— Można tak powiedzieć, ale łatwo go spławiłam kosztem biednej Borówki — miauknęła szylkretka, marszcząc nos na wspomnienie dzisiejszego spotkania.
Żywiczna Mordka mruknął jedynie w odpowiedzi. Było mu głupio za natrętnego brata, ale co miał poradzić. Do Bluszczowego Poranka nikt nie docierał poza Baranim Łbem, który nie widział nic złego w zachowaniu dawnego ucznia.
— Wiesz, ja m-mam już kogoś na oku, Żywico — dopowiedziała po chwili Berberys, sprawiając, że piszczka prawie stanęła mu w gardeł.
Poczuł dziwne kłucie w klatce piersiowej i zaskoczony spojrzał na przyjaciółkę. Nim jednak zdążył nawiązać z nią kontakt wzrokowy, ta spuściła łeb. Pochylił się nad nornicą, zastanawiając się nad słowami szylkretowej. Nie spodziewał się, że kotka kogoś lubi. Nigdy w sumie mu o tym nie mówiła. Zaczął zastanawiać się kim jest ten farciarz lekko zasmucony tym, że nie zauważył tego wcześniej. W końcu był jej przyjacielem, powinien lepiej orientować się w jej życiu miłosnym. Rozejrzał się po klanie, starając się namierzyć sympatię Berberys albo chociaż zgadnąć kim mogłaby być. Bluszczowy Poranek na pewno odpadał, Zachwaszczona Ścieżka wydawał się zbyt... obojętny na wszystko jak na obiekt miłośny wojowniczki, a więc może Węgorzy Grzbiet? Spojrzał na czarnego wojownika rozmawiającego z zapałem o czymś z Miodową Chmurą, ale go też po chwili odrzucił, stwierdzając, że kotka nawet nigdy z nim nie gadała. Z każdą uderzeniem serca zostawało mu coraz mniej kandydatów, wszyscy wydawali zbyt puści lub głupi, by zdobyć serce jego przyjaciółki. Właśnie jego przyjaciółki. Z nadzieją spojrzał na szylkretową, gdy do łba wpadł mu pomysł, że to on może być tym szczęśliwcem. Kotka już teraz jako przyjaciółka była najważniejszą osobą w jego dość krótkim życiu. Wiedział, że zawsze mógł na nią liczyć. Była dla niego oparciem w trudnych chwilach i tylko ona potrafiła go pocieszyć. Była prawdopodobnie najlepszą rzeczą jaka go w życiu spotkała. Spojrzał z nieśmiałym uśmiechem na kotkę, ale widząc zakłopotany pysk kotki, porzucił tą myśl. Nie, nie był jej godzien. Berberys była wspaniałą wojowniczką, była odważna, mądra i opiekuńcza, a on? On był zwykłą pierdołą i mazgajem, nie potrafiącym wypowiedzieć zdania bez zająknięcia. Na pewno nie mogła o nim myśleć w taki sposób. Nikt przecież o zdrowych zmysłach nie zainteresowałby się taką mysią strawą jak on. Zaczął się przeklinać w myślach swój mózg za podsuwanie mu tak absurdalnych pomysłów.
— A ty? Też ktoś ci się podoba? — zapytała kotka, przerywając mu przemyślenia.
Żywiczna Mordka przełknął ciężko ślinę. Próbował uciec od żółtych ślipi, ale miał małe pole do manewru.
— M-może — wymamrotał po chwili zawstydzony, nie wiedząc za bardzo co mógłby odpowiedzieć kotce.
— Kto to? — dopytywała zaciekawiona szylkretka, ale w jej głosie usłyszał dziwną smutną nutę. — No powiedz mi, wiesz, że nikomu nie wygadam — próbowała go przekonać do zwierzenia.
W łbie liliowego szalała prawdziwa burza myśli. Przecież nie mógł jej powiedzieć, że ją, bo na pewno by go odrzuciła, ale czy mógł skłamać? Wtedy jeszcze bardziej zaprzepaściłby swoje nikłe szanse, o ile jakiekolwiek posiadał.
— Eeee... — wyleciało jedynie z jego pyska. — T-ty p-pierwsza — mruknął jedynie, licząc, że zyska trochę czasu.
Na pysku kotki pojawiły się różne emocje na raz, że Żywicy było trudno jakkolwiek je określić. Ni to zakłopotanie, ni skrępowanie. Nie potrafił zrozumieć kotki w tej chwili, ale miał nadzieję, że zwierzy mu się jako pierwsza, że nie będzie musiał się ośmieszać.
— Z-zapytałam pierwsza — w końcu burknęła kotka. — Powiem ci jak ty powiesz — postanowiła Berberys, wpatrując się z nadzieją w niego.
Żywica poczuł jak serce zaczyna mu bić szybciej, a puls przyspieszać. Napotkawszy wzrok kotki poczuł się jeszcze gorzej. Zupełnie jakby miał zaraz zemdleć. Modlił się do Klanu Gwiazd o ratunek przed pilnym wzrokiem szylkretowej, ale jakoś żaden z wielkich przodków nie raczył go wysłuchać. Wziął głęboki oddech, mając wrażenie, że zaraz serce podejdzie mu do gardła.
— T-t-tęczo-owa Za-atoczka — skłamał, spuszczając łeb.
Nie był z siebie dumny. Jak zwykle stchórzył, skłamał jak zwykle. Poczuł łzy w ślipiach, przekonując się, że tak będzie lepiej. Zniszczyłby tylko Berberys życie, w chwili zagrożenia pewnie nawet nie umiałby jej obronić. Był zbyt beznadziejny jak dla takiej kotki jak szylkretowa.
— A-a t-ty? — wyjąkał, ocierając łzy łapą.
<Berberys?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz