał tylko na jedzeniu i podczas pory snu. Znaczy, starał się bywać częściej, dla Kurki, albo przynajmniej z nim polować, ale nie zawsze się dało, więc znów wrócili do widzenia się bardzo sporadycznie.
Minęła wiosna i zawitało lato, na dworze zaczęło robić się znów nieprzyjemnie ciepło, więc Guziczek trochę odpuścił z polowaniem. Dlatego wreszcie nie wrócił wraz z zachodem słońca i gdy tylko odnalazł przyjaciela, położył się obok niego.
— Gorąco dziś! — jęknął niezadowolony.
Chociaż palące słońce nie przeszkodziło mu we wtuleniu się w futro przyjaciela.
— Gorąco — przyznał Kurka.
Zaraz obydwoje zajęli się czyszczeniem futra czarno-białego. Teraz gdy był starszy, rozumiał, dlaczego Kajzerka zawsze się tak irytowała, gdy ten brudził sobie wiecznie futro.
Wreszcie nadszedł upragniony wieczór i ochłodzenie temperatury. Jak to mieli w zwyczaju, kocury wybrały się na spacer do Owocowego Lasku. Od kiedy, jeszcze jako uczniowie, przyszli tutaj w jesień to było ich miejsce. Wyglądało pięknie, nieważne, jaka akurat była pora roku. Teraz jednak drzewa dawały przyjemny cień, chociaż słońce miało niedługo zajść, a długa trawa chłodziła wieczorną rosą. Szli obok siebie, śmiejąc się głośno, chociaż jak zwykle to Guziczek mówił. Kurce jednak to nie przeszkadzało, bo słuchał uważnie, zresztą jak zwykle. Wreszcie doszli tam, gdzie chcieli i usiedli między drzewami, a zaraz znaleźli się na chłodnej trawie.
— Dziś jest wyjątkowo pięknie — mruknął liliowy.
— To prawda. — Czarno-biały uśmiechnął się, wpatrując się w pomarańczowe niebo.
Umilkli i towarzyszyła im tylko cisza mącona szumem wiatru albo świerszczami grającymi cicho w trawie. Tak właściwie to tylko z Kurką Guziczek potrafił siedzieć cicho w miejscu przez długi czas i nie mieć z tym problemu. Tak właściwie, gdy był z Kurką, to nie potrzebował niczego więcej.
— Powiedz mi, Guziczku… Zastanawiałeś się kiedyś co dalej? — zapytał starszy, po dłuższej chwili.
— W sensie? — Młodszy spojrzał na przyjaciela.
— No bo… Ja na przykład, za ucznia wszystko, czego chciałem to zostać zwiadowcą, a teraz… kiedy jestem zwiadowcą… co dalej? — westchnął, jednak nie spojrzał w oczy Guziczka, chociaż ten miał na to wielka nadzieje. — Partnerka? Dzieci? Jaki jest następny… cel?
Czarno-biały spiął się na samą myśl. Dlaczego Kurka uważał, że takie rzeczy są mu potrzebne? Czy nie zadowala go przyjaźń z nim? Potrzebował kogoś więcej? Kogoś, kto wtedy stanie się dla niego całym światem? Sam wbił wzrok w ciemniejące niebo i chwilę znów siedzieli w ciszy. Kocur w sumie nie znał pytania na odpowiedź. Wiedział tylko, że jeśli chce dalej brnąć przez to życie, to chce mieć obok siebie liliowego. Chce mieć go tylko dla siebie.
— Sam wiesz... — mruknął wreszcie. — Dla mnie to najlepiej by było, gdybym mógł rządzić tym wszystkim! — zaśmiał się, chociaż trochę wymuszenie.
— No tak. Wspaniały Guziczek, władca wszystkich — parsknął starszy.
— Nie śmiej się! — zachichotał Guziczek i obrócił się tak, aby wylądować cały na Kurce. — Wreszcie mi się uda!
— Wierzę, wierzę.
— A ty będziesz zaraz obok. Będziesz mi pomagał — zapewnił i przewrócił się tak, aby zawisnąć nad przyjacielem. — Po co ci partnerka i dzieci, skoro możesz mieć cały świat!
<Kurko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz