Przed ceremonią Omena
Jak każdy wie, Omen jest ślepy, a przynajmniej zdaniem innych kotów z Klanu Wilka. Było to nowe i obce miejsce dla kociaka, więc chyba wypadało, aby Omen otrzymał odrobinę ciepła, aby ten się przyzwyczaił do nowego miejsca, tak? Szkoda tylko, że zamiast ciepłego powitania i miłych słów ze strony innych usłyszał obelgi i wyzwiska. Cóż… Kto by się spodziewał, że miejsce to będzie niczym, a dziurą przepełnioną futrzakami, które próbują sobie podbić ego cierpieniem młodego? Szczęście Omena, że słowa ich nigdy go nie raniły w taki sposób, na jaki koty liczyły. Fakt, za każdym razem, gdy słyszał słowa “kret” bądź “ślepota” rzucane w jego stronę, to marszczył delikatnie nosek, ale ciężko było powiedzieć, czy marszczył go na dźwięk tych słów, a może na smród tych kotów, który wyjątkowo go drażnił. I tak było w przypadku jego pierwszego spotkania z zastępczynią Klanu Wilka, a mianowicie Jadowitej Żmii podczas jego drobnego “spaceru” po obozie, który składał się głównie z obijania o koty dla pokazu. Omen przechodził tuż obok zastępczyni, gdy nagle przypadkiem zahaczył o jej łapę, co oczywiście spowodowało prychnięcie ze strony starszej na widok ślepca.
— Patrz jak… — zaczęła mówić kocica, jednak prędko dostrzegła, że przed nią nie znajduje się znajomy jej kot, a średnich rozmiarów kociak, którego przyciągnęli do obozu po… No właśnie, ciężko powiedzieć, po co przygarnęli tego smarka! — Och, to ty… Kto Ci pozwolił wyjść ze żłobka, smrodzie? — zapytała, jej głos przepełniony niczym innym jak pogardą i wstrętem do kociaka. Huh, to była nowa obelga. Tej jeszcze nigdy nie słyszał… Musi ją zapamiętać, aby wykorzystać ją w przyszłości.
— Ciężko mi patrzeć jak chodzę — mruknął sarkastycznie Omen, na co Jadowita Żmija szturchnęła go łapą, co spowodowało jego małą wywrotkę na ziemię. Kocur był w stanie wyczuć złość zastępczyni… Może powinien odrobinę przystopować, jeśli chciał przeżyć tę noc.
— Słuchaj mnie, ty mały gnojku! Szacunku do starszych, ślepoto. Powinieneś kłaść mi się u łap i dziękować za łaskę Klanu Wilka, za przyjęcie takiej kaleki jak ty! Gdyby nie nasza łaska, te przeklęte ptaszyska już by dawno ciebie pożarły żywcem! — wysyczała w stronę młodego. Omen zwyczajnie wpatrywał się w pustkę, a następnie powoli wstał z ziemi oraz otrzepał futerko z zabrudzeń, tylko po to, aby zastępczyni ponownie go pchnęła na ziemię. — Ciesz się, że jestem na tyle w dobrym humorze, aby nie robić Ci dodatkowych problemów… Co ja będę się przejmować smarkiem jak ty, gdy i tak za kilka dni ślad po tobie zaginie! Nawet nie przeżyjesz mianowania na ucznia. Pewnie wpadniesz gdzieś do jakiejś dziury i skręcisz sobie kark, więc ciesz się życiem, póki je masz — dodała zastępczyni.
— Jakie mianowanie? O co z tym chodzi? — zapytał niewinnie kocurek, podnosząc głowę w stronę kotki o ciemnym futrze, świecąc do niej swoimi mglistymi oczami.
— A ja co jestem, matka twoja? Pytaj kogoś innego, smarkaczu! — okrzyczała młodego, jednak po chwili cicho westchnęła i wytłumaczyła kocurowi. — Przed mianowaniem, smarki jak ty muszą przeżyć jedną noc poza obozem… Dzięki temu nie mamy słabych jednostek takich jak ty. Mam nadzieję, że nie muszę Ci tłumaczyć, czym jest mianowanie? — wytłumaczyła starsza, nie żałując mu sarkazmu, na co kocurek pokręcił przecząco głową. — To dobrze, że aż takiej pustki w głowie nie masz. Przynajmniej coś się nauczyłeś w tym żłobku…
— Co miałaś na myśli, mówiąc, że nie przeżyje tego mianowania? — rzucił kolejnym pytaniem w stronę Jadowitej Żmii, na co ta zrobiła minę, jakby jej całą rodzinę kociak zabił. Omenowi oczywiście spojrzenie kotki nie umknęło.
— A ty co, głupi jesteś, że takie pytanie zadajesz? Kogo ja pytam, oczywiście, że jesteś! Ślepy smarkacz jak ty ma przeżyć noc poza obozem? Jasne, już to widzę! Prędzej nauczę się latać, niż ślepiec jak ty wróci w jednym kawałku. Będziesz niczym, a przekąską dla lisów w najlepszym wypadku — wysyczała zastępczyni w stronę kociaka, powstrzymując samą siebie przed kolejnym trzepnięciem kociaka.
— A skąd taka pewność, że nie przeżyję? — zapytał Omen, ponownie podnosząc się z ziemi, na co Jadowita Żmija go szturchnęła, przynajmniej nie na tyle mocno, aby ten poleciał do tyłu.
— Proszę cię, nie rozśmieszaj mnie. W taką noc umierają kociaki, którym nie brakuje jednego ze zmysłów, a ślepiec jak ty ma przeżyć? — zakpiła z niego. Jadowita Żmija postrzegała go jako kogoś słabego, chociaż nie mógł jej za to winić. Zdaniem kotów był on ślepy, a ślepe koty zawsze kończą głęboko pod ziemią.
— A co jeśli przeżyję? — zapytał kociak niepewnie, delikatnie zestresowany myślą o spędzeniu całej nocy poza obozem. Mimo iż przez większość swojego życia nie mieszkał w klanie, to jego matka bądź ojciec zawsze byli obok. Teraz sprawa delikatnie się różniła, gdyż miał zostać sam.
— Cud się stanie! — odpowiedziała sarkastycznie, a następnie kontynuowała. — Jeśli przeżyjesz i wrócisz do obozu w jednym kawałku, to zaakceptuje cię jako jednego z nas. Czy pasuje Ci taka umowa? — zapytała, na co kociak skinął głową. Oczywiście wiedziała, że szansy takiej nie było! Omen miałby przeżyć samotną noc w lesie? Takiego smroda jak on nawet by żaba zjadła, a co dopiero jakiś większy drapieżnik taki jak lis bądź sowa!
Zastępczyni przeskanowała kociaka kolejny raz swoimi ślepiami, a następnie się odezwała kolejny raz.
— Wracaj już do żłobka… Pewnie cię szukają. Musisz się wyspać, jeśli chcesz przeżyć. Eh, co ja się przejmuję… Wynocha, smarku! — syknęła na kociaka, na co ten prędko pognał do żłobka. Nie ważne jak bardzo chciała odgonić Omena, ta wyjątkowo go… Polubiła. Może i potrafił być wyszczekany, jednak ta cecha sprawiała, że kotka się nim zainteresowała. Mimo iż ta wolałaby zginąć najbardziej bolesną śmiercią, niż się do tego przyznać, jednak w rzeczywistości miała cichą nadzieję, że wcześniej wspomniany cud się stanie, a kociak wróci cały. Chciała wiedzieć, co z niego wyrośnie.
ʚ ⚝ ɞ
W obozie było już ciemno. Sowy głośno huczały, a dzikie zwierzęta wyły w oddali. W całym obozie tego wieczoru panowała jakaś dziwna atmosfera, a mały Omen dopiero zdał sobie sprawę z tego, co ma się tej nocy wydarzyć, gdy pewien kot wydarł go z ciepłego żłobka wraz z jego bratem, Sową. Oba kociaki były postawione przed znajomą im sylwetką. Była to dymna kotka o zielonych ślepiach, której sama obecność zmuszał koty do odwrócenia wzroku. Mowa oczywiście o przywódczyni Klanu Wilka, Sosnowej Gwieździe.
— Omenie, Sowo, zgaduję, że wiecie, dlaczego was nasi wojownicy obudzili o takiej godzinie, czyż nie? — zapytała spokojnym tonem, na co rodzeństwo skinęło głową. — Doskonale. Z racji, iż skończyliście już 6 księżyców czas najwyższy przejść wasze mianowanie na uczniów Klanu Wilka. Jednak dlatego, że nie możemy posiadać słabszych jednostek, pozwoliliśmy sobie na wprowadzenie… Testu. Możliwe, że słyszeliście już słowo lub dwa o nim, jednak nikt nie zagłębiał się w szczegóły — powiedziała przywódczyni, skanując wzrokiem oba koty, które wytargały Omena oraz Sowę ze żłobka.
Starsza zrobiła krótką przerwę w swojej wypowiedzi, dając im sekundę na przyswojenie wiadomości, a następnie odezwała się kolejny raz.
— Waszym zadaniem będzie przeżyć noc poza obozem bez opieki wojownika. W ten sposób udowodnicie, że nadajecie się na uczniów tego klanu. O powrót nie musicie się obawiać, gdyż o świcie wyślę wojowników, aby was odnaleźli tak prędko, jak potrafią. Musicie jednak wiedzieć, że w nocy będą polować na was różne stworzenia. Musicie wykazać się sprytem, aby przeżyć tę noc — wytłumaczyła im Sosnowa Gwiazda. — Powodzenia — rzuciła im ostatnie słowo, a w następnej chwili dwóch wojowników chwyciło Sowę i Omena za kark i skierowało się ku wyjściu z obozu. Rodzeństwo zdołało rzucić ostatnie spojrzenie drugiemu, gdy wojownicy się rozdzielili w dwie różne strony.
ʚ ⚝ ɞ
Kociak czuł, jak wiatr świszczy mu w uszach, gdy kocur, który go trzymał, brutalnie nim miotał na boki w trakcie biegu. Musiał zapamiętać sobie, że koty jak on nie są stworzone do transportu mniejszych… Miał cichą nadzieję, że Sowa trafił na lepszego przewoźnika. Kociak cicho pisnął, gdy kocur ostro skręcił, miotając nim na boki. Świetnie, nawet nie jest sam, a Ci już go chcą zabić! Życie się na niego uwzięło. Gdy wojownik nagle się zatrzymał i postawił na ziemię, ten nie mógł ustać na czterech łapach i poleciał na pysk.
— Pamiętaj, że nie możesz wrócić do obozu przed świtem, inaczej czeka cię kara. Powodzenia, Omenie — mruknął wojownik, i nie czekając na jego odpowiedź, zniknął w zaroślach.
Omen powoli się rozejrzał dookoła siebie, starając się wyłapać sylwetkę kota, który mógł go obserwować. Nie chciał, aby ktoś dostrzegł, jak ten perfekcyjnie omija wszystkie przeszkody. Po krótkiej chwili rozglądania się Omen miał pewność, że w jego pobliżu nie ma żadnego członka Klanu Wilka. Przynajmniej tyle dobrego… Ostatnie co potrzebował to jakiś szczur na ogonie.
— Co za świństwo… — wymamrotał do siebie kocur. Wiedział, że musi znaleźć jakieś bezpieczne miejsce, aby spędzić tę noc.
Omen przeskanował wzrokiem swoje otoczenie, dostrzegając wysokie drzewo, na którym mógłby się ukryć. Gałęzie były na tyle gęste, że mało kto by go dostrzegł. Szkoda tylko, że najpierw musiał się tam wczołgać, a przynajmniej na tyle szybko, aby coś go nie zjadło.
Kociak prędko przyczłapał się pod drzewo, a następnie przypominając sobie, jak jego matka skakała po drzewach, polując na ptaszyska, wysunął swoje pazurki ostre niczym igiełki oraz wbił je w drzewo. Gdy ten zaczepił się o nie wystarczająco mocno, wybił się z tylnych łap. Może i ta wspinaczka wymagała dużo wysiłku fizycznego, jednak nie poszedł on na marne, gdyż kociak zdołał się dostać do swojej upragnionej gałęzi. Nie była ona na samym czubku, co było oczywiste. Żaden kociak w takim wieku nie dałby rady się tam wspiąć. Znalazł sobie gałąź na średniej wysokości, która była na tyle wysoko, aby dzikie zwierze go nie odnalazło, co było jedyną ważną rzeczą w tej chwili. Omen prędko przysiadł między gałęziami, przyciskając swoje drobne ciałko do drzewa. Teraz pozostało mu jedynie czekać do rana, aż koty, które Sosnowa Gwiazda wyśle, go odnajdą…
ʚ ⚝ ɞ
Nim się kocurek obejrzał, a słońce już powoli wstawało. Po ciężkiej nocy spędzonej na drzewie nareszcie nadszedł dzień, a wojownicy zostali wysłani, aby odnaleźć dwójkę kociąt. Och, zaskoczenie członków Klanu Wilka, które malowało się na ich pysku, było nie do opisania. Większość z nich spodziewała się, że odnajdzie się tylko jeden, podczas gdy Omen zostanie pożarty… Kociak nawet dostrzegł spojrzenie pełne szoku, które Jadowita Żmija dyskretnie rzucała w ich stronę. Dwójka kociąt została prędko postawiona przed dużym, ściętym pniem, na którym równie szybko znalazła się Sosnowa Gwiazda, zwołując Klan Wilka na spotkanie.
Gdy koty nareszcie się zebrały, ta zabrała głos, wbijając swoje ostre spojrzenie w dwójkę młodych pod pniem.
— Sowo, ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem — zaczęła mówić Sosnowa Gwiazda, spoglądając na liliowego kocura, a wyraz pyska przywódczyni pozostał taki sam. — Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Sowia Łapa. Twoim mentorem będzie Mroczna Wizja. Mam nadzieję, że Mroczna Wizja przekaże Ci całą swoją wiedzę — zakończyła mówić kocica na pniu, a następnie wbiła swoje ślepia we wcześniej wspomnianą kocicę.
Gdy Sosnowa Gwiazda odszukała wojowniczkę w tłumie zebranych kotów, ta cicho odchrząknęła oraz ponownie zabrała głos, stojąc dumnie na pniu.
— Mroczna Wizjo, jesteś gotowa do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałaś od swojego mentora, Zarannej Zjawy, doskonałe szkolenie i pokazałaś swoją siłę i wiedzę. Będziesz mentorką Sowiej Łapy i mam nadzieję, że przekażesz mu całą swoją wiedzę — powiedziała przywódczyni na jednym oddechu, utrzymując kontakt wzrokowy z Mroczną Wizją, która posłusznie skinęła głową.
W obozie rozległ się krzyk kotów, które głośnie wykrzykiwały nowe imię Sowiej Łapy, jednak Sosnowa Gwiazda prędko uciszyła zebranych, jednym głośnym chrząknięciem, co zwróciło uwagę innych. Było to jasne, że ta nie zakończyła spotkania, a cichy szept zaciekawionych kotów dostał się do uszu Omena. Gdy szept również ucichł, ten poczuł, jak koty wbijają swoje ciekawskie spojrzenia w jego grzbiet.
— Omenie — zaczęła mówić Sosnowa Gwiazda, a kocurek niewinnie podniósł głowę do góry, wbijając w przywódczynię swoje “ślepe” ślepia. — Ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do momentu otrzymania imienia wojownika będziesz nazywać się Zabłąkana Łapa — oznajmiła przywódczyni donośnym tonem, a nowe imię kocura wywołało chichot ze strony zebranych. Idealnie, jeszcze tego mu było trzeba. — Twoim mentorem będzie Rysi Trop — mruknęła starsza, spoglądając na zaskoczoną młodą wojowniczkę, która stała w tłumie. — Mam nadzieję, że Rysi Trop przekaże Ci całą swoją wiedzę — dodała Sosnowa Gwiazda, rzucając ostatnie spojrzenie w stronę Omena, a następnie skierowała swoją uwagę na wcześniej wspomnianej wojowniczce. — Rysi Tropie, jesteś gotowa do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałaś od swojego mentora, Gronostajowego Tańca, doskonałe szkolenie i pokazałaś swoją dumę i wierność. Będziesz mentorką Zabłąkanej Łapy i mam nadzieję, że przekażesz mu całą swoją wiedzę — powiedziała przywódczyni, nie przerywając kontaktu wzrokowego z wojowniczką. Mimo swojej niepewności Rysi Trop powoli skinęła głową.
Gdy przywódczyni Klanu Wilka wyłapała skinienie głowy kotki, która ukrywała się w tłumie, ta wzięła wdech, aby ponownie zabrać głos na spotkaniu kotów.
— To tyle, co miałam do powiedzenia. Możecie się rozejść! — zakończyła swoją wypowiedź podniesionym głosem, a następnie ona sama ruszyła w swoją stronę.
Koty powoli się rozchodziły na boki, a Omen kątem oka dostrzegł, jak Jadowita Żmija się mu chwilę przygląda. Teraz wiedział, że życie będzie jedynie trudniejsze. Och, niech coś go już zabije…
Teraźniejszość
Kolejny nudny dzień w życiu Zabłąkanej Łapy. Same obowiązki, zero odpoczynku, i przepychanki z innymi kotami, które wydawały się nie mieć końca. Muszą mieć bardzo smutne życie, jeśli formą rozrywki dla nich jest gnębienie ślepca, a przynajmniej w oczach innych. W Klanie Wilka było już kilka kotów, które podejrzewały, że ten nie oślepł całkowicie, jednak w jaki sposób mogły mu to udowodnić? Za każdym razem, gdy ktoś pytał go o jego wzrok oraz wspominał jego umiejętności, ten tłumaczył się, że ma nadzwyczajnie rozwinięty słuch, który ułatwia mu życie w wiecznej ciemności. Często taka wymówka działała, a koty przepraszały za tak niezręczne pytanie, chociaż nie zawsze one odpuszczały. Momentami spoglądały się one krzywo w jego stronę, a Omen tylko prychał, a następnie obijał się o ich bok. Co za zabawa. Może i był małym hipokrytą… Ach, co tu kłamać. Był on ogromnym hipokrytą, jednak nigdy nie mógł się powstrzymać przed przywaleniem w kota, który tego dnia wyjątkowo zaszedł mu za skórę, a gdy ten upadł, to bełkotał jakieś przeprosiny, tłumacząc się swoją ślepotą, jak to miał w zwyczaju. Oczywiście jego przeprosiny nie miały ani trochę szczerości w sobie.
Podczas gdy Omen kręcił się po obozie, nagle ktoś go szturchnął, co musi przyznać, odrobinę go przestraszyło. Nawet nie usłyszał kroków… Gdy Zabłąkana Łapa niechętnie się odwrócił, wzrokiem natrafił na wojownika o długim, białym futrze i żółtych ślepiach. Nie czekając, aż Omen zacznie mówić, ten zabrał głos.
— Ty. Idziemy na krótkie polowanie. Chciałem znaleźć jakiegoś innego ucznia, ale każdy wyparował wypełniać własne obowiązki, a ty wyglądasz, jakbyś się nudził… Plus nie ma nikogo lepszego do wyboru. Idziemy! — rozkazał Blade Lico, ruszając z miejsca. — W tę stronę — dodał, najpewniej starając się naprowadzić ślepca na dobry kierunek, mimo iż w rzeczywistości pomocy nie potrzebował, to docenił chęci kocura.
Podróż kotów nie trwała długo, gdyż prędko dwójka znalazła się przy Czarnych Gniazdach. Blade Lico zatrzymał się, a następnie zwrócił do Omena.
— Umiesz polować, mam nadzieję? — powiedział, jednak nie krył swojej wątpliwości.
— Oczywiście, że umiem. Rysi Trop już dawno mi to tłumaczyła. Całkiem dobrze mi to idzie, chociaż na ptaki najgorzej — mruknął, odwracając głowę. Oczy białego kocura delikatnie się rozszerzyły. Ślepy kot umiał polować? Cóż, nie będzie narzekał na umiejętności Zabłąkanej Łapy. Teraz wystarczy liczyć na to, że ten nie kłamie o swoich umiejętnościach.
— A co Ci sprawia problem, gdy polujesz na ptaki? Brak wzroku, a może coś innego? — zapytał wojownik, skupiając teraz swoją uwagę na młodszym kocie.
— Brak wzroku jest najmniejszym problemem. Ptaki często siedzą wysoko na drzewach, a ja nie jestem na tyle szybki, aby się na nie wspiąć i je złapać nim odlecą — prychnął. Cóż, był to nie taki powód, jakiego się starszy spodziewał.
— Chciałbyś mi pokazać swoją technikę? Mogę Ci dać kilka wskazówek, jeśli chodzi o wspinaczkę — miauknął żółtooki. To było… Obce. To, że ktoś chciał mu pomóc, było czymś nowym.
— Nie uczyłem się jeszcze wspinaczki z Rysim Tropem… Jedyne czego się nauczyłem, to kilka ruchów, które podłapałem od matki, gdy byłem młody. Lubiłem oglądać, jak ona poluje na ptaki — wymruczał Omen, myślami oddalając się do czasów, gdy ten jeszcze był kociakiem. Mimo tak młodego wieku ten wiedział za wiele. Na szczęście z rozmyśleń kocura wyrwał go głos wojownika.
— Oglądać? Czyli widziałeś wcześniej? — zapytał nagle, na co Omen zastygł. Och, co za długi jęzor! Za dużo papla, co za lisie łajno…
— Tak, miałem może… Dwa księżyce, gdy straciłem wzrok. Podczas zabawy z bratem i siostrą coś mi wpadło do oka, a krótko po tym wdała się infekcja, która odebrała mi wzrok. Cóż, pech najzwyczajniej — odpowiedział uczeń, podnosząc głowę, aby zerknąć na drzewo obok. — Co do twojego wcześniejszego pytania, to mogę pokazać Ci moją technikę, a przynajmniej to, co umiem — dodał oraz nie czekając, ruszył do drzewa.
Gdy Omen znalazł się na tyle blisko, wysunął swoje ostre pazury, a następnie zaczepił się nimi o drzewo. Chwilę mu to zajęło, aby wspiąć się wysoko. Zabłąkana Łapa sprawnie zeskoczył z gałęzi, na której siedział oraz zerknął na Blade Lico, czekając na krytykę.
— Hm, nie było źle — powiedział wojownik, a Omen myślał, że zejdzie tam na zawał… — Są drobne rzeczy, które możesz poprawić, ale ogólnie technikę masz całkiem dobrą. Jak na kogoś, kto nigdy nie miał dnia skupionego na nauce tej umiejętności, to bardzo dobrze Ci poszło — mruknął biały kocur.
Omen cicho odetchnął z ulgą, słysząc pochwałę wojownika. Przynajmniej jego technika wspinaczki nie była największą porażką na świecie, tyle dobrego…
— To… Co powinienem poprawić? — zapytał.
— Wiele do poprawy nie ma. Zacznijmy do tego, że łapy lepiej jest rozstawić na boki, jakbyś chciał objąć to drzewo. Pazury wbijaj mocno, a ciało trzymaj blisko pnia, wtedy będziesz mógł się wspinać szybciej. Nie zapominaj też o tylnych łapach, które często mogą pomóc. Gdy znajdziesz jakąś gałąź lub wgłębienie, wykorzystaj je i wybij się z niego za pomocą twoich łap — wytłumaczył wojownik. — Spróbuj jeszcze raz, tym razem z moimi wskazówkami — dodał.
Omen oczywiście się posłuchał polecenia starszego oraz ruszył do drzewa. Tym razem łapy rozłożył szeroko, pazury zacisnął mocno, a ciało przycisnął najbliżej jak mógł. Następnie wybił się z ziemi za pomocą swoich tylnych łap, nadając sobie dobrej prędkości.
— Na twoje lewo masz gałąź, wykorzystaj ją — krzyknął żółtooki.
Zabłąkana Łapa łapą odnalazł wcześniej wspomnianą gałąź oraz zapierając się o nią swoją łapą, sprawnie wybił się w górę. Prędkość Zabłąkanej Łapy była… Imponująca. W mgnieniu oka ten znalazł się wysoko na drzewie, wyżej i szybciej niż wcześniej.
— Udało mi się! — krzyknął z drzewa kocur, ciesząc się jak kociak. Był to pierwszy raz, gdy wojownik widział tyle emocji na pysku kocura, od momentu, gdy on wraz z Sową trafili do Klanu Wilka. Widział na pysku Omena wiele emocji, jednak najbardziej widoczną z nich wszystkich było szczęście, jakie kocur czuł. To był udany dzień.
[Trening wojownika; 3060 słów]
[Nauka wspinaczki na drzewa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz