Młoda, smukła liliowa kotka o falującym, cętkowanym futrze zgrabnie przeskakiwała z kamienia na kamień, przeprawiając się w ten sposób przez spokojnie płynący strumień. Długimi, białymi nogami mocno wybijała się w powietrze, wymachując przy tym ogonem. Była piękna.
Diament sadził susy tuż za nią, jednak mocno spowalniał go fakt, iż znajduje się tuż przy wodzie. Na myśl o wpadnięciu do lodowatego strumienia przechodziły go dreszcze. Tak więc liliowa kotka zyskiwała przewagę. Czuł, że jak już znajdą się z powrotem na stałym lądzie, dogoni ją.
Tak też się stało. Skoczył na towarzyszkę swoich zabaw i przetoczyli się po trawie w udawanej walce. Kiedy się zatrzymali, ich pyski były tuż obok siebie. Srebrny kocur wdychał jej ciepły zapach, wpatrywał się w duże, lekko skośne intensywnie zielone oczy kotki. Czuł, że się w nich zatopi.
- Pliszko…
Poczuł szturchnięcie w bok i usłyszał miauczenie jakiegoś kota. Odwrócił się w tę stronę… i wtedy jego partnerka zniknęła razem z lasem, drzewami i strumieniem. Natomiast on znalazł się z powrotem w szopie w ogrodzie dwunożnych Cynamonki, w której sypiał.
Otworzył oczy, zobaczył przed sobą drewniane ściany, stosy gratów, kałuże wody w miejscach, gdzie w suficie były dziury, posłania, koce i zabawki, którymi bawiły się jego kocięta, kiedy były małe. No i oczywiście Bazalta i Szmaragd, wciąż jeszcze śpiących oraz Stonkę i Turkawkę, który właśnie go obudził.
Gorzko uświadomił sobie, że to był tylko sen, nic więcej. Pogodził się z tym, że prawdopodobnie już nigdy nie zobaczy Pliszki, miał nadzieję, że jego partnerka wciąż żyje i jest jej dobrze, ale kotka wciąż wracała do jego głowy. Czasami myślami, czasami w nocy, w snach, ale… to było takie realistyczne. Takie przyjemne. Tak bardzo chciałby ją jeszcze raz spotkać.
Żal szybko przemienił się we frustrację, którą Diament musiał na kimś wyładować. Oczywiście tym kimś był Turkawka, ze względu na to, że to on go obudził, chociaż dopiero co słońce wzeszło. W gardle srebrnego zaczęło narastać warczenie, dopiero po kilku uderzeniach serca się opanował. Podniósł się i stanął wyprostowany, machając wściekle ogonem przed swoim kociakiem.
- Co się stało? - rzucił oschle.
Turkawka cofnął się i skulił lekko, kładąc po sobie uszy, wydając też z siebie ciche westchnienie. Nic nie powiedział, więc Stonka podeszła do Diamenta i miauknęła:
- Chciał, żebyśmy poszli na poranny spacer.
Kocur rzucił spojrzenie na syna, a z jego oczu z każdym uderzeniem serca znikało podenerwowanie. Nie mógł się przecież gniewać na swojego kociaka, w końcu on nic złego nie zrobił. No i chciał dobrze.
- Tak, to dobry pomysł - przytaknął Diament. - Świetny.
Tymi pochwałami chciał przeprosić Turkawkę za swoje wcześniejsze zachowanie i chyba zobaczył zadowolenia w oczach syna.
***
Szli leśną ścieżką. Turkawka podskakiwał na przedzie, Stonka chyba próbowała jeść szyszki, a Szmaragd próbowała być na prowadzeniu, jednak nie mogła wyprzedzić brata. Nagle srebrny kocur wpadł na pomysł i zatrzymał się (czego jego kociaki nawet nie zauważyły i szły sobie dalej).
- Hej, mam pomysł. - Trzy pary zielonych oczu zwróciły się na niego. - Kiedyś z Jerzykiem znaleźliśmy psa. Był przyjazny. Zaprowadziliśmy go do kotów z portu. Dawno u niego nie byłem. Chcecie go poznać?
<Turkawko? Boisz się psów?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz