Jakże mógł w spokoju cieszyć się dniem skoro Wrzos sprowadzał coraz to nowszych kompanów, poszukujących uzdrowienia czy też wiedzy? Miał tego dość. Postanowił dla własnego zdrowia nie wychodzić z nory. Zresztą... i tak był już stary. Nie chciało mu się zanadto starać. A Owies jakoś dawał sobie radę, więc póki ten ich karmił miał wszystko inne w nosie.
Ugh... Sama wizja, że obcy naruszali cienką granicę powodowała w nim niezaprzeczalny i gorejący z każdym księżycem gniew. Najchętniej wytłukłby wszystkich swoimi łapami, ale... No właśnie. Ale nie mógł. Wystarczyło spojrzeć na zawiedziony pyszczek uzdrowiciela, aby poczuł się winnym swych mrocznych pragnień. Powinien się do tego przecież przyzwyczaić, prawda? Powinien, ale pomimo wieku wciąż te bachory go irytowały. Jakby te młodziki nie miały czegoś lepszego do roboty. Po co zawracać tyłki starcom? Ah, jak chciał w spokoju dożyć śmierci u boku partnerów... Nie nękany przez idiotów.
A jeśli o tym mowa zamarł, kiedy usłyszał znajomy głos. Odwrócił łeb w kierunku tej... jak jej tam... Próbował sobie przypomnieć jej imię, ale kompletnie nie przykładał do tego wagi podczas ich pierwszego spotkania. Wiedział o niej tylko tyle, że była córką jego matki, przeklętą złodziejką, która nawet nie wiedziała o jego istnieniu. Tak ten Agrest się chwalił własnym synem... Ale że musiał zrobić sobie nowe kocięta? Nigdy nie mógł mu tego wybaczyć.
Jego zaskoczone spojrzenie omiotło Owocniaczke, jakby licząc skrycie, że miał zwidy i ta zaraz zniknie mu z oczu. Ale niestety... Stała tam i wyciągała do niego swoją odrażającą łapę. Skrzywił swój nos, słysząc jej słowa. No naprawdę miała tupet. Co jej się nagle stało? Skąd ta chęć zawarcia przyjaźni? Czy nie dał jej jasno do zrozumienia, że nie chciał jej znać? Ba! Przecież posyłał jej co rusz mordercze spojrzenia, gdy wtedy z nimi mieszkała. Czy naprawdę nie dostrzegała tych subtelnych sygnałów, które oznaczały po prostu - odwal się ode mnie smarkulo?
— Co ty tu robisz? — Na pewno przyszła szpiegować. Innego wytłumaczenia nie widział. Ale dla kogo pracowała? Czy ta wstrętna Daglezjowa Igła ją na niego napuściła? Po tylu księżycach? — Huh? Poznać? Chcesz się lepiej poznać? — zaśmiał się patrząc na nią jak na idiotkę. — Czemu ci na tym zależy? — Wstał i zaczął się do niej zbliżać z drapieżnym spojrzeniem. — Nie wiem czy wiesz, ale nie lubię obcych na swoim terenie, zwłaszcza takich, którzy wpadają bez zapowiedzi...Starał się być groźny, chociaż wiedział, że zapewne to nie zrobi na niej wrażenia.
— A czemu by nie? — Wzruszyła ramionami, wcześniej niezręcznie wyciągniętą łapą, przeczesując swoją grzywkę z udawaną nonszalancją. Jeśli jednak przyjrzało się jej uważnie, można było dostrzec, że jej uszy lekko opadły. — To samo mówiłeś kiedy po raz pierwszy tutaj przyszliśmy, a mimo to pozwoliłeś nam zostać. Ale zapamiętam, żeby następnym razem dawać znać wcześniej.
Jaka była bezczelna! Z pyska wyrwało mu się prychnięcie. Ta, jasne. Nie był głupi. Przyszła tu od tak? Bo zrobiło jej się tęskno za rodziną? No chyba nie. On nie chciał mieć z nią nic do czynienia! Śmierdziała tym przeklętym Owocowym Lasem, przypominając mu o tym, jak został z niego wykopany.
— Pozwoliłem, bo te ciołki mnie do tego zmusiły. — rzekł jakby to była oczywistość. — Mów co naprawdę cię tu sprowadza, bo nie uwierzę w te przesłodzone bajeczki o tęsknocie za bratem, którego nigdy nie znałaś i nagłej chęci zacieśnienia więzi. Taki kit wciskaj tym dwóm gamoniom, a nie mi. Przyznaj się... — Stanął z nią pyskiem w pysk. — Szpiegujesz. Na polecenie tej starej, przebrzydłej Daglezji.
Kotka zmarszczyła brwi w autentycznym zdziwieniu.
— Szpieguję dla niej? Skąd ty coś takiego wytrzasnąłeś? — parsknęła rozbawiona. — Daglezja już nie żyje. A co? Przyłapała cię kiedyś na gorącym uczynku?
Zamarł. Te dwa słowa dźwięczały mu w głowie niczym stukanie dzięcioła. Nie... Chyba się przesłyszał... Prawda? To niemożliwe, aby ta stara prukwa gryzła piach. Od razu na jego pysku pojawił się szeroki uśmiech. Doszło do diametralnej zmiany w otoczeniu, atmosfera się rozluźniła, a Owocniaczka ujrzała jak kocur w prawdziwej euforycznej radości drze się ze szczęścia, zadzierając łeb w górę i krzycząc.
— Tak! I kto jest lepszy wstrętny dzikusie?! — Zaraz jednak ogarniając, że Morela? Tu stała, chrząknął przybierając poważniejszą minę. W sumie... Może wciskała mu kit. A gdzie dowody? Chociaż nawet jeśli to było słodkie kłamstewko sprawiło mu wiele radości. — Była przebrzydłą jędzą... która poderwała mojego ojca. Więc... chcąc nie chcąc była moją macochą, ot co. Na dodatek nie dość, że go uwiodła to jeszcze moją matkę. Zmanipulowała Agresta i sprawiła, że nasza rodzina się rozbiła. Przewidziałem, że zniszczy Owocowy Las, dlatego próbowałem się jej pozbyć, ale matka nie słuchała. Agrest był tak nią zaślepiony, że właśnie przez to doszło do tego... wszystkiego — westchnął ciężko na wspomnienie rebelii. — Nie robisz ze mnie głupca, prawda? Naprawdę nie żyje? Jak umarła? Opowiedz mi ze szczegółami. — Przysunął się bliżej niej, aby usłyszeć szczegółowy opis jej śmierci. Pragnął go sobie wyobrazić z uśmiechem na pysku.
Kocica zamrugała zaskoczona nagłym entuzjazmem kocura. Najwidoczniej nie spodziewała się, że aż tak jej nie cierpiał.
— Emm, no tak. Zamarła niedawno — wyznała, mimo wszystko trochę się spinając. Doceniała, że szczęśliwym trafem udało jej się wejść na idealny temat do pokojowej rozmowy ze srebrnym, ale jednocześnie nie bardzo miała ochotę sobie to wszystko przypominać. No trudno. Najwidoczniej ten jeden raz musiała się poświęcić. — Znaleziono zakrwawione ciało jej i Lśniącej Tęczy, leżące w niedalekiej odległości od siebie. Nie do końca wiadomo co się tam wydarzyło, ale ich futra nie nosiły zapachu obcego kota czy dzikiego zwierzęcia… — wyjaśniła, zaraz podskakując w miejscu, kiedy doszedł do niej wcześniejszy fragment konwersacji. — Chwila co. Jak to go uwiodła?!
— A to lisi bobek! Zabił ją?! I mnie nie zaprosił?! Co za... — Nie potrafił ukryć oburzenia, kręcąc łbem z lekkim zawodem, że doszło do morderstwa, w którym nie brał udziału. Gdyby Lśniąca Tęcza wykazał się jakąś inicjatywą, to może miałby szansę stać w pierwszym rzędzie, a może nawet splamiłby swe łapy jej krwią... I wspominałby to wspaniałe uczucie... aż do końca swych dni. Ach... Tak się rozmarzył, że dopiero po chwili dotarło do niego, że Morela go pytała o występki swojej dawnej liderki. No, no... Nie wiedziała o tym? Tatuś jej nie powiedział? Pff... Czuł się z tego powodu wspaniale, że wiedział coś czego ona nie wiedziała. Po raz kolejny... — Tak, uwiodła i Lukrecję i Agresta. Myślisz, że dlaczego została liderką, hm? Umiała tak manipulować, że każdy z tych mysich móżdżków ją wielbił niczym samą Wszechmatkę, tfu. — Splunął w bok. — Przez to matka mnie nie słuchała... Nie widział w niej zagrożenia, a ja mu mówiłem wielokrotnie, że sprowadzi Owocowy Las na samo dno! — westchnął po chwili, na powrót zatracając się w przyjemnym uczuciu satysfakcji. — Ah... Nie wiesz jak mi ulżyło, gdy podzieliłaś się ze mną tym, że zdechła... To naprawdę dobra nowina. Owocowy Las jakoś to uczcił? Wrzuciliście jej ciało do rzeki, aby popłynęło aż do jej prawdziwego, przeklętego klanu dzikusów?
On by zdecydowanie tak postąpił. Niech to lisie łajno wraca w swe śmierdzące progi.
Mirabelka wykrzywiła pysk w głębokiej konsternacji.
— Ale Agrest wolał kocury… — wybełkotała cicho, nadal nie mogąc odnaleźć sensu w jego wypowiedzi. Zmarszczyła po tym brwi w zdegustowaniu. — Nie, normalnie została pochowana. Co ci w ogóle zrobili ci samotnicy, że tak na nich plujesz?
Pochowali ją normalnie? Normalnie?! Co za... Ewidentnie byli to głupcy. Najwidoczniej ta ropucha tak ich omotała, że pewnie zrobili jej jeszcze jakiś tam ołtarzyk! Tak nie może być! Gdzie podziała się sprawiedliwość na tym świecie? Ale w sumie... Nie żyła. Co oznaczało, że mógł się czuć wyzwolony, bo nigdy więcej nie ujrzy jej szkaradnego pyska i nie usłyszy jej skrzekliwego głosu.
— Ah, tak? Czy aby na pewno wolał kocury skoro dał się poderwać Daglezjowej Igle i spłodzić ciebie? Gdyby naprawdę był gejem to byś nie powstała. A co zrobili? Co zrobili? Ha! Jeszcze pytasz? — Skrzywił swój nos. — Te dzikusy z klanu próbowały zmienić Owocowy Las w taki sam klan jak inne. Zmuszali nas do wiary w ich przodków, zaprosili nas na swoje zgromadzenia! Chcieli odebrać nam narodowość, a potem nas przejąć, gdy będziemy tak ogłupiali, że zaczniemy uznawać się za jednych z nich! A samotnicy? Samotnicy dostali rykoszetem, bo każdy z nich przyłaził do nas, brukał naszą wspaniałą owocniacką krew i wymuszał na nas swoje tradycje, zamiast się dostosować!
Powoli chyba zaczynała żałować, że zaczęła z nim rozmowę. Wiedziała, iż był… jedyny w swoim rodzaju, ale nie spodziewała się, że… aż tak.
— Wiesz co, to nie do końca tak działa — stwierdziła, uśmiechając się nerwowo. — Wiele osób umawia się w celu posiadania potomstwa, co nie oznacza od razu, że chcą ze sobą być. U nas na przykład tak było z Traszką i Kamyczkiem, których co prawda łączy bliska więź, ale jest ona platoniczna — wyjaśniała, nagle ciekawa czy kocur jeszcze pamiętał któreś z nich. — I jak niby Daglezja go poderwała...? — Autentycznie nie potrafiła sobie nawet tego wyobrazić. Natomiast co do jego gadki o „dzikusach” wciąż nie była przekonana. Mówił zbyt ogólnie o tym wszystkim. — Hmm, rozumiem do czego zmierzasz chyba, ale mógłbyś podać jakieś konkretne przykłady takich zachowań? Bo ja osobiście czegoś takiego nie zauważyłam, chyba że dawniej to rzeczywiście wyglądało inaczej.
— Jakaś ty tępa Morelo — prychnął, czując jak od tego jej bronienia swych racji rozbolała go głowa. Naprawdę aż tak trudno jej to było wszystko zrozumieć? Czy wysławiał się nie po kociemu? A może życie pod rządami tyranki sprawiły, że jej umysł doznał zacofania? — Nie wiem o kim mówisz, zresztą miałem dowody na to, że Agrest z nią flirtuje! Nawet raz go o to zapytałem to nie zaprzeczył! A przykłady? Proszę bardzo. Bronił jej, chociaż wywyższała się tym jaka ona nie jest wspaniała, nie wspominając o tym, że ta jędza mnie dręczyła! Był świadkiem tego jak traktowała każdego jak swojego sługusa i na to zezwalał! — wytykał jej dobitnie to czego był świadkiem, skupiając się w pierwszej kolejności na tej kwestii. A co do samotników... To chyba powiedział jasno co robili! Czy naprawdę musiał jej to pokazać na przykładzie? Może na niej? — Co? Mam cię pobić i zacząć wciskać swą wiarę siłą, aby ci to zobrazować? Morelo... Słuchaj. Ja rozumiem, że możesz mieć zaćmienie umysłu po Agreście, ale weź się ogarnij. Jesteś już starą kotką powinnaś wiedzieć jak działa ten świat. Wystarczy, że przypomnisz sobie liderkę i to co zrobiła z Owocowym Lasem. Jej rozporządzenia, głupie wywyższanie się i zgrywanie Wszechmatki, aby pojąć jej obrzydliwe manipulacje mające na celu zmienienie nas w jej posłuszne sługi, które będą pragnęły być jak ona. A skoro pochodziła z klanu to mysie móżdżki uznają to za znak i sami zaczną dążyć do tego, aby żyć w społeczności co ich bogini. Na osty i ciernie! To jasne jak słońce, naprawdę tego nie widzisz? — Rzucił jej spojrzenie, powoli wątpiąc w jej inteligencję.
<Morelo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz