Duszne powietrze ledwo docierające w głąb jaskini służące kotom z Klanu Klifu za obóz nieprzyjemnie sprawiało, że asystentka medyczki brała szybkie, płytkie wdechy i była naprawdę zmęczona tą pogodą. Wystawiła pysk w kierunku słońca, próbując chociaż na chwilę pozbyć się tego okropnego uczucia wilgoci na futrze, nawet i na skórze, co było w tym wszystkim najgorsze. Stała przy wyjściu z jaskini, obserwując z zaciekawieniem, jak kaskada maleńkich kropelek mieni się blaskiem na tle pomarańczowego nieba, barwionego kolorami zachodzącego słońca. Do uszu kotki nie docierały niemal żadne dźwięki, zagłuszone przez szum wody. Wzdrygnęła się lekko i odsunęła się od wodospadu, kiedy nagle parę kropelek znalazło się niebezpiecznie blisko jej. Wolała uniknąć jeszcze dodatkowego zmoczenia.
Liściaste Futro ruszyła energicznym truchtem w kierunku zbierających się przy stercie zdobyczy kotów. Nadchodził czas na dzielenie się językami, wieczorne patrole już wróciły, a niebo robiło się coraz ciemniejsze. Szary Klif odszedł zanieść zdobycz starszyźnie i karmicielkom oraz ich kociakom, następnie reszta piszczek została do dyspozycji dla wojowników i uczniów. Co prawda, patrole myśliwskie ostatnio skarżyły się na trudności w wytropieniu jedzenia, ale i tak stan sterty był lepszy niż podczas pory Nagich Drzew.
Kiedy każdy kot wziął sobie po kawałku zdobyczy, także i Liściaste Futro zbliżyła się do stosu. Szturchając zwierzynę, obwąchując ją i przyglądając się jej, wybrała kosa. Delikatnie musnęła końcówką ogona grzbiet Srebrnej Szadzi, która stała obok i szukała piszczki dla siebie.
- Może się podzielimy? - wymamrotała niezbyt wyraźnie przez szczęki zaciśnięte na ptaku.
Szylkretowobiała kotka zamruczała z wdzięcznością, odchodząc z asystentką medyczki na bok.
Podczas oskubywania kosa z piór Liściaste Futro w milczeniu siedziała, rozmyślając. Kiedy Srokoszowa Gwiazda obalił jej matkę, nie wiedziała co robić. Teraz… I w tym przypadku czuła się dziwnie, jakby niekomfortowo. To prawda, nie lubiła byłego lidera. Prawda, prawie spróbowała go zabić, ale… nieprzyjemnie zdziwiła się jego śmiercią. Jeszcze bardziej zaskoczyło ją to, że Przyczajona Kania, a raczej Przyczajona Gwiazda odszedł z klanu. Co za mysie serce! Widać, że nie był to prawdziwy wojownik. Nie miał w sobie wystarczająco wiele odwagi, aby stanąć na prowadzeniu klanu. Asystentka medyczki widziała też, że Liściasta Gwiazda była przestraszona odpowiedzialnością spoczywającą na niej. Obecnie Klan Klifu nie miał silnego przywódcy, który pomógłby im się podnieść z katastrof spływających jedna po drugiej i odbudowałby siłę kotów. Jednak może Liściasta Gwiazda, gdy już się przyzwyczai do tego wszystkiego, okaże się podejmować słuszne decyzje i mądrze prowadzić klan?
Tak, miała nadzieję, że tak się to skończy. Jednak… przez myśl przemknęły jej wizje od Klanu Gwiazdy. Czy to przed tym ją ostrzegali? Niewidzialny przeciwnik musiał oznaczać atak z zaskoczenia, no bo co innego? Jakiś czas temu jej klan zawarł sojusz z Klanem Burzy. Czy to o to chodziło? Czy koty z wrzosowiska się od nich odwrócą? Co prawda, jedna z ich uczennic zaatakowała Zaćmioną Łapę, ale… Przed tak błahą sprawą Klan Gwiazdy by jej nie ostrzegał. Chociaż może to tylko początek? A może w ogóle Liściaste Futro była na złym tropie i jej przodkom chodziło o coś zupełnie innego? Na razie wiedziała tylko, że musiała o tym jeszcze raz porozmawiać z Ćmim Księżycem, którą także widziała w wizji.
Zdała sobie sprawę, iż przez chwilę siedziała w milczeniu i bezruchu, podczas gdy jej towarzyszka skończyła oskubywać kosa i grzecznie czekała, aż zaczną posiłek.
- Wybacz - mruknęła Liściaste Futro cicho i odsunęła ogonem pióra w kierunku koleżanki. - Możesz wyścielić sobie nimi posłanie.
Chociaż w oczach Srebrnej Szadzi zamigotała wdzięczność i zadowolenie, ta pokręciła głową.
- Podzielmy się nimi.
Asystentka medyczki zgodziła się na to, a po chwili uświadomiła sobie, jak dawno nie rozmawiała z szylkretowo-białą wojowniczką. Kiedy była uczennicą, były przyjaciółkami. Co prawda, teraz nadal były… Chyba. Dużo się zmieniło.
- Co o tym myślisz? - spytała niebieska, biorąc gryz zdobyczy.
Widząc blask zdezorientowania w oczach towarzyszki, dodała:
- No wiesz, o Liściastej Gwieździe.
Srebrna Szadź przechyliła głowę, najwyraźniej chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią. Liściaste Futro już się domyśliła, że ta nie zamierza stawać po niczyjej stronie, ani nikogo obrażać. W końcu wojowniczka była… zawsze miła, grzeczna, uprzejma i chyba wolała się nie narażać na czyjś gniew.
- Wiesz, to nasza nowa przywódczyni. Zgodnie z kodeksem wojownika powinniśmy się jej słuchać i szanować ją. I właśnie to zamierzam robić. Jeśli ją Przyczajona Gwiazda wybrał na swoją zastępczynię, tak powinno być. - Na koniec swojej wypowiedzi kotka westchnęła cicho.
Asystentka medyczki spojrzała na nią przenikliwie spod zmrużonych oczy. Na jej pysku widać było zaniepokojenie.
- Wszystko w porządku? - spytała niepewnie.
- Tak… Jasne - odparła Srebrna Szadź.
No tak, ci wojownicy! Zawsze się wszystkiego wypierali, próbując udawać bohaterów, albo sam Klan Gwiazdy wie, co jeszcze.
- Nie wyglądasz na całkowicie zdrową.
Liściaste Futro z wyrzutem i wstydem uświadomiła sobie, że dopiero teraz zauważyła zmęczenie w oczach kotki.
- Naprawdę nic mi nie jest. No… może trochę mnie boli głowa, ale to nic takiego.
- Nic takiego? - prychnęła asystentka medyczki. - Ciekawe, co byś powiedziała, jakbyś dostała migren.
Mówiła oschłym tonem, gdyż była podenerwowana. Nie chciała, aby jej przyjaciółka zachorowała. Wiedziała, że z bólu głowy mogło wyniknąć osłabienie.
Podała Srebrnej Szadzi wrotycz, kazała jej nie przemęczać się zbytnio i przyjść następnego dnia.
Wyleczeni: Srebrna Szadź
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz