Przed zniknięciem Lwa
- Pstt… Mniszku, co porabiasz? - Usłyszałem. Nie miałem ochoty zamieniać słów z rdzawą kotką, do której należał ów głos.
- A jak myślisz? Próbuje odpocząć - mruknąłem z irytacją.
- A chcesz coś robić? Pogadać? - zapytała.
“Czy ona nie odczytała moich intencji?! Chcę odpocząć, a nie się bawić. Czy ona tego nie rozumie?” - zdenerwowałem się.
Po chwili dziwne leże, w którym byłem skryty, zatrzęsło się, a ja zdezorientowany popatrzyłem się przed siebie. Nikogo nie zobaczyłem, więc prędko wskoczyłem pod spód leża. Zaraz po tym wparowała Misty, cała mokra. Patrzyła na mnie swoimi zielonymi oczami. Spojrzałem na nią z zażenowaniem. Była strasznie niezdarna. Jakby zrobiła to specjalnie! Moje piękne, gęste, liliowe futerko było całe mokre.
- Brrr, jest strasznie zimno… - wymamrotała Misty.
- Nawyki pieszczocha zawsze pozostaną - odparłem złośliwie. Misty położyła uszy z żalem przez ten komentarz, wyglądała na bardzo przygnębioną. Wydostałem się z ‘’nory’’ i wskoczyłem do pobliskiego kartonu. Miałem nadzieje, że teraz Misty mi go nie popsuje. Jednak karton rozpadł się nie przez Misty, ale przez deszcz który zmoczył pudełko. Zdenerwowany ponownie wczołgałem się pod dziwne leżę, jednak kotki tam nie było. Chciałem pójść spać albo coś zjeść.
“Jedzenie to dobry pomysł, nie będę się nudzić, jedząc zwierzynę” - pomyślałem. Wyczołgałem się spod przykrycia i pobiegłem do sterty zdobyczy. Niestety, ostatnią zwierzynę na niej zabrał ciemny kocur.
- Cień… - wzdrygnąłem się. Niebieskooki szybko pochwycił zwierzynę i czmychnął do Blasku, dzieląc się pokarmem.
“Wyglądają jak idealna rodzina… Niestety Cień w dzień w dzień mi dokucza. Nie mam z nim dobrych relacji, jak tak pomyśleć mogłem go zostawić na tych śmietnikach. Nie plątałby się pod łapami” - oburzyłem się.
Wzdrygnąłem się ponownie na to uczucie. Do mojej głowy wpadł pomysł, żeby własnoręcznie coś upolować. Nie myślałem nad tym dalej, głodny wybiegłem z obozu. Prędko pobiegłem do lasu, by schronić się przed deszczem pod drzewami. Powietrze było rześkie i przyjemne. Znalezienie zwierzyny było banalne, zwłaszcza kiedy śnieg stopniał. Szybko zauważyłem małe zwierzątko, które ruszało się w trawie.
- To chyba mysz… - szepnąłem. Przycupnąłem do ziemi i zacząłem zbliżać się do zwierzyny.
Pierwszy myśliwski trening Mniszka
- Pochmurny Płomieniu! - miauknąłem. Moja liliowa mordka szukała wzrokiem mentora.
- Jest zimno… - mruknąłem. Miałem iść z Pochmurnym Płomieniem na polowanie. Nie byłem fanem tej czynności (a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało, gdyż nigdy tego nie robiłem).
- Jesteś strasznie marudny, nawet jak na kociaka - przyznał mentor. Starszy skierował się na murek, gdzie siedziałem ja.
- Nie prawda! - parsknąłem. Niebieskooki kocur popchnął mnie, przez co zmuszony byłem wstać. Rozciągnąłem się i uderzyłem łapą mentora. Pochmurny Płomień spojrzał na mnie krzywo. Posłałem mu to samo spojrzenie, z nastroszonym futrem, po czym zeskoczył z murku, czekając na mentora. Nie był cierpliwy, więc prędko pobiegł w stronę lasu.
- Mniszku! Zaczekaj! - krzyknął Pochmurny Płomień.
Po chwili już go nie słyszałem, do moich uszu dobiegał jedynie szum wiatru. Gdzieś przy nim usłyszałem rechot, ale nie byle jaki. Był bardzo donośny, brzmiał jak Pochmurny Płomień, kiedy chrapał. Trochę czasu zajęło mu odnalezienie właściciela głosu, którym okazał się żaba. Była bardzo mała, jak orzeszek albo pchła, a nie mysz. Po chwili do lasku wkroczył Pochmurny Płomień. Spojrzał, na mnie z grymasem, a ja położyłem się na ziemi.
- Nie, Mniszku, nie! - krzyknął ponownie Pochmurny Płomień.
Ja uśmiechnąłem się złowieszczo. Nie minęła chwila, a zacząłem płakać. Wyćwiczyłem to do perfekcji! Wtedy ten czub nie mógł nic zrobić! Pręgowany kocur usiadł i spojrzał na mnie poważnie.
- Załatwmy to na spokojnie… - powiedział. Zmrużyłem oczy, nie byłem pewny, co mentor miał na myśli.
- Przestaniesz płakać, a ja dam ci spokój - zaproponował Pochmurny Płomień.
- Kłamiesz! - burknąłem.
- No tak… Masz mnie, ale chcę mieć z tobą normalny trening, bo cały czas się lenisz! - westchnął mentor. Nie byłem zadowolony z tych słów, to było oszczerstwo! Niestety musiałem zrobić ten trening, bo nie mogłem być słabszy niż Misty. Do tego polowanie.. Nie byłem i nigdy nie chciał być w tym dobry.
- Zacznijmy od najprostszych kroków! Zatem przyjmij pozycję łowiecką - mruknął.
Nie byłem pewny, co mam zrobić, więc kucnąłem.
- Czeka nas ciężki dzień - powiedział mój mentor zrezygnowany.
***
- Leć, Mniszku! - zawołał dumny Pochmurny Płomień. Prędko wyruszyłem w głąb lasu, ze wskazówkami mentora powąchałem powietrze. Poczułem bardzo świeży zapach zwierzyny. Podążyłem za nim, aż znalazłem ryjówkę. Przycupnąłem do pozycji łowieckiej, zacząłem skradać się w jej kierunku. Byłem strasznie zestresowany, jednak udało mu się złapać zwierzynę. Zadowolony chwyciłem ofiarę w pyszczek i pobiegł do Pochmurnego Płomienia.
- Ale dobra zdobycz! To oznacza, że możemy wracać do domu! - miauknął. Ucieszyłem się i szybko pokiwałem głową. Kocur westchnął i pokierował mnie do domu.
- W końcu! - mruknąłem. Byłem bardzo zadowolony, bo skończyłem trening jako pierwszy. Podejrzewałem, że Misty będzie mi zazdrościć. Kiedy wchodziłem do obozu, Misty wraz z Lwem wrócili z treningu.
- Pierwszy! - krzyknąłem. Ona spojrzała na mnie gburowato. Skierowałem się wprost do legowiska, ale usłyszałem jedno słowo.
- Klan Klifu…
Szybkie ukończenie treningu, czy o tym właśnie pomyślałem?
- Klan Klifu - szepnąłem. Nie żaden zakątek Lwa, nie jakiś podrabiany dom. Tylko Klan Klifu. Tam czeka na mnie rodzina! Żaba została zgnieciona przez moją łapę, ja w pośpiechu zacząłem kombinować. “Muszę wrócić… Do domu! Wszyscy myślą, że nie żyje!” - spanikowałem.
- Muszę ich poszukać, muszę ich poszukać - powtarzałem sobie w kółko.
- To ich poszukaj… - usłyszałem. Nikogo koło mnie nie było! Czyżby był to mój wewnętrzny głos w głowie?
- To ich poszukam! - powiedziałem do siebie.
Kiwnąłem głową, jednak nie wiedziałem, gdzie mam iść.
- Muszę sobie przypomnieć… Jak się tu znalazłem - szepnąłem. Spojrzałem na siebie. “Pióro jastrzębia! No tak, to jastrząb zaniósł mnie tutaj! Żółte, coś żółtego… Żółtko, Złote Kłosy! No tak, to przecież OGROMNE żółte pole, nie będzie trudno mi go znaleźć, prawda?" - pomyślałem.
- Mniszku! - usłyszałem.
- Co znowu… - szepnąłem. Przed moimi oczami pojawiła się Misty.
- Przepraszam… Nie chciałam ci przeszkadzać, ale lepiej, żebyś wracał, robi się strasznie ciemno, a do tego nadal pada! - powiedziała. Kiwnąłem głową i podążyłem za kotką. Cóż, życie, czyli nic dziś nie zjem… Kiedy wróciliśmy do obozu, położyłem się w legowisku.- Nareszcie… - szepnąłem. Po wierceniu się w legowisku, zamknąłem oczy i zasnąłem.
[962 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz