Spojrzenie jego jasnożółtych ślepi przepełnione było obrzydzeniem oraz niechęcią, którą skrycie darzył do tak zwanego "Klanu Klifu". Szarość oraz ruchliwość tego miejsca sprawiały, iż i tak zwykle zniesmaczony jego pyszczek przekrzywiał się w grymasie sporym. Każde słowo, jakie podało ze strony innych klanowiczów było dla niego niezrozumiałe, a wstyd oraz duma nakazywały mu nie pytać o to, czym jest właściwie ta wielka społeczność, ich terminologia oraz zwyczaje. Dnie spędzał więc na leżeniu w lekko trzeszczącym gnieździe, które przedstawiono mu jako nowe jego łoże, a jedyną formą rozrywki, jakiej dotychczas zażył było przechadzanie się po obozowisku o ścianach szarych oraz zimnych, bądź kreowanie historii w główce swojej, co nie cieszyło go nawet w stopniu minimalnym. Narzekanie na skromność i brak przepychu, które panowały w obozie, stało się raczej rutyną codzienną i z niby zabawy stało się obowiązkiem. Co więc powiedzieć mógł zrzęda mały, gdy kotka o spojrzeniu zmęczonym, posturze krzywej i futrze krótkim podeszła do niego, by sprawdzić, jak się miewa.
— Nad czym dumasz, kolego?
— Ja... — wybąkał tonem zmieszanym. W końcu nie często okazje miał konwersacje z kimś prowadzić, ponieważ przez naturę swoją stał się kimś, kogo większość omijać chciała, bądź spojrzeniem krzywym go obdarzać. — Ja pojęcia nie mam, w zasadzie. — Przyznanie się do tego było nie tyle bolesne, co dziwne dla młodego kocurka.
— Cóż, czasem zwyczaj mam myśleć o wszystkim tym, jednak raz bywa, iż o niczym nie myślę i o czymkolwiek myśleć nie chcę. — Ton jej spokojny był, a spojrzenie jej, choć mizerne i przepracowane, to również było czułe oraz ciepłe.
— I jak to jest, gdy o niczym się myśli? — spytał, nie do końca rozumiejąc tego, jak o niczym można nie myśleć i niczego przy tym nie czuć.
— To uczucie jest wspaniałe, bo nie istnieje. Czujesz jedynie czystkę wypełnioną teraźniejszością, a nie przyszłością czy przeszłością.— Wąsy jej drgnęły lekko, a ona sama ułożyła się przy gniazdku Blaska, który z zaciekawienia strzygł uszami swymi. — Masz już gatunek zwierzyny, który najbardziej ci smakuje? — Prędko zmieniła temat.
— Nie, nie sądzę. — Niewiele skosztować zdążył w miejscu tym, a wszystko to, co przyniesione mu było, posmak miało dziwny, zupełnie inny, od tego, który w karmach Dwunożnych jego był ukryty. Nie skosztował jednak wszystkiego, co do zaoferowania miała starta zdobyczy, więc być może w czasie przyszłym odnajdzie coś, co kapryśne jego podniebienie uzna za smaczne czy po prostu zjadliwe. — A pani ma jakąś ulubioną przekąskę?
— Mi wszystko smakuje.— Powiedziała dość obojętnie.
Blask nie miał niczego więcej do powiedzenia. Jego oczy wbiły się teraz w wodospad, który pięknem swym zachwycał młode kocię. Wzrok swój przesunął więc w stronę kociąt innych, które bawiły się radośnie: Strzępka starała się zachowywać ostrożnie, nie prowokując nieprzychylnego spojrzenia karmicielek, podczas gdy Gąsieniczek zdzierał mszystą ściółkę z posłań, a następnie rzucał nią w stronę siostry, tym samym zachęcając ją, do oddania mu. Strzępka jednak starała się unikać miotanych przez brata jej pocisków, wykonując niezgrabne i lekko powolne uniki. Choć kocięta te dobrze się bawiły, o czym wskazywać mogły ich donośne śmiechy, to Blask łeb swój zwrócił w stronę sufitu, na którym szukał czegokolwiek, co wyobraźnie jego by wzbudziło, odciągając go przy tym od chaosu, jaki panował teraz w legowisku.
— Ach, no tak! — Głos starej kocicy nagle wbił się w jego małżowinę uszną.— Mam na imię Półślepy Świstak. Zapomniałam ci się przedstawić. Ty najpewniej zwiesz się Blask, mam racje, kolego?
— Tak, to prawda. I choć imię to jest doprawdy wspaniałe, to trochę tęsknie za moim poprzednim...— Przyznał, choć dotarło do niego, iż lepiej było zignorować kocice, która bez potrzeby zaczepiała go, marnując przy tym jego czas i chęci.
— Zmiany bywają trudne, jednak należy po prostu iść naprzód — burknęła, a następnie odwróciła się w stronę bawiących się razem kociąt.— Nie chcesz do nich dołączyć?
Blask skrzywił się w obrzydzeniu, nie czując chęci, by dołączać do wybryków, jakie promowały te rozbrykane stworzenia. Nie mając pojęcia, co zrobić może, a choć zwykle znużenie zabijał wyobraźnią, to obecnie nie wiedział, co wymyślać może sobie. Każda sekunda płynęła tak powoli, jak gdyby wartki potok nagle w strumyczek zwykły się zmienił. Pozostało mu jedynie wstać i wynieść się w inne miejsce, które zaspokoiłoby jego potrzebę do odczuwania nasycenia, a gdzie indziej udać by się mógł, niż do wodospadu, który pięknem swym wywoływał w nim uczucie zachwytu oraz zadumania. Powoli podreptał więc przed wodospad, przed nim było błyszczące niebo, w dole morze, dookoła widnokrąg, rozsłoneczniony, lekki, inny. Wpatrzony w upływającą wodę Blask odczuwał jedynie zmieszanie, które z tęsknoty, a równocześnie poczucia szczęścia stworzone było. Niby w oddali dało się ziemną plamę zobaczyć, która spod wody połyskiwała słabo, co w nagłe zdziwienie wprowadziło kocurka młodego. "Czyżbym zwidy właśnie miał?" — W myślach siebie spytał, a jedyną odpowiedzią, jaką otrzymał był cichy szum fal odległych. Przynajmniej fantazjować mógł o tym, czym plama jest ta i co skrywać przed nim planuje, a choć zajęcie to było nudnawe, to jednak lekkie szczęście dawała mu, przez co nie przestawać rozmyślać czy rozkoszować się widokiem nieznanego.
***
Blask skrzywił się w obrzydzeniu, nie czując chęci, by dołączać do wybryków, jakie promowały te rozbrykane stworzenia. Nie mając pojęcia, co zrobić może, a choć zwykle znużenie zabijał wyobraźnią, to obecnie nie wiedział, co wymyślać może sobie. Każda sekunda płynęła tak powoli, jak gdyby wartki potok nagle w strumyczek zwykły się zmienił. Pozostało mu jedynie wstać i wynieść się w inne miejsce, które zaspokoiłoby jego potrzebę do odczuwania nasycenia, a gdzie indziej udać by się mógł, niż do wodospadu, który pięknem swym wywoływał w nim uczucie zachwytu oraz zadumania. Powoli podreptał więc przed wodospad, przed nim było błyszczące niebo, w dole morze, dokoła widnokrąg, rozsłoneczniony, lekki, inny. Wpatrzony w upływającą wodę Blask odczuwał jedynie zmieszanie, które z tęsknoty, a równocześnie poczucia stresu stworzone było. Tak nagła zmiana otoczenia dziwna dla niego była, a choć poczucie energii pozytywnej dostrzegalne były w miejscu tym, to dawny jego dom lepszym był miejscem, gdzie chłodem nigdy nie wiało, a radość tętniła wokół. A więc co będzie z nim, ile strat jeszcze poniesie, jak wiele zmian ujrzy? — Te oraz inne sprawy huczały w jego głowie, podczas gdy on sam wiercił się w miejscu, będąc zmęczonym przygnębieniem swym oraz ciągłym brakiem poczucia radości.
***
Dzień powoli końcowi się poddawał, a na niebie rysować zaczęła się tarcza księżycowa, która, choć nie kompletna, to jednak blaskiem swym otaczała tych, którzy spojrzeli na nią. Niebo stało się rozgwieżdżone, a choć gwiazdy lśniły jasno, to obłoczki szare przysłaniały je, jakby zakazując obdarowywania światłem tych wszystkich, którzy zgrzeszyli za ciężko. A choć mróz nocy nastał już, to wodospad wciąż szumiał spokojnie.
— Wciąż nie śpisz? — Głos Półślepego Świstaka od tyłu zaskoczył kocurka, który wzdrygnął się z przejęcia.
— Ach, no ja... — Poczuł, jak wstyd formuje mu w gardle gule. — No, ja jeszcze nie śpię.
— To może najwyższa pora by podreptać do żłobka, co? — Choć słowa jej mogły zabrzmieć nieco niegrzecznie, to ton jej głosu był przyjazny.
Podniósł się więc i choć warkot niezadowolenia wydobywał się z niego, to zaprotestować zamiaru nie miał. Gdy łapy jego stawiane były, bo gruncie ozdobionym trawą oraz pierzem, on odwracał się co jakiś czas, by łypnąć na wodną kaskadę. W końcu, gdy do żłobka dotrzeć mu się udało, do nozdrzy jego napłynął zapach ciepły, który w kociarni zwyczaj miał panować. Na legowisku przy siostrze swej się ułożył, a następnie ślepia swe zamknął, by w móc sen zapaść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz