Słońce prażyło bezlitośnie, nagrzewając ziemię do granic możliwości. Rośliny, zamiast czerpać radość z jego blasku, niemal kurczyły się w poszukiwaniu cienia. Trawy żółkły i opadały, znużone żarem, podobnie jak cała otaczająca natura.
A potem nadchodził deszcz – nagły, intensywny, przynoszący chwilową ulgę. Ciężkie krople uderzały w wysuszoną ziemię, jednak ta, niezdolna do ich przyjęcia, zamieniała się w grząskie błoto. Łąki i ścieżki tonęły pod wodą, a duszne, wilgotne powietrze stawało się nieodłącznym elementem codzienności.
Zwierzęta, które zwykle padały ofiarą drapieżników, nie opuszczały swoich kryjówek. Siedziały w norach tak długo, że głód stawał się coraz bardziej dotkliwy, a rywalizacja o każdą zdobycz zaostrzała się do granic możliwości.
Rzeki i zbiorniki wodne wylewały się poza swoje naturalne granice, pozostawiając po sobie rozlewiska i mokradła. Mimo to klanowe koty, wierne kodeksowi, nie przekraczały wyznaczonych granic, nawet gdy głód ściskał im żołądki. Niestety, nie wszyscy kierowali się tymi samymi zasadami. Samotnicy, coraz bardziej zdesperowani, śmiało wkraczali na terytoria klanów, gotowi walczyć choćby o jedną małą mysz.
Gdy słońce powoli znikało za ciężkimi chmurami, Biedronkowe Pole postanowiła wykorzystać ten czas na trening ze swoją uczennicą. Czereśniowa Łapa, z każdym krokiem marszcząc pyszczek, stąpała po błotnistej ziemi. Z każdym krokiem czuła, jak jej łapy toną w miękkiej, mokrej glebie. Na szczęście jej futro było na tyle długie, że nie sięgało aż do ziemi, więc nie musiała martwić się o jego późniejsze oczyszczanie.
Tego dnia ich podróż do zalesionego terenu trwała dłużej niż zwykle. Musiały unikać rozlewisk rzek, których silny nurt mógłby je porwać. Zamiast szybkiego marszu przez teren, musiały omijać niebezpieczne miejsca, pełne wody i błota, które mogłyby wciągnąć je w swój nieprzewidywalny wir. Mimo trudności, Klan Nocy nie musiał martwić się o brak pożywienia. Ryby w pobliskich rzekach były teraz pod dostatkiem, co pozwalało klanowi przetrwać.
Dziś szylkretowa miała się nauczyć wspinaczki po drzewach. Była to jedyna dodatkowa umiejętność, która nie budziła w niej strachu, a wręcz przeciwnie — ekscytowała ją. Czuła, że wspinanie się wysoko na gałęzie spodoba jej się od razu.
Czereśniowa Łapa ostrożnie przemierzała teren wzdłuż wody, która, jak zauważyła, znajdowała się w nietypowym miejscu. Woda była płytsza w tym rejonie, ale zauważyła, że ziemia w tym miejscu wyglądała na niestabilną. Na pewno była błotnista i śliska, co sprawiało, że nie miała ochoty na wkraczanie w to mokre, lepkie błoto. Skrzywiła nos na myśl o włożeniu łapy w coś tak nieprzyjemnego.
Potrząsnęła głową, usiłując wyrzucić z siebie rozkojarzenie, a na chrząknięcie mentorki szybko wróciła do rzeczywistości. Bez słowa dogoniła ją, nie zwracając uwagi na to, co działo się wokół. Ptaki szybowały wysoko na niebie, przecinając ciemne chmury. Latały w kręgu, nie lądowały, tylko bacznie obserwowały przestrzeń poniżej. Szukały miejsc, które mogłyby stać się bezpiecznymi schronieniami, wiedząc, że gdy deszcz zacznie padać, ich lot stanie się bezcelowy.
Czereśniowa Łapa stawiała ostrożnie długie, smukłe łapy, poruszając się cicho i delikatnie, niczym sarna przemierzająca otwarte przestrzenie. Wreszcie dotarła do lasu, który rozpościerał się przed nią, pełen tajemniczych ścieżek i zacisznych zakątków.
Biedronkowe Pole jednak nie zatrzymała się, tylko szła dalej w głąb lasu. Omijała drzewa, spoglądając na nie w dziwny sposób, jakby czegoś szukała. A może sprawdzała coś? Czereśniowa Łapa starała się ją dogonić, ale jej ruchy były trudne do przewidzenia. W końcu wojowniczka zatrzymała się przy największym drzewie, które wyróżniało się wśród innych. Jego pień był pokryty licznymi „bliznami” — śladami kocich pazurów. Gałęzie drzewa rozciągały się na wszystkie strony, a wśród nich małe, zielone listki powiewały delikatnie na wietrze, zasłaniając niebo. Mech porastał pień z kilku stron, a wokół niego rosły małe kwiatki, które ozdabiały ziemię. Czereśniowa Łapa nie była pewna, czy to zioła, ale ich piękno przyciągało jej wzrok.
Mentorka stanęła przed nią, zasłaniając widok na drzewo. Przez chwilę patrzyła na nie, analizując każdy szczegół.
— Na to drzewo wspina się najwięcej uczniów, ponieważ jest dobre do nauki. Dzisiaj i ty na nie wejdziesz — powiedziała spokojnie, po czym odwróciła się do swojej uczennicy. Zanim Czereśniowa Łapa zdążyła zareagować, Biedronkowe Pole odwróciła się plecami, wskoczyła na pień, a następnie zgrabnie wdrapała się na jedną z gałęzi.
Czereśniowa Łapa śledziła każdy jej ruch z uwagą, wyłapując najmniejsze detale. Zauważyła, jak pracują mięśnie mentorki, jak starannie układają się jej łapy na korze, a ogon balansuje, pomagając utrzymać równowagę. Kiedy usłyszała szelest, jej uszy drgnęły, jakby coś wewnętrznie nakazywało jej powtórzyć te ruchy. Jednak uczennica powstrzymała się, czekając na polecenia Biedronkowego Pola, gotowa na dalsze wskazówki.
— Wspinaczka na drzewa nie jest taka trudna — zaczęła Biedronkowe Pole, patrząc na uczennicę. — Wyciągasz pazury i chwytasz się drzewa. Wchodząc w górę, musisz puścić korę, wybić się do góry, a w odpowiednim momencie znów ją chwycić. Kiedy chcesz wejść na gałąź, możesz znaleźć się pod nią, skoczyć i chwycić ją pazurami. Jednak ja wolę wchodzić ponad nią i zeskakiwać — wyjaśniła z pewnością, machając ogonem i spoglądając z góry na uczennicę.
Czereśniowa Łapa zafascynowana słuchała, starając się zapamiętać każdy szczegół. Mentorka zgrabnie zeskoczyła z gałęzi na pień drzewa, a potem zsunęła się na ziemię, lądując lekko i pewnie. Zatrzymała się tuż obok uczennicy.
— Schodzenie jest trudniejsze — kontynuowała Biedronkowe Pole, patrząc na uczennicę. — Możesz zeskoczyć prosto na ziemię z niskich gałęzi. A gdy jesteś wyżej, schodzisz gałązka po gałązce. Jednak możesz też wrócić na pień, puszczając się i łapiąc znów drzewa, powoli schodząc na dół — dodała, kończąc wyjaśnienia.
Usiadła na lekko mokrej ziemi, nie przejmując się wilgocią, bo była do niej przyzwyczajona. Otuliła ogonem łapy, a potem skinęła głową w stronę drzewa. To był jasny znak, że teraz przyszła pora na Czereśniową Łapę.
Szylkretowa przełknęła ślinę, podchodząc do pnia drzewa. Choć nie odczuwała strachu, jak przy pływaniu, czuła lekki dreszczyk niepewności, który łaskotał ją po karku. Przykuśtykała do drzewa, gotowa do skoku, poruszając pupą i ogonem, aby dobrze wyskoczyć. W końcu wyskoczyła w górę! Wysunęła pazury i mocno chwyciła się pnia. Zawisła nad ziemią, nie wyżej niż wysokość królika bez uszu. Zaskoczona łatwością, z jaką pazury wbijały się w drzewo, zamrugała. Postawiła uszy do przodu i zrobiła pewną minę. Cofnęła się nieco, starając się przenieść ciężar na tylne łapy. Puściła korę przednimi łapami i wybiła się tylnymi wyżej. Znowu chwyciła korę, raniąc ją ostrymi pazurami. Czereśniowa Łapa czuła się jak w swoim żywiole! Zdecydowanie lepiej radziła sobie na drzewie niż w wodzie. Gdy dotarła do najniższej gałęzi, zeskoczyła na nią. Zachwiała się niebezpiecznie, ale udało jej się utrzymać równowagę.
Spojrzała w dół na Biedronkowe Pole. Jej mentorka wydawała się teraz dużo mniejsza. Uczennicę zaczęło ciekawić, czy gdyby wspięła się wyżej, mogłaby zobaczyć tereny klanów. Na pewno byłby to cudowny widok. Jednak kotka nie czuła się na siłach, by wspinać się tak wysoko. Musiała przecież jeszcze zejść! Zeskoczenie byłoby najprostsze, ale chciała nauczyć się schodzić w bardziej skomplikowany sposób. Wystawiła małą część języka. Chwyciła się pazurami pnia i ostrożnie zaczęła schodzić w dół. Czuła się niepewnie, mając ograniczoną widoczność, ale z determinacją starała się zachować równowagę. Na szczęście szybko wylądowała na mokrej ziemi.
— Dobrze ci poszło, szybko załapałaś, o co chodzi, teraz czas na podróż w koronach — powiedziała Biedronkowe Pole, a następnie błyskawicznie znalazła się na drzewie. Była w tym tak doskonała, tak szybka! Czereśniowa Łapa poczuła, że chce osiągnąć tę samą perfekcję! Wiedziała, że kluczem do tego było pozbycie się strachu przed upadkiem. Uczennica, choć wolniej niż mentorka, również wspięła się na drzewo. Usiadła na innej gałęzi, obawiając się, że dwa koty na tej samej gałęzi mogłyby ją niebezpiecznie obciążyć i spowodować złamanie.
— Rób to, co ja — poleciła mentorka, zbliżając się do końca gałęzi. Gałąź zachwiała się, ale wojowniczka w odpowiednim momencie odbiła się od niej i chwyciła inną. Już na drugim drzewie usiadła i czekała na ruch Czereśniowej Łapy. Uczennica niepewnie przyglądała się temu wszystkiemu. W końcu pełna wahania, przeszła na gałąź, na której wcześniej siedziała Biedronkowe Pole, i zrobiła dokładnie to, co ona. Robiła to po raz pierwszy, więc ledwo co trafiła w gałąź. Chwyciła ją pazurami w popłochu, ale mentorka nie zareagowała. Czereśniowa Łapa przełknęła ślinę, a po kilku chwilach wysiłku, przysiadła obok Biedronkowego Pola. Ta spojrzała na nią z iskierką dumy w oczach, ale szybko odwróciła wzrok i spojrzała w głąb lasu. Przez chwilę siedziała w zamyśleniu. Uczennica podążyła za jej wzrokiem, ale nie dostrzegła nic konkretnego. Jednak ta cisza miała na nią uspokajający wpływ.
Nagle spokój przerwał błysk nieba, a potem huk! Uczennica podskoczyła na gałęzi, prawie spadając z niej. Szybko nastawiła uszy, obserwując wszystko dookoła. To burza! Czy dlatego Biedronkowe Pole zamilkła? Chciała, by Czereśniowa Łapa się zestresowała? Kotka otrzepała się, próbując zrzucić stres, i spojrzała ponad korony drzew. Ciemne chmury kłębiły się nad nimi, a po chwili na nos uczennicy spadła kropla wody. Kichnęła od razu, rozglądając się w poszukiwaniu rozwiązania. Powinna już zejść? Czy poczekać na polecenie mentorki?
Nie musiała długo czekać na odpowiedź, bo Biedronkowe Pole zeskoczyła na mokrą trawę. Kotka szybko podążyła jej śladem, nie chcąc być poza obozem podczas burzy. Mentorka machnęła ogonem i ruszyła w stronę obozu. Obie szły blisko siebie, nasłuchując huków grzmotów. Co jakiś czas niebo rozświetlały błyskawice. Ptaki lądowały na drzewach, a mniejsze piszczki chowały się w norach. Deszcz przybierał na sile z każdą sekundą, a kotki były już przemoczone do suchej nitki. Czereśniowa Łapa wiedziała, że przez następne godziny będzie musiała doprowadzić futro do normalnego stanu. Czuła, jak czarna sierść ciąży jej na ciele, a ogon już sunął po ziemi.
Idąc w ślady Biedronkowego Pola, przepłynęła rzekę do obozu. Przekroczyła roślinność i stanęła w wejściu. Koty w obozie już biegały, zbierając kociaki, karmicielki, starszych i najmłodszych uczniów w legowiskach. Małe kulki futra biegały za matkami, by schować się w żłobku. Przez upał wiele kotów przesiadywało nad wodą i też stamtąd wracały. W końcu Biedronkowe Pole machnęła ogonem, zwalniając Czereśniową Łapę ze szkolenia.
— Dziękuję za trening, Biedronkowe Pole — miauknęła krótko kotka, odzywając się po raz pierwszy tego dnia. Chciała podnieść ogon i machnąć nim na pożegnanie, ale był za ciężki. Uczennica ukryła się w legowisku wyznaczonym dla kotów jej roli. Usiadła na ziemi przy posłaniu i zaczęła suszyć futerko.
[1628 słów, poznana umiejętność - wspinaczka na drzewa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz