Murmur cmokała cicho pod nosem, intensywnie przeszukując swój prowizoryczny składzik, ulokowany wśród plątaniny korzeni grabu. Wiosenne deszcze porządnie wymyły glebę mieszczącą się między nimi, pozostawiając puste szpary, idealne do chowania w nich przeróżnych medykamentów. Widziała zasuszone liście pokrzywy, truskawki, parę jagód maku owiniętych w szeroki, dębowy liść, zwinięte w ciasny rulonik liście wierzby, dobrze zachowany korzeń trybuli... Wymieniała tak wszystkie widziane przez siebie zioła w myślach, aż nie natrafiła na to, którego szukała. Bylinę zwaną glistnikiem jaskółczym zielem, posiadającą zgrabne, żółte kwiatki, które jednak nie były w stanie zamaskować jej specyficznego smrodku. Kotka ostrożnie wydzieliła potrzebną jej porcję do przeżucia. Wiedziała, że nie może z nim przesadzić. Roślina, mimo swych leczniczych właściwości, w zbyt dużej dawce mogła skutkować wieloma powikłaniami, biegunkami, wymiotami, a dla starszych i uczniów - nawet śmiercią. Z cierpliwością przeżuła jej liście na gładką, maślaną wręcz masę, którą następnie umieściła na jednym z dębowych liści, zebranych dla niej przez Pszczółkę zeszłego wieczoru. Mimo braku szczególnych właściwości samych w sobie, liście dębu były nadzwyczaj przydatne w medycynie i stanowiły jeden z podstawowych części wyposażenia każdej lecznicy, przynajmniej z takiego założenia wychodziła Murmur. Pomagały w wydzielaniu dawek leków, przenoszeniu ich z miejsca na miejsce, a także chroniły resztę ziół przed wilgocią, mogącą się zbierać po opadach w okolicach składzików.
— Pomóc ci jakoś? — zamruczał Chwast, przystając przy niższej mentorce.
Murmur, zamiast wykonać charakterystycznego dla siebie wzdrygnięcia bądź wydania cichego, zaskoczonego pisku, przybrała zdziwioną minę. Podniosła łeb i spojrzała w pomarańczowe ślepia kocura stojącego nad nią. Zmienił się. Nie był już pulchnym uczniakiem, tuptającym koło jej łap, chodzącym na wspólne podróże wraz z zielarzami i szamanami, podczas których wszyscy wspólnie zbierali zioła. Przerósł nią samą, a przez życie w dziczy nabrał mięśni, których z pewnością brakowało niejednemu klanowemu medykowi. Jego umiejętności medyczne także były już na bardzo wysokim poziomie. Szynszylowa nawet nie zauważyła, gdy jej ton, z nauczycielskiego, pouczającego swego podopiecznego, stał się lżejszy, ufny. Wiedziała, że jego zdolności jej nie zawiodą i że przekazała mu wszystko, co sama umiała.
— W oko Mgiełki wdała się infekcja. M-mógłbyś pójść do niej i p-pomóc jej z nałożeniem tego? — spytała, ruchem ogona wskazując na przygotowaną przez siebie maść.
Rudy pokiwał zgodnie głową, chwytając zawiniątko w pysk i kierując się w stronę czekających na medyka sióstr. Murmur obserwowała z odległości, jak wspólnie się śmieją, a Chwast ucisza swą szylkretową siostrę, by móc w spokoju nałożyć jej specyfik w okolice ślepia, bez ryzykowania, że wepchnie jej go do nosa, ucha, pyska czy innego otworu, jaki znalazłby się na łaciatym obliczu Mgiełki.
Po skończonej pracy, terminator powrócił do swej mentorki, zajmując miejsce przy jej boku. Czuła na sobie jego podejrzliwy, badawczy wzrok, którym obrzucał ją za każdym razem, gdy na jej mordce pojawiał się dziwny grymas, wywołany biegnącymi przez jej umysł myślami. Tym razem jednak ona sama podjęła się rozmowy, nie czekając, aż młodszy spyta ją o to, co zaprzątało jej łepetynę.
— W-wiesz, Chwaście... — zaczęła, zbierając się w sobie — To trochę głupie, nawet b-bardzo, zważając na twój wiek, jednak dopiero sobie uświadomiłam, ż-że mimo księżyców spędzonych pod m-moim skrzydłem, wciąż nosisz miano mojego u-ucznia... — Słysząc te słowa, uszy rudego się wyprostowały, jednak nie ośmielił się on przerwać starszej — Toteż... Wiem, że wolałbyś z-z pewnością dostąpić tej ceremonii w nieco i-innych okolicznościach, jednak... Nie mamy za dużo o-opcji. Chwaście, przekazałam ci już całą swoją wiedzę. To czas, abyś sam stał się prawowitym medykiem, a nie tylko jego uczniem — dokończyła. Sama była w szoku, że ostatnie zdania udało jej się wypowiedzieć bez zająknięcia, a wnioskując po minie Poranka, on także był tym zaskoczony.
<Poranku?>
[593 słowa + zbieranie ziół w towarzystwie zielarza/szamana]
[przyznano 6% + 5%]
Wyleczeni: Mgiełka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz