*podczas pierwszych dni w klanie Klifu*
I, tak, jakby gwiazdki rzeczywiście jej wysłuchały, wkrótce na drodze stanął im osobliwie wyglądający kocur. Zmierzwione futro i blizny na ciele, parę łysych placków... Choć ona sama pewnie nie wyglądała wtedy o wiele lepiej. Później poznała imię wojownika, Judaszowcowy Pocałunek... Tata Judasz. Ponieważ powiedział im, że się nimi zaopiekuje. Będzie tatą i wzorem do naśladowania. Mogła to zrozumieć i zaakceptować, skoro szansa na wrócenie do pierwotnego domu była znikoma. W końcu teraz był nim Klan Klifu. Gdzie mieszkała w jaskini, wypełnionej gadaniną innych kotów. Było tłoczno. Nie podobało jej się to. Wraz z Blaskiem została wpakowana do żłobka, gdzie zajęła się nimi pani Świstak. Tkwiła tam wraz z dwójką innych kociaków, Strzępką i Gąsieniczkiem (co to w ogóle za imię? Od robaka, fuj! Oczywiście, nie powiedziała mu tego, była miła) oraz ich matką, Melodyjnym Trelem. jeśli miała być szczera, starsza kotka nie wyglądała na matkę jej rówieśników - ze względu na krótkie łapy przypominała raczej młodsze koty, które ojciec nazywał uczniami. Ale tą uwagę pozostawiła dla siebie.
W tym miejscu miała pod dostatkiem jedzenia i wody. Oczywiście, nie przypominało ono tego w jej poprzednim domu, ani trochę. Może pachniało jedynie odrobinę podobnie... Świstak i tata wciskali jej pod pyszczek klanowe smakołyki, najlepsze ptaki i myszy... Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiła, ale da radę. Chyba. Blaskowi adaptacja też nie szła najlepiej. Można było by powiedzieć, że nawet gorzej. miała wrażenie, że brat nienawidził tego miejsca z pasją. Wpatrywał się w wodospad i sporadycznie rozmawiał z Półślepym Świstakiem, skarżąc się i narzekając. Z jednej strony wcale się temu nie dziwiła, ale z drugiej... Uważała, że trochę histeryzował. Powinien się cieszyć, że oboje są zdrowi i zostali przyjęci do społeczności bez sprzeciwu. Mają nawet autorytet w postaci przybranego ojca, do czego rudy tez nie był jeszcze do końca przekonany, ale wszystko zaczynało się powoli układać.
Przewróciła się na posłaniu. Pani Świstak łypnęła na nią niebieskim okiem, zanim odwróciła spojrzenie z powrotem na Blaska w oddali. Strzepnęła ogonem i ziewnęła cichutko, podążając za jej wzrokiem. Znowu wałęsał się ze skrzywionym wyrazem pyszczka. Czekała tylko, aż ktoś w końcu zwróci mu na to uwagę i zrobi cos z tym. Sama próbowała, ale nie będzie się przecież narzucać. I tak nic nie zdziała.
Ktoś zawitał w wejściu. Czekoladowe futro zamigotało w świetle słońca, a pomarańczowe oczy zmrużyły się, gdy napotkały jej spojrzenie. Judaszowcowy Pocałunek uśmiechnął się i podszedł bliżej.
— Panie Judaszowcu? — słowa wymsknęły się jej z pyszczka zanim zdążyła się nad nimi zastanowić — Znaczy... Ojcze?
Ktoś zawitał w wejściu. Czekoladowe futro zamigotało w świetle słońca, a pomarańczowe oczy zmrużyły się, gdy napotkały jej spojrzenie. Judaszowcowy Pocałunek uśmiechnął się i podszedł bliżej.
— Panie Judaszowcu? — słowa wymsknęły się jej z pyszczka zanim zdążyła się nad nimi zastanowić — Znaczy... Ojcze?
<Judasz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz