— Hej Pszczółko! Nie zjedz mi wszystkich poziomek! — poprosiła siostrę. Lubiła poziomki tak samo, jak ona. — Może poszłybyśmy razem na polowanie. Nie mamy już żadnej zdobyczy.
— Możemy pójść. Poranek nie poluje tak dobrze, jak my. Złapiemy mu coś. I Murmur.
— Tak. Chodźmy!
Oddaliły się na odległość kilkudziesięciu ogonów lisa od obozowiska. Mgiełka już po chwili wyczuła subtelną woń myszy gdzieś niedaleko. Przybrała pozycję łowiecką i stawiając cicho kroki, by nie spłoszyć stworzonka, poczęła się skradać. Skradała się z brzuchem nisko przy ziemi, jednocześnie nie trąc nim po podłożu. Gdy była już na tyle blisko zwierzątka, że była w stanie zobaczyć je z między kępki trawy, w którym siedziało i jednocześnie na tyle daleko by ono nic nie podejrzewało, wykonała sus. Chwyciła niewielką w porównaniu do niej myszkę o jasnobrązowej barwie futerka. Zanim zwierzak zdążył pisnąć, przegryzła mu niewielkie gardziołko i podeszła pod jedno z drzew. W ziemi pod nim wykopała niewielki dołek, wsadziła tam piszczkę i przysypała ziemią, po czym wróciła do polowania. Zaczęła uważnie nasłuchiwać czy aby coś niewielkiego nie tupta gdzieś w trawie. Gdy udało jej się usłyszeć kolejną mysz, ponownie przybrała pozycję łowiecką, zaczęła się skradać i oddała zgrabny sus, łapiąc kolejną zdobycz. Tą również zakopała i wróciła do polowania. Złapała jeszcze jedną czy dwie myszki, wykopała spod ziemi te wcześniejsze i wróciła do siostry.
— Co złapałaś? — spytała się Pszczółka.
— Cztery myszy. A ty?
— Ja też mam cztery. Myślisz, że wystarczy?
— Powinno wystarczyć. Ja zjem jedną, ty zjesz jedną, Poranek i Murmur też i jeszcze zostanie na następny posiłek. A jeśli zjemy po dwie, po prostu szybciej pójdziemy razem na kolejne polowanie.
Wróciły do obozowiska. Wzięły po jednej myszy i usiadły z boku. Rozpoczęły wspólny posiłek.
— Wiesz, tęsknie już za Owocowym Lasem. Chcę do domu. — wyznała siostrze.
— Ja też. Ale co jeśli Daglezja jeszcze bardziej oszalała? Ona nadal tam jest.
— Właśnie to mnie martwi. Chciałabym do domu, ale nie powinnyśmy ryzykować.
— Szczególnie jeśli chodzi o nasze życie. Mi w sumie tutaj dobrze.
— Ja tęsknie za resztą kotów, która tam została. Szczególnie za mamusiami, najbardziej to za Świergot, za Jeżyną i Czernidłakiem też tęsknię. A co jeśli Daglezja coś im zrobiła? Po takich wariatach wszystkiego można się spodziewać. Murmur nie mogła się pomylić co do znaku danego nam przez Wszechmatkę, skoro reszta za nim nie poszła i go nie dostrzegła, powinniśmy ją błagać, aby uchroniła ich przed Daglezjową Igłą, jej wariactwem i gniewem.
— Miejmy nadzieję, że temu głuptasowi Mrozowi nic nie zrobiła. Wszyscy poszliśmy, a on jeden mówi, że zostaje. Jeśli coś mu się stało to jego wina, że tam został. Choć nadal byłoby mi go szkoda, w końcu to nasz brat.
— Mi też... Jak myślisz, ile musimy odczekać, by było już na pewno bezpiecznie?
— Nie mam pojęcia. Może Wszechmatka da nam znak, by wrócić.
— A jeśli go nie da? Może zróbmy tak, jeśli w ciągu trzech księżyców nic się nie stanie, to wracamy do domu. Już wystarczająco długo tutaj tkwimy.
— Jestem za. A co z resztą?
— Jeśli będą chcieli, to wrócą z nami, jeśli nie, niech zostaną. Choć mam wrażenie, że Promyk by nas samych nie puścił, poszedłby z nami. — Stwierdziła Mgiełka. Znała swojego brata, wiedziała, że można na nim polegać i on by ich samych nie zostawił ani nie puścił nigdzie. Jej brat jest najlepszym bratem na świecie.
* * *
— Mgiełka! Mgiełka? Wszystko w porządku?
— AAAAAAAAAAAAAAA POMOCY BORSUK, BORSUK! — wrzasnęła tylko. Nagle cały obraz zniknął jej sprzed oczu, a zamiast tego zobaczyła zatroskanego Poranka wpatrującego się w nią, miotającą się na posłaniu.
Poraneczku, jakie to było straszne! Tam był borsuk, taki ogromny i on chciał mnie pożreć, i był tak wielki, że pod jego łapami łamały się drzewa! O Wszechmamusiu, jak ja się strasznie bałam, jak ja się bałam! — Zaczęła opowiadać, żywo gestykulując. — Jak dobrze, że to tylko zły sen, borsuki są okropne. — dodała, wtulając się w białe futerko brata. — Pamiętasz, jak kiedyś uratował nas patrol Owocowego lasu? Jak dobrze, że nas wtedy znaleźli i ocalili; nie chciałabym stać się przekąską dla borsuka. Promyczku… Ja chcę do domu. Wymyśliłyśmy z Pszczółką, że zaczekamy sobie kilka księżyców na znak od Wszechmatki, a jeśli wcześniej się nie pojawi, wrócimy do Owocowego Lasu jak miną te trzy księżyce, lub coś koło tego. — powiedziała, po czym wróciła na posłanie i położyła się spać. Na szczęście nie śnił jej się już żaden inny koszmar i dobrze, jeśli zobaczyłaby kolejnego borsuka, z pewnością dostałaby zawału.
* * *
— Może w następną Porę Nowych Liści… I ja zostanę mamą. — powiedziała sama do siebie. Bardzo by tego chciała, ale pewnie będzie musiała poczekać trochę dłużej. Ale z pewnością będzie warto. Teraz skupi się na oczekiwaniu powrotu do domu.
[1507 słów]
[przyznano 30%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz