O Szałwiku nie wiedziała za bardzo co myśleć. Z pozoru wydawał się być tym złotym chłopcem. Zawsze skory do pomocy, zawsze rozweselony, z szerokim uśmiechem na pysku. Denerwowało ją jego przesadnie optymistyczne nastawienie i dziecięca naiwność.
Biorąc więc pod uwagę charakter, jaki szary zdawał się okazywać przed światem, Uszatkę mało zaskoczył fakt, że jego wesoły pyszczek był pierwszą rzeczą, którą zobaczyła, gdy podniosła głowę, żeby sprawdzić, do kogo należy tajemnicza kulka mchu zakłócająca jej spoczynek. Nie wiedziała, co starszy kocurek mógł chcieć w ten sposób osiągnąć, bądź czego od niej oczekiwał. Prędko jednak wywnioskowała, że potocznie zielonego kłębka pod jej łapy nie było tylko przypadkiem. Zerkając jeszcze raz na Szałwika, pacnęła ową kulkę łapą tak, by ta poleciała z powrotem w jego stronę.
Oryginalnie miał to być gest w stylu “Zabierz to sobie, i idź męczyć rodzeństwo, nie mnie.”
Z wyrazu pyska kocurka widać jednak było, że efekt okazał się całkowicie odwrotny niż zamierzony. Szałwik wyglądał ma jeszcze bardziej podekscytowanego niż przedtem, najwidoczniej nie rozumiejąc, że odturlanie kulki mchu nie było akceptacją jego propozycji. Uszatka odwróciła łeb i złożyła go na przednich łapach, licząc, że chociaż to uzmysłowi synowi Mandarynkowego Pióra jej niechęć do ruszenia się z tego miejsca.
Kotka na chwilę pozwoliła sobie odpłynąć wraz ze swoimi myślami. Och, czego ona by nie dała, żeby znów odwiedzić Zimorodek i Różę. Chętnie przesiedziałaby kolejny dzień w zaciszu lecznicy. W dali słyszała przenikliwe nawoływanie mew. Może mogłaby poprosić panią Kotewkę, żeby ta zabrała ją w to śliczne miejsce z płytką wodą? Wtedy mogłaby je oglądać do woli. Albo, może lepiej nie. Raz już skończyła ze zwichniętą łapą po tym, jak pogoniła za ciekawie wyglądającym ptakiem. Zapewne teraz piastunka nie spuściłaby z niej wzroku, bo jeszcze znowu dozna jakiejś kontuzji. Zresztą dzisiaj nie był dobry dzień. Od momentu, gdy słońce zasiadło u szczytu, cały czas deszcz padał jak z wodospadu.
Kiedy tak siedziała, prawie że zapomniała o Szałwiku, aż z tychże rozmyślań wyrwana została przez tą samą zieloną kulkę, która bez ostrzeżenia zaatakowała tym razem jej nos.
Czarno-biała rzuciła szaremu kocurkowi wymowne spojrzenie, jakby oczekiwała, że ten zaraz to zacznie się tłumaczyć, dlaczego tak się stało.
<Szałwiku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz