- Dziękuję! - odpowiedział liliowy. - Uczę się od najlepszych.
- Dobra, teraz ja atakuję! - powiedział niespodziewanie, po czym zamachnął się łapą na Mniszka i szybko odskoczył. Tamten zrobił unik. Potem skoczył na niego, starając się go powalić. W końcu podciął tamtemu łapę, powodując jego upadek.
- Powtórzymy to jeszcze raz. I będziemy powtarzać aż uda ci się nie zostać powalonym na ziemię.
Zaatakował Mniszka jeszcze raz, po czym jeszcze raz aż do skutku. Za każdym razem wprowadza niewielkie zmiany, by uczeń nie przyzwyczaił się do jednego typu ataku w jeden sposób. W końcu jego uczniowi się udało.
- Świetna robota! Moim zdaniem na dziś wystarczy, hę? Chodź na polowanie, w domu czeka reszta, a jak coś zdobędziemy, wracamy do domu.
- Nooo, jestem głodny jak wilk!
- A nie jak wilczak?
- Kto?
- Wilczak, członek Klanu Wilka. Dziwny klan, wolę nasz stary dobry Klan Klifu. Jak dobrze by było już do niego wrócić…
***
Pochmurny Płomień szedł cicho przez miasto, w cieniu legowisk dwunożnych, za nim szedł również Mniszek. Trzymał w pysku zawinięte w liście skarby zebrane w mieście i maliny, tak samo jak Mniszek. Zbierał się na to od dobrych paru księżyców, a teraz wreszcie to zrobi. Wróci do Klanu Klifu. Odkąd opuścił Klan Klifu po swojej dosyć głupiej wpadce, minęło sporo czasu, wyglądał nieco doroślej, nabrał więcej mięśni, bo jednak wcześniej był przynajmniej w swojej opinii dosyć młody. Chciałby również stwierdzić, że przybrał na wadze, ale ku jego niezadowoleniu nie mógł się najadać tak, jakby sam chciał, posiłki, na które był w stanie liczyć w mieście, zazwyczaj nie dorównywały tym w klanie. Na ogół nie żyło mu się tam tak źle, lubił tu mieszkać, ale jednak zatęsknił trochę za klanem. Nie miałby w sumie większego problemu, aby wrócić, gdyby nie pewno zdarzenie. Gdy raz udali się na tereny niczyje, spotkał tam Mamrok, pieszczoszka miała w sobie coś niezwykłego, nie potrafił pozbyć się jej ze swoich myśli i w sumie tego nie chciał. Nie owijając w bawełnę, zakochał się. Zakochał się w Mamrok. Ciężko mu było teraz ją opuścić, bo w sumie zbliżyli się nieco do siebie. Dzisiaj zasnęła u jego boku, gdy odpoczywali w domu, tak właściwie jego, bo szylkretka nie potrafiła na stałe opuścić swoich dwunożnych, najchętniej zostałby przy niej już na zawsze, ale Lew go obudził i musiał iść w drogę. Miał nadzieję, że Mamrok będzie o nim pamiętać, on o niej już na zawsze… Ale no nic, jak na razie była bezpieczna, z Lwem i Misty, którzy nadal jak głupi zgrywali, że nie są parą i będzie sobie żyła bezpiecznie do szczęśliwej starości w ciepłym legowisku swoich dwunożnych.
- Pochmur! Zwolnij! - Dosłyszał głos Mniszka zza siebie. Odwrócił się i uświadomił sobie, że nie idzie sam.
Spojrzał przepraszająco na liliowego i nieco zwolnił. Młodszy kocur niedawno częściowo ogłuchł, musieli się do tego przyzwyczaić i wymyślić jak nieco ułatwić komunikację.
Szli dalej przez miasto, mijając budynek za budynkiem. Pochmurny Płomień przyzwyczaił się już do zapachów miasta, drogi grzmotu, potworów. Szczerze mówiąc, zatęsknił za zapachami lasu, łąk i wielkiej wody. Pragnął znów móc położyć się w miękkim legowisku z mchu na półce wojowników, zapolować z patrolem na zwierzynę. Klanowy kot zawsze pozostanie klanowym kotem, choćby w niewielkiej odrobinie, ale tego się nie da porzucić raz na zawsze ani zapomnieć.
Wyszliśmy poza miasto, zaczynało już dobrze świtać. Słońce wznosiło się zza horyzontu, zza terenów klanowych, łąk, wód, drzew. Słychać było śpiew wróbli skaczących wśród nielicznych krzewów. Powiew chłodnego wiatru zmierzwił mu futro. Pognał przed siebie, by rozprostować trochę łapy, ostatecznie rzucając się w trawę i tarzając się w niej. Podobała mu się ta przyjemna wilgoć rosy. Przysiedli tak z Mniszkiem, by odpocząć, wpatrując się w piękny widok po ich prawej stronie.
Wrócili do wędrówki, jak na nieszczęście Pochmurnego Płomienia co chwila musiało zainteresować coś nieistotnego i przyjaciel musiał go zmuszać, by ruszył się z miejsca i szedł w kierunku Klanu Klifu, szkoda, że liliowy nie zna drogi, bo jednak on nie należy do najlepszych przewodników… zdecydowanie. Ale jak na razie udało mu się nie zostać potrąconym przez potwora, nie wdać się w żadną bójkę i ich nie zgubić, w jego przypadku to naprawdę duże osiągnięcie i jest z niego niesamowicie dumny.
- Rzekaaaa! - wrzasnął na widok wody. Gdyby Mniszek już nie był częściowo głuchy, pewnie w tym momencie by ogłuchł, ilość decybeli w przypadku tego dźwięku była znacznie zbyt wysoka. Pochmurny Płomień wskoczył bez zastanowienia na pierwszy z kamieni tworzących ścieżkę na drugi brzeg, po czym przeskoczył na drugi, ale łapa mu się poślizgnęła i wleciał do wody. - ZIMNO, POMOCYYYY! - Woda była trochę zbyt zimna. Dał o tym znać wszystkim i wszystkiemu w okolicy. Raczej ta informacja nie jest im potrzebna do życia, ale to już nie jego problem, musiał głośno wyrazić swoje niezadowolenie.
Podpłynął i próbował wspiąć się na kamień, z którego zleciał i prawie by mu się to udało, gdyby nie mokre łapy i mokry ochlapany przez niego kamień, z którego znowu się ześlizgnął.
- Czas wykorzystać siłę nadpobudliwości i debilizmu razem wziętych - mruknął pod nosem. Wspiął się na wcześniejszy, suchy kamień, przeskoczył na drugi, a z niego z poślizgiem wybił się na kolejny, z którego również się ześlizgnął, ale tym razem zamiast spokojnie wydostać się z sytuacji wystrzelił w powietrze, jak oparzony lądując na kamieniu. Cel osiągnięty. Uśmiechnął się zadowolony z siebie i swojego wspaniałego pomysłu. W podobny sposób dostał się na drugi brzeg i spojrzał na mniszka. Mniszek wpatrywał się w niego z zażenowanym wyrazem pyska.
- Nie mogłeś po prostu ostrożnie przejść? - zadał mu pytanie retoryczne, którego retoryczności rzecz jasna nie zauważył.
- Hmmmmm. Teoretycznie tak, ale nie umiem ostrożnie. Hehe. - Zrobił w tym momencie tak głupi i tępy z razem wyraz pyska, że już gorzej pokazać się nie mógł. Lepiej by trochę się ogarnął przed dojściem na granice, bo jak podczas rozmowy ze Srokoszową Gwiazdą nie chce wypaść na głupka i zostać wygnanym permanentnie lub zabitym, jak na razie liczy na to, że niebieski mu przynajmniej nie złoi skóry.
Gdy dotarli pod granicę, wstrzymał oddech. Nie wiedział, ile będzie musiał czekać na patrol, co jeszcze bardziej go zestresowało. Usiadł na trawie, kiwając jedną z tylnych łap. Taki tik nerwowy, miał tak od urodzenia, ledwie pierwszy raz usiadł, a już mu się ta łapka kiwała, nic na to nie poradzi. W oddali zaczęły pojawiać się sylwetki kotów. Miał nadzieję, że w patrolu znajdą się koty, które będą mu w miarę przychylne, pierwsze wrażenie jest w końcu najważniejsze a ci, którym podpadł… mogliby to nieco utrudnić. On sam futro ma czyste i ułożone, postawę luźną, ale poprawną a na pysku maluje się dosyć nieodbiegający od normy wyraz. Jego wygląd wyjątkowo nie odrzuca i nie zniechęca do niego samego. Pod tym względem, udało mu się osiągnąć niemożliwe. Mniszek będący wyraźnie zestresowany, nawet bardziej niż on, wyglądał równie nienagannie.
- Pochmurny Płomieniu? Jak myślisz, jak zareagują na nasz powrót? - zapytał go Mniszek.
- Nie mam pojęcia… Myślę że ja raczej nie zostanę zbyt ciepło przywitany. Ty to co innego, nic nie zdążyłeś odwalić, poza tym wielu uważa cię za martwego, więc nieźle ich zaskoczysz swoim pojawieniem się tutaj, cały i zdrowy.
Siedzieli tak dalej, a ciemne wcześniej sylwetki w oddali zaczęły się przybliżać i stawały się coraz bardziej wyraźne. Gdy koty były już na tyle blisko, że mogli wyczuć ich zapach, udało mu się określić tożsamość dwóch z idących w trzyosobowym patrolu kotów. Jednym z idących była jego dawna chwilowa uczennica, Jastrzębia Łapa, zapewne już wojowniczka a drugim Kruszynowa Knieja, jego dawna mentorka, niemłoda jeszcze w czasie szkolenia burego, teraz już dosyć sędziwa kotka. Po chwili zastanowienia i odnalezieniu gdzieś w zwojach mózgowych pozostałych znanych kocurowi członków klanu w trzecim kocie rozpoznał Śliwową Ścieżkę, brata i przyjaciela jego mentorki. Dał znać Mniszkowi, by podążał za nim i wyszli naprzeciw patrolowi. Pochmurny Płomień postanowił odezwać się jako pierwszy i przy okazji nie palnąć głupoty.
- Witam. Oto ja, Pochmurny Płomień a obok mnie jest Mniszek. Ja w sprawie powrotu do klanu… Srokosz mnie nie zabije?
- Zabiłby cię, gdyby sam nie był martwy - odpowiedziała mu Kruszynowa Knieja. - Na twoje szczęście niedawno od nas odszedł. Powiedz mi tylko, skąd wyciągnąłeś tego drugiego kota - dodała wskazując głową na Mniszka.
- Mniszek? To brat Jastrzębiej Łapy ma się rozumieć.
- Mniszek? Ty żyjesz? - Odezwała się Jastrząb, która już od początku zdawała się patrzeć na liliowego kocura. jakby sobie coś przypomniała.
- Żyję i mam się dobrze. Udało mi się przeżyć atak jastrzębia i ten pajac wreszcie mnie odprowadził do klanu.
- A kto jest teraz przywódcą? - wtrącił Pochmurny Płomień. - Bo nie wiem, czy mam się bać. I co u moich sióstr - dorzucił prędko. Miał nadzieję że z jego ukochanymi siostrzyczkami wszystko w porządku.
- Nową przywódczynią jest Liściasty Wir, obecnie Liściasta Gwiazda. Melodyjny Trel ma się w porządku, ostatnio urodziły jej się kocięta, Gąsieniczek i Strzępka. Ale Podniebny Lot… Podniebny Lot niestety odeszła już dobre parę księżyców temu. A tak przy okazji ja już skończyłam trening i moje imię wojownika to Jastrzębi Zew.
- Spóźniłem się… Biedna siostrzyczko nie mogłem się z tobą pożegnać… Ale no nic, przynajmniej mam teraz małego bratanka i bratanicę. Będę miał komu opowiadać moje miejskie historie. Bo chyba Liściasta Gwiazda mnie przyjmie? Prawda? PRAWDA? Nie musi być super miła, niech przynajmniej dostanę schronienie, miejsce do spania i choćby najgorsze odpadki ze sterty zwierzyny, będę chodził na patrole, nie będę rozrabiał i przyniosę dumę naszemu klanowi, możecie być pewni!
- Będzie dobrze, nie ma co dramatyzować. Chodźmy już do obozu.
Całą drogę Pochmurny Płomień paplał wesoło o tym, co go spotkało w czasie, gdy żył w mieście, wykrzykiwał co chwila na widok pamiętanych sprzed księżyców miejsc, gdzie niegdyś bawił się z innymi uczniami, uczył się, polował. Cieszył się niezmiernie ze swojego powrotu do Klanu Klifu, jego prawdziwego domu. Nie pamiętał, już co takiego głupiego wypaplał wtedy na zgromadzeniu, zazwyczaj dosyć szybko zapominał, gdy się z kimś pokłócił, potrafił przyjaźnić się z kimś już następnego dnia, jakby wcale nie było sprzeczki. Miasto go trochę zmieniło, stał się ostrożniejszy, mniej się awanturował i był po prostu pocieszną maskotką dla klanu, choć sam by tego tak nie nazwał.
Mniszek cieszył się z obecności Jastrzębiego Zewu na patrolu, w końcu byli rodzeństwem. Pochmurny Płomień, przyglądając się im, nie mógł się doczekać, gdy zobaczy Melodyjny Trel i zarazem bardzo tęsknił za Podniebnym Lotem. Żal mu było śmierci młodej wojowniczki, jego kochanej siostry. Jednak wiedział już że życie nie jest sprawiedliwe i w sumie nie pochylał się zbyt długo nad tą sprawą, bo w końcu nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem czy zmarłą siostrą, należy wierzyć mocno że jest teraz szczęśliwa w Klanie Gwiazdy i właśnie w to wierzył Pochmurny Płomień, idąc z resztą grupy, pogwizdując wesoło. Teraz jest w klanie i powiedziałby, że nie ma zamiaru tego zmieniać, gdyby był tego pewien, w końcu nie wiedział, co mu życie przyniesie lub jaki głupi czy zwariowany pomysł wpadnie mu do głowy. Jedyne czego żałował to to że zostawił Mamrok samą, wiedział że będzie za nią tęsknił.
***
- Heeeeeejo Mniszku! - przywitał kumpla, siadając obok na skalnej półce. Gdy wczoraj wrócili do klanu, nie mieli zbyt dużo czasu, by porozmawiać, w końcu chcieli spędzić trochę czasu z bliskimi, których nie widzieli od tak dawna. Pochmurny Płomień większość czasu spędził w żłobku z pociechami swojej siostry i jego siostrą we własnej osobie.
- Witaj, Pochmurny Płomieniu - odpowiedział liliowy.
- O czym myślisz? - zapytał, Mniszek wydawał się dziwnie zamyślony.
- Zastanawiam się, jak teraz będzie wyglądać nasze życie. Zniknąłem z klanu jako kociak, nie wiem jak dokładnie działa świat dorosłych wojowników.
- Będzie bardzo podobnie, jak mieliśmy w mieście, tylko mniej walki o żarcie, mniejsza samowolka i jest nas więcej. No i mamy jakiekolwiek tereny, nie jak tam. Cieszę się że z powrotem tu jestem.
- Idziesz dzisiaj na wieczorny patrol? - zmienił temat Liliowy.
- Nie, wybłagałem Judaszowca, by pozwolił mi iść rano. A w ogóle, wiesz jakie super są te dzieci mojej siory? Kochane dzieciaki. Będę je odwiedzać codziennie, są przesłodcy, zarówno mały Gąsieniczek, jak i Strzępka. A i Strzępka jest taką samą parówką jak Melodia, wykapana matka, wyobraź sobie, nawet umaszczenie mają takie same. A Gąsieniczek to literalnie najlepsze imię, jakie słyszałem. Myślę że będę się dogadywać z młodym, sympatyczny z niego dzieciak. A i teraz będę lepszym bratem, jak i wujkiem, zatroszczę się o moje parówki i nie parówka.
- Co to parówka? - spytał zdziwiony Mniszek.
- Takie dobre taka kiełbaska, mięsko takie, co dwunożni mają, pyszna. Polecam.
{Mniszku?}
[2133 słowa, szkolenie Mniszka]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz