Przeszłość
Po długiej i mrocznej Porze Nagich Drzew, na tereny klanów w końcu powróciła upragniona Pora Nowych Liści. Drobne, zielono-brzoskwiniowe pączki zawijały się na młodych gałązkach drzewek, a spod stwardniałej, zimnej gleby, swe ciekawskie główki, przyodziane w fioletowe kapelusiki, wystawiły krokusy. Śnieg topniał, spływając wraz z lodowymi krami w dół rzeki, zawieruszając się czasem wśród odrastających szuwarów. Stos zwierzyny powrócił do swej dawnej świetności - pniaczek starego drzewa na nowo zapełnił się myszami, wiewiórkami, nornikami, ptactwem i przede wszystkim - rybami, za którymi każdy członek Klanu Nocy tak bardzo tęsknił przez większość zimnych pór, gdy to były one trudniejsze do schwytania, a tym samym - rzadsze.
Srocza Gwiazda siedziała na gałęzi sumaka, rozkoszując się ciepłem słonecznych promieni, okrywającym jej skostniałe ciało. Wiedziała, że gdyby ktoś spróbowałby przejechać teraz po jej boku, to z pewnością byłby w stanie wyliczyć dokładnie każde z jej starczych żeber. Koniec był bliski, a gwiezdni przodkowie coraz ciaśniej owijali swe łapy wokół jej duszy. Nie chciała jednak jeszcze zostawiać tego świata. Miała do zrobienia tyle rzeczy. Nad jej głową wciąż wisiała myśl o zbliżającej się mściwej eskapadzie do rewiru wrogich lisów, które przed wieloma księżycami pozbawiły ich klanu aż trójki członków. Musiała przeprowadzić ze swą zastępczynią ostatnie rozmowy, wypowiedzieć ostatnie rady, wesprzeć ją na drodze, którą już wkrótce po niej odziedziczy. I jeszcze tak nieistotne w obliczu wcześniej wspomnianych rzeczy, tak samolubne, ale jak bolesne pragnienie obserwowania swych prawnucząt, wkraczających w dorosłość. Gdyby tylko była parę księżyców młodsza, z pewnością wzięłaby któreś z nich na swojego kolejnego terminatora. Jednak mogła jedynie o tym marzyć. Nawet jej pierwszy uczeń, Pchli Nos, mimo, iż na jego białej sierści ciężko było dostrzec siwiznę, zdawał się słabnąć wraz z nią, niczym wierny stróż, oddany kompan, nigdy nie pozostający w tyle. Jedyny, który pozostał z nią tak długo.
Piski kociąt przyciągnęły uwagę przysypiającej liderki. Otworzyła z zainteresowaniem jedno z zielonych ślepi, wbijając je w trójkę biegających przed wejściem do żłobka dzieci książęcych. Szałwik, najbardziej odstający przez swą aparycję książę, kicał za dwiema siostrami - Mureną, dostojną panną, oraz Piórkiem, nieśmiałą, acz uroczą księżniczką, o oczach jak sama Srocza Gwiazda. Niebieski kocurek nawet nie zauważył, gdy podczas zabaw z rodzeństwem, jego mniejsza siostra upadła na ziemię. Skupił się na pogoni za zgrabnie umykającą przed jego atakami Mureną, która w paru wdzięcznych susach przedostała się na wyższe gałązki krzewu tworzącego żłobek. Dumnie zadarła łebek, rzucając wyniosłe spojrzenie w stronę swojego bliźniaka - Laguny, obserwującego wszystko z boku. Srocza Gwiazda zsunęła się z drzewa, swe kroki bezpośrednio kierując w stronę wciąż leżącej na piasku, srebrnej księżniczki.
— Piórko? — zamruczała liderka, fuknięciem nosa zdmuchując z czoła wnuczki osiadły na nim pył —
Wszystko w porządku?
Zaskoczona kociczka aż podskoczyła, czując na swych plecach oddech babki. Speszona wstała na cztery łapki, otrzepując się z piaszczystego kurzu.
— Babciu — przywitała się najpierw Piórko, skłaniając nisko głowę — Wszystko w porządku. Przewróciłam się podczas zabawy z Szałwikiem i... I tak jakoś zostałam. Przepraszam — wyjaśniła, z trudem powstrzymując się od nerwowego grzebania pazurkiem w ziemi.
— Nie musisz mnie przepraszać — Srocza Gwiazda pokręciła łbem — Wypadki zdarzają się każdemu, to część nauki. Najważniejsze jest jednak, aby nigdy nie pozostawać na ziemi zbyt długo, bo inni nie będą czekać aż się pozbierasz. Cóż, ewentualnie złapiesz wilka — dodała po chwili, widząc nietęgą minę kociaka, jaka zarysowała się na jej pysku po usłyszeniu pierwszej połowy zdania.
<Piórko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz