Kilka księżyców temu
- Chcesz wyglądać jak on? - zapytała matka. Srebrna koteczka spoglądała na kocura. Gdyby nie jego blizny, rany i inne kalectwa, wyglądałby porządnie. Piórko pokręciła głową, nie chciała być kaleką. Zwłaszcza, że kicha jak koło jej nosa przeleci zapach piór, czy pyłków.
- No właśnie - syknęła Mandarynkowe Pióro. Srebrna wpatrywała się w nią przez dłuższą chwilę. Czemu była taka nieuprzejma? A może to była znowu wina Piórka? Tak właśnie wmawiała sobie koteczka. Matka odsunęła się od kocięcia, jednak nadal spoglądała na nią krzywo. Jakby skrzywdziła kogoś bliskiego, jej blade spojrzenie mówiło wiele. Złość, nieufność, strach i rozczarowanie. Nie umiała opisać więcej, bo więcej nie chciała. Nie miała zamiaru przyglądać się matce, więc pobiegła do wyrzutko-miejsca. Zaczęła grzebać pazurem o ziemię, nadal ukazywała jej się matka. Zła i krnąbrna, niemiła i nieempatyczna. Jednak Piórko nadal ją lubiła, sama nie wiedziała, dlaczego. Może to sentyment do rodziny? Albo wdzięczność za przyjście na świat… Wstała z miejsca i popędziła do rodzeństwa, chociaż ten jeden raz. Chciała z nimi przebywać, bawić się w ich głupie zabawy. Albo po prostu odpłynąć. Pobiegła do Mureny, wtulając się w jej futerko.
- Coś się stało? - powiedziała siostra. Piórko przytaknęła głową, opowiedziała wszystko siostrze a ta westchnęła.
- To nic… Matka taka jest, nie miała nic złego na myśli - mruknęła. Pręgowana przytaknęła na jej słowa, ale czy mówiła prawdę?
- Opowiedz nam bajkę! - krzyczał Szałwik w kierunku piastunki.
- Już dobrze, ale masz się uspokoić - nalegała Kotewkowy Powiew. Rodzeństwo zebrało się wokół kotki, a ta zabrała głos.
- Niegdyś nie było kotów, jedynie pierwotne istoty. Dawno temu, kiedy nastała Wieczna Noc, kawałki nieba zaczęły się kruszyć. Spadały z nieba, aż do ziemi, dlatego dzięki nim powstały koty czarne - miauknęła. I tak kotka opowiadała im o tym, jak powstały inne koty. Kremowe, białe, cynamonowe czy rude.
- Niestety z błota i mułu powstały koty czekoladowe. Powstały one na bagiennych głębinach, a ich zadaniem jest wciąganie kociaków i odbieranie ich od swoich rodziców! - krzyknęła.
- Aaaa!!! - pisnęła Piórko. Schowała się za siostrą, próbując odgonić złe myśli.
Kilka dni po pierwszym zgromadzeniu Pierzastej Łapy
- Twoje? - szepnęła srebrna. To słowo nadal tkwiło w jej głowie. Cały czas wzdychała, próbując znaleźć zakończenie słów matki. Główkowała od samego zgromadzenia, nie słyszała za wiele, ale wiele słów tam padło. Medyk Klanu Burzy zdawał się interesować dziećmi Mandarynkowego Pióra. Albo czymś innym, jednak coś jej tu nie grało… Księżniczka nie może zadawać się z czekoladowym kotem. Bo te uznawane przez Sroczą Gwiazdę, są najgorsze. Powstały z błota i mułu, Kotewkowy Powiew o nich opowiadała. Przynosiły niepokój i panikę, przez nie rzeki stawały się zdradliwe. Pierzasta Łapa rozciągnęła się, wstała i pobiegła do obozu. Dziś miała pomagać Różanej Woni, bo dużo kotów się skaleczyło. Uczennica prędko wbiegła do legowiska medyka. Ujrzała tam Różaną Woń, która leczyła niewielkie zadrapanie Biedronkowego Pola. A Zimorodkowe Życzenie grzebała w ziołach, cały czas wyrzucając coś ze składzika.
- Pierzasta Łapo, jak już dotarłaś to opatrz kogoś - powiedziała. Srebrna kiwnęłą głową, usiadła, czekając na pacjenta. Z niewielkiego tłumu wyłoniła się srebrna kotka. Mandarynkowe Pióro postawiła niewielkie kroki, w kierunku młodej. Pierzasta Łapa zrobiła się blada, nie miała zamiaru gadać z matką. Jednak była do tego zmuszona, przełknęła ślinę i zabrała głos.
- Co ci dolega? - zapytała.
<Matko?>
[523 słów]
[przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz